Koniec roku oznacza często też rachunek sumienia. To czas, w którym niektórzy z nas zastanawiają się co zrobili źle w mijającym roku, co mogli zrobić lepiej, co się dokumentnie spierdoliło albo weryfikują jak głęboko zanurzyli się w bagnie zwanym życiem w porównaniu z zeszłym rokiem. Czas rozliczeń i podsumowań, który ma sprawić, że w przyszły rok można wejść ze świeżą głową pełną pomysłów jak poprawić własną egzystencję i ogarniać lepiej otaczający nas świat. Osobiście uważam, że to jedna wielka bzdura. Te rachunki sumienia nic nie dają a często potrafią jeszcze tylko pogrzebać w twojej głowie szanse na jakiekolwiek szczęście w przyszłości, bo jak spoglądasz wstecz i widzisz tylko zniszczenie i pożogę, jak możesz sam nastawić swoją głowę na myślenie, że uda Ci się cokolwiek kiedyś zmienić?
Czasami warto być realistą, chociaż z drugiej strony częsty dotyk rzeczywistości też może być zgubny. Sam staram się nie mieć z nią zbyt wiele wspólnego, bo tylko przeszkadza mi w fantazjach i urojeniach. I po co to komu?
Jeśli się umiejętnie dawkuje prawdę można mieć pewność, że zachowując idealne proporcje można zachować zdrowy rozsądek. Niektórzy jednak nie mają tyle szczęścia. Dzięki Bogu istnieją takie jednostki na tym świecie, które przesadzają z kolei w drugą stronę, często nie pozwalając sobie na najmniejszą nawet dawkę sensu w codziennym życiu. A kiedy odkleja się już konkretnie łapią w końcu moją uwagę, bo nic tak nie cieszy jak pokaleczone umysły innych ludzi, żeby podbudować nieco swoją własną psychikę.
Icy Spicy Leoncie wpisuję się w długą już, jak na standardy internetowe, linię youtubowych diw, gdzie w mojej głowie umieszczam ją gdzieś między Aldoną Orłowską a Tigresą del Oriente, zaraz obok Marzii Gaggoli, Jan Terri i dopiero raczkującym w tym światku Bohdanem Gadomskim.
Tu nie ma znaczenia kto zaczął wcześniej, kto był pierwszy i jak długo to robi – poziom artystyczny, które każda z wyżej wymienionych diw zdobyła raz, wystarczy już do samego końca. Tego nie da rady już ani przeskoczyć, ani próbować tego ulepszać. Bo po co właściwie? Idealna formuła została osiągnięta.
Próbować ja ulepszać dopiero byłoby kompletnym szaleństwem. A takim totalnym odchyleniem natomiast może się wydawać u Icy Spicy Leoncie ilość i jakość wyprodukowanego materiału. Musiałem, moi drodzy czytelnicy nieźle się namęczyć, żeby wyłuskać dla was samą esencję z wideografii naszej dzisiejszej artystki i nawet pisząc te słowa, raz po raz wciąż zastanawiam się, czy podjąłem dobrą decyzję co do wyboru piosenki uświetniającej dzisiejsze kazanie. Niczego nie można być pewnym, gdy ten poziom, o którym pisałem wcześniej został osiągnięty już baaardzo dawno temu. Każdy teledysk to diament, który błyszczy własnym niepowtarzalnym światłem wśród miliardów nijakich internetowych klipów.
Każda piosenka to hymn i oda do życia bez świadomości własnego istnienia, którą artystka dzieli się chętnie z kimkolwiek, kto wyrazi choćby najmniejszą chęć uczestnictwa przez chwilę w jej cudownie zwichrowanym świecie. Wybór dzisiejszego przeboju to czysta formalność zatem a melodia „Gay World” jest jak kawałek gówna, które rano nie chciało się spłukać w kiblu – sądzisz, że to zrobiłeś, ale myśl o tym nie opuszcza cię przez cały dzień, dopóki nie wrócisz do domu i nie sprawdzisz muszli klozetowej. Albo włączysz klip jeszcze raz.
Klik. Klik. Klik.