To, że byliśmy na wakacjach nie oznacza, że nie słuchaliśmy muzyki. Jasne, nie udało się zrecenzować wszystkiego (Mitski, przepraszamy!), część recenzji wypadła, bo nie lubimy pisać źle o zespołach (Uniform, wy łobuzy!). Ale cóż – oto kilka płyt z ostatniego okresu, o których każdy szanujący się blog muzyczny musiał napisać. Tymczasem wracamy do działania na pełnych obrotach i puszczania premier co tydzień!
IDLES - Joy As An Act Of Resistance (31.08) // punk, post-punk
Nie da się ukryć, że IDLES to jeden z ulubionych zespołów redakcji Undertone. Zdawałoby się, że znam ich na wylot, ale „Joy…” i tak dała radę mnie zaskoczyć. OK – pierwszy kawałek, czyli „Colossus” znam już od paru miesięcy i mogłem spodziewać, się, że powtórki z „Brutalism” tu raczej nie będzie. Ale już przy drugim „Never Fight a Man with a Perm” zbierałem szczękę z podłogi. Ten potężny i niespodziewany refren! To co na wokalu wyczynia Joe Talbot! Wow! To wrażenie nie minęło już do końca płyty. Tym bardziej, że sporo tu kombinowania i niespodziewanych momentów. Miłośników „Brutalism” może z początku zniechęcić trochę większa obecność Oi! punku w IDLESowej mieszance (dużo tu skandowania i chóralnych refrenów), ale po kilku odsłuchach nawet najtwardsi przeciwnicy zaczynają doceniać ten album. Mnie złapało za pierwszym razem. A przy „June” na serio płakałem. No, ale „I’m a real boy and I cry”… Zdecydowanie jedna z płyt roku! (k)
Interpol - Marauder (24.08) // post-punk
Co do tej płyty mamy w redakcji mieszane uczucia. Agata twierdzi, że jest nudna i nijaka, ja z kolei trochę się nią jaram. Jasne – w środku robi się trochę jednostajnie, ale nie brak tu bardzo dobrych kawałków, a nawet kilku natychmiastowych klasyków w dorobku ekipy z Nowego Jorku – z singlowym „The Rover” czy „It Probably Matters” na czele. Spotkałem się z wieloma opiniami, że Interpol zrobił płytę, którą docenią tylko dotychczasowi fani, a niezaznajomieni z zespołem raczej oleją. Ale czy kapela z sześcioma płytami na koncie ma obowiązek szukać nowych fanów? Czy jakakolwiek kapela ma taki obowiązek? (k)
Lead Into Gold - The Sun Behind The Sun (28.07) // industrial rock
Lead Into Gold to solowy projekt Paula Barkera, znanego chociażby z Revolting Cocks, U.S.S.A. czy Puscifer, chociaż każdy szanujący się fan muzyki industrialnej kojarzy go najpewniej z najciekawszego okresu muzycznego pewnego zespołu muzycznego, zwanego Ministry (może znacie?). Podczas tego długiego, bo 18-letniego okresu, Paul, biorąc udział w miliardzie projektów pobocznych głównego mózgu Ministry, Ala Jourgensena (może kojarzycie?), zapragnął podpisać coś w końcu tylko swoim nazwiskiem i w ten oto sposób światu ujawnił się Lead Into Gold. Kilka EPek, jeden samograj i teledysk z udziałem młodziutkiego Trenta Reznora (może coś wam się obiło o uszy?) spinały klamrą bezpretensjonalnego elektronicznego Industrial – Rocka pionierskie dla tego gatunku lata 80-te. Od tej pory Lead Into Gold poszło niejako w odstawkę, pozwalając skierować uwagę Barkera na wspieraniu Jourgensena w narkotykowym ciągu, a kiedy panowie rozstali się w dość nieciekawych okolicznościach, Paul skupił się na pracy producenckiej oraz graniu w mniej lub bardziej znanych składach. W 2015 nastąpił zwrot akcji w obozie Lead Into Gold, gdy legendarna wytwórnia Wax Trax! wypuściła materiał zarejestrowany w roku 1991, a który dzięki różnych zawirowaniom nie mógł ukazać się wcześniej. Krótka EPka dała Barkerowi najwidoczniej sporo do myślenia i oto, po ponad 25 latach dostajemy w swoje ręce i uszy nową muzykę od tego mało docenionego projektu. I co możemy tu usłyszeć? Tak naprawdę to „The Sun Behind The Sun” to konsekwentna kontynuacja Lead Into Gold, która mogłaby ukazać się zaraz po ostatniej produkcji na początku lat 90-tych. To dobrze czy źle? Jeśli uważasz, że dla muzyki industrialno-rockowej przełom lat 80/90-tych był najsolidniejszym okresem, to ta płyta jest totalnie dla Ciebie. Paul unowocześnił nieco brzmienie, ale sposób konstrukcji piosenek pozostał ten sam, co sprawia, że bez problemu można rozpoznać znajomy klimat amerykańskiego, industrialnego łupania z okresu świetności każdej z wyżej wymienionych kapel w niemalże niezmienionej formie. Wszelkim malkontentom skarżącym się na wtórność muzyczną, radzilibyśmy przystopować z pogardą i zastanowić się czy w dobie kapel, które po latach nagrywają wciąż beznadziejne albumy stylistycznie odmienne od własnego brzmienia, taki Paul i jego Lead Into Gold zasługuje na wasze potępienie? To przede wszystkim świetna płyta, której warto dać szansę, a gdy tak się stanie, będzie ona w stanie odwdzięczyć się wieloma godzinami cudownie spędzonego czasu. Polecamy! (ricz)
Nothing - Dance On The Blacktop (24.08) // shoegaze
Trzecia płyta Nothing to chyba ich najbardziej zwarte dzieło – to dobrze i źle jednocześnie. Podoba mi się, że chłopaki ewidentnie stają się coraz lepszym zespołem i bardzo jaram się tym, że przestali ukrywać swoje ograniczenia i zrobili z nich dodatkowy atut (vide wokal w „Zero Day”). Jednak z drugiej strony – poprzednie płyty, choć mniej równe, miały kilka kawałków, do których po prostu chciało się wracać. Pozbawione jednoznacznych hitów „Dance On The Blacktop” przypomina po prostu lawę – sunącą do przodu, efektowną, ale jednak niepozwalającą na znalezienie w tym wszystkim czegoś konkretnego, godnego zapamiętania. No, ale jeszcze trochę przy niej posiedzę. Może będzie łatwiej, jak trochę ostygnie? (k)
Oh Sees - Smote Reverser (17.08) // garage punk, psychedelic rock
To chyba mój największy zawód tego miesiąca. I nie – nie oznacza to, że płyta jest zła. jest naprawdę ok. Problem w tym, że nastawiłem się na brzmienie, które zespół zaprezentował w pierwszym singlu, czyli „Overthrown”. To chyba najbardziej miażdżący kawałek w dorobku Johna Dwyera. Perkusje suną tutaj bez opamiętania, a reszta zespołu mocno flirtuje z metalem. Kurczę, gdyby John zdecydował się pociągnąć ten schemat na całej płycie – byłoby doskonale. W cieniu „Overthrown” kryją się jednak poprawne, psychodeliczne piosenki, do jakich Oh Sees przyzwyczaili nas na ostatnim milionie ze swojego miliarda wydanych płyt. Nic mniej, nic więcej. A szkoda. (k)
Jesteśmy też na Spotify: