Gorąco na zewnątrz – gorąco na playlistach. Ten szalony weekend podsumowujemy aż 10 rekomendacjami płyt i masą singli. Zobaczcie / posłuchajcie sami!

Strętwa – Dno (03.06) // improv


Z początkiem bieżącego miesiąca fale “Plaży Zachodniej” (bardzo ciekawego kasetowego labelu) wyrzuciły na brzeg aż trzy wydawnictwa. W składzie Strętwy udziela się ⅔ poznańskiego składu Bachorze (Maciągowski i Doskocz) i Patryk Daszkiewicz (między innymi Demonszy). Słychać, że panowie dobrze się wzajemnie rozumieją. Jeśli miałbym kiedyś znaleźć się na “dnie”, nie narzekałbym, gdyby to właśnie oni zajęli się soundtrackiem. Nagrany w Klubie Dragon materiał rozjeżdża się wyraźnie na dwie części. W pierwszej połowie dominuje gitarzysta, Paweł Doskocz, raczący nas walcami, których nie powstydziłby się Dylan Carlson (nawiasem mówiąc, “Balbina” wciąga mnie dużo bardziej niż nowy materiał Earth), czy stonowanymi, dźwiękami w stylu amerykańskiego prymitywizmu (urocze “Kararao”). Bardzo ciekawie współbrzmią z nim koledzy tworząc background gdzieś na przecięciu glitchu i islandzkiego click music. Druga strona “Dna” jest dużo bardziej demokratyczna, a cała Strętwa stapia się w noisowo-hipnotyczną magmę, z której trudno wyłowić poszczególne instrumenty. (Mateusz)


Mateusz Michałkiewicz – Prisoners Of Their Own Bodies (03.06) // experimental


O kolejnym reprezentancie “Plaży Zachodniej” wiadomo (jeszcze) niewiele poza tym, że  stacjonuje w Katowicach, materiał dźwiękowy na opisywane wydawnictwo zbierał przez dwa lata i prawdopodobnie lubi Tsai Mint-lianga. I ten ostatni fakt wydaje się być całkiem ważny, bo “Pristoners Of Their Own Bodies” to taki muzyczny odpowiednik “slow cinema”. Skompletowane, przetworzone field recordingi doprawione metalicznym industrialem, mimo że bardzo powolnego rozwoju akcji, są bardzo sugestywne, działają na wyobraźnię i wciągają. (Mateusz)


Stef Chura – Midnight (07.06) // indie rock, alternative pop


Bohaterka jednego z odcinków „NieZnasz” oraz festiwalu Soundrive w 2017 roku (oraz koncertu w Warszawie dzień później) wraca z drugim albumem – tym razem wyprodukowanym przez Willa Toledo z Car Seat Headrest. Czasy głębokiego niezalu chyba się zatem dla niej skończyły. Choć sam materiał wydaje się jeszcze ambitniejszy i lepszy niż na debiucie. To co się nie zmieniło to jedynie świetny, rozedrgany wokal artystki. Z drugiej strony kompozycje są teraz bardziej wielopoziomowe, rozbudowane i dopracowane. I to wcale nie w popowy sposób – kawałki podzielone są często na dwie różne części, przy czym te drugie zwykle charakteryzują się jakimś ciekawym narastaniem, czy po prostu fajnym alternatywnym wpierdolem. Weźmy takie „Method Man” – kawałek, który na myśl przywodzi najfajniejsze rzeczy spod znaku Parquet Courts. Oczywiście, jeśli producentem jest ktoś taki jak Will Toledo (super robota swoją drogą) to nie mogło go zabraknąć również w kawałkach – tu i ówdzie pojawia się w chórkach, a w „Sweet Sweet Midnight” jest Mietkiem Szcześniakiem pełnoprawnym wokalnym partnerem dla Edyty Górniak Stef. Całość zamyka przepiękny cover „Eyes Without a Face” Billy’ego Idola. „Midnight” to obraz wielkiego progresu artystki od czasu debiutanckiego „Messes”, choć już tamten album był bardzo dobry. Ten jak na razie zapowiada się na jeden z moich ulubionych w tym roku. (k)


Silversun Pickups – Widow’s Weeds (07.06) // indie rock


Nie ma się co oszukiwać – Silversun Pickups to nie jest już zespół taki jak kiedyś. Nie ma w tym oczywiście nic złego. W pewnym momencie przyszedł u nich czas delikatnego wygładzania brzmienia, ale potrafili zrobić to dobrze. I „Widow’s Weeds” jest tego dowodem. Choć podstawą są tu popowe, wręcz radiowe piosenki, to co chwilę dzieje się tu coś ciekawego – a to fajne orkiestracje („Freekazoid”, „Bag of Bones”, „Simpatico”), a to interesująca motoryka („It Doesn’t Matter Why”), a to wyraźna (i to bardzo) inspiracja The Mars Volta („Songbirds”)… Generalnie widzę bardzo duży sens w słuchaniu tej płyty – szczególnie latem – w podróży albo na leżaczku. Szkoda, że nie wpadają do nas na żaden festiwal. (k)


Palehound – Black Friday (07.06) // indie rock


Nowa płyta Palehound to świetna propozycja dla fanów indie rocka spod znaku Snail Mail czy Soccer Mommy, choć Ellen Kempner z zespołem podaje ten gatunek w nieco bardziej zamglonej, a nawet delikatnie gotyckiej konwencji. Dwanaście bardzo ładnych piosenek o trzeźwości, życiu w mieście, butach czy brzydkich tatuażach. Poszedłem z tą płytą na spacer i było zdecydowanie warto. (k)


Plague Vendor – By Night (07.06) // garage punk


Muszę przyznać, że zabierałem się do tej płyty z dużą rezerwą. Jakieś trzy lata temu – gdy strasznie się nimi jarałem – byłem przekonany, że właśnie ten zespół mnie kiedyś mocno zawiedzie. Widocznie w ten sposób reaguję podświadomie na „zbyt” charyzmatycznych wokalistów i wytwórnię Epitaph, do której Plague Vendor jakiś czas temu dołączył. A tu szok. Już pierwszy numer – „New Comedown” pokazał mi, że to wszystko było w mojej głowie. Charakterystyczny, przesterowany ale bardzo taneczny bas, fajnie wykrzyczany wokal – jest wszystko to, co te parę lat temu u nich pokochałem. No i utrzymuje się to przez całą płytę, momentami tylko skręcając w lekko psychodeliczne rejony. Jaka szkoda, że na imprezach bawimy się głównie do tego, co znamy, bo inaczej puszczałbym tę płytę w całości na każdej. I tańczył, tańczył, tańczył… (k)


Pixx – Small Mercies (07.06) // art pop


Pixx to kolejna dzisiaj artystka, która miała kiedyś okazję zaprezentować się na Soundrive Festivalu. Zapamiętałem ten koncert raczej jako jeden z tych mroczniejszych, więc „Small Mercies” nieźle mnie zaskoczyło. Dlaczego? Bardzo dużo na tej płycie przestrzeni i różnorodności – od beztrosko tanecznego popu, przez post-punk i rejony New Order, po kilka odcieni zwykłego, gitarowego rocka – od pop rocka w „Mary Magdalene” po klasyczną współczesną indie rockową balladę, której nie powstydziłyby się wspomniane wcześniej Stef Chura i Palehound – „Blowfish”. Sama Hannah Rodgers – liderka tego projektu pokazuje tutaj wiele twarzy, śpiewając zupełnie inaczej w prawie każdym kawałku. Fajna płyta, na której chyba każdy znajdzie coś dla siebie. (k)


Kalafior Derambo – Na mego ducha nie siada mucha (04.06) // abstract rap



Jeśli przynajmniej raz w życiu powiedziałeś, “nie słucham rapu, ale…” bądź użyłeś terminu “inteligentny rap” (ała), to może być rap właśnie dla Ciebie. Kalafior Derambo to taki bardziej niechlujny Fisz z okresu Tworzywa albo Easy Jerzy epoki korporacyjnych open space’ów. W momencie wysypu kapitalnego polskiego rapu raczej nie będę do tej płyty wracał, ale w swojej lidze lo-fi rapu z przymrużeniem oka na pewno znajdzie swoich odbiorców. (Mateusz)


Jake Xerxes Fussell – Out Of Sight (07.06) // folk


Niedawno w odmętach muzycznego Internetu całkiem popularny był artykuł, z którego wynikało, że talent talentem, ale równie ważne w sztuce jest to, kto jest w twojej ekipie. Czemu więc nie skorzystać z tego faktu, opisując “Out Of Sight”? Jake’a mocno propsował sam Bonnie “Prince” Billy, a płyta zawiera bezpretensjonalne i naturalne (słowo klucz przy tego typu muzyce) wersje folkowych standardów sprzed lat. Agroturystyka bez ruszania się z domu? Bardzo proszę. (Mateusz)


LITE – Multiple (05.06) // math rock


“Multiple” LITE po płyta, która poza techniczną sprawnością muzyków i swobodą poraża feelingiem i pomysłowością. Czego tu nie ma? Osadzony na nieparzystych podziałach funk, post-rock, fusion, nowy jazz spod znaku BBNG, jakieś gadki w stylu Public Service Broadcasting. Łatwo przy takim rozstrzale stylistycznym przerodzić się w muzyczny cyrk objazdowy, gdzie mniej ważny jest sens kompozycji, a bardziej formalne wygibasy. LITE ta choroba całe szczęście nie dopadła. Kiedy daft punkowa sekcja miesza się z wczesno-foalsowymi gitarami jak w “Blizzard”, nie ma w tym krzty sztuczności. Podobnie jest w przypadku reszty utworów. Wciąga i nie męczy, co niestety nie jest regułą przy tego typu muzyce. (Mateusz)


JAD – Strach // punk rock


Chłopaków można już nazwać starymi scenerskimi wyjadaczami, ale JAD to całkiem świeżo brzmiący projekt. Oczywiście – jest tak jak ma być w punk, czyli przede wszystkim brudno i szybko, a w dodatku dopełnia to ohydny (w dobrym tego słowa znaczeniu) wokal. Nie czuję się jednak słuchając tego albumu jak na spotkaniu ZBOWID-u. Mógłbym nawet zaryzykować stwierdzenie, że tak brzmiałoby IDLES, gdyby jego muzycy urodzili się po tej stronie żelaznej kurtyny i do dzisiaj nie mieli żadnego powodu, żeby myśleć, że kiedyś będzie lepiej. Nie będzie. I dobrze. Bo dzięki tym emocjom jest to bardzo dobra płyta. (k)


Single / Teledyski / Inne:


Pixies – On Graveyard Hill // alternative rock

(Sandy) Alex G – Gretel // lo-fi indie

Shannon Lay – Nowhere // contemporary folk

Ty Segall – Taste // garage rock

Wreck and Reference – Sturdy Dawn // experimental rock

Bleached – Kiss You Goodbye // indie rock

Dune Rats – No Plans // garage punk

Dude York – Box // power pop

Girl Band – Shoulderblades // noise rock

The Armed – FT. FRANK TURNER // mathcore

The St Pierre Snake Invasion – Braindead // post-hardcore

Blanck Mass – House vs. House // electro-industrial

WLDV – Omako Basoa // synthwave


Jesteśmy na Spotify:



Jeżeli podobają się Wam treści, jakie prezentujemy i chcecie nas wesprzeć, możecie odwiedzić nasz profil na Patronite: