Karnawał w pełni, więc w dzisiejszej części Nie Znasz trochę potańczymy. Najpierw wolno – do jednej z najciekawszych premier płytowych lutego, potem szybciej – do… potencjalnego hitu tego lata?
Trzeba przyznać, że pierwsze tygodnie 2017 roku obfitują w świetne płyty. 27 stycznia ukazały się np. warte polecenia albumy Japandroids, Cloud Nothings i Ty Segalla, natomiast 3 lutego ukażą się wydawnictwa, wspomnianych w poprzedniej części cyklu, Fufanu i Communions, a także godnych polecenia indie rockowców z Surfer Blood i legendarnego Elbow. W ich cieniu swoją trzecią płytę – „Fresh Air” – wyda nasz kolejny bohater – Homeshake.
Pod tym pseudonimem kryje się gość, który w zasadzie zdobył już międzynarodową sławę – Peter Sagar przez kilka lat był koncertowym gitarzystą niezwykle popularnego Maca DeMarco. W pewnym momencie postanowił skoncentrować się na swoim projekcie i mniej czujni fani kanadyjskiej ikony stracili go z oczu. I dla nich nowe wcielenie Sagara może okazać się nie lada zaskoczeniem.
Jako Homeshake, Peter niemal rezygnuje z rockowych korzeni i skupia się na tworzeniu niemal pościelowego R&B, o które nie podejrzewalibyśmy żadnego Kanadyjczyka. Fani Maca szybko doszukają się tutaj charakterystycznego brzmienia gitary, ale tym razem ukryte jest ono za wysuniętym na pierwszy plan basem i toną klawiszy. Efekt jest niezwykle przyjemny – a jeśli właśnie przyjemności poszukujecie w słuchanej przez Was muzyce – piątkowa premiera „Fresh Air” nie może Was ominąć.
Niektórym wykonawcom dotarcie na usta muzycznych mediów i fanów zajmuje lata. Inni potrzebują do tego co najmniej kilku płyt i setek koncertów. Londyńczykom z Artificial Pleasure wystarczyły dwa miesiące i jedna piosenka, aby zapełnić rubryki w brytyjskiej prasie i trafić na listę najlepszych kawałków 2016 roku według Guardiana.
Utworem, o którym mowa jest „I’ll Make It Worth Your While” – w zasadzie jedna z dwóch dostępnych w internecie piosenek grupy. Co w nim takiego specjalnego? No cóż – wystarczy kilkanaście sekund, aby się zorientować – inspiracja Davidem Bowie jest w nim tak bezczelna, a jednocześnie tak zgrabna, że nic dziwnego, że londyńskie trio zrobiło nim furorę kilka miesięcy po nieodżałowanej śmierci wielkiego idola.
Sam kawałek jest nieco starszy niż zespół – muzycy stworzyli go w swoim poprzednim projekcie – Night Engine – który był po prostu hołdem dla Bowiego. Chwilę potem zespół się rozpadł, a trzech jego członków uformowało Artificial Pleasure, zabierając przy tym swój najlepszy utwór.
Zaskakujący sukces singla, zaowocował serią koncertów, które grupa da w pierwszej połowie tego roku i wielkimi oczekiwaniami ze strony brytyjskiej publiczności. Jeśli Artificial Pleasure stworzy materiał, który choć w połowie będzie tak dobry jak wspomniana piosenka, będziemy mieli kandydata do debiutu roku. No i bardzo taneczną pozycję na dużych festiwalach!