Dom Zły swoim najnowszym wydawnictwem udowadniają, że są jednym z najciekawszych zespołów na polskiej scenie metalowej. O kulisach powstania Ku Pogrzebaniu Serc rozmawiam z wokalistką i autorką tekstów zespołu, Anią.
Jesteśmy świeżo po premierze waszej nowej płyty, Ku Pogrzebaniu Serc. Jak się czujesz teraz kiedy wszyscy mogą jej posłuchać?
Łapię teraz trochę oddechu. Do momentu wydania było jeszcze sporo stresu, dopinanie wszystkich kwestii związanych z premierą. Ale dla mnie to był też duży stres emocjonalnie, bo napisałam bardzo osobisty materiał. Mocno się odkryłam w tych tekstach i wyrzuciłam z siebie coś, do czego długo się nie przyznawałam nawet sama przed sobą. Nie jest to łatwe, kiedy wiesz, że odkrywasz się przed wszystkimi ludźmi, których nawet nie znasz. Pomimo tego nie żałuję, że to zrobiłam, bo czuję ogromną ulgę i z biegiem czasu jest coraz lepiej..
No właśnie. Mam wrażenie, że na Śnisz bory tak gęste było trochę więcej o świecie zewnętrznym, natomiast tutaj jest bardzo osobiście.
Długo biłam się z myślami, czy w ogóle chcę pójść w tym kierunku, bo już teksty na Borach były dość osobiste, dość personalne. Ale mam wrażenie, że nie były tak bezpośrednie jak przy tej płycie, ponieważ emocje, których szukałam przy okazji Borów, to często już była jakaś retrospekcja, to już się wydarzyło. A ja po prostu odkopałam te tematy po to, żeby te emocje wzbudzić na nowo i o tym napisać.
W tym przypadku było tak, że to wszystko się działo równolegle. Moje życie dość mocno wywróciło się do góry nogami. Tak naprawdę bardzo starałam się szukać inspiracji dookoła mnie – przecież ich wcale nie brakuje – ale było mi bardzo trudno napisać cokolwiek. Zmuszałam się do tego, żeby zdusić to, co akurat dzieje się we mnie i skierować wektor na zewnątrz. W końcu wybrałam ścieżkę szczerości – skoro przeżywam tak dużo trudnych emocji, tak naprawdę mam przed sobą rzeczy, które mogą się stać doskonałą inspiracją do naszej muzyki. Czemu z tego nie skorzystać?
Chociaż wiesz, ja od tych emocji na początku staram się mocno uciekać. Próbowałam uciec od całego świata, zaszyć się gdzieś i pławić się w tej samotności. Potem próbowałam uciec od samej siebie, ale wszyscy wiemy, że takie zachowania mogą się skończyć bardzo destruktywnie. Pozwoliłam sobie w końcu odczuć te wszystkie emocje i jak najwierniej je zmaterializować w postaci tekstów. W sumie takie było moje główne założenie przy pisaniu tej płyty, żeby to było jak najszczersze i żeby te wszystkie emocje jak złość, żal, smutek, jakąś tęsknotę, zawód, beznadzieję… żeby ubrać to wszystko w prostą formę, która trafi prosto w serce.
Czy odczułaś katharsis, kiedy to wszystko nagrałaś, wykrzyczałaś? Czy może przyszło to do ciebie później, na przykład słysząc pierwsze miksy?
Chyba nie było takiego jednego konkretnego momentu. U mnie zaczęło się już na samym początku – kiedy zaczęłam myśleć o tym, o czym chcę napisać. Zaczynałam grzebać w konkretnych sytuacjach, emocjach. Także pierwszym etapem było dla mnie spisanie tego wszystkiego. Kiedy to pisałam, próbowałam analizować, zastanawiać się czym to jest, dlaczego się dzieje. To już był taki pierwszy krok, pierwszy kamień z serca – udało mi się to przelać na papier, wyrzucić z siebie. Drugim etapem było nagrywanie tego. Bo wiesz, jedną rzeczą jest spisanie czegoś, ale czymś zupełnie innym jest wykrzyczenie tego.
Przyznaję, że były takie momenty, kiedy było mi bardzo trudno w trakcie nagrywania. Na przykład kiedy jechałam do studia nagrać Nie Pamiętam Siebie. Jadąc tam, co chwilę zalewałam się łzami. Przyjechałam do studia cała zapłakana. Powiedziałam Marcinowi, że mam dzisiaj bardzo ciężki numer do nagrania, ale podołam, damy radę, nagramy to. Zależało mi, żeby tę konkretną emocję uchwycić – nie była wymuszona, tylko naturalna. I myślę, że to bardzo służy temu, co nagraliśmy. Że te emocje tam są bardzo szczere.
Podczas samego nagrywania przyjechał do nas jeszcze Grzesiek Napora, no i przyznaję, że przy pierwszym tejku, nagrywaniu pilota do tego numeru, totalnie się rozkleiłam. Atmosfera była bardzo gęsta. Chłopaki siedzieli po drugiej stronie reżyserki i też nie wiedzieli, jak sobie z tym poradzić. Kiedy wyszłam, byli zdruzgotani. Ale jak już udało mi się to nagrać za jakimś drugim czy trzecim podejściem, odsłuchiwaliśmy to potem wspólnie z chłopakami… i wszyscy się rozkleili. [śmiech] Był to trudny proces, ale bardzo oczyszczający i satysfakcjonujący. Miałam przed oczami dowód na to, że coś to robi, uderza w miękkie miejsca.
Było to też bardzo intymne doświadczenie. Widziałam, że chłopaki czują moje emocje, odbierają te teksty na swój sposób. Rozmawialiśmy o tym, że każdy znajduje w nich coś o sobie i że jest to dla nich bardzo poruszające. Te chwile bardzo nas do siebie zbliżyły.
Kiedy rozmawiałyśmy po wydaniu poprzedniej płyty [link], wspominałaś o tym, że nie miałaś wcześniej żadnego doświadczenia w pisaniu tekstów. Jestem pod wrażeniem, jak naturalnie ci to wszystko wychodzi, jednocześnie zastanawiam się, dlaczego wybrałaś pisanie w ten konkretny sposób – hasłowo, równoważnikami zdań.
Od samego początku podchodziłam do tego intuicyjnie i wciąż to robię. Po prostu próbuję nazwać to, co się we mnie dzieje. Czemu akurat w taki sposób? Nie wiem, to wychodzi samo. Pasowało rytmicznie i mam wrażenie, że było takie wprost, dobitne. Bo jeżeli opowiadasz historię, to trwa, to się ciągnie, rozmywa. A tutaj masz prosto, konkretny przekaz. Chciałam, żeby to było bezpośrednie. Sama jestem dość konkretną osobą i nie lubię owijać w bawełnę, więc odzwierciedla się to w moich tekstach,
Zaczynając swoją przygodę w Domu Złym nie miałaś też wcześniej doświadczenia wokalnego. Czy po tych wszystkich koncertach i nagraniu drugiej płyty masz wrażenie, że twoje możliwości głosowe się zmieniły?
Wiesz co… na pewno czuję, że jest mi trochę łatwiej przełożyć to, co mam w głowie i swoje wrażenie tego jak chciałbym, żeby to zabrzmiało, na faktyczną muzykę. Pamiętam, że przy okazji mini albumu Śnisz Bory było tak, że ja to robiłam bardzo siłowo, uważałam, żeby nie zgubić przesteru i mam wrażenie, że trochę gubiłam tę emocjonalność, którą chciałam przekazać swoim wokalem. W przypadku tej płyty przy nagrywaniu było już trochę inaczej. Nie skupiałam się już na na technice, bo ten przester przychodził mi dość naturalnie i dzięki temu mogłam położyć większy nacisk na ładunek emocjonalny w wokalu.
Jeśli chodzi o same koncerty, to czuję się troszkę pewniej na tej scenie. Z każdym koncertem jest coraz łatwiej. Zagraliśmy też kilka dość dużych gigów. Na przykład na Mysticu, na którym się spotkałyśmy. Powiem ci, że byłam w szoku, ile ludzi przyszło na nasz koncert! A w tym samym czasie grał Behemoth na głównej scenie! Czułam wtedy ogromną satysfakcję. Za każdym razem, kiedy mam wejść na scenę odczuwam taki dreszczyk, stres – ale to bardzo szybko mija, ponieważ dostaję od ludzi tak dużo energii. Więc tak: jest trochę lepiej, ale wiem, że mam jeszcze nad czym pracować.
Wracając jeszcze do tekstów na płycie – one są ciężkie, to prawda. Ale uważam, że bije a nich dużo nadziei, że finalnie chodzi w nich o odzyskanie siebie.
Dokładnie! Wiesz, czuję, że niewiele osób jest w stanie to zauważyć, bo odbiera tę płytę jako bardzo depresyjną, melancholijną, ciężką. Ale chodziło mi właśnie o to – kiedy pojawiają się trudne emocje, nie możesz od nich uciekać. Trzeba je przetrawić i wyciągnąć z tego, co przeżywasz, jakąś lekcję. W moim doświadczeniu te trudne emocje są motorami do zmian. Często mają olbrzymią moc.
Oczywiście nie możemy tkwić w nich cały czas. Owszem, na pewnym etapie trzeba się poddać tym trudnym emocjom i się w nie zagłębić, ale z czasem trzeba zabrać ze sobą te lekcje, które możesz i po prostu iść dalej. Bo życie toczy się dalej, idzie do przodu. Poczułam ogromną siłę, kiedy zaczęłam swobodniej poruszać się w tych trudnych emocjach. Dzięki temu dużo intensywniej odczuwam czas, kiedy jest dobrze.
Bardzo się cieszę, że rozwijacie się cały czas – nowy album jest fantastyczny, przed wami imponująca trasa koncertowa.
Przyznaję, że trochę stresuję się przed tą trasą, ponieważ jest to najdłuższa trasa, jaką kiedykolwiek zagrałam. Wcześniej najdłuższe nasz trasy miały maksymalnie cztery dni i po tych czterech dnia z moim wokalem bywało różnie. Na pewno muszę popracować nad jego kontrolą, żeby technicznie dać radę. Ale to jest jedna kwestia. Drugą kwestią jest to, że przychodzi ten trzeci etap – odgrywanie tego materiału przed ludźmi, przeżywanie go na żywo. Wydaje mi się, że będzie to emocjonalnie dość trudne dla mnie. A może będzie tak źle? Nie wiem, ale obawiam się tego.
Autorką okładki płyty jest Patrycja Podkościelny. Jak doszło do tej współpracy?
Kiedy zaczynaliśmy myśleć o okładce, naszym pierwszym założeniem było to, że nie chcemy jakiegoś metalowego patosu. Nie chcieliśmy więc korzystać z prac typowo metalowych artystów. Szukaliśmy czegoś, co podkreśli nasz indywidualizm, będzie odpowiadało naszej osobistej estetyce. Trafiłam na Patrycję przeglądając plebiscyt Decybeli Designu. Jedna z jej prac od razu zwróciła moją uwagę. Obejrzałam jej profil na Instagramie i stwierdziłam, że to jest dokładnie to, czego szukamy. Z jednej strony jej twórczość jest delikatna, ale ma w sobie coś niepokojącego. Pokazałam ją chłopakom i wszyscy jednomyślnie byli na tak. Tak więc zaczęliśmy współpracować z Patrycją. Moim zdaniem wyszło super.