fot. Dawid Laskowski

Colin Webster to niezwykle uzdolniony saksofonista, głęboko osadzony na niezależnej i awangardowej scenie muzycznej Wielkiej Brytanii. Nie ukrywa swojego zamiłowania do muzyki gitarowej, dlatego możecie go kojarzyć ze współpracy z takimi zespołami jak Sex Swing i IDLES. Marcin Dyś porozmawiał z Websterem – między innymi – o jego współpracach, początkach gry na saksofonie i sztucznej inteligencji.

Dlaczego zdecydowałeś się grać na saksofonie? Zwykle każdy w zespole chce być wokalistą albo gitarzystą.
[śmiech] Nie wiem czemu, ale nigdy nie chciałem być gitarzystą. Na początku, kiedy byłem dzieckiem, grałem na pianinie. Podczas nauki w szkole muzycznej mój tato zasugerował mi żebym zaczął grać na jeszcze jakimś instrumencie i tak zacząłem grać na saksofonie. Przez jakiś czas grałem na obu tych instrumentach koncentrując się jednak na pianinie. Wszedłem mocno w jazz i jeszcze kiedy byłem nastolatkiem moją pracą de facto było granie właśnie na tym instrumencie. Keyboardy są jednak cholernie ciężkie, taszczenie go ze sobą cały czas było męczące i tak zacząłem bardziej koncentrować się na saksofonie.

Czy rodzice przymuszali cię do grania czy była to raczej twoja własna inicjatywa?
Nie, nie byłem zmuszany, ale dosyć mocno mi to sugerowano. Jako, że sprawiało mi to frajdę nie miałem z tym większych problemów. Tak naprawdę gdybym się uparł, że nie chce, to nikt by mnie nie zmusił.

Jakbyś opisał, ocenił ludzi ze szkół muzycznych? Znam kilka takich osób i odnoszę wrażenie, że to świetni fachowcy, którzy zagrają wszystko z nut, ale mają problem z kreatywnością. Jakie jest Twoje zdanie?
Myślę, że to zależy od szkoły, mogę tylko opowiedzieć o tych z UK, a w zasadzie z Londynu. Każda szkoła ma wizję swojego absolwenta, muzyka, którego chce wypuścić spod swoich skrzydeł. Zaakceptują twoją kandydaturę tylko jeśli będziesz podążał wytyczoną przez nich ścieżką. To się jednak zmienia, jest coraz więcej szkół, które stawiają na kreatywność.

Czy saksofon to trudny instrument? Każdy może się nauczyć grać kilka akordów na gitarze. A na saxie?
Powiedziałbym, że saksofon to jeden z najprostszych instrumentów. Częściowo zarabiam na życie ucząc gry na saxie i widzę po moich uczniach, często to małe dzieci, że łapią w mig.  Jeśli porównasz sax do skrzypiec czy trąbki, fletu to jest zdecydowanie prostszy. Jedyna trudnością jest waga i to, ze trzeba dość mocno dąć. 

Też pracuję jako nauczyciel i chciałbym zapytać czy lubisz swoją robotę? Często w naszym środowisku słychać dużo zrzędzenia na dzieci. 
[śmiech] Tak, lubię. Trzeba po prostu znaleźć balans i nie przesadzać z ilością godzin, bo wtedy może przyjść irytacja i zniechęcenie. Staram się więc nie uczyć za dużo.

Udzielasz się w wielu projektach, o czym później. Czym jest dla ciebie muzyka? Odskocznią, hobby, terapią, metodą na wyładowanie złości?
Trudne pytanie [śmiech]. Nie szedłbym tak daleko jeśli chodzi o terapię czy metodę wyładowania złości. Jasne, muzyka w tym pomaga. Jeśli miałbym postawić na jednego konia, to zabawa przede wszystkim. 

Jak zaczęła się Twoja współpraca z Idles? Z tego co wiem, zacząłeś ją na krótko przed nagrywaniem przez „Nierobów” trzeciego albumu, tj. „Ultra Mono”?
Tak, to prawda. Historia związana jest z moim drugim zespołem, noise-rockowym, Sex Swing. Okazało się, że Joe [Talbot, wokalista IDLES – dop. MD] i Mark [Bowen, gitarzysta] nas lubią. Pojawili się na naszym koncercie w Bristolu wraz z całym zespołem. Spotkaliśmy się po gigu i zaproponowali mi granie na najnowszym albumie. Ale wiesz, to się zdarza, że ludzie podchodzą po koncertach, mówią, że było super itd., więc traktowałem to z lekką rezerwą. Ale niedługo potem zadzwonili do mnie, a wkrótce w mojej skrzynce na listy czekał bilet do Paryża gdzie potem nagrywaliśmy Ultra Mono. Wtedy uwierzyłem [śmiech]. Na płycie zagrałem przygotowane dla mnie wcześniej partie. 

A jak wygląda sprawa z najnowszym albumem? Na nim także dogrywasz swoje partie?
Myślę, że to już nie jest jakiś wielki sekret, więc mogę powiedzieć, że tak. Trochę się udzielam. Naprawdę troszeczkę. 

A będziesz obecny na trasie promującej album m.in. w Polsce?
Na wybranych koncertach, w Polsce niestety nie. Zagram w Holandii, Belgii i w Paryżu.

IDLES i Sex Swing to nie jedyne zespoły, w których się udzielasz. Jest też polski SKUUND, w zasadzie polsko-fińsko-brytyjski. Jak z kolei doszło do sformowania tego składu?
Mieszkam w Londynie, blisko mojego mieszkania organizuję serię koncertów z muzyką improwizowaną. To bardzo małe wydarzenia, które robię w pobliskim sklepie. Nad sklepem mieszkał Łukasz, przyszedł, posłuchał kilka razy, pogadaliśmy i wysłałem mu nagrania do wykorzystania. Tak znalazłem się na płycie SKUUND.

Większość muzyków koncentruje się na jednym gatunku – Ty w poniedziałek grasz jazz, żeby we wtorek przeskoczyć na post-punka. Czy jazzowa muzyka eksperymentalna jest dla ciebie najważniejsza?
To kamień węgielny wszystkich innych projektów, w których uczestniczę. Myślę, że nie mógłbym grać w IDLES czy Sex Swing bez jazzowego zaplecza. 

Jaka jest różnica jeśli chodzi o publikę? Czym się różnią ludzie przychodzący na IDLES od tych, którzy wolą jazz?
Mógłbym powiedzieć coś sarkastycznego [śmiech]. Czasami gry gram free jazz przychodzi 10-15 osób. Na Glastonbury gdy graliśmy z IDLES było 40 tys. ludzi. Więc tak, jest różnica [śmiech]

No tak, ale liczy się przede wszystkim jakość a nie ilość [śmiech].
Jakość jest zawsze wspaniała.

Co myślisz o muzyce tworzonej za pomocą AI? Zastąpi kiedyś żywych muzyków?
To ciekawa sprawa. Na pewno będą sektory muzyki, w których zastąpi prawdziwych muzyków i kompozytorów. Na przykład w przedsięwzięciach gdzie muzyka nie odgrywa najważniejszej, dużej roli – w sitcomach, reklamach. Ale myślę, że prawdziwa twórczość zwycięży. Ludzie odróżnią prawdziwą, szczerą muzykę płynącą z serca, a nie z komputera. Wprawne oko wyłapie grafikę zrobioną przez AI i przez człowieka, myślę, że podobnie będzie z muzyką. A obecna młodzież, która żyje ze sztuczną inteligencją w zasadzie od urodzenia jeszcze łatwiej odróżni „podróbkę” od „oryginału”. Ale wiesz, nie jestem ani specjalistą ani prorokiem.

To czego ja się boję, to sytuacja w której „dostajesz tylko to co lubisz, a lubisz tylko to co dostajesz”. Algorytmy np. Spotify polecają nam świetną muzę, ale potrafią też zamknąć nas w klatce. 
Tak to prawda, ale myślę, że ciągle działają rekomendacje od kolegów, recenzentów. Ludzie wymieniają się opiniami. Działa poczta pantoflowa. Ale też dostrzegam to zjawisko o którym mówisz. 

Pracujesz teraz nad jakimś nowym materiałem?
Właśnie wypuściłem solowy album w grudniu 2023 roku. Nagrałem go w kaplicy w Belgii, miała świetną akustykę. Płyta jest bardzo minimalistyczna. Nazywa się „Textural Studies”. Dosłownie powielałem tam wielokrotnie jeden dźwięk wiele razy. 

Zabieram się zatem do słuchania, dziękuję za rozmowę. Mam nadzieję, że zobaczymy się kiedyś w Polsce.
Dziękuję. Grałem kiedyś we Wrocławiu, mam nadzieję, że jeszcze kiedyś wrócę. 

***

Autor: Marcin Dyś, prowadzący bloga i audycję Posłuchaj to do ciebie na falach radia Zamek Nadaje.