Kiedy deszcz wali nieprzerwanie w okna domu, szaruga na dworze nie lżeje, słońce prawie się nie pokazuje a wyjście z domu oznacza opakowanie się w kilka warstw ciuchów, wiesz już na pewno, że to jesień. Kiedy tak jak ja, z całego serca nienawidzisz okresu letniego i czekasz z utęsknieniem na wiatr i deszcz to jest pora dla Ciebie. Zdawać by się mogło, iż jest to najlepszy okres w roku, ale też niestety robi coś dziwnego z twoją głową. Sprawia, że jakaś dziwna nostalgia wkrada się do zakamarków twojego umysłu i owija w czerń nawet najprostsze pomysły. Może to przez krótką dawkę światła w ciągu dnia, może to przez chłód na zewnątrz a może przez coś jeszcze innego, czasami ciężko stwierdzić. Kocham jesień, a jednocześnie z roku na rok coraz bardziej napawa mnie obawą.
Podczas tego krótkiego okresu dzieją się zwykle jakieś dziwne rzeczy, które nie dotykają cię podczas innych pór roku.
Czasem albo coś jest nie tak z mieszkaniem, które wynajmujesz albo praca wypala cię kompletnie aż zostaje z ciebie tylko namiastka samego siebie, albo twoja druga połówka ma Ciebie w końcu dość i odchodzi z ciekawszą wersją twojej osoby, albo jeszcze lepiej-wszystko się dzieje na raz i wtedy wracając ciemnym, późnym popołudniem do domu podczas urwania chmury, przejeżdżający obok autobus chlapie na ciebie z całą zawziętością wodą z pobliskiej kałuży, parasolka łamie Ci się na wietrze, klucze do domu wpadają do studzienki kanalizacyjnej i twój ponoć nieprzemakalny telefon właśnie kończy swój żywot podczas tej niepogody, stwierdzasz nagle, że przydarzyła Ci się o jedna rzecz za dużo i twój umysł pęka niczym sucha gałązka, oczy zachodzą ci czarną mgłą a ty sam czujesz jak wlatujesz prosto do spirali nieszczęścia, która wita Cię czule niczym dawno niewidzianego znajomego. To dość nieprzyjemne miejsce, z którego ciężko się wydostać, jeśli w ogóle jest taka możliwość. I ciekawe czy jeden z takich dni może być wystarczający dla każdego z nas, żeby tam się znaleźć…
Ciekawe też czy taki dzień przeżył kiedykolwiek Reecard Farché, znany bardziej jako Anklepants.
Szczerze powiedziawszy, nie mam zielonego pojęcia i w tym wypadku chyba wyjątkowo nie potrzebuję wiedzieć. Nie będę rozprawiał nad tym, co skłoniło tego człowieka do zakładania na głowę maski przypominającej męskie narządy płciowe i opętańczych występów na żywo, podczas których nigdy nie wiadomo, co tak naprawdę może się wydarzyć, bo tak jakby nie potrzebuję tych informacji do życia codziennego, a poza tym znam to właściwie trochę z autopsji.
Co musi się wydarzyć w życiu człowieka, który decyduje się robić właśnie to w swoim życiu? Interesujące pytanie, na które podejrzewam, że nie ma jasnej odpowiedzi. W sumie po tylu latach sam dalej nie wiem co skłania mnie do podobnych wygłupów przed ludźmi. Nasz dzisiejszy artysta poszedł nieco inną drogą niż ja, ale mimo to czuję, iż jest on moim wyśnionym soulmate.
Czuję podskórnie jakieś pokrewieństwo z tą wyjątkową jednostką i mimo iż nie przypominam sobie na starych zdjęciach mojej rodziny nikogo z penisem zamiast nosa, to wyraźnie czuję jak nasze atomy się przyciągają i gdyby tylko mogły, złączyłyby się w jedną osobę, tworząc superpersonę, coś pomiędzy człowiekiem a istotą z innego wymiaru, która z lubością zniszczyłaby całą cywilizację swoim eklektycznym przekazem.
Te cudowne myśli umila ukończony niedawno klip do „Just One of The Guys”, w których znajdziecie wszystko to, co powinno być w każdym dobrym teledysku muzycznym: fiuty zamiast nosów, solidną historię z życia wziętą, wspaniałe, majestatyczne ujęcia gór kręcone za pomocą drona, fiuty zamiast nosów, bieganie wśród drzew, turlanie się po łące, przedziwną scenę miłosną, fiuty zamiast nosów, łowienie ryb i smutny finał, który zostawi was milczących jeszcze kilka minut po napisach końcowych. No i na dokładkę jeszcze trochę fiutów zamiast nosów. Czego chcieć więcej w ten jesienny, pochmurny dzień?
Jeśli mimo to wciąż wam mało, sprawdźcie najlepszy występ w Boiler Room, jaki został tam kiedykolwiek nagrany z udziałem naszego dzisiejszego bohatera, który wciąż niedoceniany i nierozumiany przez techno fanatyków na całym świecie, kiedyś stanie się legendą i wyznacznikiem całego cyklu po wsze czasy. Wierzę w to każdą komórką mojego ciała. Co to będzie za piękny dzień, ay dios mio…