Ten rok miał być naprawdę istotny w karierze Emmy Ruth Rundle. Została kuratorką festiwalu Roadburn, na którym miała też zagrać pierwszy od 9 lat koncert z zespołem Red Sparowes. Później trasa w Australii z Chelsea Wolfe. Zamiast tego poświęca wolny czas na dochodzenie do siebie w swoim domu w Kentucky. Miałyśmy porozmawiać w Tilburgu, ale porozmawiałyśmy w jedyny możliwy aktualnie sposób. Emma ze swojej werandy, ja ze swojej kawalerki w Warszawie. 


YOU CAN READ THIS INTERVIEW IN ENGLISH



Tegoroczny Roadburn miał być dla ciebie naprawdę ważnym wydarzeniem. Możesz opowiedzieć, jak to wyglądało od kuchni?
Kiedy Becky i Walter zaproponowali mi rolę kuratorki na festiwalu, od razu ułożyłam sobie dosyć sporą listę zespołów, około 20. Większość roku spędziliśmy nad tą listą, dopracowując szczegóły, dyskutując, co ma sens, a co nie. Niektóre moje wybory były po prostu niemożliwe.

Na przykład zespół Bohren & der Club of Gore. Chciałam, żeby zagrali w całości album “Dolores”. Niestety nie było to możliwe, bo zespół wymagał do tego miejsc siedzących. Cały proces to ciężka, złożona praca z Walterem. Kiedy udało nam się potwierdzić niektóre zespoły, budowaliśmy narrację wokół ich występów. 

Jednym z moich pierwszych pomysłów był solowy występ Davida Eugene Edwardsa z zespołu Wovenhand. Szybko udało się potwierdzić Patricka Walkera, który miał zagrać dwa gigi – w całości płytę “The Inside Room” [zespołu 40 Watt Sun – przyp.red.] i solo. Na wczesnym etapie przyklepaliśmy też koncert Mizmor [mieli zagrać w całości płytę “Cairn”- przyp.red.]

To był bardzo ciekawy, ale i stresujący proces, który sprawił mi mnóstwo frajdy. Byłam bardzo szczęśliwa, że otrzymałam taką możliwość. Przeniesienie Roadburn było dla nas druzgocącą informacją. Mam nadzieję, że uda się utrzymać line up do przyszłego roku.

Myślisz, że to jest w ogóle możliwe?
Zależy nam na tym. Oczywiście nie da się uniknąć tego, że niektóre zespoły nie będą w stanie przylecieć. Nie wiem jak u was, ale u nas mniejsze kluby koncertowe już znikają z mapy. W tegorocznym składzie mieliśmy sporo mniejszych zespołów ze Stanów. Jeżeli nie będą miały możliwości zbudowania sobie tras wokół występu na Roadburn i zarobienia na tym, może się okazać, że po prostu nie przylecą. Mimo to liczymy, że uda się zatrzymać jak najwięcej kapel.



Oprócz bycia kuratorką miałaś też zagrać ważny koncert. Pierwszy występ Red Sparowes od 9 lat [na Roadburn pierwszy od 13]… Czy ten występ miał się wiązać z czymś więcej, czy miał to być jednorazowy gig? 
Przez ostatnie dwa lata pracowaliśmy nad nowym albumem. Koncert na Roadburn miał być swego rodzaju wydarzeniem obwieszczającym nasz powrót. Chcieliśmy zagrać retrospektywny set z kilkoma nowościami. W przyszłym roku na pewno to zrobimy. Teraz, mając tyle dodatkowego czasu, kto wie, co się wydarzy… w idealnym świecie powinniśmy skończyć nową płytę i w okolicach przyszłorocznego Roadburna mieć już trasę promocyjną… ale na razie nie możemy nawet zagrać razem próby. 

W takim razie zapytam o inny twój zespół, Marriages. Czy tam się coś dzieje?
Zupełnie nic. Naszemu perkusiście naprawdę wystrzelił projekt z Drab Majesty, więc jest bardzo zajęty swoją karierą, zresztą tak jak ja przez ostatnie lata. Kiedy na siebie wpadamy, zazwyczaj mówimy, że super byłoby znowu coś nagrać, ale prawda jest taka, że na razie jesteśmy na to wszyscy zbyt zajęci. 

Kto wie, może za 10 lat zagracie na Roadburn?
[śmiech] Byłoby wspaniale!

Dopiero w czasie pandemii zobaczyłam, jak silny związek masz z Cathy, właścicielką wytwórni Sargent House. Odnoszę wrażenie, że ta kobieta jest kimś więcej, niż tylko managerem dla swoich artystów…
Uwielbiam o tym mówić. Cathy to niesamowita osoba, pod wieloma względami. Masz rację, to nie jest zwykła wytwórnia. Przede wszystkim pomiędzy wszystkimi artystami w Sargent House wytworzyła się silna więź. Wielu z nas miało wspólne trasy koncertowe, jesteśmy prywatnie przyjaciółmi. 

Cathy jest trzonem tego wszystkiego. Opiekuje się nami i jest wobec nas bardzo uczciwa i hojna. Chociażby ostatnio, kiedy Bandcamp ogłosił dzień, w którym nie pobierał opłat za sprzedaną muzykę. Cathy pilnowała, żeby każdy z nas coś wrzucił, zachęcała fanów do zakupów i ona, jako label, nie wzięła za to ani grosza.

Znam ją już 10 lat. Poznałyśmy się, kiedy dołączyłam do Red Sparowes i od razu stała się ważną częścią mojego życia. Jest dla mnie jak rodzina. Nie mam dobrego kontaktu z rodzoną matką i Cathy w pewnym sensie wypełniła tę pustkę. Bardzo o mnie dbała, kiedy miałam dwadzieścia kilka lat. Parę razy nawet u niej mieszkałam. Kiedy tylko działo się coś złego, ona mnie przygarniała. Jej praca, jak widać, to coś więcej niż biznes. Nie wyobrażam sobie siebie w innym labelu. Jesteśmy rodziną i jej obecność w moim życiu bardzo dużo dla mnie znaczy. Bez niej… nie sądzę, że miałabym karierę. A na pewno nie tak stabilną. Ta kobieta jest dla mnie wszystkim.



Pamiętasz, kiedy zaproponowała ci dołączenie do Sargent House?
Dołączyłam do Red Sparowes, kiedy oni już byli w Sargent House. Kiedy założyliśmy Marriages, od razu nas zakontraktowała. W tamtym czasie zaczęłam też pracę nad solowym albumem. Tak się składa, mieszkałam wtedy u niej. Nagrywałam w jej piwnicy “Some Heavy Ocean”  i pewnego wieczoru po prostu mnie zapytała – „To co, nagrywasz mi nową płytę?” Zupełnie szczerze to nie miałam pewności, czy będzie chciała wydać moje solowe rzeczy. A teraz w sumie to nasz priorytet. Urocza historia.

Przeglądając twojego Instagrama, natknęłam się na wpis, w którym opowiadasz o tym, że od kiedy zapanowała pandemia, masz problem z kreatywnością. Czy coś się zmieniło w tym temacie?
Nie mogłam tknąć gitary, od kiedy wróciłam z trasy z Cult Of Luna, ok. 8 tygodni temu. Za każdym razem, kiedy kończę trasę, mam doła. To dosyć znane zjawisko u muzyków. Kiedy grasz codziennie koncerty, w twoim ciele płynie pełno adrenaliny, emocji, nerwów, szczęścia. Kiedy wracasz do domu, to wszystko znika. Można to porównać do narkotyku i zjeździe po nim. Na początku nie rozumiałam w pełni tego, co się dzieje. Miałam naprawdę duże rzeczy zaplanowane w tym roku. Roadburn, potem trasa w Australii z Chelsea Wolfe. Obserwowanie, jak każda z tych rzeczy zostaje anulowana… czułam się pokonana.

To wszystko mnie zasmuciło i obniżyło mi nastrój na pewien czas. Teraz staram się zmienić swoje nastawienie i skupić się na pisaniu. Trzeba zacząć szukać pozytywów. Ale myślę, że potrzebowałam tych kilku tygodni na żałobę.

Dowiedziałaś się o sobie czegoś nowego w trakcie kwarantanny?
Będę z tobą szczera. Kilka dni temu najadłam się grzybów halucynogennych i miałam naprawdę intensywnego tripa. Od kiedy jestem w domu, czuje się zamknięta w sobie. Dom to skomplikowane miejsce. Moje życie było bardzo niestabilne, wciąż się przeprowadzałam, nigdy nie miałam swojego miejsca. Dlatego ślub i przeprowadzka do wspólnego domu było dosyć dużym wyzwaniem, trzeba było dostosować się do nowej sytuacji. Do tego kwarantanna. Musiałam się zmierzyć z tym wszystkim. Kiedy wzięłam grzyby, miałam bardzo intensywną fazę na temat swojego dzieciństwa. Na szczęście chodzę na terapię, ale uświadomiłam sobie, jak wiele rzeczy mam jeszcze nieprzepracowanych. Wiem, że prędzej czy później, będę musiała stawić temu czoła.

Pracujesz nad nowym albumem?
Zaczęłam nad nim pracować w styczniu. Pojechałam do Walii. Jestem samotnikiem. To kolejna rzecz, z którą próbuję się uporać. Bycie w domu non stop z partnerem stwarza pewne trudności w znalezieniu miejsca tylko dla siebie. Zanim to wszystko się wydarzyło, odłożyłam trochę pieniędzy na wycieczkę, dzięki temu mogłam pozwolić sobie na wyjazd i być w otoczeniu, które kocham – zimy i morza.

Napisałam w tym czasie bardzo dużo materiału. To bardziej szkielety piosenek, teraz muszę z nich zrobić pełnoprawne utwory. Ciesze się, że zrobiłam sobie ten wyjazd, ponieważ w utworach udało mi się zawrzeć stan mentalny, w którym tam byłam. Teraz muszę go po prostu odtworzyć.

Nagrywanie i wydawanie płyt drastycznie się zmieniło. Nie wiem, kiedy  zacznę nagrywać. Pracuję nad demami w domu, ale jak już wcześniej mówiłam – nie jestem przyzwyczajona do bycia tyle czasu w jednym miejscu. Nawet jeżeli nie jestem w trasie, zazwyczaj jestem w Kalifornii lub odwiedzam wtedy swoją siostrę w Orlando. Wielu muzyków ma w swoich domach mini studia, dobry sprzęt do nagrywania. Ja zazwyczaj używam swojego telefonu. Teraz dorobiłam się mikrofonu i stojaka. Wiem, to podstawa – ale wcześniej tego nie miałam! Staram się zebrać resztę potrzebnego mi sprzętu, bo już oficjalnie wiem, że do końca roku zostanę w domu. 

Kiedy mówisz mi o tym wszystkim, wybrzmiewa z ciebie dosyć silne poczucie niezależności i raczej charakter samotnika. Małżeństwo musi być dla ciebie nie lada wyzwaniem.
Mój mąż też jest muzykiem. Gra w zespole Jay Jayle, wcześniej grał w Young Widows. Tak go poznałam – na trasie z Red Sparowes 10 lat temu. On, tak samo jak ja, potrzebuje czasu na robienie swoich rzeczy. Bycie z kreatywną osobą bardzo pomaga, ponieważ ona też potrzebuje swojej własnej przestrzeni. Naprawdę cenię naszą przyjaźń i towarzystwo, co nie zmienia faktu, że zmagamy się z takimi samymi problemami, jak w tym momencie większość par na świecie zamknięta ze sobą.



Właśnie – masz jakieś sposoby na przetrwanie?
Przez pierwszy miesiąc, kiedy miałam doła, nie robiłam dosłownie nic. O nie, to nieprawda! Wkręciłam się w ogrodnictwo. Zrobiłam sobie przerwę od muzyki i sztuki. Wieczorami, jeżeli pogoda jest ładna, siadamy z moim mężem na werandzie i słuchamy muzyki. Mamy ogromną kolekcję winyli. Uciekłam do sprzątania, gotowania, prac ogrodowych. Pozwoliło mi to odetchnąć i teraz chętniej sięgam po gitarę.  

Myślałaś o koncercie online?
To zupełnie nie moja bajka. Taki występ by mnie tylko zestresował. Ostatnio, kiedy miałam wywiad na Instagramie, prawie dostałam ataku paniki z nerwów. Wolę spożytkować swoją energię na nagrywanie płyty, skupić się bardziej na sobie.

Kiedy ostatnio pokazywałam twoją muzykę mojej koleżance, napisałam jej, że bardzo ujmuje mnie twoja kobiecość. Niezależna, silna, charakterna. Nie lukrowana i dziecinna. 
To największy komplement, jaki mogłaś mi powiedzieć. Zmagam się z tym, jak reprezentowane są kobiety. Odczuwam tę presję, żeby być fizycznie piękną i wiele innych rzeczy, które nawet nie mają związku z muzyką czy sztuką. Dla mnie było ważne, żeby być artystką i jednocześnie pozostać wierną sobie. Przemysł muzyczny wyświadczył kobietom niedźwiedzią przysługę przez lata ich uprzedmiotowiania. Widzę, że dużo się zmienia. Ciesze się, że mogę żyć w tych czasach. Zawsze podziwiałam Patti Smith, ona powiedziała taką świetną rzecz: „Jeżeli potrafisz zbudować dobre imię, w końcu to imię stanie się własną walutą” [If you can build a good name, eventually that name will be its own currency” – tak naprawdę to cytat Williama Boroughsa przytaczany przez Patti Smith – przyp.red.]

Dlatego uważam, że twoją największą siłą jest wiara w siebie. Czasami myślę o sobie, kiedy byłam młoda. Byłam gówniarą, która dopiero zaczynała grać na gitarze i kupowała te wszystkie magazyny muzyczne, w których kobiety występowały tylko w jednym kontekście – ubrane w bikini reklamowały gitary. To naprawdę gówniane. Nie chcę, żeby kolejne pokolenie dziewczyn tego doświadczało. Chciałabym, żeby młodsza ja spojrzała na dorosłą mnie i zobaczyła wzór do naśladowania. Chcę jej pokazać, że może być silną kobietą i nie jest to powód do wstydu. Oczywiście niektóre artystki są bardzo kobiece, bo po prostu takie są i to jest ok. Ja taka nie jestem. Nigdy nie widziałam siebie w ten sposób.

Długo walczyłaś z myśleniem, że musisz robić więcej, żeby ktoś zobaczył cię w pierwszej kolejności jako artystkę a dopiero później jako kobietę?
Im starsza jestem i więcej tras mam za sobą o wiele łatwiej jest mi sobie radzić z różnymi chujowymi sytuacjami. Zresztą trzeba przyznać, że 90% naszego community to ludzie, od których raczej nie usłyszysz seksitowskich tekstów. Ale kiedyś często tak myślałam. Kiedy dołączyłam do Red Sparowes, moją pierwszą myślą było to, że wzięli mnie dlatego, że jestem dziewczyną. Jednak im starsza jestem, tym bardziej jestem przekonana, że to nieprawda. Po prostu bądź silna, sama podejmuj ważne dla ciebie decyzje i walcz z tymi myślami. 

fot.  A.F. Cortes

 

Sprawdź nasze pozostałe wywiady – tutaj!


Jeżeli podobają się Wam treści, jakie prezentujemy i chcecie nas wesprzeć, możecie odwiedzić nasz profil na Patronite: