Kończą się wakacje – czas pomyśleć czego będziecie słuchać pod kocykiem w zimne wieczory. Ostatnie dwa tygodnie przyniosły całkiem dużo fajnych propozycji.


King Gizzard & The Lizard Wizard – Infest The Rats’ Nest (16.08) // thrash metal


King Gizz zapowiadali w 100% thrash metalową płytę, ale nie do końca tak jest. Przerabiają tu bowiem całą historię metalu i to w taki sposób, że panu Drakowi z Huntera spadłby cylinder (Pozdro dla kumatych). Dzięki temu mimo faktu, że faktycznie większość płyty to thrash metal na slayerową modłę (może z wyjątkiem bardziej metallicowego „Venusian 2”) to znalazło się też trochę miejsca dla doom, sludge czy stoner metalu (np. w „Mars For The Rich”). Ale co najważniejsze zagrane zostało to w bardzo prawilny, piwniczny sposób – Gizz ograniczyli na tej płycie swój skład do trzech osób, aby uzyskać bardziej surowe brzmienie, a sposób produkcji przypomina raczej demówki nagrane amatorsko na kasetę. Z drugiej strony unosi się tu mocno klimat pastiszu i luzu, charakterystycznego dla twórczości australijskiej ekipy – szczególnie w shredowanych solówkach, które Stu MacKenzie wrzuca, gdzie tylko się da. Wyszedł z tego metal bez kija w tyłku, a to ewenement. Najlepsza płyta Lizard Wizard od czasu „Flying Microtonal Banana”. Polecam. (k)

PS. Duży plus za ekologiczno-lewacki przekaz. Pozdrawiam.


Oh Sees – Face Stabber (16.08) // psychedelic rock, krautrock


Przez kilka lat mówiło się, ze King Gizzard to taka podróba Oh Sees, więc bardzo fajnie, że obydwa zespoły wydały w końcu tak różne płyty jednego dnia. I w momencie, w którym Gizz prezentuje historię metalu, Oh Sees zagłębiają się mocniej w psychodelię i prezentują studium na temat transu w różnej postaci. Już od pierwszych dźwięków (chyba) gumowej kaczki w „The Daily Heavy” zaczyna się psychodeliczno-krautrockowa jazda oparta na długim powtarzaniu pojedynczych motywów. Różnorodność tej płyty bazuje jednak na tym, jakie to są motywy. Wobec tego mamy tutaj długie psychodeliczne retro-jamy („Scutum & Scorpius”, „Henchlock”), trochę ostrzejsze riffy („Face Stabber”), coś na kształt rozciągniętych Foalsów („Snickersnee”) czy elektroniczny ambient („Captain Loosley”). Całość składa się na godzinę i dwadzieścia minut bardzo ciekawej muzyki tła, z dwoma wyjątkami – „Gholu” i „Heartworm” to krótkie i konkretne punkowe wpierdole. (k)


HIDE – Hell is Here (23.09) // industrial, experimental


Brutalny i trudny w odbiorze manifest feministyczny. Zresztą już pierwszy singiel promujący Hell is Here zapowiadał, czego możemy się spodziewać po całej płycie. Tekst Chainsaw sklejony z autentycznych cytatów-zaczepek, które kobiety (często w towarzystwie dzieci) słyszą na ulicy od przypadkowych mężczyzn. A to dopiero początek. Mizoginia, depersonalizacja, rozpad ego. Wszystko podane w niezwykle surowym towarzystwie syntezatorów. Jest oszczędnie, ale bardzo w punkt. HIDE po raz kolejny nie zawiedli. (Agata)


Rites Of Fall (23.09) – Towards the Blackest Skies // ambient


Rites of Fall wreszcie podzielił się długogrającym wydawnictwem. Jeżeli znacie jego EP, wiecie, czego się spodziewać. Jeżeli nie – przygotujcie się na piękną, jednocześnie niepokojącą podróż. Może to przez tytuł, ale słuchając tej płyty miałam przed oczami rozwijającą się burzę – ten moment, kiedy już w powietrzu czujesz narastające napięcie, jednak patrzysz na to wszystko z bezpiecznego miejsca. Wspaniale zbudowany nastrój, do tego towarzystwo żywych instrumentów nadaje mu pełni. (Agata)


Sleater – Kinney – The Center Won’t Hold (16.08) // indie rock, indie pop


Tyle było płaczu fanów nad singlami. Tyle utyskiwania, że producentka albumu – St. Vincent – robi z tego swoje kolejne dzieło. Było odejście wieloletniej perkusistki – Janet Weiss – tuż przed premierą… Miała być katastrofa i jej nie ma. Jasne – jest to zupełnie inny album niż poprzednie. Trochę wygładzony, mocniej wyprodukowany, ale bardzo szybko spod tych wszystkich sztuczek Annie Clark, wychodzi charakterystyczna stylówa dziewczyn ze Sleater-Kinney i robi się naprawdę ciekawie. I to nawet w bardziej elektronicznych momentach (chociaż bez przesady – jakiegoś zdecydowanego kroku w tę stronę tu nie ma). W dodatku jest tu kilka naprawdę wzruszających momentów (np. „RUINS”) a „Hurry On Home” to jeden z ich fajniejszych momentów. Nie dajcie się tru-fanowskiej propagandzie i dajcie tej płycie szansę. (k)


Channel Tres – Black Moses (16.08) – hip house


Na swojej drugiej EP, Channel Tres znowu po mistrzowsku łączy hip hop z deep housem, choć nie trzyma się tej stylówy już tak kurczowo. I tak „Sexy Black Timberlake” i „Raw Power” to 100% tego, z czego pochodzący z Compton raper zasłynął rok temu, ale już „Black Moses” nagrany z Jpegmafią to bardziej kompromis pomiędzy tymi dwoma artystami, niż próba odnalezienia się jednego w stylu drugiego. Wyszło bardzo fajnie i rozwojowo. Czekam na więcej. (k)


Ride – This Is Not a Safe Place (16.08) // alternative rock


W singlowym „Repetition” panowie z Ride śpiewają, że „repetition is a form of change”, a ja się zastanawiam, czy tak naprawdę można o tej płycie mówić, że jest repetycją ich dotychczasowego stylu. Chociaż z drugiej strony nie jest też jakąś ekstremalną zmianą. Brytyjczycy szukają trochę swojego miejsca w dzisiejszych czasach, wobec czego trudno tej płycie przypisać jeden konkretny gatunek. Część kawałków mocno nawiązuje do współczesnego dream popu. Ride wydają się w nim doceniać współczesnych twórców (chociażby DIIV czy Beach Fossils), ale jednocześnie mówić: „Hej, robiliśmy to przed Wami” i tam gdzie młodzież ucieka od chwytliwych melodii, starać się je podkreślać. To zdecydowanie najjaśniejsze punkty tego albumu i jest ich całkiem sporo. W innych momentach Ride poszukują ciekawych patentów w ramach alternatywnego rocka, jednocześnie trzymając się z dala od shoegaze’u, z którym są najmocniej kojarzeni. W efekcie wyszła całkiem porządna płyta – zdecydowanie będąca argumentem za tym, że warto było się reaktywować te kilka lat temu. (k)


Uniform & The Body – Everything That Dies Someday Comes Back (16.08) // industrial metal


Nie będę ukrywał, że występ The Body na OFFie mnie zachwycił. Energia bijąca od tego zespołu była przytłaczająca. Nie powiem jednak, żebym zobaczył w nich coś więcej niż ciekawe podejście do metalu. Dopiero po przeczytaniu na ich temat paru rzeczy, dowiedziałem się, że to duet otwarty na wszelkiego rodzaju eksperymenty i współpracę. Nie musiałem długo czekać na potwierdzenie czy to prawda, bowiem album powstały we współpracy z Uniform udowadnia, że rzeczywiście tak jest. Nomen omen płyta ta budzi skojarzenia z innymi gwiazdami OFF Festiwalu, a mianowicie Daughters. Podobnie jak na przełomowej płycie tego zespołu “You Won’t Get What You Want”, Uniform i The Body zanurzyli się w klimaty industrial-noise’owe. Dużo hałasu, dużo nieartykułowanych dźwięków i przede wszystkim dużo wrzasku. Większości utworów na płycie nie brakuje też intrygującego, mrocznego pierwiastka jakiego można się było spodziewać po obu zespołach. Z jednej strony album ma w sobie coś tajemniczego i wręcz mistycznego, z drugiej natomiast jest to niemalże zwierzęca agresja, należąca bardziej do profanum niż do sacrum. Każdy fan muzyki ekstremalnej na pewno odnajdzie tutaj coś dla siebie. (Marcin Kornacki)


Jay Som – Anak Ko (23.08) // dream pop


Melina Mae Duterte na swoim nowym albumie bierze ostry zakręt w stronę delikatnego dream popu. Nie chowa już swoich piosenek w ścianie shoegaze’owego hałasu, nie nagrywa w sypialni… I dobrze – w tym wrażliwym wydaniu pokazuje wszystkim więcej siebie i spełnia się znakomicie.  Świetne wrażenie robi np. „Tenderness”, w którym przez pierwszą minutę jej spokojny głos mierzy się tylko z bardzo minimalistycznym podkładem. Wbrew pozorom takie momenty wymagają największej odwagi i pewności siebie. Fajnie, że Jay Som je ma i w bardzo fajny sposób to eksponuje. (k)


Ceremony – In The Spirit World Now (23.08) // post-punk


Od kiedy Ceremony przerzuciło się z grania hardcore’u na post-punk, bazuje na najprostszych i najbardziej zgranych kliszach tego gatunku. I tutaj mógłbym zakończyć pisanie o „In The Spirit World Now” i w efekcie nie publikować polecajki. Ale jednak ten album ma kilka małych, wyróżniających plusów, które sprawiają, że jednak warto o nim powiedzieć. Po pierwsze – przebojowość. Niemal każdy z tych kawałków mógłby polecieć na dowolnej post-punkowej dyskotece i nie spowodowałby dużego odpływu ludzi z parkietu. A może nawet wręcz przeciwnie. Po drugie – zawadiackość. Ceremony sprawia wrażenie, jakby drażniło się ze swoimi fanami, którzy narzekają na odejście od hardcore punku i jeszcze głębiej wchodzi w post-punkową motorykę opartą o generyczne gitary i coraz odważniejsze synthowe motywy, które prowadzą większość kawałków. W dodatku wokal brzmi tu tak, że kojarzy się z… Blur. Tylko takim, które zaczęłoby jakieś 7 lat wcześniej i załapało na klasyczny post-punk. Nawiązanie do nieco nowszej odmiany tego gatunku jest za to w „Never Gonna Die Now”, gdzie zespół gra trochę agresywniej i wchodzi w rejony bliższe IDLES czy Fontaines DC. Nie będzie to album do rankingów, ale i tak warto. Ceremony tym bardziej jest punkowe, im mniej punkowo brzmi. A to fajna postawa. (k)


Tropical Fuck Storm – Braindrops (23.08) // art punk


Przy drugiej płycie Tropical Fuck Storm w końcu zacząłem rozumieć fenomen tego zespołu. A raczej jego unikatowość. „Braindrops” brzmi bowiem jak noise-rockowy musical – z miejscem na monologi głównego bohatera i didaskalia wyśpiewywane przez chór. I nie jest to zarzut – taki sposób budowania kawałków brzmi zaskakująco świeżo i wyróżnia TFS na tle praktycznie całej sceny. Na uwagę zasługuje też bluesowa podstawa większości kawałków, która wbrew pozorom brzmi bardzo ciekawie – szczególnie, że w większości przypadków szybko zlewa się i zaskakująco dobrze współgra z – wydawałoby się – chaotycznymi noise’ami lub motywami rodem z twórczości This Heat. Wiem, że poprzednia płyta była w zeszłym roku bardzo wysoko we wszystkich alternatywnych rankingach, ale dopiero „Braindrops” sprawia, że jestem w stanie przesłuchać cały ich album z przyjemnością. I z niecierpliwością czekam na warszawski koncert. (k)


Oh, Rose – While My Father Sleeps (23.08) // indie rock


Twórczość Oh, Rose była do tej pory opisywana terminem gothic rock, ale w przypadku „While My Father Sleeps” jest to określenie co najmniej nieaktualne. Jasne, zdarza się zespołowi prowadzonemu przez Olivię Rose wchodzić w trochę mroczniejsze rejony, ale bez przesady – dominują tu raczej kawałki, które spodobają się fanom Sharon Van Etten czy Stef Chury. I choć te ładne piosenki trzymają naprawdę wysoki poziom, Oh, Rose najlepiej wychodzą w momentach, w których starają się łamać, ustalone przez bardziej znane koleżanki, schematy. Np. w bardzo fajnym nagłym przyspieszeniu w „Harrypotterjuana” czy w bardziej ekspresyjnych kawałkach – „Politics” i „Phoenix”. W każdym razie – fanom dziewczyńskiego indie rocka (i niekoniecznie gotom) bardzo mocno polecam. (k)


Shannon Lay – August (23.08) // contemporary folk


Znana z garażowej kapeli (którą niedawno mieliśmy przyjemność gościć na koncercie) Feels Shannon Lay powraca z już czwartą solową płytą, na której znowu prezentuje zgoła odmienne podejście do grania niż w macierzystej kapeli. Dominuje spokój i minimalizm. Nawet bardzo delikatna perkusja pojawia się tu zaledwie kilka razy. Poza tym jest to po prostu Shannon, jej gitara i bardzo dobrze napisane piosenki. (k)


meth. – Mother of Red Light (23.09) // noisecore, screamo


Czasami, kiedy czytam tagi na bandcampie, myślę sobie, że zupełnie nie umiem w gatunki muzyczne. Chociaż sama nazwałabym to „połamane” i „spoko darcie ryja”, więc zdecydujcie sami, które do was bardziej przemawiają. Do rzeczy! meth. z powodzeniem można porównać do najlepszych w stylu Converge czy TDEP. Mają ten wspaniały talent do łączenia ciężaru z melodyjnością, nie wpadając jednak do worka żenady z wieloma metalcorowymi zespołami. (Agata)


Single / Teledyski / Inne:


Big Thief – Not // indie folk

Jerkcurb – Air Con Eden // neo-psychedelia

Jenny Hval – High Alice // art pop

Tempers – Capital Pains // post-punk

Lightning Bolt – Air Conditioning // noise rock

(Sandy) Alex G feat. Emily Yacina – Southern Sky // lo-fi indie

Alex Cameron – Far From Born Again // pop rock

Girl Band – Going Norway // noise rock

Off With Their Heads – Disappear // punk rock

Bent Knee – Hold Me In // art rock

clipping. – Nothing Is Safe // west coast hip-hop, horror synth

Nagrobki – Mój Dół // post-punk

Twin Peaks – Ferry Song // garage rock, indie rock

Kim Gordon – Sketch Artist // electro-industrial, experimental rock

Itasca – Bess’s Dance // singer/songwriter, chamber pop

Brightness – Year of the Goat // indie rock

Thom Yorke & Flea – Daily Battles // art pop, jazz

that dog. – If You Just Didn’t Do It // alternative rock, power pop

Great Grandpa – Mono No Aware // indie pop

Elbow – Empires // art rock

DIIV – Taker // shoegaze, dream pop

Anna Meredith – Moonmoons // art pop

Pile – My Employer (Alternate Version) // post-hardcore, indie rock

Chastity – Flames // indie rock

Iguana Death Cult – Liquify // garage punk

Lifeless Past – Through Passion // post-punk

SAMURAI (Refused) – Never Fade Away // alternative metal

Wreck and Reference – Sturdy Dawn // experimental rock

Ora The Molecule – Sale // art pop

Guerilla Toss – Plants // dance-punk, noise pop

Have a Nice Life – Sea of Worry // post-punk

AUTHOR & PUNISHER – A Crude Sectioning // industrial

The Fiend – Let Me In (Entrance Theme) feat. Code Orange // metal

Alessandro Cortini – BATTICUORE // alternative, electronica

Chelsea Wolfe – Be All Things // doom, experimental


Jesteśmy na Spotify:



Jeżeli podobają się Wam treści, jakie prezentujemy i chcecie nas wesprzeć, możecie odwiedzić nasz profil na Patronite: