Siksa krzyczy, skacze, irytuje wielu ludzi, ale ma też swoich zwolenników. Każdy jej występ jest szeroko komentowany, a dziennikarze i odbiorcy za wszelką cenę starają się Siksę zamknąć w jakiejś szufladce. Od patetycznego głosu pokolenia po na pewno nie punk. Nie zmienia to jednak faktu, że to, co wykrzykuje Alex, jest jak uderzenie obuchem w głowę.

W zeszłym roku na Off Festivalu podzieliła publiczność, a w tym – premierowo – będzie można kupić jej album Stabat Mater Dolorosa na stoisku Anteny Krzyku. Na tydzień przed premierą porozmawiałam z Alex i Buri o tym, jak powstawał materiał, sensie istnienia Siksy i kolejnych etapach jej życia.

We wkładce Stabat Mater Dolorosa można przeczytać, że to trzeci sezon życia Siksy. Możecie przybliżyć ideę tych „sezonów”? 

Alex: SIKSA urodziła się w wieku 16 lat i wtedy mówiła o swoim ciele, wyrzucała z siebie pociski i żartobliwe teksty o zabarwieniu: „ej zobacz jak SIKSA rozprawia się z takimi jak Ty” i robiła to bezkompromisowo, po prostu, bez hamulców. Wtedy też nauczyła się przeklinać, a jak się w jej wieku przeklina to robi się to na potęgę i w miejscach, w których nie trzeba i ona tak to robiła. W związku z tym kiedyś ktoś jej wyrzucił, że potrzebuje wibratora, a ktoś inny powiedział, że ona posługuje się językiem bagna i patologii i taki język zresztą nie istnieje. No to w kolejnym sezonie SIKSA wyjaśniła bardziej o co jej chodzi jak zdjęła trochę przekleństw (wyszło jej to naturalnie), dodała trochę swoich osobistych historii nie tak zasłoniętych przez różne historie „celebryckie”, jak robiła to wcześniej. Coraz bardziej zaczęła przejmować się światem, który ją otacza i krajem, w którym żyje. I im bardziej wprost o tym mówiła, im bardziej o sobie w tym świecie tym więcej ludzi chciało ją poskromić.

Taka jest w skrócie historia SIKSY i jej życia (sezonów) i taka jest generalnie historia przemocy, która ciągle zatacza koła, a my słabo wyciągamy z niej lekcje. Taki chłopak, jeden z bohaterów piosenek SIKSY często mówił chyba chcąc zaimponować: Historia vitae magistra. Tia. No to SIKSA w poprzednim sezonie czyli STABAT MATER DOLOROSA mówi mu: „koniec historii i huj, koniec historii i huj, mej twej, mej, twej, mej, twej.” W tym sezonie SIKSA wiele razy upadała co słychać na tej płycie, że ona się rozpada w płaczu i powstaje, zbiera się, by od nowa nabudować tą swoją energię. W czwartym sezonie mocno się trzyma swojej superbohaterskości, bo inaczej by nie dała rady. No. Tylko to doprowadza ją znowu do upadku. Ale to nie na teraz chyba rozmowa.



Domyślam się, że tytuł trzeciego sezonu odnosi się właśnie do wątku kobiecego na tym wydawnictwie, ról kobiet w różnych kontekstach społecznych, ich cierpienia w narzuconych rolach. Dobrze kombinuję?

Alex: Tak. Nazwę zresztą wymyślił Buri, bo on potrafi bardziej niż ja tak spojrzeć na ten materiał z dystansem i takim okiem bardzo wrażliwie analizującym i taką nazwę wymyślił i ja uważam, że jest to wspaniała nazwa. Tym bardziej, że miałam na muzealnictwie zajęcia mega wymagające i szczegółowe dotyczące sztuki średniowiecznej, chrześcijańskiej i inne takie takie. I wykładowczyni zawsze na tych zajęciach i wykładach strasznie wnikliwie zatrzymywała się przy wizerunkach kobiecych, zawsze mi to imponowało w jaki sposób je badała. Stabat Mater oznacza Stała Matka i dotyczy boleści (dolorosa – boleściwa) matki nad ukrzyżowanym synem. Boleść SIKSY wcielającej się też w inne postaci kobiece jest jednak większa niż ten cały jebany mesjanizm, niż ten cały ukrzyżowany syn jeden z drugim.

Dlaczego zdecydowaliście się nagrywać płytę w Berlinie? Swego czasu to miasto było mekką artystów punkowych i post-punkowych.

Buri: Szczerze mówiąc, ten niby inspirująco-artystowski kontekst Berlina był ostatnią rzeczą jaka miała na to wpływ. Mało nas interesuje gdzie i kiedy Bowie wciągał koks z Popem czy wędrówka śladem kultowych a nieistniejących już squatów bo i tak wszystkie te miejsca uległy gentryfikacji i niczym już nie tchną. SIKSA jest pragmatyczna. Po prostu obecnie w Berlinie mieszka Konstanty Usenko, który podjął się realizacji tego wyzwania jakim było nagranie „Stabat Mater Dolorosa”, tam ma swój sprzęt. Po prostu. Mamy z Gniezna do Berlina mniej więcej tyle samo co do Warszawy, często tam bywamy, nawet kaseta „Punk ist tot” to był zapis berlińskiego koncertu.

Zamiast przeszłości Berlina, jakiegoś dekadenckiego, wyćwiekowanego, zimnofalowego wyobrażenia na jego temat bardziej interesuje i inspiruje nas to, co dzieje się i jak wygląda on teraz . Przenikanie się kultur, muzyka świata, nowy rap i çiğ köfte. Poza tym w Berlinie nagrywaliśmy wokale po nocach na ulicach, pod wiaduktami S-Bahny, w parkach. Sądzę, że w Warszawie czy jakimkolwiek innym dużym polskim mieście jeśli nie skończyłoby się to interwencją policji, to przynajmniej interwencjami nocnych marków, które psułyby ujęcia. W Berlinie jednak nikogo taki nocny performans nie dziwił i mieliśmy komfort pracy.

Alex: çiğ köfte na krojcu jest ważniejsze niż cały krojc razem wzięty. Lubimy wszystkie miasta jakie odwiedzamy i w każdym mieście można robić sztukę, pozdrawiamy z Gniezna!



Jak wyglądał proces nagrywania?

Buri: Ktoś kiedyś smęcił, że „kasa na porządne studio i drugie tyle na realizatora” to klucz do nagrania dobrej płyty. Więc nie posłuchaliśmy tej rady. Wystarczył rejestrator zoom i mieszkanie w berlińskim bloku. Realizatorem płyty był Kostek Usenko czyli ÜSEØYOTA/N0 TENG0 PATRiA znany m.in. z Leszczersów czy Super Girl & Romantic Boys. Nasze utwory nie są zwartymi zaplanowanymi kompozycjami, często na żywo ulegają przeobrażeniom, wydłużeniom, cięciom, wybrzuszeniom, pomyłkom, zmianom dynamiki, nastroju. Nie nazwałbym tego improwizacją, raczej reagowaniem na to co się dzieje naokoło, co robi Alex, publiczność. To porozumienie. Może też dlatego SIKSA to duet. Łatwiej nam ze sobą tworzyć/rozmawiać w takim intymnym trybie. No i dlatego też tak długo nie potrafiliśmy zabrać się do pracy studyjnej.

Chociaż „studyjnej”… Na pewno nie w sensie „instytucjonalnym”. „Stabat Mater Dolorosa” to w połowie nieortodoksyjne „nagrania terenowe”. Basy owszem, nagrywaliśmy w domu poprzez radzieckie przedwzmacniacze, wszystko z premedytacją bez klika i loopowania. „Byle równo” nie było naszym oczkiem w głowie, tylko miał być autentyzm mozolnie-monotonnej gry w całości. Na te piloty basu Alex nagrywała wokale po nocach w różnych, ciekawych akustycznie przestrzeniach miasta. Wiadukty kolejowe, polanki w parkach. Jakiekolwiek szumy czy uszczerbki, odgłosy przejeżdżających aut po kostce brukowej również na liniach wokalu znalazły swoje miejsce na płycie. Nawet jeśli w ogólnym rozrachunku już ich nie słychać i wydają się przynależeć do przestrzeni basowego hałasu. Oczywiście nie chodzi nam o to by płyta była odczytywana na siłę w kontekście „field recordingu” bo to bzdura, nie mam jednak nic przeciwko by całość była na przykład rozumiana jako słuchowisko, noise poetry czy spoken word. „Stabat Mater Dolorosa” nagraliśmy w dwa czy trzy dni, pomiędzy koncertami w Wielkiej Brytanii a DIY Festem w Gdyni. Nagraliśmy ten „sezon” w jego szczytowym momencie. Choć na żywo wciąż ewoluował to jest jednak jego niemal idealnym odzwierciedleniem. Ostatni raz wykonaliśmy go na OFFie i od tamtej pory nie ruszaliśmy.

Alex: Słuchamy rad od ludzi, od których czujemy empatię i którzy są wrażliwi i sami robią rzeczy, które nas pociągają. Reszty rad trzeba nie słuchać i robić to, co się czuje, zaufać swojej intuicji. Bo jak ktoś mi mówi „ej, ale jakbyście to zrobili tak i tak to by było lepiej coś tam” to ja tak patrzę i myślę sobie, a zadaj sobie ten trud i zastanów się dlaczego to jest tak zrobione, bo my naprawdę myślimy i czujemy i nie robimy na rympał tylko to wynika z tego kim jesteśmy. A kolesi popijających whisky, myślących, że pozjadali rozumy – nie słuchamy tym bardziej, bo nie pijemy alkoholu i mamy trzeźwe spojrzenie na świat.



Siksa na żywo to bas i głos. Na płycie oprócz tego słychać nakładki wokalne i trochę elektronicznych smaczków. Jak ma się „Stabat Mater Dolorosa” do waszych poprzednich nagrań?

Buri: Właśnie zupełnie odwrotnie. Najdalszy od naszego wcielenia na żywo był chyba utwór „Wywiad rzeka” zamieszczony na winylowym splicie z Alles. Paweł Cieślak z łódzkiego Hasselhoff studio wyprodukował swoją wizję nas, dosyć sterylną i skompresowaną. Nie mieliśmy pojęcia wówczas jak mogłaby SIKSA być zarejestrowana w studiu, to nie są jak mówiłem zamknięte, wyliczone kompozycje, brak nam było i doświadczenia i wyobraźni. Paweł poszedł więc dosyć oczywistym szlakiem. Nagrania live, również nie są wystarczające, bo jednak scena to inny żywioł niż fizyczny nośnik lub pliki i mogą funkcjonować bootlegowo, no chyba, że to „Patriotyzm jutra”.

Kostek zachęcając nas do nagrania debiutanckiej płyty chciał właśnie oddać nasze brzmienie na płycie jak najwierniej. Widział nas na scenie wielokrotnie, w różnych warunkach, często sam pomagał nas nagłaśniać. On romantycznie widzi w tym muzyczność, którą czasami nam się odbiera choć pewnie nie bez naszej winy. Nakładek wokalnych czy elektroniki nie jest tam wcale tak dużo. To nawet nie ornamenty – to akcenciki, przecinki. No, elektroniki właściwie tam nie ma. To co słuchacz może mylnie za nią wziąć to na przykład saz czy wiolonczela („Apler Sapan Forever”), klawisze (cover Guernicy Y Luno).

Gdzieniegdzie pojawiają się też sample z filmów animowanych, jak dźwięki różdżek, spadających gwiazdek. Wiele trudnych do zidentyfikowania, anonimowych dźwięków to po prostu field recording: odgłosy knajp, przejeżdżające auta, helikopter, który zawisł nad wiaduktem w trakcie nagrywania („Polityk ale kobieta”), odgłosy zwierząt (żaby w „Jak dobrze wyglądać nago”). Tak więc większość dźwięków była generowana bądź zbierana przez nas lub Kostka. To abstrakcyjna zabawa w konwencji ze zgromadzonym materiałem. Nie łatanie dziur i braków. Dźwięk może znaczyć to, co chcemy by znaczył. SIKSA to jednak wokal i bas i chyba czas się z tym pogodzić, bo choć w studiu moglibyśmy dogrywać szaleństwa, to po co ułatwiać słuchaczom życie? Wypracowaliśmy sobie nieznośne brzemię duetu, więc je Wam dajemy z całymi tego dla Was konsekwencjami.

Alex: Kostek podczas nagrywania stoi na 10 cm od mojej twarzy z rejestratorem, ja go pluję i chyba nikt nie był nigdy tak blisko mnie przez taki długi czas. On to znosi i on z empatią odbiera mój cały emocjonalny uliczny wywód więc ja nie wiem kto inny jak nie ten anioł mógłby nagrać SIKSĘ. Teraz niedawno też nagrywaliśmy z Kostkiem materiał, którego już nie gramy, ale który chcielibyśmy wydać w przyszłości. To też jest ważne, że my nie nagrywaliśmy „Stabat Mater Dolorosa” na początku czy w środku koncertowania tylko pod koniec, na kilka dosłownie koncertów przed wyrzuceniem tego materiału z występów scenicznych. Myślę, że wtedy kiedy żegnamy się z materiałem to on jest w najlepszej formie i dlatego też trzeba się z nim żegnać.



Słuchając Stabat Mater Dolorosa zasmuciło mnie, z jak wieloma tekstami mogę się identyfikować. Czy Siksa będzie trwać, dopóki ludzie będą się z nią utożsamiać? Założyliście sobie jakiś koniec?

Alex: Być może końcem SIKSY był benefis jej twórczości, który był podsumowaniem tego jak SIKSA była odbierana w Polsce w latach 2014-2018. SIKSA podczas benefisu opowiedziała trochę o sobie i stematyzowała trochę swój koniec, bo końcowy utwór mówi tak:

(…) Wygrałeś mówieniem mi, że byłam za mocna
Wygrałeś mówieniem, że nie ta forma
Wygrałeś.
Nie masz racji, ale wygrałeś.
Ok, masz racje wygrałeś,
Bo nie jestem superbohaterką
Tak jak w to wierzyłam
Bo nie mam już kurwa siły
Witam Państwa w sklepie spożywczym w Gnieźnie
Wiem czego sobie Państwo życzycie
I wiem jak to podać
I wiem jak to podać
I wiem jak to podać
Nie! Nie wiem jak to podać.

(Zejście ze sceny. Na scenie zostaje Buri na basie i Dominika Korzeniecka na perkusji)

Ale to nieprawda. Z tym końcem, że ten benefis w Teatrze Polskim w Poznaniu nim był. SIKSA obecnie ma siłę, by szczerze powiedzieć, że nie ma siły z różnych powodów. Tak na dzisiaj, na chwilę przed robieniem nowego materiału tak o niej myślimy i tak się czujemy. Nie chcę być pomnikiem feminizmu, sędziną orzekającą w sprawach, nie chcę mówić już o superbohaterskości SIKSY, bo to nieuczciwe myślę sobie. Nie można mówić, że SIKSA jest superbohaterką, bo to jest fikcja, a zawsze staraliśmy się być jak najdalej fikcji w SIKSIE. Nie chcę, by ludzie myśleli o mnie, że jestem odważna. Bo każdy jest odważny i może w sobie odwagę znaleźć nie tylko do wyjścia na scenę. Odwagę można mieć do różnych rzeczy i boję się, że być może zapeszam kogoś siksową superbohaterskością.

Chciałabym jeszcze bardziej urealnić SIKSĘ w nowym materiale. I po benefisie wiem, że niektórzy czuli oddech, że nic nie trzeba. Może właśnie nic nie trzeba i trzeba o tym opowiedzieć. Poza tym pracowaliśmy przy spektaklu „POSKROMIENIE ZŁOŚNICY”, z którego ostatecznie zrezygnowaliśmy. Myślę, że temat poskromienia złośnicy w kontekście SIKSY to jest to o czym również chciałabym gdzieś opowiedzieć. Nie zakładamy żadnego końca. Będziemy wiedzieć kiedy będziemy chcieli przestać, bo zawsze ufamy naszej intuicji bardziej niż dobrym radom i nawet najbardziej konstruktywnym krytykom. Jak poczuję, że nie wiem o czym chcę powiedzieć to na pewno nie będę wciskać ludziom kitu, że wiem i wskrzeszać trupa. Scenariusz życia SIKSY to jest nasze życie, więc póki co – żyjemy i mamy się dobrze. A jak będzie trzeba ją zabić, to to zrobimy albo ktoś to zrobi za nas. Worry not.



Teksty są tłumaczone na język angielski i rosyjski. Nie obawiacie się, że niektóre wątki mogą być nieprzetłumaczalne lub ich kontekst jest zrozumiały tylko dla Polaków?

Buri: Właśnie po to sięgamy po sztukę z innych kręgów kulturowych, innych krajów, języków by dowiedzieć się czegoś o świecie i wzbogacić się (banał, ale warto o tym pamiętać odpalając na przykład kolejną hardcorpunkową siódemkę po angielsku). Słuchając francuskiego rapu z odległej dzielnicy Marsylii czy hc/punka z Białoruskiej wsi jestem w stanie dowiedzieć się więcej o życiu tych ludzi niż z niejednego reportażu czy antropologicznej kobyły. Wydaje mi się, że człowiek żyjący w społeczeństwie i operujący jakimś minimum empatii i ciekawości jest w stanie wytłumaczyć sobie konteksty, sięgnąć po coś więcej i zyskać coś dla siebie.

Co do tłumaczenia tekstów znajdujących się w booklecie, to Dorota i Kostek tłumaczący je na obce języki odwalili kawał rzetelnej roboty. Irytujących przypisów jest właściwie niewiele, wszystko funkcjonuje w przekładzie, łącznie z tytułami tożsamych głupkowatych reality show, gdzie np. „Projekt Lady” to w Rosji „Pacanki”. Kostek, autor dwóch książek o rosyjskiej kontrkulturze, jest zaskoczony jak ta siksowa opowieść dobrze funkcjonuje w rosyjskim kontekście. Po za tym to tylko niuanse, choć cieszę , że tak wiele osób nie władających językiem Polskim chce znać te wszystkie drobiazgi, a więc dowiedzieć się czegoś o Polsce, bo między innymi o tym jest „Stabat Mater Dolorosa”. Poza tym opresja, przemoc i ból to niestety język międzynarodowy.

Alex: Jak ja czytam książki Pamuka to jest tam milion odniesień do Tureckiego stanu umysłu, do ich tradycji, mnóstwo zwyczajów, nazw. I się z tego cieszę, że mogę się tego dowiedzieć. Myślę, że ludzie jednak ogólnie nie mają problemu ze zrozumieniem, że któreś tematy są mega polskie i po prostu się im przysłuchują/przyglądają. Poza tym tłumaczenia są zrobione też post factum – nie występowaliśmy z tymi tłumaczeniami za granicą. Dlaczego? Bo proszę nas zrozumieć, że dla nas to jest ciekawe jak to działa bez znajomości języka i mamy do tego prawo. Kiedyś mi taka jedna dziewczyna, która bardzo posługiwała się językiem bezpiecznym i antyprzemocowym w stylu „osoby” zamiast chłopak i dziewczyna przy opisywaniu kogoś powiedziała mi, że ona zapyta po koncercie ludzi czy oni zrozumieli. Acha.

No jasne, że nie zrozumieli tekstu, przecież nie musi o to pytać. Ale dobra. Po koncercie podchodzi do mnie i mi mówi, że jak ja mówię po angielsku, że to jest osobista historia o gwałcie na początku koncertu to ludzie czują się zobligowani, by tego wysłuchać i że to źle. Acha. Słucham dalej. Dalej mi powiedziała jeszcze, że mówienie OPEN YOUR HEARTS nie wystarczy i że musimy przetłumaczyć teksty, bo osoby są wykluczane. Tyle w kontekście tego jak język antyprzemocowy, bezpieczny, nowy ma się do jego przeznaczenia – czyli nie urażania ludzi. Ja poczułam się urażona. A nie, to złe słowo. Było mi mega przykro, że osoba twierdzi, że ludzie słuchają mnie tylko dlatego, że na początku mówię im o czym jest ten set. Że gdybym powiedziała, że nie jest o gwałcie tylko o podlewaniu kwiatów to wszyscy by wyszli. No ja pierdole. Sorry, bardziej wierzę w inteligencję emocjonalną niż w te słowa, które piszę, bo bym ich nie tworzyła gdyby nie to jakie mam emocje na wierchu podczas koncertów.

W tym kontekście – zdarza się, że ludzie za granicą reagują inaczej na Waszych występach?

Alex: Tak. Czasami materiał ZEMSTA NA WROGA czyli raczej w ogóle nieśmieszny materiał był odebrany inaczej niż powinien i bardzo dobrze. Występowaliśmy w Wielkanoc razem z Pochwalonymi w małym mieście w Czechach w Velmez. Cała hospudka pełna pijanych, rozbawionych ludzi, nie szło przejść. Myślę sobie: „ja pierdole, nie zagramy tego tutaj, oni się drą strasznie i nie jestem w stanie im popsuć tego nastroju”. Mówimy sobie, dobra, jebać to i zaczęliśmy grać szybciej niż zwykle, a ja zaczęłam teksty rytmizować jakby to był jakiś rap na stuprocentowym gardle. Ludzie reagowali okrzykami, gromkimi brawami w każdej najmniejszej ciszy.

Czy zrozumieli, że materiał jest o gwałcie? Pewnie nie. W ogóle mi to nie przeszkadza. Czasami to jest miłe widzieć jak ludzie reagują na samą formę, że nie potrzebna im ta perkusja, stopa i hi-hat żeby poczuli się jak na dobrym gigolcu. Czasem jest więc milej grać za granicą, bo rzadko kiedy ludziom przeszkadza, że to tylko wokal i bas i wtedy widać, że tylko Twój otwarty umysł jest w stanie podpowiedzieć Tobie rytm, w którym bije jak cholera specjalnie do Ciebie człowieku serce SIKSY. Za każdym razem, na sto procent.

Buri: Koncert w Valmez był z gatunku tych, które pamięta się do końca życia. Ale jeśli chodzi o „właściwe reakcje” (cokolwiek to znaczy) to publiczność zderzona z minimalistyczną, być może monotonną formą skontrastowaną z ruchem scenicznym Alex zahaczającym już gdzieś momentami za granicą o taniec współczesny/body art bywa niemniej wstrząśnięta jak Polacy rozumiejący każde słowo. Pamiętajmy, że SIKSA mówi o przemocy. Ludzie to rozumieją. I twarze i oczy widzów podczas koncertu w Austrii czy na Litwie niewiele różnią się od tych Polskich.

Alex , jakie są Twoje siksowe inspiracje? 

Siksowe inspiracje to moje całe życie, a inspirujące, wspaniałe, godne naśladowania dla mnie i dla SIKSY dziewczyny to Aleksandra Skotarek (aktorka Teatru 21), Agnieszka Murak (fotografka) i koleżanki: Tori Ferenc (fotografka), Agnieszka Kryst (choreografka, tancerka), Anna Czeremcha (piosenkarka, zielarka), Sonia Roszczuk (aktorka), Jaśmina Polak (aktorka, komediantka!), Nika (piosenkarka), Dominika Korzeniecka (perkusistka), Małgorzata Tekiel (basistka, tancerka).

A poza tym prawie każda dziewczyna, którą spotykam i sobie z nią gadam mnie inspiruje. W sumie wszystkie performerki i aktorki, które oglądam, bo jestem jedną z tych widzek, które jak idą na jakiś film, spektakl, koncert to nie narzekają chyba, że jest to moralnie złe według moich prawideł jakiś tam. Jak już gdzieś staję przed żywym człowiekiem to jestem mu wdzięczna, że robi coś dla mnie i robi to na pewno na sto procent.

 

Dzięki za wywiad ♥

 fot. Laima Stasiulionyte