W drugiej części cyklu, w którym rozmawiam z osobami związanymi z branżą muzyczną, o radzenie sobie w nowej rzeczywistości pytam: Magdę, występującą pod pseudonimem SKY i organizującą niezalowe koncerty pod szyldem U n i c o r n, Jacka na codzień pracującego jako dźwiękowiec w Hydrozagadce i Chmurach i Pawła, wokalistę zespołu Decadent Fun Club.

Nowa rzeczywistość może potrwać dla branży muzycznej najdłużej. Prawie cały sezon festiwalowy został już odwołany i kolejne anulowane wydarzenia na facebooku giną pomiędzy propozycjami streamów i festów online. Zapewnianie nam, odbiorcom, rozrywki – to jedno. Drugie to już całkiem poważna sprawa – tysiące miejsc pracy. Barmani, dźwiękowcy, firmy oświetleniowe, studia nagraniowe, bookerzy, managerzy, zespoły i artyści  z odwołanymi trasami i przesuniętymi premierami płyt. I nie mówię tutaj tylko o wielkich graczach. Osoby robiące zdjęcia na imprezach czy koncertach, wytwórnie… Postanowiłam porozmawiać z reprezentantami i reprezentantkami każdej z tych gałęzi. Niektórzy z nich stracili pracę z dnia na dzień. Inni stracili zainwestowane pieniądze i czas. Każde z nich próbuje sobie radzić w nowej rzeczywistości. Wszystkim zadałam te same pytania. Odpowiedzi możecie przeczytać poniżej.


CZĘŚĆ PIERWSZA


Magda (SKY, Unicorn Booking, CH25)

fot. Agata Hudomięt

Kim jesteś, czym się zajmujesz?
Tworzę muzykę pod pseudonimem SKY/sorrowkillsyouth i promuję koncerty jako U n i c o r n.  Obie rzeczy robię w duchu DIY, odpowiadając za wszystkie aspekty związane z działaniami: kręcę własne klipy, montuję wizualizacje, projektuję plakaty. Przed pandemią pracowałam jako bookerka w warszawskim klubie Chłodna 25.

Jak pandemia wpłynęła na twoją pracę, pokrzyżowała plany?
Moje plany wywróciły się trochę do góry nogami i przetasowały. Na pół roku przed pandemią zaczęłam zajmować się produkcją i promocją niezalowych koncertów na „pełen etat” na Chłodnej 25, gdzie pracowałam też za barem. Kalendarz U n i c o r n zapełniony był wydarzeniami do końca maja. Miałam też rozpocząć współpracę z agencją koncertową przy większych eventach, więc nastawiałam się na pracowitą wiosnę.

Moja własna działalność muzyczna funkcjonowała przez ten okres trochę na drugim planie, chociaż miałam pojechać w kwietniu w trasę koncertową, na którą bardzo się cieszyłam, bo miałam zagrać po raz pierwszy w Gdańsku, Katowicach i Olsztynie, i zobaczyć się ze znajomymi z Bratysławy. Zakładałam, że w wakacje zrobię sobie przerwę od organizowania wydarzeń, żeby skupić się na nagrywaniu nowego albumu SKY. Pandemia pokrzyżowała głównie moje plany promotorskie i pozbawiła mnie pracy zarobkowej, ale przyspieszyła prace nad albumem.

Obserwując zachowanie najbliższego ci środowiska, jak myślisz – co działa, co nie? Jakoś to będzie, czy czeka nas zagłada?
Jestem mocno zasmucona tym, że w gruncie rzeczy ludzie z naszego środowiska nie mogą liczyć na instytucjonalną pomoc, bo nie mamy żadnego zabezpieczenia. Ja nie utrzymuję się z grania koncertów, ale moja działalność zarobkowa oparta jest o śmieciową umowę. Ponadto uczestniczenie w rozwijaniu niezależnej kultury wymaga posiadania dodatkowej, „normalnej” pracy, co w rezultacie prowadzi do pracy na dwa etaty. Możesz być więc hiperaktywnym pracownikiem, ale dla systemu niewidzialnym. Płace są niskie, więc w sytuacji kryzysu kończysz bez oszczędności, bez prawa do zasiłku, bez wsparcia pracodawcy.

Przyznam szczerze, że staram się nie myśleć o tym, co będzie i żyję trochę z dnia na dzień, starając się w miarę kreatywnie spędzać czas w domu, robiąc rzeczy, na które nie miałam czasu do tej pory i szukając innych źródeł utrzymania. Dla własnego zdrowia mentalnego ograniczam też scrollowanie social mediów, więc nie czuję się kompetentna do podejmowania się analizy tego, co działa, a co nie. Myślę też, że jest jeszcze za wcześnie na dogłębne analizy. Sytuacja, w jakiej się znaleźliśmy, jest dla mnie nowa w tak wielu aspektach – ekonomicznym, społecznym, mentalnym, że trudno jest mi oceniać reakcje i działania środowiska. Cieszy mnie na pewno, że na wielu polach dalej działamy.

Żeby uniknąć rozczarowania, zakładam, że w tym roku nie możemy liczyć na powrót dużych wydarzeń, ale mam nadzieję, że będziemy mieć pozwolenie na organizację koncertów przy ograniczonej liczbie widzów. Obawiam się, że realizacja międzynarodowych tras koncertowych będzie utrudniona ze względu na różną politykę graniczną państw UE, ale mam nadzieję, że lokalna scena, chociaż na parę miesięcy, wróci do życia. Zagłada na pewno nas czeka, nie przez koronawirusa, tylko przez wirusa systemu. Paradoksalnie zagłada czeka nas, jeśli wszystko wróci do „normy”, bo ta „norma”, na którą się godzimy, jest patologiczna. Mam na myśli politykę klimatyczną, rynek pracy czy brak inwestycji w niezależną kulturę.

Jak sobie radzisz w pandemii – co robisz, żeby uratować swoją działalność, czy sama wspierasz innych?
Po dwóch tygodniach szoku i żałoby po utraconej możliwości organizacji wydarzeń, zaczęłam się trochę otrząsać i zastanawiać, w jaki sposób mogłabym funkcjonować dalej jako promotor w obecnym kontekście. Nie w celu ratowania działalności tylko dla własnej higieny mentalnej, bo ta praca jest moją pasją i nie chciałam z niej całkowicie rezygnować. U n i c o r n ma swoje platformy komunikacji w sieci i kontakt z mediami, które nadal mogę wykorzystywać. Co tydzień zbieram informacje o planowanych wydarzeniach w sieci czy nowych, niezalowych wydawnictwach i wysyłam newsletter do mediów. Zorganizowałam już jeden live stream i mam w planach kolejne, prezentujące artystów, którzy mieli zagrać dla nas wiosną lub gościli na wydarzeniach, które organizowałam wcześniej.


(link do wydarzenia)


Z potrzeby tworzenia namacalnych rzeczy i szukania źródeł finansowania potrzeb żywieniowych mojego kota, zaczęłam robić merch dla SKY & U n i c o r n na maszynie do haftu. Wkrótce moje projekty będą dostępne na unicorn666.bigcartel.com. Już teraz można zakupić tam plakaty z wydarzeń, które zorganizowałam. W planach są też ubrania. Zawsze lubiłam zajęcia plastyczno-techniczne, więc korzystam z czasu, żeby się powyżywać. Nie działam jednak na tak dużą skalę i nie pracuję w tym samym tempie, jak do tej pory, ponieważ wciąż jest to dla mnie nowa sytuacja, w której odnajduję się bardzo powoli jako muzyk i promotor, walcząc równocześnie z własnymi demonami i robiąc pierwsze od 3 lat wiosenne porządki.

LODI (Chmury, Hydrozagadka)

Fot. Agata Hudomięt

Kim jesteś, czym się zajmujesz?
Nazywam się Jacek Piątkowski, a wiele osób zna mnie pod pseudonimem Lodi. Właściwie całe moje życie kręci się wokół muzyki. Od blisko 10 lat jestem związany ze światkiem eventowym. Na początku pracowałem w różnych firmach przy oświetleniu i backline, teraz głównie przy dźwięku w klubach Hydrozagadka i Chmury. Tam też grywam imprezy pod pseudonimem Lodołamacz Sercco jest moją zajawką od czasu gimnazjum, gdzie grałem na szkolnych dyskotekach z dwóch pecetów!

Ze światkiem muzycznym jestem też związany od strony artystycznej, gdzie od ponad dekady gram na perkusji w różnych zespołach. W tym momencie jestem związany z dwoma projektami. Od prawie 10 lat bębnię w The Spouds i dwa lata temu założyliśmy razem z dwoma kumplami daysdaysdays, gdzie oprócz perkusji dodatkowo śpiewam.

Jak pandemia wpłynęła na twoją pracę, pokrzyżowała plany?
Z dnia na dzień właściwie zostałem bez pracy. Znalezienie roboty w zawodzie w tym momencie jest praktycznie niewykonalne, w związku z tym, że do nagłośnienia koncertu potrzebny jest zespół… i widownia. Pandemia najbardziej pokrzyżowała plany wakacyjne, bo w tym roku myślałem o kilku festiwalach, które zostały odwołane. Cały czas czekam na decyzję odnośnie Spring Breaka, który został przełożony na jesień. Bardzo chciałbym na nim być, ale tak naprawdę nie wiadomo, czy się odbędzie.

Co do zespołów, nie mieliśmy teraz planów koncertowych, w związku z tym, że pracujemy nad nowym materiałem, co zresztą i tak jest utrudnione – od prawie dwóch miesięcy nie grałem próby! Na szczęście posiadanie karty dźwiękowej i instrumentów w domu pozwala nagrać nowe pomysły i popracować nad rozgrzebanymi już kawałkami. Przynajmniej jak już wrócimy na salę, nie będziemy kompletnie bez formy.

Obserwując zachowanie najbliższego ci środowiska, jak myślisz – co działa, co nie? Jakoś to będzie, czy czeka nas zagłada?
Myślę, że zbiórki są spoko! Nie każdy znalazł się w beznadziejnej sytuacji i super, że są tacy, którzy chętnie rzucą groszem. W przypadku klubów/klubokawiarni podoba mi się zamysł „rzuć cegiełkę za voucher o wartości xxx do wykorzystania w klubie po pandemii”. Myślę, że zbierając pieniądze w takich akcjach, wypada dać coś w zamian, co zresztą widać. Wiele miejscówek ma teraz w sprzedaży koszulki, czapki czy torby. Mimo że państwo nie było przygotowane na taką sytuację (chociaż świadomość, że wirus przyjdzie była już znacznie wcześniej!), to my i tak damy radę! Chęć dawania pomocy jak i zwykła dobroć ludzka daje kopa do działania. Spokojnie przez to przejdziemy i niedługo wszyscy spotkamy się na jakimś koncercie lub przy barze.

Jak sobie radzisz w pandemii – co robisz, żeby uratować swoją działalność, czy sam wspierasz innych?
Przede wszystkim się nie załamuję. Na początku pandemii otrzymałem od rodziny duże wsparcie, za co jestem im bardzo wdzięczny. Dzięki temu nie było dnia, żebym nie wiedział, co wrzucić do garnka i z czego zapłacić rachunki. Żeby nie zwariować, zabrałem się za remont w mieszkaniu i naukę programowania. Zabiera to dziennie parę godzin, przez co nie czuję, że zmarnowałem dzień, a i mieszkanie ładniej wygląda! Dorabiam serwisując różne urządzenia znajomym, jak np. wymiana szybki w telefonie czy wymiana dysku w komputerze. Rozpocząłem także streamy online swoich setów djskich, gdzie można wrzucić hajs do tipownika. Nie są to może kokosy, ale jest to wystarczająco, żeby przeżyć normalnie.

Paweł Ostrowski (Decadent Fun Club)

fot. Agata Hudomięt

Kim jesteś, czym się zajmujesz?
Jestem wokalistą zespołu Decadent Fun Club. Zajmuję się śpiewaniem, pisaniem tekstów i współtworzeniem muzyki.

Jak pandemia wpłynęła na twoją pracę, pokrzyżowała plany?
Pandemia pokrzyżowała sporo planów koncertowych Decadent Fun Club – m.in. mieliśmy szansę zagrać na największym festiwalu Pol’and’Rock, na Castle Party w Bolkowie. Przede wszystkim jednak w tym roku miał się ukazać nasz pierwszy album. Po kilku latach błądzenia w końcu znaleźliśmy producenta i potencjalnego wydawcę. Nagraliśmy demo i intensywnie szlifowaliśmy materiał podczas prób, a na połowę kwietnia mieliśmy zarezerwowane studio w Łodzi. Postanowiliśmy nagrywać “na setkę”, aby uchwycić żywego ducha naszej muzyki. Teraz szukamy innych rozwiązań. Ta sytuacja przyniosła dużo ważnych wniosków i lekcji, a jedną z najważniejszych z pewnością jest to, że pewnych spraw nie można odkładać “na później”. Nigdy nie wiesz na pewno czy będzie jakiekolwiek “później”…

Obserwując zachowanie najbliższego ci środowiska, jak myślisz – co działa, co nie? Jakoś to będzie, czy czeka nas zagłada?
Ciężko jest mi ocenić co działa, a co nie. Od dawna czułem się przytłoczony nadmiarem informacji wylewających się z Internetu, a teraz nagle to wszystko stało się jeszcze bardziej intensywne i chaotyczne. Dlatego nie śledzę wszystkich doniesień zbyt skrupulatnie, choć oczywiście nie odcinam się całkowicie. W miarę swoich możliwości solidarnie wspieram tych, którzy mają gorzej – dorzucam się do składek, kupuję muzykę. Generalnie obracam się raczej w obszarach dalekich od mainstreamu, gdzie oddolne inicjatywy od dawna stanowią istotną formę wsparcia. Ich skuteczność na ogół jest zależna od zasięgów i siły przebicia. Podejrzewam, że niewiele się w tej kwestii zmieniło poza tym, że mamy większy bałagan i wzrosła liczba potrzebujących. Czy czeka nas zagłada? Myślę, że tak. Doszedłem do tego wniosku już dawno temu. Ale mimo wszystko nie tracę wiary. Dlatego, póki jesteśmy – kochajmy się.

Jak sobie radzisz w pandemii – co robisz, żeby uratować swoją działalność, czy sam wspierasz innych?
Szykujemy merch Decadent Fun Club. Nigdy dotąd tego nie robiliśmy, więc nie wiadomo, jakie będzie zainteresowanie, ale może znajdą się jacyś chętni. Zależy nam na dobrej jakości i humanitarnej produkcji, dlatego będą szyte w polskiej firmie, co wiąże się z dłuższym czasem oczekiwania. Mam nadzieję, że będą dostępne jeszcze w tym miesiącu. Tak jak wspomniałem wcześniej, kontynuujemy też pracę nad płytą. Jeśli chodzi o “ogólne” radzenie sobie w życiu podczas pandemii, to przede wszystkim szukam spokoju i dystansu. Pilnuję się, aby unikając paniki, nie popaść w skrajną ignorancję. Potrafię też dostrzec pozytywne strony kwarantanny.

Dzięki niej mam większą kontrolę nad czasem, nie budzę się zestresowany kolejnym spóźnieniem do pracy, nie muszę ocierać się o przypadkowych ludzi w komunikacji miejskiej… Przede wszystkim jednak bardzo cenię sobie to, że mogę przez cały czas śpiewać! Przed kwarantanną spędzałem całe dnie wśród ludzi, musiałem siedzieć cicho, a wieczorami byłem zbyt zmęczony i zniechęcony, aby śpiewać. Z tego powodu później, gdy zbliżały się koncerty lub nagrania, musiałem na nowo doprowadzać swój instrument do stanu używalności, co bywało trochę frustrujące. Teraz mogę nieustannie mruczeć, nucić, śpiewać – to cudowne! 

 

Sprawdź nasze pozostałe wywiady – tutaj!


Jeżeli podobają się Wam treści, jakie prezentujemy i chcecie nas wesprzeć, możecie odwiedzić nasz profil na Patronite: