Po świetnie przyjętym albumie It Will Come To You, Actors ruszyli w trasę dookoła świata – ponad 140 koncertów na całym świecie to chyba niezły wynik. Na szczęście znalazło się także miejsce na Polskę. Na spotkanie z ich wokalistą, Jasonem, wzięłam magiczne pudełko undrtn wypełnione rozmaitymi pytaniami. Sprawdźcie, jakie wylosował.

Twoja pierwsza praca.

Pracowałem jako śmieciarz, latem. Moja mama znała pana, który prowadził tę firmę. Powiedział, że może mnie zatrudnić. Było super gorąco, jeździłem dosłownie na śmieciarce – byłem tą osobą, która zawsze stoi na tyłach tego samochodu. Pracowałem… jakiś tydzień? (śmiech) Pewnego dnia było tak gorąco, a ja myślałem, że jestem bardzo zabawny i wbiegłem w zraszacz, żeby się ochłodzić. Przede mną było jeszcze jakieś 6 godzin pracy, a całe moje spodnie były przemoknięte. Skóra mi spierzchła, popękała i zaczęła krwawić… Następnego dnia nie mogłem chodzić. Prawie tydzień dochodziłem do siebie. Także tak. Nie polecam!

Czy macie określone zasady na trasie, które pozwalają wam uniknąć kłótni?

Hm… Chyba ogólną zasadą jest to, żeby być dobrym dla siebie nawzajem. Na szczęście wszyscy siebie lubimy i dobrze nam się spędza czas w swoim towarzystwie. Ciekawe, że wylosowałem to pytanie, bo chwilę przed naszą rozmową doprowadziłem Shannon do płaczu. Moja wypowiedź była dla jej dobra, ale była zbyt stanowcza. Po prostu zależy mi na chronieniu wszystkich w zespole. Czasem zachowuję się jak rodzic, jestem zbyt opiekuńczy.



Co, twoim zdaniem, jest największym popkulturowym nieporozumieniem?

Hm… trudne! Może fakt, że sławnym ludziom uchodzą na sucho rzeczy, które nie powinny? Wiesz, osoby typu Harvey Weinstein czy nawet Michael Jackson… Chyba fakt, że gwiazdy są traktowane inaczej, wręcz czczone. To chyba nie jest zdrowe. W ogóle myślę, że to, co aktualnie dzieje się w przemyśle muzycznym czy filmowym, cały ruch #metoo to naprawdę ważna i przełomowa chwila. Trzeba o tym mówić, nie jest to komfortowe dla mężczyzn, nie jest to komfortowe dla kobiet, ale to dyskusja, która musi trwać. I nie mówię tego dlatego, że mamy ten wywiad. Wychowywałem się tylko z moją mamą, pracowałem z wieloma kobietami. Wcale nie uważam, że musisz przejść milę w czyichś butach, żeby go zrozumieć. Jako koleś, nie musisz prosić drugiego kolegi, żeby odprowadzał cię po imprezie do domu i obserwował, czy bezpiecznie zamknąłeś za sobą drzwi. A kobiety zawsze muszą o tym myśleć. 

Opisz dzień, w którym podpisałeś kontrakt płytowy.

Szczerze mówiąc bardziej ekscytującym dniem niż samo podpisanie kontraktu, była moja pierwsza rozmowa z labelem przez telefon i uświadomienie sobie, że oni rozumieją moją wizję i pozwolą mi ją realizować. To było bardzo ekscytujące. Gdybym wiedział, co czeka mnie przez nadchodzące 17 miesięcy, bo tyle czasu upłynęło od wydania płyty – cieszyłbym się jeszcze bardziej! Nie miałem pojęcia, co nas czeka. A spotkało nas dużo dobrego – mnóstwo koncertów, poznanie nowych ludzi, fanów na całym świecie. To naprawdę piękny czas.

Czy pamiętasz, kiedy pierwszy raz usłyszałeś siebie w radio lub telewizji?

Szczerze mówiąc, nie pamiętam. Ale! Mój zespół przed ACTORS miał jeden popularny singiel. Bardzo często leciał w kanadyjskim radio. Pamiętam, że pewnego razu jechałem samochodem na próbę i usłyszałem tę piosenkę. Strasznie mnie to zasmuciło… z jednej strony moja muzyka leci w radio, a nie mamy zabukowanego ani jednego koncertu, nic się nie dzieje. Wiedziałem, że zmarnowaliśmy szansę. 

Jaki zespół lub muzyk, twoim zdaniem, jest przereklamowany?

Taylor Swift. Zdecydowanie. Nasz perkusista Adam, jest jej fanem. Nie mogę tego zrozumieć. 

Czy jesteś ekspertem w jakiejś dziedzinie?

Nie. 

Wszyscy odpowiadają na to pytanie tak samo.

Serio? Hm… wydaje mi się, że jestem niezłym producentem. Uwielbiam pracować z innymi muzykami. Wydaje mi się, że potrafię wyciągnąć z nich to, co najlepsze.



Trzy albumy, które zabrałbyś ze sobą na bezludną wyspę.

The Clash – London Calling, David Bowie – Scary Monsters, Massive Attack – Protection.

Glam rock czy nu metal?

Glam rock, zdecydowanie! Roxy Music, T-Rex… Nie lubię nu metalu.

Nikt nie lubi… ale ja mam sentyment do tej muzyki. Wychowywałam się na takich zespołach jak Korn czy Slipknot. 

Jasne! Ale bardziej chodzi mi o całą falę zespołów, które nadeszły po nich. To był dramat.

O co najczęściej się kłócicie w zespole?

Chyba się nie kłócimy…

No tak, w końcu jesteście Kanadyjczykami. Przepraszam, musiałam użyć tego żartu!

No tak… Kanadyjczycy są bardzo mili, ale nie zawsze dla siebie nawzajem. Ale serio, nie potrafię sobie przypomnieć, o co się ostatnio pokłóciliśmy. Oczywiście działamy sobie na nerwy. Każdy z nas ma swoje dziwactwa, które mogą denerwować resztę. Ale kłótnie? Nie. Jesteśmy dorośli! (śmiech)

Opisz pierwszy koncert, na jakim byłeś.

Billy Idol, 1983. Miałem 10 lat. Zabrał mnie chłopak mojej mamy. Byłem zachwycony! Od razu wiedziałem, że chcę to robić. Wszyscy dookoła mnie palili zioło i wydaje mi się, że ja też byłem trochę zjarany. 

Nirvana czy Pearl Jam?

Nirvana, bez dwóch zdań.  Na pewno legenda zespołu w dużej mierze opiera się na Kurcie. Pamiętam dzień, kiedy podano do informacji publicznej, że się zabił. Ludzie wtedy już byli trochę znudzeni tym zespołem. 



Twój sprawdzony imprezowy trik.

Chyba nie mam żadnego… Kiedyś moim ulubionym trikiem był „zegarek”. Ale to całkiem obrzydliwe… no dobra. Więc kiedyś po Stanach jeździło dwóch kolesi, których show nazywało się Puppetry of the Penis.  Używali swoich genitaliów do… no więc „zegarek” jest jednym z ich trików. Chodzi o to, że owijasz sobie wokół nadgarstka swój penis tak, że wygląda to, jakbyś nosił zegarek. Na pierwszy rzut oka ciężko stwierdzić, że to penis. Więc czasem to robiłem. W zasadzie to raz pokazałem tę sztuczkę mamie mojej byłej dziewczyny. 

Dlatego jest już twoją byłą dziewczyną?

Niee, śmiała się! Wiesz, dużo rzeczy uchodzi mi na sucho, bo jestem zabawny! (śmiech) kurczę… możesz to wyciąć i zostawić samą rozmowę o #metoo?

Lepiej przejdźmy do kolejnego pytania. Gatunek muzyczny, który twoim zdaniem jest niedoceniany.

Hm… naprawdę ciężko mi coś wybrać. Ale na pewno nie powiedziałbym, że post-punk. Moim zdaniem jest zbyt wyhajpowany. Zrobił się z niego generyczny gatunek, teraz wszyscy grają post-punka. 

Najcięższy aspekt grania muzyki?

Finanse. Utrzymać czwórkę ludzi na tyle, żeby mogła sobie pozwolić na wyjazd w trasę koncertową, nie jest łatwy. Tak naprawdę trzeba temu podporządkować swój sposób życia. Pilnowanie tego, żeby wciąż być istotnym, zauważanym. Trzeba wydawać regularnie muzykę, regularnie być aktywnym w social mediach… dbać o wszystko, żeby koło się kręciło. 

Najdziwniejsza plotka, jaką usłyszałeś o waszym zespole.

Że gramy post-punk (śmiech)! 

 

Sprawdź nasze pozostałe wywiady – tutaj!


Jeżeli podobają się Wam treści, jakie prezentujemy i chcecie nas wesprzeć, możecie odwiedzić nasz profil na Patronite:

Posted in WywiadTagged ,