Umówienie się na ten wywiad trochę trwało. Sprawdziłam – moją pierwszą wiadomość do Bena wysłałam ponad rok temu. Jak sami się zaraz przekonacie, to bardzo zajęty człowiek, więc nasza konwersacja była niezwykle powolna. Raz już nawet udało mi się z nim prawie umówić, ale potem znowu straciliśmy kontakt na kilka miesięcy. W pewnym sensie ta sytuacja mi odpowiadała, podświadomie cieszyłam się, że nasz wywiad jest ciągle przekładany. Wychodzenie ze swojej strefy komfortu podobno jest dobre, jednak sama myśl rozmowy z Benem, założycielem legendarnego The Dillinger Escape Plan, przyprawiała mnie o bóle brzucha. W końcu zmusiłam i siebie i swojego rozmówcę… i mamy to! Koniec końców nie było tak źle.
[YOU CAN READ THIS INTERVIEW IN ENGLISH]
Śledzę cię od dawna na social mediach i jestem pod wrażeniem tego, jak dużo się dzieje w twoim życiu. Nie wszyscy są takimi super stalkerami jak ja, więc chciałam z tobą porozmawiać o wszystkich projektach, w których aktywnie uczestniczysz. Tak naprawdę ostatnie, co można o tobie powiedzieć to fakt, że jesteś na emeryturze.
[śmiech] To prawda! Nie licząc emerytury od dziewięciomiesięcznych tras koncertowych. Z tym pożegnałem się na dobre.
Muszę przyznać, że instagram twój i twojej żony to jedno z moich ulubionych miejsc w internecie. Zawsze poprawia mi humor.
Dzięki, to bardzo miłe! Wiesz, po prostu robimy swoje. Każdy dzień to prawdziwa przygoda.
Wspólnie prowadzicie schronisko dla uratowanych zwierząt (Party Smasher Sanctuary). Możesz opowiedzieć, jak do tego doszło?
To wszystko wydarzyło się tak szybko… To, co wydarzyło się od momentu zakończenia Dilingerów, jest po prostu magiczne. Uświadomiłem sobie, że jeżeli otworzysz się na nowe możliwości, wszystko może się wydarzyć. Grałem w Dillinger Escape Plan dwadzieścia lat. Szczerze mówiąc, nie byłem już szczęśliwy. Oczywiście kochałem tworzenie i granie muzyki, ale ciągłe bycie w trasie uniemożliwiało mi prowadzenie normalnego życia. Za każdym razem, kiedy wracałem do domu, czułem się samotny. Moje całe życie, moja wartość sprowadzała się do tego, jak dobrze zagrałem na koncercie albo czy fanom podobał się mój nowy album.
Myślę, że dlatego tak wielu muzyków cierpi na depresję. Nie godzą się z tym, że się starzeją. Trudno jest odejść, ponieważ czujesz, że jesteś dłużny swoim fanom, czujesz odpowiedzialność za resztę zespołu no i w końcu jest to twoje źródło utrzymania.
Tak więc zdałem sobie sprawę, że muszę się zatrzymać, nie kontynuować grania ze złych powodów. Chciałem zakończyć ten zespół w najlepszym możliwym momencie. Po prostu zawsze uważałem, że 20 lat w jednym zespole to naprawdę ogromne osiągnięcie.
Kiedy ogłosiliśmy zakończenie kariery, w moim życiu nie działo się zupełnie nic. To było przerażające. Nie znałem wtedy jeszcze swojej żony, nie było schroniska dla zwierząt, nie miałem żadnych innych muzycznych aspiracji. Ale wiedziałem, że muszę zamknąć te drzwi.
Kiedy to się stało, inne drzwi zaczęły się otwierać. Sporo zespołów odezwało się do mnie z propozycjami współpracy czy bycia ich managerem, poznałem Jen i pół roku później zaszliśmy w ciążę. To wszystko było zupełnie niespodziewane. Tak więc odpowiadając dosyć długo na twoje pytanie… [śmiech] mniej więcej na wysokości ostatniego koncertu Dillinger Escape Plan miałem nowy dom, dziecko, przeprowadziłem się do innego miasta i przygarnąłem ponad 80 zwierząt! [śmiech]
Typowa amerykańska rodzina! Niesamowita historia.
Kupiliśmy ten dom, ponieważ jest bliżej pracy Jen. Na podwórku jest stodoła, w której poprzednia właścicielka trzymała zwierzęta. Miała je zabrać, ale dostała zawału. Jej córka miała pomóc się nimi zająć, ale sama za chwilę wyjeżdżała na studia. Zwierzęta nie były w najlepszej kondycji. Właścicielka o nie dbała, ale niewystarczająco. Najpierw spytała nas, czy zwierzęta mogą zostać u nas jeszcze kilka tygodni. Przyjeżdżała tutaj raz dziennie ze swoim chłopakiem, żeby je doglądać. Kolejne tygodnie się wydłużały. W pewnym momencie sam zacząłem się nimi zajmować. Zauważyłem, że zwierzęta potrzebują bardzo dużo uwagi i opieki.
Czyli to wszystko to był… przypadek?
Tak, to się po prostu wydarzyło.
Mając teraz te wszystkie zwierzęta czujecie, że przyświeca wam większa misja?
Szczerze mówiąc… nie wiem. Większość takich schronisk to ogromne przedsięwzięcia. Oczywiście to, co robią, jest niesamowite. Ale dla mnie… Wystawianie medialnie tych zwierzaków jest trudne. Przede wszystkim dlatego, że są dla mnie ogromnym darem. Za każdym razem, kiedy przyjmujemy nowe zwierze, myślę sobie, że to za dużo, bo przecież straciłem swoje główne źródło utrzymania dwa lata temu. Codziennie staram się pozyskać jakieś pieniądze, nie musząc zostawiać mojej rodziny i zwierząt. Co jest bardzo trudne, bo przecież większość mojej pracy to trasy, granie koncertów.
Zwierzęta dają mi mnóstwo spokoju i nowej wiedzy na swój temat. To dzięki nim mam ochotę wyjść ze studia. Tak naprawdę jedyne, co spędza mi sen z powiek, to one. Czy kurczaki i kaczki są bezpieczne, czy może zjadł je lis? Nie martwię się już sprzedażą albumu czy nowymi wzorami koszulek, moje priorytety są gdzie indziej.
Moją misją jest znalezienie pieniędzy na opiekę nad tymi zwierzętami, zapewnienie im godnego życia. Jednak nie porównałbym naszego schroniska do innych. My po prostu ratujemy zwierzęta. Odpowiadając na twoje pytanie… codziennie twierdzę, że mamy więcej zwierząt, niż powinniśmy, ale moja żona wciąż ratuje kolejne! [dzień po wywiadzie żona Bena przygarnęła dwie alpaki – przyp.red.]
Oglądałeś Króla Tygrysów? Może powinieneś nagrać album country o swoich kozach?
[śmiech] O mój boże! Kiedy przeczytałem, że ten koleś tak naprawdę nie śpiewa, byłem bardzo zawiedziony. Wiedziałaś o tym? Wynajął ludzi do napisania i nagrania tych piosenek. On tylko rusza ustami w teledyskach! A ja już myślałem, że ten koleś zgarnie Grammy za najlepszy album Country.
Całkiem poważnie – założyłeś Parteon (klik), żeby wspierać schronisko.
Tak. Z jednej strony fani Dillingera znajdują coś dla siebie, z drugiej zachęca mnie to do pozostania aktywnym i kreatywnym. No i oczywiście pozwala mi to zebrać jakieś pieniądze na zwierzęta. Chociaż aktualnie niczego tam nie publikuję, uważam, że to nie jest dobry czas. Nikogo aktualnie na nic nie stać. Może powinienem poświęcić ten czas na nagranie albumu country…
Moją opinię już znasz! Jeszcze przed pandemią opublikowałeś na Patreonie utwór z Dimitrim [pierwszym wokalistą TDEP – przyp.red.]. Odbiło się to dosyć sporym echem, przyprawiliście niejednego fana Dillinger Escape Plan o mini zawał serca. Będzie tego więcej?
Tak, zdecydowanie! Dimitri mieszka w Seattle, a ja w New Jersey, więc dzieli nas spory kawałek świata, ale mamy sporo pomysłów. Chcemy nagrać więcej materiału, jak już wszystko wróci do normy. Super było nagrać coś razem, Dimitri pozostał moim przyjacielem przez te wszystkie lata i dobrze nam się współpracuje. Jedyne, czego nie chcę, to żeby ludzie myśleli, że to będzie jakieś zastępstwo za TDEP. Lub że chcemy pobić Grega i jego projekty [śmiech]. Wielu odbiorców od razu bierze to za jakąś rywalizację o fanów Dillinger Escape Plan. Dla mnie to czysta zabawa. I profit dla zwierząt.
Chyba każdy z członków TDEP musi się pogodzić z tym, że ich projekty będą w pewnym sensie ze sobą porównywane.
Pewnie masz rację. Ja po prostu bardzo się cieszę, że wszyscy z zespołu pozostają wciąż kreatywni i angażują się w nowe projekty.
Okej, lecimy dalej – Party Smasher Inc. Jesteś managerem Kimbry.
Tak. Pracuję już długo z Kimbrą, z kolei niedawno zacząłem pracować z artystką Mrs. Smith. To taka babcia wymiatająca na gitarze. Jest niesamowita – niedawno współpracowała nawet z Metallicą. Wciąż też pracuję z God Mother – właśnie kończymy ich nowe EP. Misją Party Smasher jest wspieranie interesujących projektów. Czy to przez pełnienie funkcji labelowych czy mgmt.
Ostatni punkt na liście twoich aktywności – grasz z Suicidal Tendencies. Wyczytałam, że byłeś ich wielkim fanem już od dzieciaka, to prawda?
Tak! Naprawdę nie miałem ochoty być w żadnym zespole… Wydaje mi się, że to Dave Lombardo powiedział Pattonowi, że szukają gitarzysty. Mike zasugerował, że powinni spytać mnie. Dave był zachwycony tym pomysłem, więc Mike wysłał mi smsa z pytaniem, czy może dać mój numer Mike’owi z Suicidal Tendencies. Ten zespół był dla mnie bardzo ważny, kiedy dorastałem. Więc kiedy zobaczyłem tę wiadomość odpisałem: TOTALNIE!!! [śmiech] Chciałem się przekonać, czy Mike jest naprawdę taki szalony, jak mówią.
Kiedy do mnie zadzwonił, zapytał, czy w ogóle bym był zainteresowany dołączeniem do zespołu. Chcę tutaj zaznaczyć, że naprawdę zależy mi na tym zespole, utożsamiam się z ich muzyką, mieli na mnie ogromny wpływ, kiedy dorastałem. Więc wiedziałem, że sercem mógłbym się w to całkowicie zaangażować. Ale powiedziałem Mike’owi, że po prostu nie mogę być już w trasie. Jeżeli potrzebowaliby kogoś na jednorazowe akcje, pisałbym się. Jednak wiem, że tak nie jest, więc zasugerowałem im, żeby lepiej znaleźli sobie kogoś bardziej dostępnego. Mike powiedział, że musi się zastanowić.
Po jakimś czasie oddzwonił i powiedział: „Spróbujmy, mimo wszystko”. Pojechałem z nimi na tygodniową trasę po Kanadzie. Połowę zespołu poznałem w trakcie pierwszego koncertu, na scenie. Nie zagraliśmy razem ani jednej próby. Pierwszy koncert był złożony w całości z pierwszego albumu, kolejne były już zwykłymi gigami, z kompletnie inną setlistą. Sporo muzyki do nauczenia się na raz. Zero prób. Po prostu wszedłem na scenę i zagraliśmy. Było świetnie! Po Kanadzie Suicidal Tendencies pojechali w trasę europejską z innym gitarzystą. Po powrocie do Stanów zagraliśmy razem jeszcze jakieś dwa koncerty i Mike powiedział – „Słuchaj, wolimy zagrać mniej koncertów z tobą, niż grać bez ciebie”.
WOW. Naprawdę?
Tak. To był ogromny zaszczyt, ale po prostu wszyscy czuliśmy, że to jest to. Zespół już dawno nie brzmiał tak dobrze z Lombardo na perkusji, ze mną i chłopakami. Niesamowita chemia. Tak więc odpowiedziałem – „Zróbmy to!” No i to robimy! [śmiech]
W przyszłym miesiącu mieliście zagrać w Hiszpanii. Jednak z wiadomych przyczyn wasza trasa została odwołana. Jak myślisz, kiedy to wszystko wróci do normy?
Wydaje mi się, że musi jeszcze minąć naprawdę dużo czasu. Koncerty online na pewno zostaną z nami na dłużej. Prawdziwe? Dopiero w 2021. Tylko to też będzie zwariowany czas. Wyobraź sobie tę konkurencję – każdy będzie chciał zaklepać najlepsze daty, te same miejsca i nawet wtedy niektórzy ludzie będą wciąż się bali iść na koncert. Wszyscy czekają na szczepionkę, a takie rzeczy trwają. Jednak widzę w tym wszystkim jakiś pozytyw. Cały świat ma jednego wroga. W pewnym sensie to jest to nawet piękne. Wszyscy mamy coś wspólnego, walczymy ramię w ramię. Rzeczywistość dla artystów jest straszna. To ważne, żeby ich wspierać, kupując merch czy bilety na koncerty online. To wspaniałe, że tak wielu ludzi to robi.
Na koniec chciałabym wrócić jeszcze do tematu Dillinger Escape Plan. Czytałam wywiad z 2018 roku, w którym mówisz, że cały koncert pożegnalny z Nowego Jorku został zarejestrowany. I że planujesz go wydać. Minęły dwa lata…
Taaak, mamy wszystko. Tylko trzeba to przejrzeć! [śmiech] Największym problemem jest zebranie wszystkich w jednym miejscu. Z jednej strony wiem, że to ja jestem właścicielem Dillingerów – do mnie należy nazwa, ja założyłem zespół itd… Tak naprawdę mógłbym co chwilę wypuszczać coś TDEP. Ale uważam, że nie byłoby to w porządku. Chciałbym, żeby wszyscy się z tym dobrze czuli, żeby każdy dał swoje błogosławieństwo. Chcę, żeby każdy był tak samo zaangażowany, ale nie ukrywam, że jest to bardzo trudne. Greg mieszka w kompletnie innej rzeczywistości niż ja, prowadzi zupełnie inne życie. Ciężko jest się nam ogarnąć. Ale w końcu to zrobimy!
Często rozmawialiśmy o wypuszczeniu instrumentalnej wersji Dissociation. Ten temat był poruszany przy każdej naszej płycie, ale dopiero teraz jest to możliwe, ponieważ Dissociation wypuściłem sam, bez udziału żadnej wytwórni. Może jakieś niepublikowane do tej pory utwory… Trochę tego będzie.
Chyba potwierdziłam swoją tezę – jesteś bardzo zajętym człowiekiem. Masz w ogóle czas na słuchanie i odkrywanie muzyki?
Świetne pytanie. Prawda jest taka, że chciałbym mieć tego czasu więcej. Dzień mija tak szybko… staram się spędzić jak najwięcej czasu z dziećmi, potem praca. Zostaje bardzo mało czasu na zrobienie czegoś zupełnie dla siebie. Ale kilka dni temu Fiona Apple wydała nowy album, który jest genialny. Jestem jej fanem od bardzo dawna. Więc na razie katuję tę płytę.
Nie mam więcej pytań. Na koniec chciałam ci powiedzieć, że Dillinger Escape Plan to jeden z najważniejszych zespołów w moim życiu. Kiedy miałam 15 lat, moja mama przejechała ze mną pół Polski, żebym mogła pójść na koncert Slipknota, gdzie graliście jako support. To, co wyprawialiście na scenie…
O Boże! Twoja mama jest super! Dzięki za to, co mówisz. Polska ma szczególne miejsce w moim sercu. Moja babcia mieszkała w Polsce, jako jedyna osoba z mojej rodziny uciekła przed Holocaustem. Później wypadek…
Jak widać, masz same piękne wspomnienia z Polską.
[śmiech] Nie brzmi to najlepiej! Ale naprawdę, kojarzy mi się bardzo dobrze. Po wypadku wszyscy się nami świetnie zajęli, każdy był bardzo pomocny, niczego nam nie brakowało. Częśc zespołu wróciła do Stanów wcześniej, ale Jen i ja zostaliśmy dłużej, ponieważ Kevina nie chceli jeszcze wypuścić ze szpitala. Nie mogę powiedzieć złego słowa na temat tej sytuacji, okazano nam ogromne wsparcie. Fajnie byłoby kiedyś tu wrócić. Może z Suicidal Tendencies?
Sprawdź nasze pozostałe wywiady – tutaj!
Jeżeli podobają się Wam treści, jakie prezentujemy i chcecie nas wesprzeć, możecie odwiedzić nasz profil na Patronite: