To bardzo miłe uczucie – obserwować, jak jeden z twoich ulubinych zespołów otrzymuje zasłużoną uwagę, sławę, pieniądze. Że na to zasługują, nie było wątpliwości już od wydania Brutalism w 2017. Każdy, kto widział ich na OFF Festival w tym samym roku, wychodził z namiotu Trójki przekonany, że był świadkiem czegoś wielkiego.
Nasz wywiad z Joe Talbotem, charyzmatycznym wokalistą zespołu, od początku naznaczony był komplikacjami. Chcieliśmy (jak za pierwszym razem) przeprowadzić wywiad wspólnie. Jednak okazało się, że w dniu wyznaczonej daty będę w pociągu z Zakopanego do Warszawy, więc Krzysiek miał zająć się rozmową sam. Niedługo przed godziną zero okazało się, że wywiad został przeniesiony – tym razem na termin, kiedy to Krzysiek będzie w pociągu (#covidoweWakacje). W takich chwilach najbardziej docenia się robienie UNDERTONE we dwójkę! Sama rozmowa też nie obyła się bez turbulencji – połączenie telefoniczne zerwało się trzy razy (!). Sporty ekstremalne? Polecam robienie wywiadów!
Pomimo wyraźnego zmęczenia, Joe opowiedział o najnowszej płycie Ultra Mono, wzlotach i upadkach w walce z uzależnieniem i wszystkich dobrych rzeczach, które spotkały zespół IDLES w ostatnich kilku latach. Najbardziej ożywił się w trakcie rozmowy na tematy polityczne, co tylko potwierdza silne ugruntowanie lewicowe poglądy wokalisty.
Hej, Joe! Tu Agata.
Cześć Agata! Bardzo miło mi cię poznać.
W sumie to się już znamy. Trzy lata temu mieliśmy wywiad! Na OFF Festiwalu.
Oh! W tym ogrodzie gdzie była ta rzeźba? W Polsce?
Tak! Jestem pod wrażeniem, że to pamiętasz… Ja nie pamiętam, co robiłam wczoraj.
To był najlepszy festiwal, na jakim w życiu byłem. Dlatego tak dobrze go pamiętam.
Moje życie bardzo się zmieniło od czasu tej rozmowy. A co dopiero twoje!
To był czas pełen turbulencji. Wiele się nauczyłem… było trudno, było pięknie. Teraz jestem o wiele bardziej rozsądny. Czuję się lepiej psychicznie i fizycznie. Jest ze mną zdecydowanie lepiej, jestem trzeźwy od dziesięciu… nie! Od jedenastu miesięcy.
Gratulacje! Kiedy ostatni raz rozmawialiśmy, nie wydawaliście w żadnym labelu, a teraz Pearl Jam zapraszają was w trasy i nagrywacie z The Streets. Wasza kariera pięknie się rozwija.
To prawda. Bardzo ciężko na to pracowaliśmy, ale się opłaciło. Jestem za to wszystko bardzo wdzięczny. Wiesz jak jest… Wydaje mi się, że poradziliśmy sobie w tym wszystkim w miarę naszych możliwości. Rozmawialiśmy ze sobą, byliśmy ze sobą szczerzy, mierzyliśmy się ze wszystkim razem.
Jeżeli chodzi o naszą muzykę, to nagraliśmy najlepszy album do tej pory. I udało nam się go zrobić tylko dlatego, że byliśmy bardzo świadomi i pozostaliśmy otwarci na siebie i swoje potrzeby. Nauczyliśmy się przez ten czas bardzo dużo na swój temat. Muszę przyznać, że to były najlepsze i jednocześnie najgorsze trzy lata mojego życia.
Z czego jesteś najbardziej dumny na tej płycie?
Naszej jedności, naszego celu, nas, jako instytucji. Wiemy, kiedy być cicho, a kiedy grać. Potrafimy być dla siebie i wspierać się jako ludzie, muzycy i przyjaciele. Myślę, że muzycznie udało nam się wyhodować bardzo silną więź. Nauczyliśmy się nawzajem swojego tajemnego języka i dzięki temu jesteśmy bardziej pewni siebie. Życie jest piękne i nie mogę się doczekać, co przyniesie przyszłość.
Wróćmy jeszcze na chwilę do współpracy z The Streets. Jak do tego doszło? Znaliście się wcześniej?
Zagraliśmy cover The Streets w BBC Radio One. Mike nas usłyszał i skontaktował się z nami. Opowiedział o albumie, który tworzy i na którym ma się znaleźć sporo kolaboracji z innymi artystami. Zapytał, czy chcielibyśmy wziąć w tym udział. Od razu się zgodziliśmy! Skinner jest moim bohaterem i jedną z najbardziej wpływowych osób w muzyce naszych czasów… to była dla nas wspaniała szansa, dla nas jako muzyków i fanów.
Musimy porozmawiać chwilę o AF GANG. W życiu nie spotkałam się z grupą na facebooku, na której można otrzymać tyle wsparcia emocjonalnego… a przecież to grupa muzyczna!
AF Gang jest niesamowity. To autentyczna wspólnota, której trzonem jest nasza muzyka. To społeczność ludzi, których znam i kocham. To moi przyjaciele, często rozmawiamy razem przez telefon, ale nie ma mnie fizycznie na tej grupie, ponieważ nie mam FB. To miejsce bardzo mi nie służy, nie jest dobre dla mojego zdrowia psychicznego, ale AF Gang to nie tylko grupa na FB. To ludzie, z którymi mam kontakt poza internetem. To, co reprezentuje AF Gang to coś, co przekracza granice mediów społecznościowych. To prawdziwa wspólnota. I takie więzy są o wiele ważniejsze niż jakieś gówno w internecie.
Nie demonizujmy tak Facebooka…
Jasne, masz rację. Po prostu to nie jest miejsce dla mnie. To bardzo ważne, żebym nigdy tam nie wchodził. To bardzo uzależniające i niezdrowe miejsce. Jak alkohol. Wiesz, alkohol jest super, jak potrafisz pić. Jak wiesz, kiedy przestać. Wino, whiskey… to piękna sprawa. Ale kiedy ja piję, zmieniam się w potwora. Po prostu nie wszystko jest dla mnie. Dlatego nigdy więcej nie zaloguję się na FB.
Masz swoje wzloty i upadki jeśli chodzi o walkę z nałogiem. Jak czujesz się teraz?
Piłem po to, żeby nie czuć bólu czy smutku, żeby być otępiały. Dużo czasu mi zajęło zdanie sobie sprawy, że bycie smutnym jest okej. Bycie złym jest okej. Tak naprawdę chodzi o to, jak wyrażasz tę złość czy smutek. Te uczucia cię rozbrajają. To był długi proces, ale jeszcze dużo nauki przede mną. Najważniejsze, to żeby zawsze być świadomym, uważnym. Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze się napiję, ale zanim to nastąpi, musi upłynąć dużo czasu.
Trudniej jest być kreatywnym, kiedy jest się trzeźwym?
Nie! Tak naprawdę jest o wiele lepiej, łatwiej. Wszystko jest jaśniejsze, przejrzyste, instynktowne. Piękne. Kreatywność na trzeźwo jest o wiele lepsza. Przynajmniej dla mnie.
A występy na żywo? Podejrzewam, że są trudniejsze na trzeźwo.
Kiedy jestem trzeźwy na scenie, czuję wszystko, moje zmysły są wyostrzone. Wszystko jest wyraźniejsze, pełniejsze, ma więcej kolorów, emocji. Trzeźwość nie pozwala ci być otępiałym. Granie koncertów to jedna z najpiękniejszych i najbardziej gwałtownych sytuacji, jakich człowiek może doświadczyć. To dla mnie bardzo ważne, żeby nigdy nie stracić możliwości grania na żywo. Grania ich na trzeźwo.
Naprawdę mam nadzieję, że koncerty jeszcze wrócą…
Daj spokój! Oczywiście, że wrócą. Nic się nie martw. Wszystko będzie ok.
Mnie, jako fance IDLES, bardzo ciężko jest zrozumieć, że można was nie lubić. Ostatnio mieliście jednak jakiś beef ze Sleaford Mods….
Nie. Nie, nie nie. My nie mamy z nimi żadnego problemu. Oni mają z nami, ale to już ich problem. Musisz o to zapytać ich.
Okej, w takim razie co powiesz na zarzuty, że tekst do Model Village jest klasistowski? Tak napisali na Lauder Than War.
Oczywiście, że napisali to na Louder Than War. Ech… nie jest! Sam dorastałem w mieście klasy średniej… Ciężko mi się odnieść, bo nie czytałem tego artykułu, ale serio, to nie jest klasistowski utwór. On opowiada o tym, jak to jest dorastać w miejscu, gdzie króluje nacjonalizm, polityka strachu, przemoc i nuda.
Rozmawianie o trasie wydaje się teraz trochę dziwne, ale chciałam zaytać, jak o siebie dbaliście w tym czasie. W końcu jesteście zespołem, który naprawdę mocno został wyeksploatowany przez ostatni rok.
Zdrowo jemy, szanujemy swoją przestrzeń. Codziennie pijemy smoothie i pozostajemy trzeźwi. Rozmawiamy otwarcie o swoich uczuciach, nie tłumimy nic w sobie – to najgorsze, co można zrobić. Nie wiem… po prostu jesteśmy uważni. Tak naprawdę najważniejsze jest zdawanie sobie sprawy z tego, że jest się w bardzo niecodziennej, nienormalnej sytuacji. Bycie w trasie jest bardzo trudne, w szczególności, kiedy z każdej strony leje się darmowy alkohol i każdy chce ci wcisnąć narkotyki.
Wideo z waszego koncertu na Glastonbury to bardzo wzruszający materiał – w szczególności moment, kiedy tłum śpiewa “Danny Denelko” a ty nie wytrzymujesz i płaczesz ze wzruszenia. Oglądając to wideo płakałam razem z tobą! Jak często się wzruszasz będąc w trasie?
Bardzo często! Dużo płaczę na koncertach. Pamiętam też taki piękny moment, kiedy jechaliśmy autobusem przez Schwarzwald. Sypało śniegiem, a ja przechodziłem przez naprawdę trudny moment w swoim życiu. Ale to był pierwszy raz od bardzo dawna, kiedy czułem wsparcie przyjaciół i moich braci. Nigdy nie zapomnę tej chwili. To była jedna z najpiękniejszych chwil w moim życiu.
Jak trzyma się muzyczna scena w Bristolu? Covid poturbował dużo miejsc?
Bristol, jak wszystkie miasta, bardzo niedomaga. Małe kluby wciąż nie są otwarte, nikt nie wie, komu uda się przeżyć, a komu nie. I najgorsze jest to, że nie zapowiada się na poprawę. Ale tak naprawdę wszyscy cierpią – od małych biznesów, przez niezależnych artystów po puby. Wszyscy.
Jeżeli jesteśmy już przy temacie Bristolu… Jakiś czas temu, podczas protestów Black Lives Matter, obalony został pomnik Edwarda Colstona. Podobno wywołało to krajową dyskusję na temat obalenia także innych pomników – na przykład Winstona Churchilla. Czytałam, że Boris nie zgadza się z tymi postulatami tłumacząc, że nie można cenzorować przeszłości.
Problem z brytyjską kulturą, czy kulturą angielską jest taki, że ludzie nie są edukowani na temat tego, co tak naprawdę robiliśmy. Podejrzewam, że podobnie może być w innych krajach… Nie mówi się o tym, jakie szkody wyrządziliśmy, mówi się o pozytywach. Nikt w szkole nie zająknie się na temat tego, co zrobiło Królestwo w Indiach, co zrobiliśmy Żydom albo niemieckim żołnierzom po wojnie. My widzimy tylko mały wycinek tego wszystkiego.
Celebrowanie pomnikami ludzi z tak okrutną przeszłością… Oliver Cromwell, Churchill – oni nie byli dobrymi ludźmi i zrobili wiele okropnych rzeczy, których ja, jako Brytyjczyk, się wstydzę. Stawianie pomników takim ludziom jest po prostu złe. Stawianie takich pomników bez uczenia pełnej historii jest złe. Może jeśli zaczniemy otwarcie mówić o naszej historii, pokazywać młodym ludziom pełen obraz, może wtedy pomniki nie będą tak niebezpieczne?
Niestety, w Wielkiej Brytanii celebrujemy rzeczy, których nie rozumiemy. To prowadzi do nacjonalizmu, co prowadzi do rasizmu, co prowadzi do agresji, śmierci i utrwalania podziałów społecznych.
Wróćmy do waszej nowej płyty, Ultra Mono. Jak zmieniła się forma promocji albumu przez pandemię?
Wszystko wygląda zupełnie inaczej. Nie jedziemy w trasę, wydajemy więcej singli, żeby pozostać w kontakcie z naszymi fanami. Chcemy być z nimi w kontakcie najbardziej, jak jest to możliwe. To bardzo dziwna sytuacja i wiąże się z tym dużo wyzwań, na które na bieżąco musimy reagować. Ale to wszystko sprawia nam dużo radości, uczymy się nowych rzeczy.
Dużo premier muzycznych zostało przełożonych na kolejny rok. Rozumiem, że wy nie braliście tego pod uwagę?
Nie! Może nasz label o tym myślał, ale my na pewno nie. Nigdy nie przełożylibyśmy naszej premiery… To bardzo ważne, żeby trzymać się takich rzeczy. W tym roku tak wielu ludziom na całym świecie wciąż jest coś zabierane, nie mają na co się cieszyć. W stanie ciągłej izolacji i ograniczeń bardzo ważne jest, żeby utrzymywać kontakt ze światem, czuć się częścią czegoś większego. Dlatego przełożyliśmy premierę o miesiąc – żeby wydać więcej singli, zagwarantować ludziom więcej rozrywki, dać im coś pozytywnego, dzięki czemu poczują się lepiej.
Na koniec twoje ulubione pytanie! Ostatnim razem poleciłeś nam bardzo fajne zespoły. Co polecisz tym razem?
O! Shopping. To jest przezajebista kapela. To jest najlepszy post-punk na świecie, nie znajdziesz lepszego! TV Priest, kolejny świetny zespół, którego ostatnio dużo słucham. I jeszcze The Cool Greenhouse. Uważam, że najlepszym albumem tego roku jest płyta Kim Gordon [płyta miała tak naprawdę premierę w 2019 – przyp. red.]. Nie mogę przestać jej słuchać.
Dzięki! Będzie czego słuchać. To by było na tyle, mam nadzieję, że do zobaczenia w lepszym świecie…
Na pewno! Dzięki Agata. A teraz idę przeczytać ten cholerny artykuł na Louder Than War…
Sprawdź nasze pozostałe wywiady – tutaj!
Jeżeli podobają się Wam treści, jakie prezentujemy i chcecie nas wesprzeć, możecie odwiedzić nasz profil na Patronite: