Czekając na swoją kolej na rozmowę z … And You Will Know Us By The Trail Of Dead z niepokojem obserwowałam, jak wychylają kolejne kieliszki Żubrówki. Możliwe, że zmuszą cię do picia z nimi – usłyszałam od managerki, co wprawiło mnie w jeszcze większe przerażenie. Na szczęście, kiedy usiadłam przy stole, byli już zbyt zajęci nalewaniem alkoholu dla samych siebie. Jak wiemy, nic tak nie rozwiązuje języka, jak polska wódka, dlatego Conrad Keely i Jason Reece chętnie oddali się wspomnieniom na temat albumu, który zagrali w całości na OFF Festival.

Parę tygodni temu Mateusz napisał artykuł o Source Tags & Codes (link). Mam kilka faktów, które chciałabym z wami skonfrontować…
Conrad Keely: O kurwa… nie wiem, czy damy radę. No ale pokaż, co tam masz.

Płyta powstała w Cotati w Kalifornii.
Tak. To stare indiańskie słowo.
Jason Reece: Cotati jest oddalone od San Francisco o jakieś 50 mil. To malutkie miasteczko pomiędzy hektarami upraw winnych. Wszędzie są same winnice… jest tam naprawdę pięknie.
Conrad: Dużo wina!
Jason: Dużo wina! Tom Waits nagrywał tam Bone Machine
Conrad: Codziennie piliśmy inne rodzaje wina. Mnóstwo wina. Zaraz obok była ferma kurczaków, więc co rano na śniadanie jedliśmy świeże jajka. Zmuszaliśmy naszego producenta, żeby nam je przynosił. Musiał je kraść, ale kury codziennie strasznie go dziobały (śmiech)
Jason: Chcieliśmy nagrywać w Electric Audio Steva Albiniego. Ale on miał inny pomysł – powiedział, że powinniśmy pojechać do Prairie Sun w Cotati. Nagrywali tam między innymi Melvins… nie byliśmy specjalnie podekscytowani tym pomysłem, ale jak Steve Albini mówi ci, że masz coś zrobić, to raczej z tym nie dyskutujesz.
Conrad: To chata pośrodku niczego. Kiedy doszedłeś na plażę, widziałeś wylegujące się lwy morskie.
Jason: To prawda, ten domek jest jakieś 15 minut od wybrzeża. Cały teren wygląda jak z malowniczej pocztówki. Podczas nagrywania naprawdę byliśmy odcięci od świata.
Conrad: Pierwsze dwa tygodnie były fajne. Trzeci tydzień był już ciężki. Pod koniec miesiąca działy się tam sceny jak we Władcy Much. Chcieliśmy się pozabijać. Na szczęście San Francisco jest niedaleko, więc jeździliśmy tam, żeby się rozerwać.

W Cotati był podobno jeden bar.
Conrad: Były może trzy… wszystkie tragiczne. Było tam okropnie… jak w Katowicach! (śmiech) Jesteś stąd?

Nie, mieszkam w Warszawie. Ale pochodzę z małej miejscowości, trochę jak Cotati, tylko że w górach.
Macie góry w Polsce?

Tak. I lasy.
Super. Pewnie masz tam dobre jedzenie. Macie Rakiję?

Rakija nie jest polskim trunkiem.
Jason: Wracając… był tam jeden klub, do którego chodzili członkowie Hells Angels i starzy hipisi. W pewnym momencie San Francisco zrobiło się tak drogie, że musieli stamtąd uciekać. Więc w Cotati kręciły się prawdziwe dziwolągi nie z tej ery. Kolesie w koszulkach Grateful Dead i tak dalej… to było niesamowite miejsce.



Conrad: Wiesz, to było wyjątkowe miejsce, a my nagrywaliśmy wyjątkową płytę. To miał być koncept album opowiadający o zderzeniu urbanizacji i surowości, dzikości. Source & Tags to piosenki o chłopcu, który opuszcza to zurbanizowane miejsce i wkracza w pełen surowości świat.
Jason: Prawie jak Welcome To The Jungle!
Conrad: Tak, album opowiada o Axl’u wysiadającym z autobusu w Cotati. Jak tylko wysiadł z tego autobusu, okazało się, że gra w heavy metalowym zespole. Właśnie takie rzeczy dzieją się w Ameryce! Ale wracając do tematu. Mieszkaliśmy wtedy w Austin. Tam codziennie wieczorem była jakaś impreza. Każdej nocy nasi znajomi gdzieś byli, coś się działo. I nagle wrzucono nas do tej dziury i kazano nagrać album. Dlatego wydaje mi się, że na tej płycie czuć takiego duszpasterskiego ducha. Kiedy nagrywaliśmy, bardzo dużo myślałem o soundtracku do filmu „Wzgórze Królików”.
Jason: A ja czytałem wtedy książkę „Życie jest gdzie indziej” Milana Kundery. Pod jej wpływem napisałem piosenkę „Days Of Being Wild”. Wiesz, podczas nagrywania mają na ciebie wpływ nawet najmniejsze drobnostki.

Myślicie, że gdybyście nie nagrali tego albumu w Cotati, brzmiałby inaczej?
Conrad: To jedno z tych hipotetycznych pytań, na które nigdy nie poznamy odpowiedzi. Ale na pewno to otoczenie miało wtedy na nas ogromny wpływ. Studio nagraniowe było niesamowite. Jednej pokój był wielkości tego pomieszczenia (Condrad ma na myśli namiot dla prasy – przyp. red.). To była naprawdę wielka przestrzeń, w której powstawał niesamowity pogłos. W niej mieliśmy ustawiony cały sprzęt dla zespołu. W innym pomieszczeniu – gdzie leżał cały sprzęt Toma Waitsa – był mikrofon, który zbierał wszystkie szmery i hałasy.
Jason: Tak, to był naprawdę potężny pokój.
Conrad: To echo jest częścią muzycznego pejzażu płyty. Było tam też dużo złości – byliśmy młodzi i wkurwieni. Pamiętam, kiedy musiałem nagrać bębny do piosenki Jasona. Cały dzień nic mi nie wychodziło. Mike, nasz producent, powiedział, żebym to zostawił i poszedł spać. Następnego dnia obudził mnie, wylewając mi na twarz zimną szklankę wody! Byłem tak wkurwiony, że goniłem go po całym mieszkaniu. A on tylko krzyknął, że w tej chwili mam nagrywać bębny. Tak właśnie było.

W trakcie nagrywania albumu poznaliście Juvenile’a.
Wszyscy: Juvenile!!! (śmiech)
Jason: Wow. Jesteś naprawdę dobrze przygotowana! Było tak: skończyliśmy nagrywać, a album był miksowany w Nashville. Jak zapewne wiesz, to stolica country. Powstało tam wiele znanych albumów tego gatunku.
Conrad: Studio, w którym miksowaliśmy, ma niesamowitą historię. Na samym początku to był kościół. Potem przekształcił się w centralę jakiejś sekty. W piwnicy trzymali zwłoki żony jej przywódcy.
Jason: Relikwia.
Conrad: Więc kiedy byliśmy w tym studiu, właściciel powiedział, że musimy posłuchać nagrań ducha. I puścił nam te taśmy, gdzie był nagrany jakiś dziwny głos. To było przerażające, cały ten budynek był nawiedzony!
Jason: Więc tak. My byliśmy na piętrze – miksowaliśmy album. Piętro niżej był Juvenile ze swoimi kolegami raperami, palili gigantyczne jointy i rzucali w siebie pieniędzmi. Raz sobie z nim paliłem i on w pewnym momencie wystrzelił – powinniśmy coś razem nagrać!
Conrad: Kurwa! Kompletnie o tym zapomniałem! Co się stało z tym pomysłem?
Jason: Na szczęście tego nie zrobiliśmy (śmiech). Ale to był czas, kiedy o Juvenile było naprawdę głośno. Non stop leciał w radiu.
Conrad zaczyna rapować „Back That Azz Up”
Jason: Nagrywał wtedy jakiś mroczny kawałek. Nigdy go nie usłyszałem… (do Conrada) Czy ty nas nagrywasz?
Conrad: Nie. Tak tylko trzymam sobie telefon.
Jason: Anyway, to było bardzo surrealistyczne. Jego ludzie chcieli usłyszeć, co nagraliśmy. Reagowali w stylu „O kurwa stary, to jest jak Pink Floyd!” (śmiech) Dla nich to była najbardziej pojebana muzyka, jaką słyszeli. Nie pamiętam, jaki kawałek im puściliśmy.
Conrad: Powiedz jej o sekcji smyczkowej.
Jason: Tak. Nashville String Machine. Sławna na całe Stany sekcja smyczkowa, prawdziwi profesjonaliści. Zazwyczaj grają na płytach country, więc nasza propozycja była dla nich niemałym zaskoczeniem.
Conrad: Dużo się śmiali. Często się rozjeżdżaliśmy. Większość z nich wariowała: „Gdzie jest metronom? Za kim mamy nadążać?” A ja krzyczałem – za perkusistą!
Jason: (śmiech)



A sami, jakiej muzyki słuchaliście w trakcie nagrywania?
Conrad: To ciekawe, bo album, do którego wracaliśmy najczęściej to była Kate Bush – Hounds Of Love. Słuchaliśmy też bardzo dużo muzyki z Austin, zespołów naszych kolegów, jak na przykład Knife In The Water. Chyba przejawiała się w tym nasza tęsknota za domem.
Jason: Słuchaliśmy też sporo hip hopu.
Conrad: Destiny’s Child, TLC… Bardzo jaraliśmy się Spice Girls. Nie żartuję!
Jason: To prawda! (śmiech)
Conrad: Kiedy wyszedł film o Spice Girls, poszliśmy na jego premierę do kina w Austin. Byliśmy jedynymi osobami na sali! W tamtym czasie graliśmy też trasę z Mogwai, więc naturalnie chłonęliśmy też ich muzykę.
Jason: Mocno wpłynęła na nas szkocka muzyka spod znaku Belle And Sebastian, Arab Strap, Super Fury Animals.

Tytuł utworu „Another Morning Stoner”…
Conrad: Tak, to metafora albo porannego wzwodu, albo spalenia się zaraz po przebudzeniu. Sama piosenka opowiada tak naprawdę o rozstaniu, o różnicach nie do pogodzenia. Byłem świeżo po zerwaniu z dziewczyną, która była przykładną Chrześcijanką. Ja byłem zawsze zdeklarowanym ateistą.

Jakim cudem się poznaliście?
To była siostra mojego kumpla. Wiesz, to był piękny czas, ale wiedziałem, że nic z tego nie będzie. Nie z powodu naszego stylu życia, ale z powodu podejścia do niego, samej filozofii… Czy to dziwne?

Nie, w ogóle.
No właśnie. To chyba całkiem podstawowa sprawa. Co ciekawe, kiedy się rozstaliśmy, ona od razu zaczęła spotykać się z innym kolesiem. Jest z nim do tej pory, mają dzieci. Proszę bardzo. To jest właśnie Teksas.

Która piosenka z albumu jest waszą ulubioną?
Jason: How Near How Far!
Conrad: Awww, dziekuję! Ja uwielbiam Days Of Being Wild. Zawsze się świetnie bawię, kiedy ją gram. Oczywiście sama piosenka Source Tags & Codes dużo dla mnie znaczy. Za każdym razem, kiedy ją gram, wszystkie emocje do mnie wracają. To poczucie osamotnienia, izolacji. Poczucie, jakbym już nigdy nie miał wrócić do domu.
Jason: Musimy ją zagrać dzisiaj! (śmiech)
Conrad: Chyba jesteśmy zbyt pijani, żeby grać…