De Loused In The Comatorium to jeden z najważniejszych albumów w moim życiu. Mimo szwankującej pamięci, nie mam problemu z odtworzeniem momentu, w którym pierwszy raz go usłyszałam. Byłam w pierwszej klasie gimnazjum i dobrodziejstwa Kaazy czy innych Soulseeków miałam dopiero poznać. Mój kuzyn przyjechał do nas na weekend i podczas gdy mama nalewała w kuchni pierwsze giny z tonikiem, ja wyjęłam z jego kurtki discmana, założyłam słuchawki i wygodnie rozsiadłam się w fotelu. Hipnotyzujące dźwięki dochodziły do mnie z oddali, a ja byłam coraz bardziej ciekawa, jak to się rozwinie. Utwór stawał się coraz głośniejszy i coraz bardziej wyraźny, perkusja wybijała niepokojący rytm. Wtedy, bez żadnego ostrzeżenia rozpoczął się drugi utwór, z najbardziej szczerym, przejmującym krzykiem, jaki do tej pory słyszałam.

Kiedy płyta się skończyła, siedziałam w fotelu jak zamurowana. Długo nie mogłam dojść do siebie. Co ciekawe, po 15 latach ten album dalej robi na mnie tak silne wrażenie. Dlatego też wylądował w dzisiejszym #TBT.

Podobnie jak w przypadku The Downward Spiral, De-loused jest koncept albumem opowiadającym o samobójstwie. Tu jednak od próby zabicia się historia dopiero się zaczyna. Całość została oparta na opowiadaniu napisanym przez Cedrica Bixler-Zavala (wokalistę) i Jeremiego Warda, inżyniera dźwięku i przyjaciela zespołu.

O czym opowiada? O mężczyźnie, który nazywa się Cerpin Taxt. Rozgoryczony swoim życiem postanawia popełnić samobójstwo. Do morfiny dodaje trutki na szczury i funduje sobie złoty strzał. Okazuje się, że to nie wystarczy. Zamiast umrzeć, Cerpin zapada w tygodniową śpiączkę. Przez ten tydzień jego świadomość doznaje swego rodzaju narkotycznych wizji siebie samego i otaczającego go świata.


 


Jeżeli nie znacie zakończenia, zdradzę je Wam. Cerpin w końcu wybudza się ze śpiączki. Rozgoryczony jeszcze bardziej, popełnia samobójstwo po raz drugi. Tym razem mu się udaje. Tak, trzeba przyznać, że album niesie ze sobą całkiem ciężki ładunek emocjonalny. Cała historia robi jeszcze większe wrażenie, kiedy wiemy, że powstała na bazie opowiadania inspirowanego życiem artysty Julio Venegasa, przyjaciela Cedrica.

Julio pewnego dnia skoczył z wiaduktu na autostradę w godzinach szczytu. Dłużej nie mógł znieść swojego życia, latami doprowadzanego do ekstremalnych sytuacji. Nienawidził swojego ciała, które całe było w bliznach, wrzodach i zniekształceniach po substancjach, które w siebie wstrzykiwał. „Pewnego razu wymieszał ze sobą jakieś chemikalia i po prostu wprowadził je sobie w żyłę. Uschła mu od tego ręka” – wspominał w jednym z wywiadów Omar Rodríguez-López.

Venegas był bliskim przyjacielem Omara i Cedrica, a przez większą część ich młodego życia – mentorem. Ukształtował ich światopogląd, wprowadził w świat sztuki, ale też i narkotyków. Jego śmierć bardzo nimi wstrząsnęła. De-loused miało więc być sposobem na poradzenie sobie z tą stratą, próbą zrozumienia artysty.

Przy nagrywaniu De-loused in the Comatorium maczała palce cała plejada znanych nazwisk. Za produkcję odpowiedzialny był brodaty baron Rick Rubin. Ściągnął muzyków do wynajętego przez siebie domu, w którym nagrywali wcześniej między innymi Red Hot Chilli Peppers. Zresztą Flea i Frusciante w ostatniej chwili dołączyli do sesji nagraniowej De-loused, ponieważ zespół opuściła basistka. Sam dom nie ma najlepszej opinii – podobno jest nawiedzony. Potwierdzają to zarówno członkowie TMV, jak i RHCP. Omar przyznał, że wielokrotnie czuli czyjąś obecność w trakcie nagrywania lub odczuwali silny niepokój w tych samych momentach.

Co do samej współpracy z Rubinem zdania w zespole są podzielone. Omar w wywiadach często podkreśla, że Rick jest świetnym producentem i potrafi zawsze dobrze doradzić, pomimo tego, że na początku ciężko jest się zgodzić na jego sugestie. Nie zgadza się z nim Jon Theodore, perkusista The Mars Volty. W wywiadzie dla Rhytm Magazine przyznał, że nie podobały mu się metody Rubina, nienawidził czasu spędzonego w domu nagraniowym, jak i całego procesu powstawania De-loused, które doprowadziło go na skraj załamania nerwowego.


 


Tak jak w przypadku każdego #TBT, żeby zrozumieć omawiany album, musimy cofnąć się trochę w czasie i lepiej zrozumieć jego głównych bohaterów.

W 2001 roku, po wydaniu trzeciego albumu, At The Drive In pojechali w trasę do Australii, gdzie byli jednymi z headlinerów festiwalu Big Day Out. Zespół jednak zakończył swój koncert po 3 utworach ze względów bezpieczeństwa (tłum napierał zbyt mocno na barierki). Miesiąc później, po odwołaniu reszty koncertów, oficjalnie ogłoszono, że At The Drive In kończy działalność z powodu „całkowitego wyczerpania psychicznego i fizycznego”.

Złożyło się na to kilka czynników. Tym najczęściej powtarzanym przez Cedrica i Omara był fakt, że zespół podzielił się na dwa obozy, które zupełnie nie potrafiły się ze sobą dogadać. Cedric i Omar chcieli iść jeszcze głębiej w progresywne rejony i nagrać album w stylu The Piper at the Gates of Dawn Pink Floyd. Z kolei Ward, Hinojos, i Hajjar byli zadowoleni ze statusu ikon post-hardcore’u i chcieli go utrzymać.
Tym mniej podnoszonym przez samych zainteresowanych, a dość istotnym, był fakt silnego uzależnienia Cedrica i Omara od heroiny i kokainy. Plotka zresztą niesie, że żaden z muzyków nie pamięta nagrywania De Loused, ponieważ byli bez przerwy naćpani.

Z narkotykowej śpiączki brutalnie wybudziła ich śmierć Jeremiego (współautora opowiadania) na miesiąć przed wydaniem albumu. Przedawkował heroinę. Miał niecałe 27 lat. Od tamtej pory Cedric i Omar są czyści. De-loused in the Comatorium zdobyło komercyjny sukces i zostało świetnie przyjęte przez większość krytyków (nie podobało się tylko Pitchforkowi – przypadek?). Płyta z miejsca wskoczyła do kanonu prog rockowych klasyków, obok King Crimson, Led Zeppelin czy Can.

The Mars Volta wydała jeszcze pięć albumów, ale nigdy nie powtórzyła sukcesu pierwszej płyty. W 2012 roku zespół oficjalnie zakończył działalność, jednak drogi Omara i Cedrica przecięły się dwa lata później w nowym projekcie muzycznym, Antemasque. Muzycy nie wykluczają, że The Mars Volta jeszcze kiedyś wróci do życia. Oby nie rozczarowała się tą rezurekcją.

*Tutaj możesz przeczytać opowiadanie Cedrica i Jeremiego.

 

Posted in MuzykaTagged ,