W czwartej odsłonie cyklu rozmawiam z Tomkiem aka BOREDOM BOOKING, Pauliną z Universal Music Polska i Natalią, znaną wszystkim jako Zamilska. Opowiedzieli mi o tym, jak pandemia pokrzyżowała ich plany, zmieniła środowisko pracy i jak sobie radzą w nowej rzeczywistości.


CZĘŚĆ 1 | CZĘŚĆ 2 | CZĘŚĆ 3


Tomek Haba (Boredom Booking)

Fot. Agata Hudomięt

Kim jesteś, czym się zajmujesz?
Od 11 lat zajmuję się organizacją koncertów, wcześniej w Krakowie, od czterech lat głównie w Warszawie. Zaczynałem od ściągania na koncerty zespołów ze sceny hc/punk zapewniając im hajs na benzynę, nocleg na podłodze i przywiezienie im do klubu garnka niedoprawionego chili na obiad, dodatkowo pracując na od jednego do trzech etatów i dokładając często do tego z własnej kieszeni. Cudowne czasy. Później mój gust muzyczny się trochę bardziej rozwinąłi i postanowiłem to robić na większą skalę, ale zawsze w duchu DIY i zajawki. I póki co to działa. 

Jak pandemia wpłynęła na twoją pracę, pokrzyżowała plany?
W kilka dni straciłem swoje ulubione zajęcie, czyli hazard. 2020 to miał być mój rok. Zaczął się dla mnie naprawdę świetnie i pozwolił mi się spełnić na polu organizacyjnym. Kiedy w jedną-dwie osoby jesteś w stanie zrobić koncerty dla tysiąca osób to niesamowicie cię napędza i buduje.

Pandemia strasznie mnie dobiła. Po pewnym czasie postanowiłem już nie odpisywać na maile przekładając gigi dwu, a nawet trzykrotnie i wstrzymać się z planowaniem nowych. Po dwóch miesiącach wracam do tego, bo już naprawdę nie mogę wytrzymać. Żeby się już nie żalić, to spędziłem ten czas na chacie z moją dziewczyną i było super. 

Obserwując zachowanie najbliższego ci środowiska, jak myślisz – co działa, co nie? Jakoś to będzie, czy czeka nas zagłada?
Sam nie założyłem zbiórki, bo spokojnie mogłem bez niej przeżyć i działać dalej.  Cieszę się, natomiast na potężny odzew i wsparcie dla miejsc i ludzi, którzy tego potrzebują. Budujące jest to, że wokół klubów i organizatorów koncertów utworzyła się społeczność, która niewielkim (jednocześnie ogromnym) wkładem pozwoli im przetrwać te najcięższe miesiące. Jestem przekonany, że wrócimy silniejsi, a na koncertach będzie jeszcze więcej ludzi. Z drugiej strony jest mi przykro, że część moich znajomych, którzy działali jako na przykład kierowcy czy technicy została bez żadnego wsparcia i musiała znaleźć sobie inne zajęcie. Mam nadzieję, że koncerty klubowe powrócą do nas pod koniec bieżącego roku i wszyscy popocimy się jeszcze przy noszeniu tych wszystkich gratów.

Jak sobie radzisz w pandemii – co robisz, żeby uratować swoją działalność, czy sam wspierasz innych?
Większość koncertów przekładam na 2021. Strasznie to boli, ale nie mam innego wyjścia. Tymczasem polski rząd, który nie ma najmniejszego pojęcia o naszej działalności i zostawił nas na szarym końcu odmrażania gospodarki zezwolił już na organizację imprez plenerowych. Będę się starać ruszyć z koncertami na zewnątrz jeszcze w czerwcu. Na razie największym problemem jest totalna dezinformacja. Nikt nie wie jak to będzie dokładnie wyglądać. Sanepid chyba już odłożył słuchawkę i nie odbiera, bo nie ma odpowiednich wytycznych. Rządowe komunikaty są niedoprecyzowane. 

W koncerty online raczej nie wejdę. Są spoko, ale to nie to. Szczególnie takie nakręcone żelazkiem. No dobra, zdradzę, że będzie jeden.

Paulina Grabska (Universal Music Polska)

Fot. Agata Hudomięt

Kim jesteś, czym się zajmujesz?
Mam na imię Paulina i zajmuję się promocją internetową w Universal Music Polska.

Jak pandemia wpłynęła na twoją pracę, pokrzyżowała plany?
Bezpośrednio w mojej działce straciliśmy możliwość doprowadzania do osobistych spotkań z naszymi artystami. Wszystko, co się dało, przenieśliśmy wspólnie do cyberprzestrzeni, ale wiadomo, że nic nie zastąpi spotkania twarzą w twarz, chodzi zarówno o koncerty, jak i wywiady. W ciągu najbliższych miesięcy miało do nas przyjechać wielu artystów z naszej wytwórni: wyczekane gwiazdy, jak i ekscytujący debiutanci, z którymi chcieliśmy wykonać dużo pracy promocyjnej. Wierzę, że nadrobimy wkrótce te wszystkie stracone okazje, w bezpiecznych warunkach.

Obserwując zachowanie najbliższego ci środowiska, jak myślisz – co działa, co nie? Jakoś to będzie, czy czeka nas zagłada?
Myślę, że jedną z głównych przeszkód w radzeniu sobie z sytuacją jest deprecjonowanie znaczenia muzyki i kultury jako takiej. Trzeba cały czas podkreślać, jak ważne są chociażby festiwale oraz koncerty dla tak wielu dziedzin gospodarki, jak je napędzają, jak dają pracę tysiącom osób. Tymczasem wciąż sytuacja jest niejasna i więcej mamy znaków zapytania. Działa, jak zwykle, ludzka dobra wola. Z ulgą i radością obserwuję wszelkie inicjatywy oddolne mające na celu wsparcie ulubionego artysty, miejsca czy projektu. Wiadomo, że w idealnym świecie to wsparcie płynęłoby ze źródeł instytucjonalnych, jednak dobrze, że tak czy siak potrafimy się zmobilizować.

Jak twoje miejsce pracy radzi sobie w pandemii?
Kluczowe okazało się szybkie reagowanie na nowe warunki. Dzięki temu to, co wcześniej wydawało się bardzo trudne lub wręcz niemożliwe, stało się faktem. Mam tu na myśli nie tylko akcje, które widać na zewnątrz, jak sprzedaż nowości płytowych pierwszy raz w historii współpracy Universal Music Polska z Biedronką czy koncerty naszych artystów organizowane na Instagramie czy YouTube, ale też chociażby fakt, jak błyskawicznie musieliśmy zmienić o 180 stopni sposób funkcjonowania wewnątrz firmy – przejść na całkowicie zdalną pracę, zamienić spotkania na calle i tak dalej. Czuć w tym wszystkim wsparcie zarówno między pracownikami, jak i ze strony managementu, co jest zaprzeczeniem stereotypu o wielkiej światowej korporacji. Pracy jest więcej, ale mobilizacja również się zwiększyła i robimy, co w naszej mocy, by przejść przez ten bardzo ciężki czas możliwie jak najłagodniej.

ZAMILSKA

Fot. Agata Hudomięt

Kim jesteś, czym się zajmujesz?
Jestem producentem i kompozytorem, oprócz tego prowadzę autorską audycję w Polskim Radiu. W tej obecnie lepszej części, Czwórce [śmiech].

Jak pandemia wpłynęła na twoją pracę, pokrzyżowała plany?
Rozjebała mi dużo rzeczy. Przede wszystkim, jak wszystkim artystom, koncerty. Wszystko wydarzyło się w czasie, kiedy miałam zaplanowanych sporo gigów w Polsce, praktycznie po dwa koncerty w tygodniu. W tym, niestety, odpadły mi dosyć ważne wyjazdy do Niemiec i do Pragi, dwa koncerty w Londynie. Dosyć znaczące wydarzenia, długo planowane. To jest dla muzyka najgorsza rzecz, jaka może się zdarzyć. Nigdy nie odwołałam koncertu. Zdarzało mi się grać kompletnie chorej, z gorączką. Zawsze grałam. Miałam też dużo motywacji, żeby wziąć się od razu za nowy materiał. 

Kiedy WHO ogłosiło, ze jest pandemia i wszyscy mieliśmy tę 14 dniową kwarantannę, nie wiem, dlaczego, ale wszyscy ubzdurali sobie, ze za dwa tygodnie będzie po wszystkim. Siedziałam wtedy dniami i nocami i pracowałam. Potem dopadł mnie kryzys. Przede wszystkim przerażała i dalej przeraża mnie niewiedza. Wciąż nie wiemy, kiedy to wszystko minie, rząd traktuje cały szczebel kultury po macoszemu. Przez dłuższy czas nie uwzględniano nas w żadnych planach. 

Obserwując zachowanie najbliższego ci środowiska, jak myślisz – co działa, co nie? Jakoś to będzie, czy czeka nas zagłada?
Jeżeli chodzi o polską muzykę, mamy troszeczkę za swoje i uważam, że zapracowaliśmy sobie na ten stan. Nigdy nie upominaliśmy się o swoje prawa, polscy artyści boją się tykać polityki, bo uważają, że artysta nie powinien być polityczny, a uważam, że to bzdura. Wiele znaczących gatunków – punk rock, hip hop, muzyka elektroniczna – wywodzą się z buntu przeciwko systemowi i na walce o swoje racje, prawa. I w pewnym momencie coś się wydarzyło, że zaczęliśmy się z tego wycofywać i przez to dużo ludzi na przykład teraz nie rozumie historii techno. Jest bardzo dużo takich komentarzy, że publiczność strofuje artystę, żeby nie wypowiadał się na tematy polityczne. 

Rozmawialiśmy na ten temat na debacie Poptown. To jest tak naprawdę ogromna piramida, która zaczyna się od klubów, właścicieli i ich traktowania artystów; czy są umowy, czy ich nie ma. To też wielkie festiwale i to, jak traktują polskich artystów. Jest polski festiwal o którym wiem, że nie dawali nawet kuponów na jedzenie czy picie…  To także Januszowe biznesy i niepłacenie swoim pracownikom.

Jak właściciel jednego z większych klubów w Warszawie mówi na debacie, że nie może dawać umowy o pracę, bo to rząd powinien się zająć tym, żeby dać pracownikom więcej… I taka osoba prowadzi jeden z największych festiwali w Polsce!  Nie chcę wiedzieć, co się tam nawet dzieje pomiędzy pracownikami. Przez takich ludzi jak on jest w branży tak, jak jest. Branża rozrywkowa jest nastawiona na tu i teraz, nikt nie myślał o tym, ze może się coś wykoleić i co wtedy. 

Dużo moich znajomych nie chciało brac hajsu z Ministerstwa Kultury, ani starać się o dotacje, ponieważ tym faktem chciało pokazać wielkiego wała władzy. The fuck? To teraz się nie dziw, że władza nie ma pojęcia o twoim istnieniu. Staliśmy się osobnym bytem, który nie jest się w stanie sam nakręcić. Błąd na błędzie… to ogromne domino i my w nim wszyscy jesteśmy: muzycy, muzycy sesyjni, kluby, właściciele, mgmt, sale koncertowe. Dobre jest jednak to, że zaczęliśmy o tym rozmawiać. Że zaczynamy się zastanawiać, ze faktycznie my też spierdoliliśmy. 

Jak sobie radzisz w pandemii – co robisz, żeby uratować swoją działalność, czy sama wspierasz innych?
Staram się motywować do pracy, ale jest mi bardzo ciężko. Cała ta sytuacja bardzo obciąża psychikę. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że inni artyści mają gorzej – kredyty do spłacenia, rodziny na utrzymaniu. Ja jestem w bardzo komfortowej sytuacji mimo wszystko. Jakiś czas temu wróciłam do radia. Bardzo mi brakowało kontaktu z ludźmi. Jestem człowiekiem, który potrzebuje dużej dawki adrenaliny i to mi zostało zabrane, kiedy straciłam koncerty. Dlatego bardzo mnie cieszy powrót, nawet jeżeli aktualnie nadaję z mojego mieszkania na Żoliborzu.

Wsparłam także klubokawiarnię No Problem swoim występem w serii streamów #sharingiscaring. Długo się z tym wstrzymywałam, ponieważ nie byłam zadowolona z jakości większości tego typu nagrań. Jeżeli chodzi o zbiórki, to jest to kolejny temat rzeka. W każdym razie nie jestem właścicielem klubu, więc chyba to nie jest moje miejsce na wypowiadania się, czy takie inicjatywy działają, czy nie. Dla mnie smutne jest to, że większość tych zbiórek jest dosłownie na wypłaty dla pracowników. I to jest dramat.