Fot. Malwa Grabowska
WOOD ORGANIZATION to formacja bazująca na kopenhaskim duecie perkusisty Szymona Gąsiorka i kontrabasisty Tomo Jacobsona. Początkowo zespół oddany był improwizacji czerpiącej inspirację z dźwięków przyrody i celebracji ich współbrzmień. W 2017 roku wydali pierwszą, dobrze przyjętą kasetę, na której wystąpili także saksofonista Lars Greve, wiolonczelistka Freya Schack-Arnott i Franciszek Pospieszalski na drugim kontrabasie. Obecnie duet podążył w nowym kierunku, który nazwali drimpro. Nowe brzmienie WO to unikalne połączenie repetytywnych, akustycznych groove’ów z abstrakcyjną elektroniką, które swobodnie formowane korzystają z wszelakich wpływów: od free jazzu, przez pop, reggae i world music, do współczesnej muzyki elektronicznej. Drimpro, drugi album zespołu, ukazał się 1 września 2021 w oficynach Gotta Let It Out i Love & Beauty Music.
Chłopaki w drugiej połowie kwietnia przyjeżdzają do Polski na osiem koncertów. W każdym mieście będę wspierani, jak sami mówią, przez lokalnych mistrzów.
- 20.04 Warszawa : SPATiF – feat. Macio Moretti
- 21.04 Bydgoszcz : Mózg – feat. Krzysztof Ostrowski
- 22.04 Gdańsk : Dni Muzyki Nowej, Klub Żak | Wydarzenie na FB
- 23.04 Poznań : Dragon – feat. Albert Cirera | Wydarzenie na FB
- 24.04 Wrocław : Wkurvv – feat. surprise guest
- 26.04 Kraków : Alchemia – feat. Marek Pospieszalski | Wydarzenie na FB
- 27.04 Sucha Beskidzka : Śpiwle – feat. surprise guest
- 28.04 Bielsko-Biała : Klubokawiarnia Aquarium – feat. Michał Sosna | Wydarzenie na FB
Mam wrażenie, że Tomo napisał do mnie jakieś 10 lat temu – oczywiście to gruba przesada, ale naprawdę nie spieszyło nam się z odpisywaniem sobie na maile. Bardzo spodobała mi się ich ostatnia płyta, Drimpro, oraz fakt, że rezydują w Kopenhadze, ponieważ kompletnie nie znam tamtejszej sceny muzycznej. Tym sposobem, ekskluzywnie dla UNDERTONE, powstał poniższy przegląd. Mam nadzieję, że znajdziecie coś dla siebie. Do zobaczenia na koncertach WOOD ORGANIZATION!
Kopenhaska scena eksperymentalna
Jaleh Negari - Weaver [2021 Eget Værelse]
Drugi solowy album kopenhaskiej perkusistki i kompozytorki Jaleh Negari. Wydany w Eget Værelse, wydawnictwie-kolektywie, który artystka współtworzy z koleżankami z zespołu Selvhenter od 2010 roku. Solowo zadebiutowała z albumem Arch Waves z 2016 – również polecam!
Jak sama opisuje, muzyka na Weaver opiera się na nagraniach terenowych, które poprzez rysunek przetłumaczyła w zapis partytury graficznej, a następnie odtworzyła je w formie muzycznej. Album składa się z połączenia elementów, które osobiście bardzo cenię. Istotną rolę odgrywają faktury – elektroniczne, field recordings, czy nagrane. Są też melodie i arpeggia zagrane na syntezatorach, są nagrania głosów ludzkich, jest rytm i instrumenty perkusyjne. Każdy utwór ma rzeczywiście silny vibe jakiegoś miejsca, którego jako słuchacze nie widzimy, ale abstrakcyjnie odczuwamy. Jeśli trzeba by określić stylistykę, teren tej muzyki, to można mówić sound art, ambient, współczesna kompozycja, czy muzyka eksperymentalna. / Szymon Pimpon Gąsiorek
Torben Ulrich, Søren Kjærgaard - Meridiana: Lines Toward a Non-Local Alchemy [2014 Escho]
Płyta ma już osiem lat. Zawsze nastraja mnie w bardzo wyjątkowy sposób. Trudno opisać. Połączenie spokoju z niezwykłą energią do robienia. Niekoniecznie robienia więcej, ale głębiej i z precyzją, bez kompromisu i w kierunku z dala od powierzchowności.
Torben Ulrich to człowiek dąb. Jeden z tych, co sprawiają, że potrząsam głową w niedowierzaniu. Tak tak, to ojciec Larsa Ulricha z Metallici (pięknie zobrazowany zresztą w dokumencie ‘Some Kind Of Monster’ o tym, jak zespół schodzi się na wielki come-back – kto nie widział, niech zobaczy!), ale też pisarz, poeta, muzyk, filmowiec, no i jakby tego było mało – były profesjonalny tenisista. Jeden z tych, co wydawać by się mogło, mogą wszystko. Urodzony w 1928, zgarbiony ze swoją brodą po pas i w bluzie z kapturem wygląda jak skrzat, który właśnie wrócił z deskorolki.
Søren Kjærgaard to jeden z założycieli Duńskiego kolektywu muzycznego ILK, którego różnorodne wydawnictwa odbiły się poważnym echem i miały szczególnie duży wpływ na lokalną scenę. Pianista, urodzony w 1978, więc poważnie młodszy kolega Torbena. Współpraca Sørena w jego trio z kontrabasistą Benem Streetem i perkusistą Andrew Cyrillem, z którymi wydali razem trzy piękne płyty (jak nie znasz, posłuchaj Syvmileskridt!), nadało pojęciu skandynawski jazz nowego znaczenia – w końcu i na szczęście! W dodatku Søren wraz ze swoim kuzynem, perkusistą Krestenem Osgoodem (sic!) byli też raperami i wymyślili swój własny język występując pod nazwą Ikscheltaschel (wydali dwie płyty, a ich przepiękny występ z orkiestrą i chórem z Festiwalu w Roskilde – nie byle co – można znaleźć online, jak się dobrze poszuka).
Kiedy staram się ubrać w słowa muzykę z podwójnego winyla, Meridiana, to przychodzi mi na myśl tylko określenie art music. Nie wiem, co to miałoby znaczyć, ale wydaje mi się, że strzała leci we właściwym kierunku. Jest to trzeci album Torbena z Sørenem. Składają się na niego cztery utwory – Four Approaches – cztery bardzo różne podejścia i ekspresje. Gra tam kwartet smyczkowy Messerkvartetten, fortepian (też preparowany), organy i keyboardy Sørena, jest poezja mówiona elektryzującym głosem Torbena, no i digital processing tego wszystkiego – czego przecież i tak już jest dużo! Wszystko to sprawia, że topię się w jakiejś głębinie, niestrasznej i uśmiercającej, ale takiej, która budzi do życia w świecie. No tak, a to przecież nadal nie wszystko!
Meridiana była wynikiem rezydencji artystycznej Torbena i Søren w San Francisco. Poza muzyką i poezją, które można usłyszeć na płycie, do wydawnictwa dołączone było 21 stron tekstu dekonstruującego język, a okładki trzystu wydanych egzemplarzy płyt były oryginalnymi malunkami panów kolegów wyżej wymienionych. Jest grubo. /Tomo Jacobson
Greta Eacott - GESTALT MINIMAL, the love songs [2022 One Take Records]
Kompozytorka i perkusistka Greta Eacott określa swój najnowszy album jako solowy debiut. Przez lata prowadziła swój eksperymentalny zespół G•Bop Orchestra, wykonujący głównie jej własne kompozycje. Dorastając w Londynie, a następnie studiując w Leeds, założyła orkiestrę na angielskim gruncie. Kiedy wyjechała do Skandynawii, gdzie kontynuowała studia kompozytorskie: w Kopenhadze, Göteborgu i Oslo, tam też formowały się nowe składy G•Bop Orchestry, głównie lub kompletnie złożone z perkusistów/ek. W Kopenhadze zadomowiła się na dobre po ukończeniu magisteriatu w 2016 roku.
Greta jest wizjonerską kompozytorką i artystką kompletną. W swoich utworach eksploruje autorskie pomysły i systemy kształtujące ich oryginalną formę i muzyczną zawartość. Na GESTALT MINIMAL; the love songs kontynuuje swoje wcześniejsze poszukiwania w zakresie nakładania na siebie partii o różnych indywidualnych tempach; niezależnego, stopniowego przyspieszania lub zwalniania; pracy z minimalnym materiałem. Tutaj dochodzi jednak nowy element – wysokość dźwięku. Analogicznie do stopniowych zmian tempa w rytmie, spora część utworów oparta jest na glissandach, od bardzo wolnych do szybszych. Instrumentacja wyodrębnia każdy z utworów, bezpośrednio mówią o tym tytuły. Napisane zostały na instrumenty dęte, smyczki, instrumenty perkusyjne, chór i organy. W trakcie powstawania w przeciągu lat 2017-2021, utwory były wykonywane na żywo przez instrumentalistów. Ostatecznie na album trafiły wersje syntetyczne, nagrane przez Gretę na keyboardzie. Wyjątkiem jest wyłącznie utwór ostatni zagrany na domowych organach przez Christiana Balviga. Nadanie całości elektronicznego charakteru było dobrym wyborem. Umożliwiło one współczesną produkcję, którą zajęła się Aase Nielsen (Boli Group). Dzięki temu album ma bardzo oryginalny charakter i ze świeżością odnajduje się w dzisiejszym świecie muzycznym.
Generalnie nie lubię programowego myślenia o muzyce i tłumaczenia jej konkretnie w inny sposób. W przypadku tego albumu pozwoliłem sobie jednak na interpretację, która skądinąd przyszła do mnie spontanicznie. Jeśli love songs, to o związku, relacji. A poszczególne utwory jawią mi się następująco, opisując emocjonalną sinusoidę:
- WOODWIND & BRASS – wiosna, zakochanie
- STRINGS – relacja układa się w codzienną rzeczywistość
- PERCUSSION, STRINGS & VOICES – niewygodne odczucie, zwątpienie – „czy jestem we właściwym związku?”
- CHOIR – powrót do codziennego stanu rzeczy, jest ok
- ORGAN – luz, dobry wspólnie spędzany czas
A następnie wracamy do pierwszego punktu i zaczynamy ponownie. Jest tak? /Szymon Pimpon Gąsiorek
Yngel - Yngel [2015 Wydane własnym sumptem przez muzyków, reedycja na Insula Music]
Przenosimy się do krainy nerdowej. Ale ale, zostań i czytaj, jest pięknie. Yngel to duet dwóch gitarzystów: Emila Palme i Tausa Bregnhøj-Olesena. Yngel znaczy po duńsku anioł. Poznałem ich jeszcze na studiach w Kopenhadze. Zawsze i wszędzie chodzili razem, a grali chyba cały czas. Dobre typy. Emila warto znać z jego tria z Madsem Egetoftem i Andersem Vestergaardem pod nazwą Boujeloud (polecam ich najnowszą płytę A Vision of a Dragon’s Head), albo z post-metalowego duetu Lunden z Lasse Bækby Buch. Taus współtworzy septet Larsa Bech Pilgaarda Klimaforandringer, awangardowe trio The Moms wraz z saksofonistą Albertem Cirerą i kontrabasistą Asgerem Thomsem (ich płyta Kalipedia tutaj), trio z saksofonistą Larsem Grevem i legendarnym już perkusistą Randym Petersonem, no i wydał też piękną solową kasetę ze swoją uśmiechniętą, acz rozbitą po jakimś wypadku twarzą na okładce. Od kilku lat Taus zajmuje się też budowaniem i psuciem efektów gitarowych, tworząc w nich naumyślnie zwarcia w poszukiwaniu nowych brzmień.
Yngel wydał do tej pory cztery albumy, dwie jako duet, jedną z Teguh Permana (mistrzem sakralnej muzyki Tarawangsa pochodzącej z zachodniej części Jawy w Indonezji) i jeden z ich podróży po Indonezji, podczas której nagrywali z lokalnymi muzykami od awangardy po tradycyjne granie.
Wszystko zaczęło się jednak od tej płyty. Znajdują się na niej 22 miniaturowe kompozycje na dwie elektryczne gitary, wszystko nagrane na starym kasetowych rekorderze. Trudno o klasyfikację. Eksperymentalna muzyka gitarowa? Ale to trochę mylące. Nie boli od tego głowa. Muzyka jest ciepła, żywa, rozchodzi się na boki, zahacza o minimalne motywiczne loopy, ale nie wisi na nich, skrzydła rozpościera wciąż ten anioł! Bardzo lubię wracać do tej płyty. Jest w tej muzyce pewna bezkompromisowość, a jednocześnie bezpretensjonalność, no i luz po prostu.
Nie wiem, czy dla chłopaków było to już wtedy inspiracją, ale ich muzyka kojarzy mi się mocno z indonezyjską muzyką gitarową (à propos: warto słuchać czegoś z serii Music of Indonesia wydanej przez Smithsonian Folkways Recordings. Ale uwaga, jest tego 20 płyt!), tyle że to tak jakby tradycyjną gitarową muzykę z Indonezji przepuszczono przez taśmę szpulową i efekt awangardyzujący. Skończę już, bo wyobrażam sobie, jak takie urządzenie mogłoby wyglądać. /Tomo Jacobson
Xanadune & Update Jammer [2020 One Take Records]
Split dwóch bardzo młodych Duńczyków, wydany przez wyżej wymienioną Gretę. Zarówno Xanadune, jak i Update Jammer prezentują swoiste kolaże dźwięków przypominających gry video z dzieciństwa, wczesną muzykę komputerową, słowa mówionego, wokalu, syntetycznych dźwięków orkiestry symfonicznej czy chóru. Częściowo ich twórczość odnosi się do stylistyki i kultury dungeon synth. Są także związani z Banana Skolen, grupą młodych adeptów muzyki, sztuki i aktywizmu zrzeszonych przez Goodiepala, twórcę muzyki elektronicznej, sztuk performatywnych, budowniczego syntezatorów i działacza społecznego. Wielu z członków grupy tworzy indywidualnie bardzo ciekawą, innowacyjną muzykę, w której zauważam imponującą i świeżą lekkość w podejściu do formy, stylistycznej żonglerki. Porównałbym je do twórczości kompozytorów współczesnych działających pod szyldem genrebendingu. Innym tego przykładem jest ich kolega z bananowej szkoły Arthur Carlander – polecam zapoznać się także z jego albumem Spawn Point. /Szymon Pimpon Gąsiorek