Zdjęcia: AF Cortes 

Rozmowa z Michaelem Berdanem była na mojej liście życzeń od dawna. Uniform to jeden z ważniejszych dla mnie zespołów, więc chyba dlatego sama zwlekałam z prośbą o wywiad. Wiecie jak jest, never meet your heroes! Rozmawialiśmy niedługo po zamachu na Trumpa (i przed rezygnacją Joe Bidena w wyścigu prezydenckim), więc stwierdziłam, że na początek zagaję o to. Kiedy odpowiadał mi na to jedno pytanie przez ponad 15 minut, ja co jakiś czas zerkałam na upływający czas i utwierdzałam się w przekonaniu, że to będzie jeden z najlepszych wywiadów, jakie przeprowadzę. 

[YOU CAN READ THIS INTERVIEW IN ENGLISH]

Uniform to niezwykle płodny projekt, znany ze swojej brutalności i bezpośredniości w przekazie. Często współpracują z The Body, ale wydali też split z Japończykami z Boris. W sierpniu powrócili ze swoim najnowszym wydawnictwem, American Standard – intensywnym i wstrząsającym albumem, który otwiera ponad 20 minutowy utwór z przerażającymi krzykami Michaela na początku. Jak zwykle, zespół nie bierze jeńców.

Już niedługo (wreszcie!) zespół zawita do Polski po zdecydowane za długiej przerwie. I to w fantastycznym towarzystwie A Place To Bury Strangers – których będą supportować razem z Bad Breeding i Stellą Rose. Więcej info + bilety znajdziecie na stronie organizatora – WiniaryBookings.

***

Muszę zacząć od tego pytania: Co, do cholery, dzieje się teraz w Stanach Zjednoczonych?! 
Ha! Trudno mi nawet zacząć to opisywać. Wyobrażam sobie, że Europejczycy mogą mieć więcej kontekstu dla takich rzeczy, ale jako ktoś, kto dorastał w późnym kapitalizmie — urodziłem się pod koniec administracji Jimmy’ego Cartera — przeżyłem Reagana, Busha seniora, Clintona, Busha juniora, Obamę, Trumpa, a teraz Bidena. Widziałem to wszystko i zrobiło się dziwnie. Wiele z tych dziwactw można przypisać pojawieniu się mediów społecznościowych, a także zmieniającym się warunkom ekonomicznym. Zwłaszcza Demokraci w coraz większym stopniu odchodzą od polityki na rzecz klasy robotniczej, a nawet składania klasie robotniczej obietnic bez pokrycia. Ta zmiana pozwoliła prawicy zawłaszczyć te tematy do rozmowy, co tylko udziwnia jeszcze bardziej obecny klimat polityczny.

Joe Biden to zasadniczo demokrata środka drogi, choć w czasach swojej świetności używał bardziej barwnego języka. Ale to podejście nie zadziałało i tak naprawdę nigdy nie działało. Jest też Trump, który początkowo był postrzegany jako żart: potentat nieruchomości, który został gwiazdą reality show, potem Twitterowym krzykaczem, a potem tym, kim jest teraz. Okres między pierwszą kadencją Trumpa a prezydenturą Bidena był całkiem podły, i to z wielu powodów. W sumie niewiele się zmieniło pod rządami Bidena. To taki sam układ, jak za Obamy, Clintona czy jakiegokolwiek innego z niedawnych prezydentów-Demokratów. Robią to samo, ale są po prostu bardziej uprzejmi. Są lepsi w obietnicach bez pokrycia, lepiej radzą sobie z zamiataniem spraw pod dywan i utrzymywaniem status quo. Trump tylko wszystko pogłośnił. Tak, za rządów Trumpa wydarzyły się straszne rzeczy, szczególnie w kwestii imigracji i Sądu Najwyższego, ale to wszystko jest po prostu do bani.



Jako lewicowiec czuję się rozdarty. Część mnie myśli: „Nieważne, Trump jest czynnikiem chaosu” i być może jego obecność może dolać oliwy do ognia, koniecznego do rozpoczęcia prawdziwej zmiany społecznej. Cały system musi zostać zniszczony, nim będzie można go odbudować. Ale z drugiej strony, mieliśmy już Trumpa i nic takiego się nie wydarzyło. Wszyscy mamy nadzieję na bezkrwawą rewolucję, ale rewolucje rzadko są bezkrwawe, a ludzie, którzy najbardziej cierpią, to zazwyczaj ci bez zabezpieczenia ze strony instytucji i środków ekonomicznych. Prezydentura Bidena zapewniła mi pewien stopień spokoju i samolubnie, jako biały kolo z klasy średniej, doceniam ten spokój. Ale ostatecznie, kiedy mówimy na przykład o Demokratach i prawach kobiet, Demokraci nigdy nie skodyfikują Roe przeciwko Wade. Gdyby to zrobili, nie mogliby już zbierać funduszy i siać paniki w tej sprawie. Będą dyndać tą marchewką w nieskończoność, nieustannie ryzykując w tej sprawie, ponieważ tak naprawdę nie chcą w niej bezpieczeństwa.

Mamy przechlapane. Już wcześniej myślałem, że Trump wygra, ale po zamachu jest to prawie pewne. Już wcześniej planowałem wpisać Cornela Westa i nadal zamierzam to zrobić. Nie mogę z czystym sumieniem poprzeć żadnego z głównych kandydatów. Trump będzie gardłował za Netanjahu i izraelskim reżimem, a także bombardowaniami i wysiedleniami setek tysięcy niewinnych rdzennych mieszkańców. Biden zrobi to samo, tylko grzeczniej. Jak przychodzi co do czego, ludobójstwo jest granicą. Nie widzę, żeby sytuacja klasy robotniczej tutaj się poprawiała, co zawsze było dla mnie najważniejszą sprawą. Nie widzę, by Ameryka robiła cokolwiek, by powstrzymać falę niesprawiedliwości rasowej na całym świecie. Na przykład kryzys na południowej granicy jest bezpośrednim wynikiem działań CIA w Ameryce Łacińskiej w latach 80-tych XX wieku. Stany Zjednoczone zrujnowały te kraje ze strachu, próbując powstrzymać falę komunizmu. Teraz, kilkadziesiąt lat później, państwa te uciskają różni watażkowie i brakuje im możliwości ekonomicznych, więc ludzie są gotowi ryzykować życie, aby przenieść się na północ.

Co robimy, aby poprawić sytuację w krajach, z którymi dziesiątki lat temu prowadziliśmy wojny w cieniu? Nic. Nie ma tu infrastruktury, która by w tym pomagała, ale to wciąż nasza odpowiedzialność. Nie wiem, jaka jest odpowiedź, ale wiem, że problem wynika z Ameryki i nie widzę, by Ameryka robiła zbyt wiele, by naprawić go na większą skalę. Koniec końców, mogę przejmować się tylko tyle, ile mogę. Żadna z naszych opcji nie jest dobra i żadna z nich nie pozwoli mi spać spokojnie. Zrobię więc to, co powiedziałem i zagłosuję na kogoś, kto nie wygra, ale kogo polityka jest zgodna z moją. Tylko tyle mogę zrobić.



To takie dziwne, jakbyśmy oglądali transmisję na żywo z końca świata. Za każdym razem, gdy się budzę, myślę: „To straszne, ale gorzej już być nie może”, a potem dzieje się coś jeszcze gorszego. Żyjemy w bardzo dziwnym świecie, a cała sytuacja z Trumpem czasami wydaje się żartem, jakby była zainscenizowana. Wciąż oczekuję, że ktoś wyskoczy i powie: „Nabraliśmy was!”, ponieważ tak trudno uwierzyć, że osoba, która wydaje się tak głupia, zyskała tak duże poparcie.

Muszę przyznać, że Trump pracuje u podstaw. Strzelanina miała miejsce w wiejskiej okolicy pod Pittsburghiem, a jego poparcie w dużej mierze opiera się na dalekich przedmieściach i obszarach wiejskich. Wie, jak rozmawiać i manipulować biednymi białymi ludźmi, a coraz częściej biednymi ludźmi w ogóle. Zyskuje również poparcie społeczności latynoskich i czarnoskórych. Trump rozmawia z biednymi ludźmi o pieniądzach i infrastrukturze i stosuje tę samą taktykę, co Hitler, mówiąc: „To nie twoja wina, to wina innych ludzi”.

Demokraci nie wiedzą, jak sobie z tym poradzić. Działają od góry do dołu. Weźmy na przykład Hillary Clinton: nic dziwnego, że przegrała. Ledwie odwiedziła Pas Rdzy, a Trump prawie tam zamieszkał, sześć z siedmiu dni w tygodniu nawiązując kontakty z ludźmi. Kto zajmie się dawnymi miastami górniczymi? Kandydat zabiegający o elity Manhattanu czy ten, który spędza czas w tych miastach, mówiąc ludziom, że są solą ziemi i wskazując palcem na tych, którzy rzekomo są odpowiedzialni za ich trudy?

Trump jest potworem i oszustem, ale jego strategia jest prosta. To taktyka stosowana w dzisiejszych czasach: mówisz masom, że są wartościowe, warte więcej niż dostają, a następnie wskazujesz konkretną grupę lub instytucję jako winowajcę. Ludzie kochają straszaki. Demokraci też to robią. Nienawidzę Trumpa, nienawidzę obu stron. Jestem do głębi rozczarowany stanem amerykańskiej polityki, teraz i przez całe moje życie. Ostatnim prezydentem, o którym czytam i czuję, że zrobił coś altruistycznego dla całego świata, był Jimmy Carter, a żyłem tylko przez cztery miesiące jego administracji. Co robić? To my stworzyliśmy ten bałagan.



Ponieważ mieszkasz w Nowym Jorku, miejscu znanym ze swoich artystycznych wpływów i globalnego oddziaływania, jestem ciekawa, jak miasto zmieniło się po pandemii, zwłaszcza jeśli chodzi o scenę muzyczną i kulturę artystyczną.

Ciężko mi to opisać słowami, ponieważ te zmiany zaszły w momencie, gdy wycofywałem się z wielu bardziej koleżeńskich scen muzycznych. Przeprowadziłem się tutaj krótko po 11 września z Filadelfii. W tamtych czasach Nowy Jork był wciąż stosunkowo przystępny cenowo. Można było przeprowadzić się tutaj, dostać pracę, za którą zarabiało się trzy razy więcej niż gdzie indziej i nadal wiązać koniec z końcem. Była tam kwitnąca scena artystyczna, tętniąca życiem scena klubowa i silna społeczność punkowa.

Z czasem jednak, gdy czynsze wzrosły, a płace pozostały na tym samym poziomie, dynamika ta uległa zmianie. Korzyści płynące z wyższych zarobków w Nowym Jorku stopniowo zanikały, a wiele osób, które były zaangażowane w krajobraz kulturowy, musiało się wyprowadzić albo zestarzało się. Przez tą zmianę jest mniej zespołów, mniej koncertów i mniej wydarzeń. Scena wydaje się po prostu mniej inspirująca i mniej tętniąca życiem, ale trudno mi to w pełni ocenić, ponieważ w tym samym czasie zmieniłem się z młodego mężczyzny w faceta w średnim wieku, który woli zostać w domu na kanapie.

Po pandemii wciąż wiele się dzieje, ale teraz jest to świat znacznie młodszych osób. Nie do końca rozumiem, o co chodzi w tych nowych ruchach i trendach. Zamiast czuć się przez to wyobcowany, godzę się z tym, że to po prostu nie dla mnie. Na przykład, nigdy w pełni nie zrozumiem hyperpopu, tak jak kiedy byłem młodszy, wszyscy nienawidziliśmy nu-metalu. Ten gatunek był przeznaczony dla innego rodzaju „dziwaków”, bardziej dla takich kojarzących się z negatywnymi stereotypami, a nie tych fajnych,

Ale dzisiejsi młodzi ludzie odnoszą się do tej muzyki w inny sposób niż ja wtedy. Zamiast ich krytykować lub mówić, że moje pokolenie ma rację, a oni się mylą, uznaję, że robią to po prostu po swojemu. Nie osiągnąłem pełnoletności podczas pandemii COVID, mojego dojrzewającego umysłu nie kształtowały też media społecznościowe. Nie jestem w stanie w pełni pojąć, jak te rzeczy zmieniły mózgi młodych dorosłych i jaki wpływ wywarły na świat subkultur świat, zwłaszcza w Nowym Jorku, ale także wszędzie indziej.

I to jest w porządku. Mogę pogodzić się z tym, że się starzeję. Jedynym powodem, dla którego wciąż jestem w Nowym Jorku, jest fakt, że moja żona ma dobrą pracę, której nie może wykonywać gdzie indziej, a ja pracuję z domu. Gdyby nie to, prawdopodobnie mieszkalibyśmy na odludziu, chodzilibyśmy na wycieczki, a ja tworzyłbym muzykę gdzieś w domku w lesie. Jestem zadowolony z mojego obecnego życia.



Mam notatkę od twoich PR-owców, w której wspominasz, że American Standard to płyta o mężczyźnie, który przez całe życie zmaga się z zaburzeniami odżywiania. Czy możesz powiedzieć o tym coś więcej?
Tak. To zabawne, ponieważ nawet rok temu nie czułbym się pewnie, mówiąc o tym i nadal nie czuję się do końca pewnie, ale myślę, że to konieczne. Cierpię na bulimię i mam ją od jakiegoś 12 roku życia. Czasami jest lepiej, innym razem jest to codzienna walka, wiele razy dziennie. Czasami przez miesiące, a nawet lata jestem w remisji, ale ta choroba zawsze tam jest, zamknięta w moim umyśle. Z wiekiem pewne sprawy związane z moim ciałem i samooceną pogorszyły się. Mój metabolizm zwolnił, a kiedy patrzę w lustro, nigdy nie widziałem tego, co chciałem zobaczyć, czy byłem kościsty, wysportowany, umięśniony, czy jeszcze jakiś inny. Obecnie staram się znaleźć sposób na życie w poszanowaniu dla mojego ciała i wieku.

Koniec końców jest to choroba psychiczna. Oczywiście wpływa ona na moje ciało i zrobiła w nim straszne spustoszenie. Mam wrzody i czasem krwawię z miejsc, z których nie powinno się krwawić. Ale prawdziwa walka to ta w umyśle, bycie zamkniętym w nieadekwatnym obrazie samego siebie. Z wiekiem zdałem sobie sprawę, że od bardzo dawna gram w zespołach i zagrałem na większej liczbie płyt, niż jestem w stanie zliczyć. Nie ma już w tym zarobku i nie próbuję osiągnąć żadnego społecznego postępu. Nie szukam niczego poza poprawą samopoczucia, ponieważ granie muzyki sprawia, że czuję się lepiej.

To powiedziawszy, nie mam czasu, zasobów ekonomicznych ani fizycznych, by tworzyć muzykę o niczym. W tym momencie musi to być coś istotnego, coś, co bezpośrednio odnosi się do mojego życia i pomaga mi ominąć to, co stoi mi na drodze psychicznie i duchowo. To zaburzenie odżywiania przez całe moje życie było psychiczną i duchową blokadą. To długa i zawiła odpowiedź na pytanie, gdzie teraz jestem.

Czy czujesz, że praca nad tą płytą ci pomogła?
Nie jestem pewien. Mogę powiedzieć, że od jakiegoś czasu jestem w remisji, zwłaszcza odkąd rozpoczął się cykl promocyjny dotyczący tej płyty. Mój umysł się rozjaśnił. Nie czuję takiego samego przymusu, jak w wielu innych momentach mojego życia. Na razie wydaje się, że nie jest źle. Zobaczymy, jak to się skończy, ale teraz mogę skupić się tylko na dzisiaj i w tej chwili nie jest źle, a to już coś.

Jak wspomniałeś na swoim Substacku, temat ten jest w pewnym sensie tabu i nie jest tak szeroko dyskutowany. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego tak jest, i to prawda: nie jest to temat tak samo „atrakcyjny” jak na przykład depresja, które mogą przyciągać więcej uwagi. Ludzie nie mówią o tym aż tyle, co jest dla mnie intrygujące. 
Kiedy dorastałem, była to kwestia bardzo związana z płcią. Wierzono, że mężczyźni nie cierpią na tego rodzaju kompulsje i trudności. Niemal jakby oczekiwano od mężczyzn, że będą odporni na takie rzeczy. Wiem, że inni poruszali te tematy w piosenkach i sztuce, ale nie ma wielu dzieł na ten temat z męskiej perspektywy. A ja zdecydowanie jestem mężczyzną. Część mnie czuje się z tym dziwnie, ale nie wyobrażam sobie, by było to łatwiejsze dla kobiet, osób niebinarnych czy trans. To coś, co prześladuje nas wszystkich, niezależnie od płci.



Jesteś bardzo szczery w swojej sztuce. To coś, co cenię w artystycznej ekspresji. Ale jestem ciekawa: czy był jakiś konkretny moment w twoim życiu, kiedy zdecydowałeś się na taką otwartość? Ponieważ bycie tak bezbronnym może być też przerażające.
Tak, był taki moment, kiedy to się stało, późno po dwudziestce i niedługo po 30-tce. Większość tego, o czym piszę, opiera się na doświadczeniach życiowych, a wiele z tych doświadczeń jest dość mrocznych. Ale zdałem sobie sprawę, że zamiast ukrywać ten mrok, stawiłem mu czoła, co sprawiło, że poczułem się lepiej. Nie chodziło o to, by go wykorzystywać lub na nim zarabiać, ale bardziej o to, by uczciwie się z nim zmierzyć. Dało mi to paliwo narracyjne: moje najgorsze chwile, rzeczy, które mnie prześladują, także mnie inspirują.

Mógłbym to wszystko ująć w metaforę, ale wolałbym tego nie robić, ponieważ wydaje mi się to mniej osobiste i satysfakcjonujące. Tak naprawdę nie uważam się za muzyka, chociaż komponuję muzykę. Czasami myślę o sobie jako o opowiadaczu historii, ale wszystkie historie, które mam, są oparte na prawdziwych zdarzeniach. W wielu kręgach, w których się obracam, twoje najciemniejsze chwile mogą być twoimi największymi atutami, jeśli na to pozwolisz, o ile podejdziesz do nich ze szczerością i życzliwością i spróbujesz je przepracować, zamiast się w nich pogrążać. Zanim zdałem sobie z tego sprawę, moja twórczość krążyła głównie wokół depresji i gniewu: byłem zły na wszystko i wszystkich wokół mnie. Ale późno po dwudziestce i niedługo po 30-tce zdałem sobie sprawę, że gniew i pewien rodzaj gloryfikowanej nienawiści do samego siebie były dla mnie bezproduktywne. Wtedy właśnie dokonałem zmiany.

Wydawnictwa Uniform często mają określony temat lub koncepcję. Kiedy piszesz, czy zawsze zaczynasz z myślą przewodnią w głowie?
Nie zawsze musi to być koncept, ale lubię przedstawiać moją pracę jako nawiązanie do czegoś innego. Nie chodzi o to, że inspiruję się tymi rzeczami; bardziej są to dzieła, które lubię i często mają tytuły, które mogę zmienić, aby dotyczyły czegoś innego, co odnosi się to do mojego życia lub fascynuje mnie w danej chwili. Dla mnie to małe easter eggs dla kumatych, niektóre są bardziej oczywiste niż inne. Kiedy ludzie, którzy interesują się tymi rzeczami, je wyłapują, prowadzi to do kolejnej rozmowy. To prezent od dziwaków dla dziwaków.

Nieczęsto spotyka się muzyka, który jednocześnie pisze o muzyce. Jest takie powiedzenie, że każdy dziennikarz muzyczny jest po prostu muzykiem, któremu nie wyszło. Myślę, że trudno byłoby opisać tak ciebie!
Tak, czasami to powiedzenie jest prawdziwe: na pewno robią to i muzycy, którym nie wyszło i działacze kulturowi, nie powiem, że nie jestem jednym z nich. Ale jeśli chodzi o pisanie o muzyce, staram się podchodzić do tego tak, że jeśli nie mogę sam czegoś zrobić, to nie będę tego zjeżdżał. Nie jestem przygotowany do rozmowy o zespole ska, ponieważ nienawidzę tego gówna, ale też nie umiem go tworzyć, więc co mam powiedzieć? Kiedy piszę o muzyce, to bardziej z perspektywy socjologa. Fascynuje mnie kultura, undergroundowe ruchy. Piszę też o innych rzeczach: literaturze, prawdziwych przestępstwach, czymkolwiek się zajmuję. Ale w pisanie o muzyce po prostu wpadłem. Byłem bezrobotny przez jakiś czas i zostałem zatrudniony przez dużą wytwórnię, która miała taką stronę internetową. Pisałem dosłownie dla pieniędzy. Prawdopodobnie napisałem sto artykułów o Slipknocie, a nigdy nawet go nie słyszałem.



Żartujesz?
Jeśli jesteś w moim wieku lub starsza, mogłaś nigdy nie usłyszeć Slipknota. Ale jeśli jesteś sześć miesięcy młodsza ode mnie, Slipknot może być dla ciebie największym i najważniejszym zespołem na świecie. Dla mnie pisanie o muzyce stało się zawodem, jak bycie hydraulikiem czy elektrykiem. Pomogło mi to rozwinąć rzemiosło, które mogę wykorzystać w innej pracy, co właśnie robię. Ale tak, jeśli chodzi o dziennikarstwo muzyczne, myślę, że podejście powinno być takie: jeśli nie możesz sama czegoś zrobić, to nie zjeżdżaj tego. Dla mnie to robota, coś, z czego się utrzymuję i jestem za to wdzięczny.

Czytanie twoich tekstów to prawdziwa przyjemność. Musisz wiedzieć, że masz talent pisarski. Kiedy po raz pierwszy zdałeś sobie sprawę, że pisanie to coś, w czym się wyróżniasz?
Byłem młody. Zacząłem pisać wiersze w gimnazjum. To był jeden z niewielu przypadków, kiedy nauczyciele byli ze mnie zadowoleni i był to jedyny przedmiot, z którego dostawałem piątki, to i teologia, ponieważ interesowały mnie tematy religijne. Ale za każdym razem, gdy próbowałem zrobić to na większą skalę, napotykałem mentalne bariery. Powiedziano mi, że jestem w tym dobry, ale nigdy nie czułem się na siłach, by to kontynuować. Potem, z czasem, szczęście się do mnie uśmiechnęło. Kilka lat temu znajomy, który był redaktorem dużego portalu muzycznego, zaoferował mi pieniądze za pisanie. Próbowałem odejść z pracy w handlu, którą wykonywałem przez półtorej dekady, więc zacząłem robić to częściej. Ale szczerze mówiąc, robię to od bardzo niedawna. Dopiero w ciągu ostatnich dwóch lub trzech lat stało się to codziennym nawykiem i czymś, co faktycznie doprowadzam do skutku. Czuję się lepiej, kiedy to robię. Pisanie i edytowanie zajmuje mi dużo czasu, co może być wyczerpujące, ponieważ mam wrażenie, że nieustannie zmagam się z brakiem weny. Nawet jeśli tak nie jest, frustruję się i przestaję.

Praca, w której musiałem pisać o rzeczach, które mnie nie interesowały, naprawdę mi pomogła. Nauczyłem się, jak nie być tak wybrednym w tym, co robię, po prostu to napisać i naprawić podczas redakcji. Właśnie w tym momencie się znajduję. Piszę, bo to kocham. To dla mnie ciężka praca, o wiele cięższa niż jakakolwiek inna w moim życiu. Ale to także tylko jedna z około tysiąca prac, które wciąż mam. Jeśli pytasz mnie, z czego żyję, lista jest długa. Jestem menadżerem zespołu, muzykiem, pisarzem i sprzedaję zespołom merch. Jutro sprzedaję na imprezie pop-up Red Bulla merch gwiazdy rapu, o której nigdy nie słyszałem. Pracuję tam, gdzie mogę i jestem wdzięczny, że pisanie jest częścią mojego zestawu narzędzi.

Piszesz książkę. Czy możesz powiedzieć coś więcej na ten temat?
Jeszcze nie teraz. Będzie to zbiór esejów, głównie pochodzących z osobistych doświadczeń. Może być w tym trochę poezji. Teraz pracuję nad tym wszystkim na Substacku, ponieważ Substack zmusza mnie do wyznaczenia terminu. Pracuję tylko, kiedy mam deadline. Jeśli go nie mam, nic nie zrobię! Tak więc, jeśli mam ludzi, którzy płacą za moją pracę — a taka, o dziwo, jest sytuacja — jestem zobowiązany wykonać dla nich określoną ilość pracy w określonym czasie, co tydzień lub dwa. Staram się, aby powstała z tego książka. Zobaczymy, jakiego to nabierze kształtu. Zobaczymy, czy to, co piszę, przetrwa gdziekolwiek poza Substackiem. Nie wiem, czy tak będzie, ale w tej chwili mnie to nie obchodzi. Po prostu dobrze jest pracować.

Wiele osób ma trudności z pisaniem o swoich uczuciach i osobistych doświadczeniach, zwłaszcza miłosnych. To odświeżające i wzruszające widzieć, jak otwarcie i pięknie wyrażasz swoją miłość do żony w swoich postach.
Wierz mi, i tak przedstawiam ją w gorszym świetle, niż jest. Słowa nie oddadzą tego, jaką jest osobą. Ja nie mam zbyt wiele do zaoferowania. Jestem pracującym artystą, a ona jest bardzo doświadczoną, inteligentną, zaradną i świetną dyrektorką muzyczną. To wspaniała partia — jest zabawna, idealna, a ja jestem tylko facetem z tatuażami na szyi, który ledwo skończył liceum. W tym momencie mam szczęście, jeśli wyciągam 30 tysięcy rocznie, więc muszę jej coś dać.



W swoim ostatnim poście na Substacku wspomniałeś, że Lars Ulrich to świetny facet. Muszę przyznać, że jest to jeden z moich ulubionych tematów, ponieważ „Some Kind of Monster” to mój ulubiony dokument muzyczny wszech czasów. W mojej grupie znajomych toczy się wiele dyskusji na temat tego, kto jest po stronie Larsa, a kto Jamesa. Jestem szczerze zaskoczona, że możesz być po stronie Larsa!
Ci dwaj tworzą razem niemalże związek. Jako zdrowiejący alkoholik, który żyje w stanie czystej wściekłości, sposób, w jaki James Hetfield gra na gitarze, sposób, w jaki robi bicie w dół: nikt nigdy wcześniej tego nie zrobił i nikt nigdy tego nie powtórzy. Jest po prostu kłębkiem wściekłości i nieszczęścia, w pełni mogę się z nim utożsamić. Z Larsem w ogóle się nie identyfikuję. Ale nie Jamesa uważam za geniusza. Jest po prostu ostry. Uważam, że Lars jest geniuszem. To Lars jest osobą, która aranżuje każdy utwór Metalliki. Na tych pierwszych czterech płytach, aranżacje nie istniałyby bez Larsa. Złożył wszystkie piosenki. James mógł napisać riffy, Kirk mógł dodać solówki, ale to Lars skomponował całość. Nie jest świetnym perkusistą, ale robi robotę. 

Nie możesz posłuchać przejścia w One i powiedzieć, że ta podwójna stopa jest do bani, bo nie jest. Ten człowiek dokonał niemożliwego w heavy metalu więcej razy niż ktokolwiek inny. Taka prawda. Myślę, że jest geniuszem. Miał rację co do Napstera. Potraktował ich jak dupek, ale spotkałem w moim życiu kilku geniuszy i żaden z nich nie jest fajną osobą. Wszyscy są głęboko popaprani, cierpiący, nieszczęśliwi lub wykolejeni w jakiś jeszcze inny sposób. Są niesamowicie autodestrukcyjni i sieją spustoszenie, gdziekolwiek się pojawią. Nie życzę geniuszu mojemu najgorszemu wrogowi. Któregoś dnia musiałem zablokować geniusza na Instagramie: podły człowiek, ale nadal geniusz. Lars jest geniuszem. On nie jest fajny. Nie mam ochoty się z nim kolegować. Nikomu nie życzę Larsa. Ale bez niego nie ma Metalliki i nie możesz go lekceważyć. Ludzie go nie doceniają, ale jest też prawdopodobnie bardziej pokręcony niż się wydaje. Biorę go z dobrodziejstwem inwentarza. Dzięki bogu nie muszę się z nim kumplować.



Naprawdę doceniam ten moment w filmie, kiedy ojciec Larsa słucha piosenek i nie za bardzo mu się podobają. Możesz zobaczyć, jak reakcja Larsa zmienia się z powrotem w reakcję dziecka szukającego akceptacji. To przejmujący moment, który naprawdę go uczłowiecza i sprawia, że mu współczujesz. Niemal widać jego wrażliwą stronę, pragnącą, aby ojciec był z niego dumny.
Znasz historię taty Larsa?

Tak, oczywiście.
Jeśli chodzi o początek tego wszystkiego i to, kim miał być Lars, rodzina przeprowadziła się do USA, aby Lars mógł zostać gwiazdą tenisa, ale nią nie został. Nie zrobił tego, co jego ojciec i dziadek, więc nic, co zrobi, nigdy nie będzie wystarczająco dobre. Pod tym względem naprawdę gościowi współczuję. Jednak to całe współczucie, jakie mogę mieć dla milionera.

Dobrze wiedzieć, że mimo wszystko nie jesteś w pełni za Larsem! Kilka lat temu odkryłeś, że masz po części żydowskie korzenie. 
O rany, jestem w jednej czwartej Żydem.

Zastanawiałam się, czy miało to na ciebie jakiś wpływ?
Oprócz tego, że uważam, że to super, to nie bardzo. Słyszałaś, jak się dowiedziałem?

Tak. Twój ojciec ci to powiedział.
Mój ojciec był skomplikowanym facetem. Bardzo go kochałem. Jest jedyną istotą ludzką, z którą miałem 100% wspólnego. To powiedziawszy, miał naprawdę przerąbane: był narkomanem, na przemian w uzależnieniu i remisji. Pochodził z trudnej robotniczej rodziny i wypracował sobie drogę na wyżyny swojego zawodu. Był dentystą i radził sobie naprawdę dobrze, co nie jest łatwe dla ćpuna spod Bostonu. Mieliśmy trudną relację, ale kochałem go i byłem z nim bardzo związany. Mieliśmy to samo poczucie humoru. Kiedy miał 50 lat, zachorował na raka skóry. Rak był w remisji, powrócił i ostatecznie przekształcił się w raka trzustki. Kiedy mi powiedział, zabrał mnie na lunch. Byłem załamany, ale wtedy powiedział mi: Mam też dobre wieści.

Mój ojciec był adoptowany. Wiedzieliśmy, że jego biologiczną matką była żyjąca ciotka, która go wychowała. Jakieś tam sprawy irlandzkich katolików z Bostonu. Nigdy nie dowiedzieliśmy się, kto był jego ojcem i założyliśmy, że był to Włoch, z którym się spotykała, ale nie pozwolono jej na to, ponieważ Włosi i Irlandczycy nie dogadywali się w tamtym czasie. Potem dowiedzieliśmy się, że jego rak występuje wyłącznie u Żydów aszkenazyjskich, co oznaczało, że jego biologiczny ojciec musiał być Żydem. To było bardzo prawdopodobne, biorąc pod uwagę sposób, w jaki zareagowała na to moja rodzina. A jeśli spojrzysz na mojego ojca i na mnie, wyglądamy trochę podobnie, wiesz? Mamy rysy aszkenazyjskich Żydów. Więc kiedy mi to powiedział, powiedział po prostu: Wiesz, jakie są te dobre wieści? To znaczy, że ja jestem w połowie Żydem, a ty w jednej czwartej. To wyjaśnia nasze poczucie humoru, wyjaśnia… Nie wiem, wyjaśnia wszystko, co w nas dobre.



Wspomniałeś, że jesteś zaangażowany w ruch Anonimowych Alkoholików. Jakiś czas temu przeczytałam książkę Quit Like a Woman autorstwa Holly Whitaker, w której krytykuje ona AA, opisując je jako nieco mizoginiczne ze względu na jego korzenie: programu stworzonego przez mężczyzn dla mężczyzn. Argumentuje, że nie jest wspierającym, opiekuńczym środowiskiem, które jej zdaniem jest kluczowe dla kobiet, i przeciwstawia mu swój autorski program, zaprojektowany tak, aby był bardziej wspierający i empatyczny. Czy uważasz, że AA jest surowym programem, czy raczej oferuje prawdziwe wsparcie i współczucie?
Widzę obie strony medalu. Naprawdę, i doświadczyłem ich obu. Bill Wilson, facet, który założył Anonimowych Alkoholików, był niezłym pojebem. I wiesz, jego żona Lois założyła Al-Anon jako pokłosie Anonimowych Alkoholików, w dużej mierze z powodu tego, jak zjebany był Bill i w jak zjebany sposób ją traktował. Na 164 stronach książki Anonimowi Alkoholicy znajdują się rzeczy, które w tym momencie uważam w najlepszym wypadku za przestarzałe, a w najgorszym za mizoginiczne.

Ale wiesz, znam prawdziwych fanatyków którzy, przestrzegają Wielkiej Księgi co do joty, jakby była instrukcją obsługi i traktują ją bardzo dosłownie, podobnie jak ewangelikalni chrześcijanie bardzo dosłownie traktują Biblię. Na mnie to nie działa. Kiedy po raz pierwszy rzuciłem picie i nie miałem dokąd pójść, nie miałem co robić, odkryłem, że to naprawdę surowe, dosłowne podejście pozwoliło mi się na czymś skupić, a to pomogło mi zachować trzeźwość. Ale z biegiem czasu stało się to dla mnie raczej szeroką drogą. Przeszedłem przez wszystkie etapy i nadal jestem zaangażowany, choć nie tak bardzo jak kiedyś. Wciąż jestem w nim obecny.

Uważam jednak, że sztywne myślenie raczej odpycha ludzi. A jeśli chcemy być dla wszystkich i pomagać innym, musimy być gościnni. Nie możesz po prostu grozić ludziom palcem, mówiąc im, co mają robić, a czego nie. Więc dla mnie, w tym momencie, program jest bardzo otwarty na interpretację. Moje rozumienie wyższej mocy ciągle się zmienia. Gdybyś zapytała mnie, czym jest dziś Bóg, to jest czym innym niż wczoraj i innym, niż będzie jutro. I to mi pasuje. Skłaniam się ku temu, że niezależnie od tego, jaka jest moja siła wyższa, czy są to inni ludzie, czy sam wszechświat, to nie chce, abym był nieuczciwy, niemiły czy nieszczęśliwy. Jeśli więc działam w służbie dobra innych i staram się podchodzić do innych z miłością i tolerancją, co jasno stoi w całej literaturze, i jeśli dzięki temu mogę pomóc innemu alkoholikowi pozostać trzeźwym, a to z kolei pomaga mi pozostać trzeźwym, to jest to sukces.



Ale tak, myślę, że AA jest pod pewnymi względami popieprzone. Nie chodzę na wiele spotkań koedukacyjnych; chodzę głównie na spotkania dla mężczyzn. Głównym powodem jest to, że na spotkaniach koedukacyjnych widzę ludzi — zwłaszcza mężczyzn — którzy przychodzą, próbują zaimponować innym, mówią w określony sposób. Drażni mnie to i jest słabe. Nie chodzi o to, że myślę, że wszyscy w tych salach tak robią, ale widziałem to na własne oczy i to mnie denerwuje.

Ponadto mężczyźni, kobiety, osoby niebinarne, trans, geje, queer, każda osoba ma swoje własne doświadczenia życiowe i każda jest traktowana inaczej przez społeczeństwo. Na spotkaniach mężczyzn idę tam, gdzie społeczeństwo traktuje większość z nas podobnie, w przeciwieństwie do spotkań koedukacyjnych, gdzie mówimy ogólnie, a mężczyźni, którzy siedzą na sali mieli inne doświadczenia niż kobiety, które musiały rozwinąć inne instynkty przetrwania i mechanizmy radzenia sobie. Nie jest tak, że uważam to za nieszczere, ale aż tak dobrze to na mnie nie działa. Nie chcę przez to powiedzieć, że nie mam wielu przyjaciółek w AA. Mam, ale nie sponsoruję kobiet, ponieważ nie mogę w ten sam sposób odnieść się do ich doświadczeń życiowych, a one nie mogą odnieść się do moich. 

***

Serdeczne podziękowania dla Heleny Marzec-Gołąb, która pomogła z tłumaczeniem tego materiału.

***

Jeśli podobał Ci się ten wywiad, możesz postawić mi kawę: