Najpełniejsze, dwupłytowe dzieło post-hardcorowego tria z miasta Tumwater w stanie Waszyngton było zarazem ich ostatnim. Klasyk z 2001 r. podsumowywał ponad dziesięcioletnią karierę Unwound w nieoczekiwany sposób; był kreatywnym zwrotem zespołu w stronę bardziej psychodelicznych, stonowanych kompozycji. Jednocześnie, nie tracił na eksperymentalnym charakterze, który do tej pory cechował punkowców z Zachodniego Wybrzeża.

Oryginalny skład kapeli, znanej do 1991 r. jako Giant Henry, tworzył frontman Justin Trosper, basista Vern Rumsey i perkusista Brandt Sandeno, którego już rok po zmianie nazwy zastąpiła na stałe Sara Lund. Unwound było jednym z wielu zespołów współtworzących punkową scenę w rejonie sąsiedniego dla nich miasta Olympia, które w latach 90. było przecież ośrodkiem niezwykle ważnych zmian w historii muzycznej alternatywy. Środowisko to, obok sceny waszyngtońskiej, dało początek m.in. ruchowi feministycznemu znanemu na całym świecie jako riot grrrl (Bikini Kill, Bratmobile, Huggy Bear, Excuse 17, Sleater-Kinney i inne). Najważniejszym labelem końca XX w. w mieście zostało Kill Rock Stars, które, obok wspomnianych żeńskich grup, sygnowało także Elliotta Smitha czy wreszcie Unwound. Warto dodać, że do kreatywnego dziedzictwa miasta swoje trzy grosze dorzucili muzycy z Nirvany czy Xiu Xiu.



O ile trio głęboko siedziało w agresywnej stylistyce późnopunkowej, Leaves Turn Inside You było oryginalnym odejściem od znanej formuły. Krążek był mroczny i niejednoznaczny na zupełnie innym poziomie niż poprzednie projekty. Jednocześnie, był w pewnym sensie kontynuacją Challenge for a Civilized Society z 1998 r. (co sugerowało np. oznaczenie obu płyt ostatniego projektu kolejno numerami 2 i 3). Frontman zespołu wspomina – [Album] miał być psychodeliczny, nie będąc “psychodelicznym”. Podejście do tekstów zaczerpnąłem z rzeczy, które zapisywałem w dziennikach snów. Historia osądziła album, który stał się prawdopodobnie ostatnim kamieniem milowym nurtu post-hardcorowego drugiej połowy lat 90. i ugruntował pozycję Unwound obok kapel pokroju Fugazi, At the Drive-In, Drive Like Jehu czy Refused.

Również proces tworzenia ostatniego krążka nabrał innego charakteru – po raz pierwszy muzycy przejęli pełną kontrolę nad jego produkcją i dźwiękiem znajdujących się na nim kompozycji. Leaves Turn Inside You było zapowiedzią “trzęsienia ziemi” w zespole, którego członkowie przeczuwali, że czas ich wspólnej twórczości w obecnym kształcie dobiega końca. Z tego powodu trio podeszło poważnie do tak rozumianego projektu, jednocześnie wyzwalając się z poprzednich uprzedzeń. Jak zwykle zresztą, nie mieli zamiaru nadmiernie przejmować się wynikiem największego eksperymentu w ich karierze.

Tym razem Unwound nie ograniczał czas ani narzucone odgórnie zasady; krążek powstał we własnoręcznie zbudowanym do tego celu studiu MagRecOne, mieszczącym się w domu Trospera pod Olympią. Był to najdłużej nagrywany materiał w dorobku tria, po części za sprawą nieskrępowanego procesu twórczego, a po części w wyniku “logistycznego piekła”, które towarzyszyło artystom w tamtym czasie rozsianym już po miastach na Zachodnim Wybrzeżu. Warto dodać, że za charakterystycznym, bardziej przejrzystym dźwiękiem albumu stoją dodatkowo Phil Ek oraz Kip Beelman, odpowiedzialni do tej pory za brzmienie tak kultowych zespołów indie jak Modest Mouse, Built to Spill oraz Duster. Rzeczywiście, alternatywny koloryt płyty jest bardziej przystępny dla przeciętnego słuchacza i pozycjonuje ją bliżej brzmienia wspomnianych zespołów. Łabędzi śpiew Unwound stał się również okazją do ponownej współpracy z Sandeno, który powrócił na krążku w roli muzyka wspierającego i dodatkowego wokalisty. Był też pełnoprawnym producentem projektu.      

Czym Unwound raczą nas na Leaves Turn Inside You? Zaczynają z przytupem, bardzo wymagającym We Invent You. Kawałek prosi słuchacza o ponad dwie minuty cierpliwości i zachęca do ściszenia głośników by nie wystraszyć reszty domowników przeciągłymi, dokuczliwymi dźwiękami syntezatora, które dopiero po czasie cichną, ustępując miejsca właściwej zawartości utworu (nic dziwnego, że zostały zsamplowane przez Death Grips na Feels Like a Wheel z LP Goverment Plates). Odbijający się echem w tle głos Trospera zwraca się do nas bezpośrednio z niejasnym przekazem. Jego tajemnicza forma zapowiada podniosły charakter  pojawiających się w projekcie treści, gdzie linijki tekstów konfrontują słuchacza z konceptami, które można poddać dowolnym interpretacjom. Kawałek jest również świadomą autotematyczną kreacją zespołu, który zakończy przecież album utworem Who Cares, dość prześmiewczym nie tylko za sprawą tytułu, ale również użytych w nim sampli jazzowych i zawartego w nim ukrytego przekazu nagranego od tyłu. Na swoim siódmym albumie kapela balansuje zatem pomiędzy sprawami prywatnymi, a ostatecznymi: nihilizmem, śmiercią, pamięcią, miłością czy samotnością.  

O ile liryczna treść intra nie pozostaje jasna, następujący po nim Look a Ghost wydaje się opowiadać bardziej przejrzystą, aczkolwiek emocjonalnie złożoną historię człowieka, który czuje pewnego rodzaju przywiązanie do kobiety powracającej do niego w formie ducha (metaforycznego lub prawdziwego), by w akcie zemsty wyrządzić mu krzywdę za nieokreśloną winę z przeszłości. W podobnie ciemnych barwach temat miłości przedstawiony jest w Treachery, gdzie Trosper opowiada historię niewiernego mężczyzny, który zdradził swoją partnerkę dla kogoś innego. Zespół wydaje się przy tej okazji zastanawiać nad wartością samego kłamstwa w opozycji do bolesnej dla obu stron prawdy. Ponury i enigmatyczny obraz relacji międzyludzkich kreuje także senny Demons Sing Love Songs z klimatycznymi wokalami Lund i gościnnie występującej w tej roli Janet Weiss ze Sleater-Kinney.

Na płycie mocno odznacza się także Scarlette z powtarzalnymi, przytłaczającymi riffami i wymuszonym, chrypliwym głosem wokalisty. Ponownie, jest to opowieść o toksycznej miłości pomiędzy podległym bohaterem narracji a tytułową femme fatale. Na dokładkę, za teledysk do kawałka posłużyła psychodeliczna animacja w nurcie DIY z alegorycznymi zwierzęcymi postaciami od Zaka Margolisa.

Drugim klipem promującym wydawnictwo było przygnębiające wideo autorstwa Slatera Bradleya do utworu Radio Gra, gdzie widzimy montaż scen ratowania orek ugrzęzłych na mieliźnie. Słuchaczy obeznanych z językiem polskim ucieszy, czy może w kontekście całego materiału, przerazi zsamplowany na nim dialog pochodzący z kasety z polskimi rozmówkami dla obcokrajowców z lat 70. W przeciwieństwie do użytkowników naszego języka, dla pozostałych odbiorców intro utworu pozostanie zupełną egzotyką. Niemniej, widmowe głosy rozmawiające przy wtórującym im jazzowym podkładzie radiowym na pewno sprawią, że niejednemu słuchaczowi zjeży się włos na głowie niezależnie od szerokości geograficznej, na której się znajduje. Dość przewrotnym zabiegiem jest w tym kontekście także ukrycie partii wokalnej, której nie słychać na nagraniu po polskojęzycznym intrze – jej upiorne istnienie sugeruje zaledwie zapisanie tych niejasnych słów we wkładce dołączonej do fizycznego wydania albumu. Tym samym, nie będziemy w stanie rozwiązać do końca zagadki ukrytej w utworze i poznać prawdy o tajemniczej Kasi.   

Prawdopodobnie najbardziej ekscytującą kompozycją na płycie jest jednak Terminus, być może najbardziej progresywny kawałek w dorobku tria, który składa się zasadniczo z trzech segmentów. Rozpoczynają go charakterystyczne gitarowe riffy i mocne perkusyjne uderzenia, które budują niezwykle satysfakcjonujące napięcie dla reszty kawałka. Tak muzycy wprowadzają nas w pierwszy segment, jedyny z nich opatrzony  tekstem, w którym artyści bawią się konwencją i na zasadzie skojarzeń w absurdalny sposób wyliczają kolejne porównania i metafory adresowane głosem wokalisty w przestrzeń. Część gładko przechodzi w następujący po nim fragment instrumentalny, którego nie opuszcza cicho jazzująca w tle perkusja Lund, dodatkowo nawiedzona przez wiolonczelę Dereka Johnsona. Niespokojny, kulminacyjny moment kawałka i kończące go ostatnie, przeciągłe dźwięki smyczka zostają nagle przerwane trzecim fragmentem utworu, czyli płynącym, post-rockowym outrem. Trudno uwierzyć, jak wiele muzycznych treści wywołujących skrajnie odmienne emocje udało się upakować w tej 10-minutowej kompozycji. Długością ustępuje ona tylko przedostatniemu utworowi, Below The Salt. Ten w większości instrumentalny kawałek służy jako chwila wytchnienia po wysłuchanym do tej pory materiale i w dość luźny sposób podsumowuje część z tropów krążka przed satyrycznym finałem.  

Trzeba wspomnieć także o uniwersalnym przekazie Off This Century, którego antyutopijny motyw przewodni wydaje się być echem poprzedniej płyty. Jest to zdecydowanie jeden z bardziej czytelnych kawałków krążka, pesymistycznie opisujący sztucznie wytworzone, konsumpcyjne społeczeństwo rządzące się nieubłaganym prawem silniejszego. One Lick Less to z kolei mglista autorefleksja zmęczonego podmiotu lirycznego, reprezentowanego przez klimatycznie shoegaze’owy wokal Trospera.

Jednymi z najbardziej znanych utworów pochodzących z płyty są także December, rozpoczynająca się silnie zaznaczoną grą basu Rumseya opowieść o pewnej tajemniczej, grudniowej nocy, oraz chwytliwy October All Over, ukazujący beznadzieję życia osamotnionej jednostki. Następujący po nim oksymoronicznie brzmiący Summer Freeze to oniryczny kawałek o specyficznej więzi dwóch bohaterów, wzbogacony wykręconymi wokalami byłego perkusisty kapeli i jej frontmana.

A co po płycie? Trasa koncertowa promująca album, bardzo chaotyczna i niezorganizowana jak na Unwound przystało. Oprócz niej ataki na World Trade Center, które prawie doprowadziły do jej przerwania, oraz zmęczenie materiału dopadające członków zespołu i odwołane z tego powodu koncerty w Europie i Japonii. W końcu, finisz trasy w Prima Aprilis 2002 r. w klubie Thekla w dobrze znanej Olympii (występ nagrany przez Johna Pageta) i oficjalny rozpad grupy.

Próbą uchwycenia tamtych wydarzeń był materiał wydany w ramach live albumu Live Leaves, który, pomimo wstępnym zamierzeń, ukazał się dopiero w 2012 r. Jest on kolekcją wybranych wersji kawałków granych przez zespół w różnych klubach jesienią jedenaście lat wcześniej. Pięcioosobowy skład występów na żywo poszerzono o Sandeno i Davida Scotta Stone’a w roli dodatkowego gitarzysty. Wszystkimi archiwalnymi nagraniami podczas trasy zajął się z kolei Mike Ziegler.  

Po rozwiązaniu zespołu muzycy musieli na nowo nauczyć się odpowiedzialności i żyć w odmiennej rzeczywistości, metryką dobijając do trzydziestki. Artyści poszli własnymi ścieżkami, skupili się na budowaniu rodzin i znajdowali nowe zajęcia, co wiązało się z krótszymi lub dłuższymi przerwami od grania. Jednak ich drogi regularnie się przecinały – na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat współtworzyli szereg projektów pobocznych, w tym zespoły Hungry Ghost (Lund), Survival Knife (Trosper, Sandeno) czy Nocturnal Habits (Trosper, Lund).

Ostatnim projektem Verna Rumseya było Household Gods (m.in. z Davidem Pajo ze Slint). Kolektyw wydał album Palace Intrigue na dwa miesiące przed śmiercią basisty Unwound w sierpniu 2020 r.

Jak to zwykle bywa przy okazji takich projektów, Leaves Turn Inside You pobudza wyobraźnię i każe stawiać pytania, co by było, gdyby trio nie rozpadło się i nagrało ósmy album studyjny? Jaki przyjąłby kształt i czy byłby w stanie dorównać czy może nawet przewyższyć ostatni projekt zespołu? Pytania, na które nie uzyskamy odpowiedzi. Pozostaje cieszyć się z tak świetnie zagranego, zrealizowanego i wyprodukowanego kreatywnego osiągnięcia muzycznego, jakim jest LTIY. Zazdrość koleżanek i kolegów z branży oraz oklaski dla zespołu, który zakończył karierę w tak wielkim stylu.

Posted in ArtykułTagged , , , , , ,