Z lekką obsuwą, ale jest! Część trzecia rozmów z osobami, które są związane z branżą muzyczną. Opowiedziały mi o tym, jak radzą sobie w nowo zastanej rzeczywistości. Sytuacja wciąż dynamicznie się zmienia. Większość festiwali muzycznych została już odwołana, albo przeniesiona na jesień. Osoby zajmujące się fotografią eventową straciły zlecenia praktycznie z dnia na dzień, zagraniczne trasy się nie odbyły, a muzyczne premiery zostały przesunięte.  

Więcej na ten temat opowiedzieli mi: Adrian Chmielewski znany jako K35 photo; Robert Szymański wydający zina xIdealnyMomentx i śpiewający w zespołach Protein i Easy oraz Michał Wiraszko, wokalista zespołu Muchy oraz współorganizator festiwalu Enea Spring Break.


Część 1 | Część 2


Adrian Chmielewski (K35 photo)

fot. Agata Hudomięt

Kim jesteś, czym się zajmujesz?
Zajmuję się szeroko rozumianą fotografią eventową, współpracuję z kilkoma klubami, agencjami, robię też zdjęcia w branży filmowej. Parę osób kojarzy mnie na pewno z reportaży z rave’ów, bo tych zdjęć najwięcej wrzucam w internet.

Jak pandemia wpłynęła na twoją pracę, pokrzyżowała plany?
12 marca miałem ostatnie zlecenie które doszło do skutku, kolejne były już systematycznie odwoływane. W pewnym momencie przestałem już je wykreślać z kalendarza, bo widziałem że i tak nic się nie odbędzie. Brak zleceń = brak dochodu. 

Obserwując zachowanie najbliższego ci środowiska, jak myślisz – co działa, co nie? Jakoś to będzie, czy czeka nas zagłada?
Na scenie klubowej, która jest mi najbliższa, wypuszczanie limitowanego merchu jest według mnie strzałem w dziesiątkę. Zaobserwowałem taki zabieg już w paru klubach (Jasna1, Pogłos czy Sfinks) i myślę, że to świetna okazja na wsparcie klubu, a przy okazji wspierający ma z tego coś fajnego dla siebie. Zbiórki były super pomysłem na początku tego bałaganu. Jednak nikt nie wie ile to potrwa, także trzeba wziąć poprawkę na to, że z każdym dniem gospodarka coraz bardziej się wali i wszyscy na tym cierpią. Tym samym w kolejnych miesiącach może być coraz ciężej z pozyskaniem takiego wsparcia. Poza tym to jest tylko opcja dla większych podmiotów z wykształconą społecznością skupioną wokół nich i dla ich stałych pracowników, podczas gdy wielu ludzi z branży (szczególnie fotografowie) to freelancerzy, którzy na dobrą sprawę są pozostawieni sami sobie.

O streamach DJ setów nie ma co wspominać, bo jesteśmy tym bombardowani ze wszystkich stron, ale oczywiście to wszystko bardzo sympatyczne i pozwala jednoczyć środowisko. Ciekawym pomysłem jest wprowadzenie na streamy donejtów – pomysł znany ze środowiska gamingowego. Wyświetlanie na transmisji treści darowizn motywuje ludzi do wpłacania. Implementację tego pomysłu można było zobaczyć np. w moim rodzinnym Toruniu w klubie NRD, gdzie podczas pierwszego streama udało się zebrać całkiem pokaźną sumę na opłacenie pracowników klubu.

Oczywiście to wszystko to kropla w morzu potrzeb. Rządowa tarcza antykryzysowa jest niestety skonstruowana tak, że trzeba spełnić szereg wymogów, żeby się na cokolwiek załapać, więc wiele firm czy freelancerów nie jest w ogóle z niej w stanie skorzystać, a przecież też są ofiarą wprowadzenia daleko idących obostrzeń. Smutne jest to, że teraz nie wystarczy pieniędzy na pomoc tym, którzy naprawdę tego potrzebują, bo pieniądze zostały przejedzone przez rządzących na rozdawnictwo w czasach prosperity gospodarczej.

Mimo wszystko myślę, że jakoś to będzie. Najbardziej mnie irytują katastroficzne wizje snute przez niektórych publicystów, że nic już nigdy nie będzie takie samo. Bzdura. Wierzę w to, że w końcu wrócimy do tego co było. Branża eventowa niestety dotrze tam ostatnia i wszyscy którzy w niej pracują muszą się z tym liczyć.

Jak sobie radzisz w pandemii – co robisz, żeby uratować swoją działalność, czy sam wspierasz innych?
Złożyłem 2 wnioski z rządowej tarczy kryzysowej, ale póki co brak żadnych informacji zwrotnych. Wiele wymogów jest niejasnych nawet dla prawników, więc ciężko mi przewidzieć czy coś z tego będzie. Zleceń w fotografii eventowej póki co nie ma i nie będzie. Natomiast powoli startuje branża filmowa/reklamowa, więc tam można upatrywać możliwości pracy. Staram się wspierać innych w podobnej sytuacji do mojej środkami jakimi dysponuje i jeśli nie są to środki finansowe, to myślę, że nawet przekazywanie informacji na temat możliwości wsparcia rządowego czy zwykłe udostępnienie streama też coś daje.

Kupno merchu czy zamawianie w swoich ulubionych restauracjach (byle nie przez znane aplikacje, które biorą 30% prowizji) też jest jakąś małą formą pomocy, którą staram się stosować. Niektórzy koledzy/koleżanki po fachu postanowili/ły wycofać się z Warszawy i przeczekać ten okres, sam to szczerze mówiąc rozważałem, ale póki co jeszcze się tu bujam i przepalam oszczędności – skutek uboczny pracoholizmu zeszłego roku. Ogólnie to warto renegocjować swoje koszty stałe, czy to firmowe czy prywatne. Mnie udało się np. obniżyć koszt księgowości i najmu mieszkania, wielu ludzi rozumie sytuację w jakiej się znajdujemy i można się dogadać.

Korzystając zaś z zastoju postanowiłem zrobić sobie małe wakacje. Co prawda w miejscu zamieszkania i bez specjalnych atrakcji, ale wycieczki na łono natury wystarczają, żeby odbić sobie szaleńcze tempo pracy przed epidemią, trzeba wyciągać pozytywy z każdej sytuacji.

Robert Szymański (xIdealnyMomentx, Easy, Protein)

fot. Agata Hudomięt

Kim jesteś, czym się zajmujesz?
Jeśli chodzi o działalność muzyczną, śpiewam w dwóch zespołach. Jeden nazywa się Protein i kończy niedługo 3 lata. Drugi to zespół EASY.  Oba zespoły grają szeroko rozumianego „hardcore’a”. Protein jest bardziej szybki i agresywny, gdzieś na granicy youth crew i hardcore’a z lat 90′. W dodatku wszyscy w zespole jesteśmy straight edge i nie jemy mięsa, co z pewnością stanowi ważną dla część zespołu. Jesteśmy na streamingach i można też obejrzeć nasze występy na YouTube. Easy jest z kolei bardziej „groovy” – na pewno wiele osób kojarzy kapelę Turnstile, więc posłużę się nimi jako porównaniem. W taki ton mniej więcej idziemy z tym zespołem. Pierwszy materiał jest gotowy i czeka na wydanie, ale na YT można obejrzeć dwa nasze występy. Aktualnie nie gramy prób z wiadomych przyczyn.

Poza tym robię zina xIdealnyMomentx. To gazetka z jednoosobową redakcją, tworzona od 2013 roku. Mam za sobą osiem numerów i mam nadzieję że kolejny ukaże się jakoś w nadchodzące wakacje. W skrócie i uogólniając to xIdealnyMomentx to dość standardowy powiedziałbym punkowy zin – teksty mniej lub bardziej luźne, przemyślenia moje i nie tylko, relacje z koncertów, wyjazdów czy tras no i oczywiście wywiady zespołami oraz ludźmi ze „sceny” plus jakieś zdjęcia, grafiki. Ja do zina piszę, składam go i wysyłam do druku, ale oczywiście zin i jego zawartość istnieje dzięki tym wspaniałym ludziom, którzy mnie otaczają i tworzą to nasze poletko.) Niedawno ruszyłem także ze stroną Polskie Rap Winyle. Był to pomysł, który miałem od dobrych kilku lat, a teraz pojawił się na to bardzo dobry moment. Nadmiar czasu. Na codzień jestem architektem.

Jak pandemia wpłynęła na twoją pracę, pokrzyżowała plany?
Dla mnie scena to są ludzie i spotkania z nimi. Przed wszystkim koncerty, ale też towarzystwo. Umówmy się, nie zawsze się idzie na koncert, żeby posłuchać zespołu. Czasem po to, żeby się posocjalizować. Więc jest to jest duży „bummer”, tęskno za ludźmi i za spotkaniami. Na festiwalu Short And Loud planowałem premierę kolejnego numeru zina, jedno i drugie przesuwa się wciąż w czasie. Zresztą na razie przyhamowałem z zinem, straciłem motywację. 

W czasie, w którym rozmawiamy, powinienem być w Rosji z Protein. Trasa miała obejmować takie miasta jak Ryga, Sankt Petersburg, czy Moskwę. Wracając mieliśmy też zahaczyć o Ukrainę. Nie ukrywam, że jest mi bardzo smutno, że to wszystko się nie odbyło tym bardziej, że pierwszy raz w życiu miałem odwiedzić te kraje. Nic nie straciliśmy na te trasie, bo była kompletnie DIY. Niektórzy z nas zdążyli już sobie wyrobić wizy, ale nie są to kosmiczne sumy. Naprodukowane longsleevy na pewno uda nam się sprzedać innym razem.

Obserwując zachowanie najbliższego ci środowiska, jak myślisz – co działa, co nie? Jakoś to będzie, czy czeka nas zagłada?
Może przemawia przeze mnie moje optymistyczne nastawienie, ale jestem pod całkiem sporym wrażeniem tego, jak sporą empatią i wzajemną pomocą wykazują się ludzie. Na przykład klub Pogłos, ich zbiórka świetnie poszła. Zespoły, wytwórnie proszą o wsparcie i mam wrażenie, ze to działa. Oczywiście wnioski wyciągam tylko z obserwacji najbliższych miejsc. Na pewno wszystkie biznesy mają spore kłopoty i będzie to dla nich ciężki czas. Mam nadzieję, że te zrzutki pozwolą im przetrwać. 

Jak sobie radzisz w pandemii – co robisz, żeby uratować swoją działalność, czy sam wspierasz innych?
Moje projekty są aktualnie zawieszone. Wszystkie są robione DIY, więc nie tracimy na tym pieniędzy. Staram się wspierać bliskie miejsca, gdzie pracują znajomi czy osoby, które znam z koncertów i towarzystwa. Planuję kupić merch Pogłosu, zamawiamy schabowe z Lokalu. W sumie, jak o tym teraz myślę, powinienem pomyśleć o innych miejscach. Każde pieniądze się przydają, nawet te najmniejsze.

Michał Wiraszko (Muchy, Spring Break Festival)

Fot. Agata Hudomięt

Kim jesteś, czym się zajmujesz?
Nazywam się Michał Wiraszko, muzykuję m.in. w Muchach, piszę teksty i organizuję festiwale, obecnie poznański Spring Break.

Jak pandemia wpłynęła na twoją pracę, pokrzyżowała plany?
Przede wszystkim zmiotła z planszy prawie gotowy, wspomniany Spring Break na miesiąc przed jego planowaną datą. Wstępnie przełożyliśmy festiwal na wrzesień i czekamy na rozwój zdarzeń. Zamiast więc właśnie odpoczywać po udanej imprezie, tonę w domysłach „co dalej?” i czy ten wrzesień się wydarzy. Chciałbym, bo przenoszenie kolejny raz 150 koncertów na kilkunastu scenach, aneksowanie kilkuset umów, przepisywanie planu promocji na nowo i prostowanie zamieszania z biletami, to jedna z najprzykrzjeszych i najżmudniejszych prac. No, ale może to dziś powiedzieć chyba każdy z naszej branży. Oprócz tego, spotkało mnie to wszystko, co przeżywają muzycy czyli skasowane plany koncertowe i martwy, depresyjny sezon. Cóż? Żyć trzeba.

Obserwując zachowanie najbliższego ci środowiska, jak myślisz – co działa, co nie? Jakoś to będzie, czy czeka nas zagłada?
Nic w naturze nie ginie. Na pewno to czas ogromnej próby i wbrew pozorom, absolutnie nie pozwala zapaść się w bezczynności. Początek epidemii był trochę chaotyczny, nie wszystkie akcje były przemyślane i co za tym skuteczne, ale – bez wskazywania palcem –  widzę coraz więcej przejawów przytomności w działaniach władz i samej branży. Mam nadzieję, że zepchnięci na koniec kolejki, w końcu i ludzie kultury doświadczą należnego wsparcia, odpowiadającego rzeczywistemu wkładowi branży w PKB. Do tej pory, oprócz rutynowego zwolniena z ZUS i tzw. „postojowego” nie doświadczyłem pomocnej ręki systemu, ale ciągle wierzę, że poukładanie rzeczywistości na nowo wymaga czasu. Zbiórki publiczne to z jendej strony promyk nadziei i wiara w ponadczasowe braterstwo międzyludzkie, z drugiej smutny dowód na to, że jak sami sobie nie pomożemy, to nikt nam nie pomoże.

Jak sobie radzisz w pandemii – co robisz, żeby uratować swoją działalność, czy sam wspierasz innych?
Staram się tworzyć jak najwięcej, aby w czasy po pandemii wejść maksymalnie dobrze przygotowany. Skupiłem się na tej części pracy, którą mogę wykonać sam w domu albo zdalnie. W tej chwili pracuję m.in. nad miksem płyty Much, piszę teksty oraz pracuję nad drugim filmem dokumentalnym o przypadającym w tym roku 50-leciu festiwalu w Jarocinie, który też swoją drogą przecież się nie odbędzie.

Ponadto przyłączam się do wszystkich wspierających akcji – lokalnych jak choćby „Everything is going to be allright” poznańskiego klubu Schron, czy szeroko zakrojonego #hot16challenge2. Uważam, że powinniśmy użyć całego swego społecznikowskiego zacięcia, żeby wyprowadzić sprawy na prostą, choć to wszystko kropla w morzu potrzeb i tylko zmasowane, systemowe rozwiązania zapewniają jakiś tam spokój i perspektywę. Avanti!