W tym roku otoczyło mnie tyle muzyki, że aż musiało skończyć się to źle. I stało się. Gdzieś w połowie października miałem już dość. Wypaliłem się. Przez dwa miesiące nie przesłuchałem praktycznie nic. I super. Bo jak tylko chęci wróciły to nadrobiłem najważniejsze rzeczy i jestem gotowy podsumować ten rok. Może przez to nie odkryłem kilku perełek, które zapewne wyszło od października do grudnia, ale cóż – w końcu muzyki jest na świecie tyle, że żadne podsumowanie nie jest tak obiektywnie pełne.

Pomijając te kwestie – to był kolejny bardzo dobry rok w muzyce, a kilka płyt trafiło w nim na moją listę rzeczy genialnych. Oto one – rzeczy, do których wracałem najczęściej i które będą mi towarzyszyć jeszcze bardzo długo. A także kilka wyróżnień.

Deceiver Cover ArtDIIV – Deceiver 

Najbardziej oczekiwany przeze mnie album tego roku zupełnie nie zawiódł. Dalej zastanawiam się, czy jest lepszy niż „Is The Is Are” z 2016 roku, ale w 2019 raczej jest dla mnie tym najlepszym. DIIV poszli na nim bardziej w kierunku shoegaze’u, ale dalej słychać tutaj charakterystyczne elementy brzmienia tego składu – zarówno w pracy gitar, budowaniu napięcia czy wokalu Zachary’ego. I samo to jest już piękne, ale ciężar gatunkowy tego albumu byłby zupełnie inny, gdyby nie kontekst, w którym został umieszczony. Otóż „Is The Is Are” – album o wyjściu z uzależnienia okazał się ściemą a sam Zach nie dorósł do zawartych na nim treści. Jednak pomiędzy premierą tamtej a stworzeniem nowej płyty faktycznie przeszedł odwyk i zaczął układać swoje życie. W związku z tym „Deceiver” wypełniony jest przeprosinami i godzeniem się ze swoją przeszłością. Tym razem jawi się to naprawdę szczerze. I niesamowicie wzrusza.


U.F.O.F. Cover artBig Thief – U.F.O.F.

Kolejny album, który ujął mnie po prostu pięknem. Nie ma tu jakichś niesamowitych konstrukcji, efektownego grania, czy wymyślania muzyki od nowa. Są spokojne, minimalistyczne piosenki – czasami w duchu indie rocka, czasami alt-country, a w jeszcze innych momentach unosi się nad tym delikatnie duch Portishead. Jestem wręcz zakochany w głosie Adrianne Lenker i pierwszych czterech piosenkach tej płyty (chociaż całość trzyma tu niesamowity poziom). Dodatkowe wyróżnienie za to, że „U.F.O.F.” to jedna z dwóch płyt wydanych przez Big Thief w 2019 roku i druga – „Two Hands” też spokojnie mieści się w rocznym TOP20. No i w 2020 zagrają w Polsce – jaranko.


schlagenheim cover artBlack Midi – Schlagenheim

No a tutaj z kolei jest dużo niesamowitych konstrukcji i efektowności – bo takie rzeczy też nadal uwielbiam. Fajnie się patrzy jak banda dwudziestolatków wywraca całą popularną muzykę do góry nogami i gra tak bezczelnie popieprzone rzeczy a przy tym faktycznie porywają tłumy. Bo powiedzieć, że to jedna z najpopularniejszych płyt tego roku to nic nie powiedzieć. Zasłużenie!


Heaven Is Humming Cover ArtGOON – Heaven Is Humming

Moje odkrycie tego roku i płyta, której słuchałem chyba najwięcej razy. Trudno mi się zdecydować czy kolejność płyt w tym podsumowaniu ma jakieś znaczenie, czy jest zupełnie przypadkowa. Jeśli jednak przyjąć, że ma to GOON ląduje na czwartym miejscu tylko z powodów „obiektywnych”. Bo jest to kolejna indie rockowa płyta z bardzo ładnymi piosenkami. Pewnie w innych rankingach przez to przepadnie, ale ja zasłuchiwałem się w tym namiętnie. Szczególnie „Northern Saturn” to kawałek, który reprezentuje wszystko, co dzisiaj najbardziej lubię w muzyce. Znowu – zero efektowności i kombinowania. Po prostu fajny, zaszumiony klimat i przyjemne piosenki. Najprzyjemniejsze w tym zestawieniu.


Serfs Up Cover ArtFat White Family – Serfs Up!

Jestem absolutnym fanem ich poprzedniej płyty – „Songs For Our Mothers”, chociaż ta w rankingach 2016 roku znajdowało się raczej w kategorii najgorszych płyt. No cóż, do mnie ta przećpana i nasycona doktryną szoku płyta trafiła totalnie. Bałem się zatem trochę o kolejny album, bo do czasu jego powstania muzycy FWF mogli rozwiązać zespół (w sumie robili to kilkukrotnie), przećpać się albo wytrzeźwieć. I żadna z tych trzech dróg w teorii nie była dobra. W praktyce zażarła jednak ta trzecia i chłopaki nagrali wygładzony, przyjazny dla ucha album, ale jednak dalej prowokujący i  wypełniony nieco pogardliwym poczuciem humoru. No i pokazali, że na trzeźwo pod względem muzycznym nie są gorsi np. od takiego Arcade Fire. Jestem ukontentowany.


Amyl And The Sniffers cover artAmyl And The Sniffers – Amyl And The Sniffers

Czy da się grać prosty punk rock/rock’n’roll w 2019 roku i zachować godność? To trudne, ale Amyl And The Sniffers pokazali, że się da.  Ich debiutancki longplay jest surowy i niezbyt skomplikowany, a przy tym raczej nie ma na nim ładnych piosenek, co nie klasyfikuje go w żadnej z przyjętych wyżej kategorii. Ale kurczę – ile razy ja go w tym roku przekatowałem? I ani razu nie żałowałem. Super sprawa. Fun fact: AATS dostali za niego australijski odpowiednik Fryderyka w kategorii „album rockowy”. What a time to be alive.


Stuffed & Ready cover artCherry Glazerr – Stuffed & Ready 

Kolejna rzecz, co do której miałem wątpliwości przed premierą. Clem Creevy i spółka zaczęli udziwniać a nawet specjalnie psuć swoje kawałki, a jednak wyszedł z tego świetny i wciągający album – z co najmniej kilkoma najlepszymi utworami w ich karierze. I paradoksalnie to odpięcie wrotek wyniosło ich na wyższy poziom – również pod względem popularności.


Infest The Rats' NestKing Gizzard and the Lizard Wizard – Infest The Rats’ Nest

Album, który powstał trochę dla beki, trochę z chęci sprawdzenia się w mocno randomowej stylistyce jak na King Gizz, a trochę z tego, że ludziom, którzy mają na swoim koncie wydanie 5 płyt w jednym roku można już wszystko. No i kurczę – dowód na to, że thrash metal po wyjęciu kija z jego metalowej dupy to jest bardzo fajny gatunek. A w dodatku nagrany z bardzo dobrym, proekologicznym przekazem. Paradoksalnie wyszła z tego jedna z najlepszych płyt w ich dorobku.


Midnight cover artStef Chura – Midnight

Lubię, jak artyści, których cenię, fajnie się rozwijają. I cieszę się, że mogę powiedzieć to Stef Churze. Na „Midnight” nie ma jakiejś wielkiej rewolucji, ale piosenki są bardziej złożone niż na „Messes”, a przy tym bardziej przemyślane i po prostu lepsze. A biorąc pod uwagę, że jej poziom był bardzo wysoki już na debiucie, to ten progres zdecydowanie wystarczy, aby znaleźć się w tegorocznym podsumowaniu. No i takie rzeczy, jak „Method Man” czy „Sweet Midnight” gościły w moich słuchawkach bardzo często. Dodatkowy ukłon w stronę Willa Toledo za bardzo fajną produkcję.


green and gray cover artPile – Green And Gray

Pile wykrystalizowali w tym roku swój skład i stworzyli swoją najlepszą płytę. Udało się to dzięki powrotowi do korzeni i tego, co fani Ricka Maguire’a lubią najbardziej. Niby to indie rock, ale jednak bardziej pokombinowany i z dużym współczynnikiem wpierdolu. Totalnie mój klimat.


Dodatkowe wyróżnienia (alfabetycznie):

Danger Mouse & Karen O – Lux Prima

Drahla – Useless Coordinates

Jerkcurb – Air Con Eden

Sharon Van Etten – Remind Me Tomorrow

Thom Yorke – Anima

Fot. Filip Holka / @szumysceny


Chcecie więcej dobrej muzyki z 2019? Sprawdźcie naszą wielką playlistę na Spotify:


Jeżeli podobają się Wam treści, jakie prezentujemy i chcecie nas wesprzeć, możecie odwiedzić nasz profil na Patronite: