Blixa Bargled i Teho Teardo byli gośćmi tegorocznego Industrial Festivalu we Wrocławiu.Przyjechali promować swój drugi album, Nerissimo, jednak jak sami zaznaczają, już pracują nad płytą numer trzy. O tym, jak brzmią molekuły, co jest nie tak ze współczesną muzyką i czym tak naprawdę jest industrial – porozmawiałam z nimi na kilka godzin przed koncertem.

Każdy z was pracował przy wielu projektach muzycznych, soundtrackach do filmów, sztuk teatralnych. Trudno było się wam dotrzeć na początku?
Blixa: Proces tworzenia muzyki jest kompletnie inny w każdym zespole. Jeżeli są w nim przynajmniej dwie osoby, chemia nieustannie się zmienia… W zespołach, w których działałem, czy to w Neubauten, czy w Bad Seeds, proces twórczy był kompletnie inny, miał tylko jeden wspólny mianownik – był staromodny. W tym sensie, że ludzie pracowali razem…
Teho: … w tym samym pomieszczeniu.
Blixa: Dokładnie. Pracując z Teho, jako duet, praca przypomina bardziej grę w ping ponga. Dwie osoby odzwierciedlają ten sam pomysł, zderzają się ich refleksje. Odbijają go od siebie, wciąż zmieniając. Preferujemy robić to w jednym miejscu, przebywając ze sobą.

Dlaczego jest to dla was takie ważne?
Teho: To po prostu przyjemność. Wolę taki system pracy.

Ale jest to pewne utrudnienie, przecież nie mieszkacie nawet w tym samym kraju.
Blixa: To nie jest problem, aż tak daleko do siebie nie mamy. Wysyłanie plików drogą elektroniczną zmienia zupełnie proces twórczy, to już po prostu nie jest to samo.
Teho: Chyba nigdy nic sobie wysłaliśmy w ten sposób. (śmiech)

Jesteście dosyć nietypowym duetem. Czy na początku nie mieliście problemów w porozumieniu się, pracy? Zderzyliście się ze stereotypami na temat swojego pochodzenia?
Blixa: Jest wręcz na odwrót. Kiedy Teho pokazuje mi swoje pomysły, jest bardzo dokładny, ma wizję. To jestem tą osobą, która je rozpierdala.
Teho: (śmiech) W międzyczasie Blixa nauczył się całkiem nieźle języka włoskiego…
Blixa: Tak, dostałem tymczasowy włoski paszport. (śmiech) Tak w ogóle, to Teho jest Austriakiem…
Teho: Nie mów tak!
Blixa: Tereny, na których się urodziłeś, należały do Austrii.
Teho: Tak, ale kiedy się rodziłem, były już włoskie. Moi rodzice pochodzą z Wenecji, najstarszej włoskiej osady.
Blixa: Okej, nie jesteś Austriakiem.

Idąc tym tokiem rozumowania ja jestem Niemką..
Blixa: Jesteś z Wrocławia? A wiesz, że Włosi dalej na Wrocław mówią Breslavia? Wychodzi na to, że nigdy nie zmienili nazewnictwa. W ogóle dowiedziałem się, że jest pociąg z Wrocławia, który jedzie cztery godziny do Berlina! A mnie wsadzili w pieprzony samolot z przesiadką we Frankfurcie!



Interesujecie się popkulturą?
Blixa: Nie. Jestem wręcz znany z tego, że nic nie wiem. Moi znajomi mogą rzucić dowolne nazwisko, a ja nie mam zielonego pojęcia, o kogo chodzi. Ostatnio dowiedziałem się, kim jest Kanye West, ale tylko dlatego, ze odwiedził Donalna Trumpa. (śmiech) Słyszałaś ten wiersz Leonarda Cohena o Kanye Weście? Jest genialny! “Kanye West Is Not Picasso”. (zaczyna cytować i śmiać się coraz bardziej)

A słuchacie współczesnej muzyki?
Blixa: Słucham radia. Moja ulubiona audycja to BBC 3 Late Junction, leci tam świetna muzyka  eksperymentalna i wszystko, co jest poza głównym nurtem.
Teho: Bardzo lubię schizofreniczną naturę tego programu. Znajdziesz tam wszystko.
Blixa: Swoją drogą niemieckie radio, którego czasami słucham, rano gra więcej włoskiej, niż niemieckiej muzyki. Wychodzi na to, że jestem lepiej poinformowany na temat tego, co się dzieje we Włoszech niż w Niemczech! (śmiech) Po prostu za każdym razem, kiedy słyszę piosenkę po niemiecku, mam ochotę wyłączyć radio… Zazwyczaj ta muzyka jest nie do zniesienia, jest bardzo zła… Wiem, że ci ludzie zdają sobie sprawę z mojego istnienia, wiedzą, kim jestem. I na pewno wiedzą, że jestem od nich dziesięć razy lepszy. (śmiech) Nie mówię, że jestem Picasso… ale jestem dziesięć razy od każdego niemieckiego wokalisty.

Okej…
Tak! Napisz to. Nie wstydzę się tego.
Teho: Mój przyjaciel nie jest wstydliwy.
Blixa: Oczywiście trzeba to ubrać w kontekst. Mam za sobą ponad czterdzieści lat kariery muzycznej.

We Wrocławiu zagracie z lokalnym kwartetem smyczkowym.
Blixa: W każdym mieście wynajmujemy taki kwartet. Tak jest po prostu taniej, ekonomicznie. Zapis nutowy jest uniwersalny, muzycy w danym mieście po prostu dostają wcześniej notację i przygotowują się do występu z nami.

Jesteście głównymi gwiazdami na Industrial Festivalu. Chociaż ty, Blixa, nie masz z tym słowem najlepszych skojarzeń…
Nie znosiłem, kiedy nas tak nazywali. Od zawsze. Dla mnie industrial to Throbbling Gristle. I koniec. To oni wymyślili ten termin. Potem zniknął na długi czas, następnie pojawił się w USA i określano nim tak różne rzeczy, od Ministry po NIN… wszystko było industrialem! Jeżeli używasz takich słów, w szczególności w dziennikarstwie muzycznym, trzeba być bardzo ostrożnym… Czym do cholery jest industrial? Monte Cazazza czy Marilyn Manson?



Po prostu nie chcę być szufladkowany. Raz napisałem piosenkę o tym, jak szufladkowanie muzyki zabiera przyjemność z pisania – New No New Age Advanced Ambient Motor Music Machine.

To bardzo pojemny gatunek.
To nawet gorzej! Teraz nagle wszystko jest industrialem. Wiesz, jaka była idea industrialu, tego prawdziwego? Chyba powiedział to sam Monte Cazzaza. Ale Genesis i Peter Christopherson zastosowali to w swojej sztuce. I to jest ta jedna, jedyna rzecz, o której wszyscy teraz zapominają.  MUSIC IS NO PLEASURE! (uderza dłonią w stół)
Teho: To był bardzo silny koncept.
Blixa: „Nie jesteśmy tu po to, żeby wam się podobało, nie po to, aby was zadowolić”… A jeżeli spojrzysz teraz na te zespoły, które nazywają się industrialnymi… to właśnie o tej jednej rzeczy zapominają. Teraz to tylko styl, jak elektro, nie reprezentuje sobą nic. Ludzie wykreślili NO PLEASURE z równania.

A co z muzyką eksperymentalną?
Nie ma czegoś takiego, jak muzyka eksperymentalna, w czystym tego słowa znaczeniu. Musiałabyś wyobrazić sobie laboratorium, gdzie wykonujesz badanie w warunkach, które znasz, a badasz naturę akustyczną danych przedmiotów, których dźwięku kompletnie nie znasz.

Wtedy można to nazwać muzyką eksperymentalną. Ale wydobywając dźwięki z rzeczy, których dźwięk jest znany… to nie jest eksperymentowanie. Te wszystkie zespoły pracują na materiałach, które znają, w warunkach, które znają, więc rezultat też. Więc co jest w tym eksperymentalnego? Trzymanie w dłoni kawałka metalu i uderzanie nim o coś nie jest eksperymentalne, bo dobrze wiemy, jaki to wyda z siebie dźwięk.

Teho, nagrywałeś z Nurse With Wound.
Teho: Tak, byłem wtedy dzieckiem. Miałem 17 lat.
Blixa: Oni są w moim wieku?
Teho: Nie, są starsi od ciebie.
Blixa: O! Jest ktoś starszy ode mnie.

Graliście w różnych, żeby nie powiedzieć – eksperymentalnych projektach, a teraz nagrywacie tak łatwą w odbiorze muzykę.
Teho: Jeżeli słucham muzyki, nigdy nie myślę o tym, czy jej się ciężko słucha. Dla mnie najważniejsze jest to czy jest interesująca, czy nie.
Blixa: Tak, ja też nie potrafię tego tak sklasyfikować. Czy coś jest łatwiejsze, czy trudniejsze do słuchania… kiedy byłem na wakacjach ze znajomymi i słuchałem sobie audycji BBC 3 Late Junction, błagali mnie, żebym to wyłączył, nie mogli zrozumieć, jak mogę słuchać takiej kakofonii. A ja odpowiadałem, że muszę tego słuchać, to moja praca. Stąd czerpię swoje informacje (śmiech)
Wydaje mi się, że to zależy od sytuacji. W niektórych jesteś w stanie udźwignąć więcej, przyjąć więcej. Wiadomo, że nie słuchałbym NWW w samochodzie, ona wymaga większej koncentracji. Jest wiele gatunków muzyki, które pasują do różnych sytuacji, ale nie klasyfikowałbym ich pod względem trudności w odbiorze.

W wywiadach przyznajecie, że album drugi powstał dlatego, że tak dobrze się Wam razem koncertowało. Co w takim razie z albumem numer trzy?
Teho: O tak, już nad nim pracujemy! Cały czas coś tworzymy.
Blixa: Mnie trzeba popchnąć. Pisanie muzyki jest dla mnie proste, ale pisanie tekstów to prawdziwa katorga.
Teho: Tekst do Nerissimo napisałeś w kilka godzin.
Blixa: To prawda, ale muszę się znaleźć w konkretnym nastroju, żeby pisać. Dostanie się tam jest dosyć męczące. Więc unikam tego jak najdłużej. Jestem wtedy nie do zniesienia, szczerze mówiąc. Zdarzają się dni, że piszę tekst w kilka chwil, są to wspaniałe dni! Kiedy już wpadam na właściwą drogę, pisanie idzie z górki.



Możesz opowiedzieć więcej o tym procesie?
Zazwyczaj robię mnóstwo notatek. Następnie muszę je przeanalizować. Zastanowić się, gdzie ich struktura mnie prowadzi i czy zgadza się to ze strukturą utworu. Z Nerissimo poszło tak gładko, bo struktury się zgadzały. Wiąże się z tym zresztą ciekawa historia. Kiedy pisałem tekst do tej piosenki, wziąłem wszystkie notatki i ułożyłem w rzędzie. Wyciszyłem muzykę Teho i na to nagrałem swój tekst.
Teho: Niesamowite! Wcześniej nie słyszał tego utworu.
Blixa: O dziwo wyszło bardzo dobrze. Elementy do siebie pasowały. Jeżeli posłuchasz Nerissimo bardzo uważnie, usłyszysz dźwięk wiolonczeli. Nie miało jej tam być, wyciąłem ten fragment z radia internetowego, potem oczywiście to zaloopowaliśmy, ale był to czysty przypadek. Tak jak wcześniej mówiliśmy, ja nie jestem ułożony. Lubię się bawić, używać cudzych dźwięków. O! znalazłem ostatnio przepiękne dźwięki…

Teho: Molekuły?
Blixa: Tak! Dźwięk, jaki wydają z siebie molekuły. Niesamowite. Kiedy po raz pierwszy to usłyszałem, oniemiałem. Można je usłyszeć w piosence DHX2. Wspaniałe. W ogóle mamy szczęście do dźwięków w naszej muzyce. Przy pisaniu jednego z ostatnich utworów powiedziałem Teho, że idealnie pasowałaby tutaj czelesta. Kilka dni później okazało się, że jedna z włoskich oper wyprzedaje wszystkie swoje instrumenty i zwrócili się do Teho, czy nie byłby nimi zainteresowany. I na liście była czelesta! (śmiech)
Teho: Kupiłem tylko ten jeden instrument.
Blixa: To naprawdę niesamowite…

Kiedy opowiadacie te wszystkie historie naprawdę widać, że świetnie się razem bawicie.
Teho:
To prawda.
Blixa: Przecież o to chodzi, prawda?