Dosyć rzadko można zobaczyć tak dużo ludzi w koszulkach Death In June śpiewających na raz „Common Barbie Let’s Go Party”. Każdy tego wieczoru czekał na swojego faworyta – dla jednych było to „Summertime Sadness”, dla innych „Wreckling Ball”. Szalone karaoke? Można to i tak nazwać, chociaż bliżej prawdy będzie „neofolkowi muzycy coverujący znane hity”. Death in Rome zagrali w poprzedni weekend w polsce aż trzy razy. Nam udało się porozmawiać z wokalistą i mózgiem zespołu po ich gorąco przyjętym występem w Pogłosie.
Jak wrażenia po Soundrive Festival?
Dziwnie… występowaliśmy po jakiejś hip hopowej gwieździe (Gaika – przyp.red.) – kiedy obserwowaliśmy go na scenie, byliśmy trochę zmartwieni. Przecież to najbardziej oddalony gatunek muzyczny od tego, co my robimy. Czasem się to nam przytrafia. Bookerzy myślą, że jesteśmy zabawnym cover bandem i potem wychodzą z tego nieporozumienia.
Nie sądzę, to naprawdę dobry festiwal…
Może po prostu umieścili nas na złej scenie. Ale i tak było bardzo fajnie, ludzie nas dobrze przyjęli.
To w sumie ciekawe zagadnienie… na jakich festiwalach w takim razie powinno się Was bukować?
Oczywiście festiwalach gotyckich, w końcu z tej sceny się wywodzimy. Graliśmy na Wave Gottik Treffen, to był nasz pierwszy koncert i początek wszystkiego. Jednocześnie chyba nasz największy występ do tej pory. Graliśmy przed kilkoma tysiącami ludzi – zastanawiałem się po cichu – Co wy wszyscy tutaj robicie? Przecież my w ogóle nie potrafimy grać. Idźcie stąd! (śmiech)
Chyba musicie mieć poczucie humoru. Przerabiacie kawałki, do których słuchania gotycka publiczność raczej się nie przyznaje. Jednak na waszych koncertach znają tekst każdej piosenki…
To nie tak. Po pierwsze, wydaje mi się, że dla kobiet może to być swego rodzaju emancypacja. Żeby mieć trochę zabawy i nie wstydzić się tego. Zapewniamy też głębię w tych utworach. To ma bardzo wiele aspektów. Przez fakt, że to robimy, ludzie mogą poczuć przyzwolenie na to, żeby bawić się do takiej muzyki. Nie ma w tym ironii.
Nie ma?
Nie ma, naprawdę. Pamiętam, że graliśmy z King Dude dwukrotnie w Rumunii. Za pierwszym razem przyszedł do naszej garderoby z Jackiem Danielsem, na co my mu podziękowaliśmy, tłumacząc, że musimy się przygotować do koncertu. Dude zdziwiony odparł – aaa, to wy tak na serio… Więc tak, to jest zupełnie na serio. Czasami oczywiście zdarzają się zabawne sytuacje. Jakiś czas temu graliśmy Destroy She Said – na tych samych akordach można zagrać Time To Say Goodbye. Więc zacząłem to śpiewać i wtedy już nie wytrzymałem ze śmiechu, to było zbyt głupie.
Myślisz, że w każdej piosence znajduje się jakiś mroczny elemnt? Na przykład Barbie Girl…
To bardzo mroczna piosenka. Naprawdę. Jeśli na mnie spojrzycie, zobaczycie, że jestem poważnym człowiekiem. Mam poczucie humoru, ale nie jestem ironiczny. W każdym utworze można znaleźć coś niepokojącego, tajemniczego.
Macie jakiś koncept na to, która piosenka będzie następna?
Bierzemy pod uwagę wszystkie propozycje od fanów, ale też zdarza się, że sam usłyszę pisoenkę w radio i już wiem, że trzeba będzie ją przerobić. Kurwa. (śmiech)
Która piosenka była najtrudniejsza do zagrania?
Ta ostatnia polska piosenka… mieliśmy tylko jeden dzień na jej nagranie. Myślałem, że to będzie proste, ale strasznie się z tym męczyliśmy. Ale piosenka, która jest najbardziej zła, w duchowym tego słowa znaczeniu, to Lambada, która swoją drogą też była sugerowana przez polskich fanów. W finalnej wersji utworu w tle można usyszeć dziwne mantry – dorzucił je chłopak odpowiedzialny za miksy. Naprawdę wierzę, że wywołał tym złe duchy.Nie lubię grać tej piosenki, wtedy zawsze dzieje się coś złego.
Na przykład?
Na naszym koncerie w Moskwie dwie drużyny futbolowe zaczęły się bić, kiedy zaczęliśmy grać Lambadę. Wtedy pomyślałem sobie, że chyba widziałem w życiu już wszystko. Z kolei w niedługim czasie po nagraniu teledysku do Lambady, ciało wokalistki zespołu Kaoma zostało znalezione w samochodzie, kompletnie spalone. Serio, dziwny zbieg okoliczności.
Chyba powinniście przestać grać tę piosenkę.
Ostatni raz zagraliśmy ją w Rumunii. Nie jestem specjalnie przesądną osobą, ale boję się tego utworu, jest w nim coś złego. Otwiera wrota piekieł.
Rozmawiali Agata Hudomięt & Krzysztof Sarosiek, fot. Aleksandra Burska ♥