Wyobraź sobie, że siedzisz na zewnątrz klubu w Warszawie, pijesz piwko i jesz świeże owoce, rozmawiając z zespołem, który niedługo ma zagrać tam koncert. Słońce świeci, a ciepłe powietrze sprawia, że czujesz się jak na wakacjach. Ludzie dookoła rozmawiają i śmieją się w dużych grupach. Czujesz się komfortowo i wspaniale. Wydaje się jakby to było co najmniej pół roku temu, prawda? Cóż, tak było nawet ponad pół roku temu, gdy przeprowadzaliśmy wywiad z Wreck and Reference, którzy przyjechali do Chmur promować swój najnowszy album – „Absolute Still Life”. Nadszedł czas na opublikowanie go i zobaczenie z jakimi problemami – według tych dwóch przemiłych chłopaków – mierzyła się ówczesna ludzkość. I oczywiście, co ich inspirowało przy tworzeniu tej płyty!
[YOU CAN ALSO READ IT IN ENGLISH]
Zacznę od końca. Gdybyście mieli dzisiaj nagrać kolejną płytę – jak by brzmiała?
Ignat Frege: (jedząc winogrona) To byłyby po prostu odgłosy jedzenia winogron (śmiech). Mmmmm!
Felix Skinner: Pewnie brzmiałaby inaczej niż zwykle, bo aktualnie dobrze się bawimy.
Czyli to nie jest coś normalnego w waszym przypadku?
Felix: Nie, zdarza się nam dobrze się bawić, ale po prostu na trasie jesteśmy wolni od wielu rzeczy, które sprawiają, że piszemy piosenki. Możesz o wszystkim zapomnieć na kilka tygodni. Po prostu podróżujesz, przemieszczasz się, dobrze się bawisz, spotykasz ludzi, grasz koncerty…
Brzmi dobrze, ale również wyczerpująco.
Ignat: To jest wyczerpujące, ale… No może w 95% wyczerpujące, a w 5% to czysta zabawa.
Felix: Ciężko w ogóle pisać muzykę o byciu zmęczonym.
Ignat: Tak, jak jesteś zmęczony, to nic ci się nie chce.
Felix: Fugazi nagrało o tym kawałek, ale nie kojarzę nikogo innego…
Ignat: Wydaje mi się, że gdy masz depresję to również bardzo trudno jest się do czegoś zabrać, ale później może spojrzeć na to z perspektywy i wykorzystać w swojej twórczości.
Zadałem to pierwsze pytanie, ponieważ słyniecie z dużych różnic pomiędzy poszczególnymi albumami. Nie boicie się, że taka pogoń za zmianami zaprowadzi was w końcu w ślepy zaułek?
Felix: Nie sądzę, żebyśmy zmierzali w jednym kierunku. Po prostu za każdym razem, gdy chcemy zrobić coś innego lub coś, co wydaje się odpowiednie w danym momencie – robimy to. Nie zastanawiamy się nad tym w stylu: „Ten album brzmi tak, więc następny musi brzmieć tak”. Po prostu robimy to, co wydaje nam się słuszne w danym momencie.
Kiedy podejmujecie te finalne decyzje?
Ignat: Najpierw musisz się porządnie zjarać (śmiech). Nie powinienem tego mówić – będę miał kłopoty.
Felix: Tworzenie albumów zajmuje nam dużo czasu i wiele się w nich zmienia w trakcie tego procesu, ale nie zawsze w ten sposób, że coś obgadujemy i podejmujemy decyzje.
Ignat: To się dzieje organicznie.
Felix: Tak, ostatni album powstawał przez dwa lata i dopiero pod koniec było jasne, jak będzie brzmiał. Nie planowaliśmy tego.
Najnowszy album („Absolute Still Life”) dryfuje tekstowo pomiędzy realizmem a abstrakcją. Świadomie chcieliście tak podejść do tekstów
Ignat: To kwestia potrzeby przedefiniowania swojego stylu pisania przy jednoczesnej chęci stworzenia czegoś co będzie reprezentować ciebie w danym momencie. To duże wyzwanie, bo chcieliśmy oddać to co czujemy bardzo precyzyjnie, ale jednocześnie zależało nam na tym, aby dobrze to brzmiało. A rzeczy które brzmią dla ciebie dobrze zmieniają się z czasem, ze względu na twoje doświadczenia, muzykę, której słuchasz czy książki, które czytasz. Ludzie zmieniają się z wiekiem.
Felix: Wydaje mi się też, że to co brzmi jak abstrakcja dla innych ludzi, dla nas ma sens. Nawet jeśli odbiorca go nie odnajdzie, to dla nas te słowa mają pewne znaczenia – choćby referencyjne czy symboliczne… Mam nadzieję, że udało nam się dobrze zakomunikować emocje, nawet jeśli sam język nie podaje ich na tacy. Nie chcemy nic podawać na tacy.
Ignat: Tak, moim zdaniem takie coś jest głupie.
Felix: Można się z tym bardzo łatwo posunąć za daleko.
Ignat: Z drugiej strony za dużo abstrakcji to też głupota.
Felix: Tak, po prostu staramy się być głupi (śmiech).
Wczoraj rozmawiałam z kimś na temat nowej płyty Toola. Wiele osób śmieje się z nich dzisiaj ze względu na wydumaną otoczkę dookoła płyt, jak np. spirala Fibonacciego itd. Teraz wydaje się to głupie, ale było strasznie cool, gdy mieliśmy 15 lat.
Ignat: Oni prawdopodobnie nie dorośli do tej pory.
Zmierzam do tego, że czasami dobrze jest być „mistycznym”, ale linia pomiędzy mistycyzmem a głupotą jest bardzo cienka.
Ignat: W pewnym momencie takie działania są po prostu pozbawione jakiegokolwiek znaczenia.
Czy wiecie gdzie taka linia leży w waszym przypadku?
Felix: Tak, myślę, że zawsze jest pokusa, żeby być „sprytnym” przy tworzeniu sztuki. Jest dużo sztuki wizualnej, która niby jest sprytna i rozwinięta konceptualnie, ale brakuje jej emocjonalnego rezonansu i głębi. Patrzysz na coś takiego i myślisz: „O, fajne, interesujące. Ktoś poświęcił dużo czasu na wymyślenie jak narysować tysiąc prostokątów albo nagrać płytę opartą na jakiejś cyfrze. Ale co to w sumie znaczy dla mnie i mojego życia?” Myślę, że podstawą dobrej sztuki i naszej próby imitacji dobrej sztuki… no, może nie imitacji, ale…
Ignat: Kradzieży!
Felix: Tak, samplowania, ściągania, plądrowania… (śmiech) Jeśli budujesz jakąś rzeczywistość w swojej sztuce, to emocje ujawniają się jako pierwsze i jeśli wykorzystasz to w sprytny sposób, to spoko. Ale jeśli jest to tylko „spryt” bez żadnej treści, to wyjdzie z tego… drobnostka.
Pod względem treści „Absolute Still Life” przypomina mi trochę „OK Computer” ze względu na to, jak ukazuje ludzkość i jej lęki. Jak waszym zdaniem zmieniła się ludzkość i jej lęki od lat 90.?
Ignat: Zmieniło się szalenie dużo. Pewnie można tak powiedzieć o każdym zestawie dwóch dekad, ale wiesz – mieliśmy upadek komunizmu i faszyzmu, a teraz się to wszystko odradza – przynajmniej w Stanach. Wraz z upadkiem Związku Radzieckiego pozbyliśmy się wszystkich tendencji autokratycznych, a teraz znowu wróciły.
Felix: Prawie niemożliwe jest, żeby połapać się we wszystkich złych wiadomościach, które spływają do nas codziennie. Jest tego więcej niż da się znieść. I dzieje się coraz szybciej. Twój telefon to taki „Paranoid Android” – zawsze słucha, zawsze stara się przewidzieć, co się stanie, chociaż Radiohead pewnie nie mieli tego na myśli, kiedy pisali tę piosenkę. Ciężko jest nie nawiązywać do horroru rzeczywistości w jakiej żyjemy.
Ignat: Wydaje mi się, że rzeczywistość zawsze była fatalna. Teraz jesteśmy tego po prostu bardziej świadomi.
Felix: Tak, budzisz się i twój telefon zasypuje Cię milionem fatalnych informacji. Tak w ogóle to chcieliśmy nazwać nasz album „Climate Change” („Zmiana Klimatu”), ale Pitbull zrobił to pierwszy i woleliśmy uniknąć pozwu.
W wywiadach z wami często powraca temat internetu. Mówicie chociażby, że Wasza muzyka jest anty-algorytmiczna i Spotify nie potrafi jej powiązać z podobnymi artystami. Jak internet wpływa na waszą muzykę?
Ignat: Ściągamy wszystkie sample z internetu. Po prostu wchodzisz na Youtube, wpisujesz dowolną piosenkę lub dźwięk, który cię interesuje, ściągasz, konwertujesz do Abletona i tyle. To przykład na idealną ciągłość internetu. No i oczywiście wszystkie pomysły biorą się z internetu. To jest teraz główne źródło stymulacji dla ludzi. Nie da się od tego uciec i przesiąka to do wszystkiego, co robimy. Ma to swoje dobre i złe strony.
Więc nie byłoby Wreck and Reference bez internetu?
Ignat: Definitywnie, ponieważ teraz nawet tworzymy przez internet, ze względu na to, że nie mieszkamy już nawet w tym samym mieście.
Trudniej jest tworzyć, gdy mieszka się po przeciwległych stronach USA?
Felix: Tak, oczywiście. Ale robimy to. Były zespoły, które działały w ten sposób jeszcze przed internetem. Wysyłali sobie wszystko pocztą. A my możemy to robić błyskawicznie i nawet nam to trochę ułatwia współpracę. Możemy napisać do siebie: „Hej, dodałbyś wokale do tej piosenki?” i nie jest to aż takie wyzwanie, jak gdybyśmy byli tradycyjnym zespołem z gitarami i bębnami. Zawsze, gdy pracujemy nad muzyką, oznacza to dla mnie dodatkowy czas spędzony przy komputerze. Już i tak spędzam przed nim dużo czasu, ponieważ na tym polega moja codzienna praca, a teraz rzecz, którą robię żeby uciec od normalnego świata też wymaga użycia komputera. Ale nie zamieniłbym tego na nic innego, ponieważ nigdy nie chciałem grać w gitarowej kapeli.
Przeprowadziłeś się do Nowego Jorku, tak? Czy to miasto różni się od Los Angeles pod względem inspiracji dla Ciebie jako muzyka?
Felix: Ciężko powiedzieć, ale nie sądzę. Nie mieszkam tam jeszcze zbyt długo i wydaje mi się, że te miasta nie są wcale aż tak różne. No i rozmawiam ciągle z Ignatem przez internet, więc dystans nie jest dla nas problemem. Największą różnicą jest to, że nie spędzam już tyle czasu w samochodzie i jest mi zimno przez pół roku. Ale nie ma to żadnego wpływu na naszą muzykę.
Los Angeles ma całkiem dużą podziemną scenę noise’ową. Jak to wygląda w Nowym Jorku?
Felix: Też jest bardzo dużo muzyki. Dużo elektroniki, house’u, techno… Więcej muzyki niż jestem w stanie ogarnąć. Nie chodzę zbyt często na koncerty, ale każdy, kto gra w Los Angeles, tydzień wcześniej albo później występuje też w Nowym Jorku, więc chodzimy na te same koncerty. To ciągle Ameryka, więc jest spoko.
Kolejną rzeczą, którą zauważyłem w wywiadach z wami oraz w tekstach jest to, że uwielbiacie obserwować ludzi. Czy to część waszego procesu twórczego?
Felix: Tak, myślę, że przynajmniej z mojej strony, muzyka jest o mnie, moich znajomych i ludzkości jako ogóle. Nie wydaje mi się, żebym kiedyś napisał piosenkę o (wskazuje kawałek arbuza) kawałkach arbuza. Powinienem, ale nie wiedziałbym jak się do tego zabrać i wyszłaby z tego piosenka o ludziach (śmiech). A ty masz jakieś piosenki o arbuzach?
Ignat: Nie sądzę. Sztuka ma to do siebie, że nie może istnieć niezależnie od ludzi. Cała perspektywa tworzenia jest w założeniu antropocentryczna, ale przedmioty oczywiście odgrywają dużą rolę w środowisku ludzkiego istnienia. Ja osobiście nie myślę o obserwowaniu innych ludzi tak dużo, jak o obserwowaniu tego co dzieje się ze mną i w mojej głowie. Felix ogólnie myśli więcej o ludzkości.
Felix: Nie da się tego uniknąć.
Skoro jesteśmy przy przedmiotach to przejdźmy do martwej natury z tytułu i okładki waszej płyty. W jednym z wywiadów powiedzieliście, że jest dużo ironii w martwej naturze, a wy kochacie ironię. Nie wydaje wam się, że jest jej za dużo we współczesnym świecie?
Felix: Zatrucie ironią to poważny problem. Niektórzy ludzie są nią naprawdę poważnie zatruci i nie mogę do niczego podejść z powagą, a to jest oczywisty mechanizm obronny. Nie mogą na siebie patrzeć w lustrze i. w związku z tym muszą być ironiczni przez cały czas. To jest dokładne przeciwieństwo tego, co my robimy.
Ignat: Kontekst słowa „ironia” w tamtym konkretnym wywiadzie dotyczył bardziej nieodłącznej sprzeczności w całym koncepcie martwej natury niż bycia mądralą czy czymś w tym stylu. Ironia jest czymś, czego się nie spodziewasz albo dokładnym przeciwieństwem tego, czego się spodziewasz.
Okładka „Absolute Still Life” skojarzyła mi się z sytuacją, w której ktoś z synestezją powiedział mi, że muzyka mojego zespołu pachnie jak gnijąca pomarańcza. Jak pachniałaby Wasza muzyka?
Ignat: (śmiech) Prawdopodobnie tak, jakbyś otworzył kilka piw w domu i zostawił je tak przez weekend.
Felix: Powinniście zaprosić tę osobę na nasz koncert. Jestem bardzo ciekaw, co by powiedziała o nas. Ale wątpię, żeby ktokolwiek powiedział, że nasza muzyka pachnie ładnie.
Ignat: To jest temat, który warto poruszyć w ankiecie na Twitterze.
Wydajecie w The Flenser. Zawsze miałem poczucie, że jest to grupa ludzi o bardzo mrocznym podejściu do muzyki i życia. Jak się czujecie jako część tej ekipy?
Felix: Każdy, kogo spotkaliśmy dzięki The Flenser jest naprawdę przesłodki. Nie znamy wszystkich ludzi z tego labelu, więc może ukrywa się tam jakiś zjeb, ale nie spotkaliśmy nikogo takiego. Kolesie z Bosse-de-Nage, Street Sects, Tom z Planning For Burial i sam Jonathan to naprawdę cudowni ludzie.
Ignat: Wszyscy twardo stąpają po ziemi. Nie ma tam rozbujanych ego.
Felix: A to sprawia, że pracuje się z nimi łatwo i przyjemnie.
Czyli granie mrocznej muzyki nie idzie w parze z mrocznymi charakterami.
Felix: Wiesz, prawdopodobnie nikt w tym labelu, włącznie z nami, nie ma jakiegoś różowego spojrzenia na życie i nie biegamy jak ludzkie labradory. Każdy z nas ma swoje problemy i swoją perspektywę, która inspiruje nas do tworzenia muzyki, ale nie jesteśmy jednowymiarowi. Nasze życia są dość bogate… To wspaniała grupa. Mamy szczęście.
Sprawdź nasze pozostałe wywiady – tutaj!
Jeżeli podobają się Wam treści, jakie prezentujemy i chcecie nas wesprzeć, możecie odwiedzić nasz profil na Patronite: