Keep Louisville weird – ten popularny slogan, wypromowany przez lokalne biuro niezależnych przedsiębiorców, jakimś cudem całkiem nieźle pasuje też do sceny muzycznej zrodzonej w tym amerykańskim mieście. Czy to mowa o czterech nastolatkach, którzy jakimś cudem nagrali album absolutnie przełomowy, ale wybitnie niedoceniony w swoich czasach, czy o występującym pod kilkoma pseudonimami tytanie alt-country i indie folka – muzyka z Louisville ma swoje charakterystyczne, mroczne i pokręcone brzmienie, które bez wątpienia zapada w pamięć. Zapraszam na podróż po niszowych, ponurych, a nawet obskurnych brzmieniach zespołów takich jak Bastro, June of 44, Rodan czy Shipping News. Zanurkujcie w dziwne oblicze Lousiville. 

Bastro

Zanim nastał Slint, było Squirrel Bait. Rozwiązany w 1988 r. zespół, o którym pisałem w pierwszej części przeglądu sceny z Louisville, a w którym spotkali się: David Grubbs, Britt Walford oraz Brian McMahan. Niestety, nie była im pisana wspólna muzyczna przyszłość. Britt i Brian założyli grupę mającą już wkrótce wydać jedną z najlepszych płyt w historii, a David przyczynił się do powstania może mniej przełomowego, ale również wartego uwagi Bastro. To zespół łączący cztery gatunki, które bardzo często mieszały się ze sobą w muzycznym kotle Louisville – math rock, noise rock, post-rock i post-hardcore. 



Bastro wydali dwie płyty, epkę i album live. To grupa, która wyrosła z Louisville i narodziła się, by grać wściekle, głośno i bezpardonowo. W ich twórczości słychać inspirację legendarnym Big Black – pierwsza płyta zespołu, „Diablo Guapo”, to dwanaście wściekłych, krótkich, chaotycznych kawałków, w których istotną rolę odgrywają soczyste linie gitary basowej. Dużo w tym zapętlonych riffów, zmian tempa, a także oczywiście hałasu, do tego dość nieoczywiste jak na noise rocka instrumenty dęte i fortepian. Nie jest to brzmienie rewolucyjne, ale jeśli ktoś ma ochotę na solidnie zrealizowany hałas, to polecam zapoznać się z „Diablo Guapo” oraz „Sing The Troubled Beast”. Zarówno pierwsze, jak i drugie wydawnictwo przebija poziomem debiut Slint. 

Rodan

To pierwszy math rockowy zespół z Louisville powstały po rozwiązaniu Slint. Założyli go w 1992 roku przez gitarzyści Jason Noble i Jeffa Mueller, dwójka przyjaciół znających się jeszcze ze szkoły średniej, Rodan w wyraźny sposób inspirował się brzmieniem „Spiderland”, ale nie na tyle, by móc muzykę grupy nazwać odtwórczą. Skład uzupełnia basistka Tara Jane O’neil oraz perkusistę Jona Cook, który został potem zastąpiony Kevinem Coultasem. 



Rodan wydali tylko jedną płytę, ale za to jaką! Opublikowana w 1994 roku „Rusty” nawiązuje do tego, co najlepsze w „Spiderland”, jednocześnie uderzając w znacznie mocniejsze tony. Zapętlone riffy? Są! Liczne zmiany tempa? Również się pojawiają. Krzyk, uzupełniany recytowanymi, czy nawet szeptanymi z pewną dozą dramaturgii wokalami wspierającymi? I owszem. Debiut Rodan to dzieło znacznie dojrzalsze od twórczości wspomnianego wyżej Bastro. Powolne gitarowe riffy przeradzają się tutaj w nawałnicę, a utwory są rozwleczone, zdecydowanie mniej chaotyczne i hałaśliwe. Mniej tu noise’a, więcej post-hardcore, któremu moim zdaniem blisko do post-rocka. 



Grupa, choć rozpadła się już w 1994 roku, niedługo po wydaniu płyty, stała się bazą sceny z Lousiville w latach dziewięćdziesiątych, bowiem właściwie każdy z występujących w niej muzyków udał się w swoją stronę i rozpoczął owocną karierę. Jeff Mueller dołączył do June of 44, by w 1996 roku wraz z Jasonem Noble założyć Shipping News, Tara O’Neill przyłączyła się do indie rockowej grupy Retsin, a Kevin Coultas stał się częścią ekipy Rachel’s, której członkiem został także… Jason Noble. Tak, dużo tu zależności, jak to z lokalnymi scenami bywa. Muzycy z Rodan wystąpili w kultowym w pewnych kręgach niezależnym filmie Half-Cocked, do którego skomponowali również soundtrack, a w którym pojawili się też artyści z takich grup, jak np. Unwound, Polvo czy Freakwater.

June of 44

Kolejną ekipą, o której należy koniecznie wspomnieć, jest June of 44. Zespół narodził się niedługo po rozpadzie Rodan, w 1944 roku, a z wymienianym już w tekście Jeffem Muellerem grały takie tuzy, jak Fred Erskine, ex basista znakomitej grupy Hoover, a także Sean Meadows i Doug Scharin, którzy występowali również w Him (amerykańskim, nie fińskim). Brzmieniowo to niestety powtórka z Rodan, choć wydaje mi się, że muzyka June of 44 jest nieco lżejsza, bardziej przejrzysta. Utwory zawarte na czterech wydanych przez grupę płytach są też bez wątpienia bardziej eksperymentalne, mniej surowe w brzmieniu. Gitary są uzupełniane przez elektronikę, instrumenty dęte i skrzypce. Na ostatniej płycie, wydanej w 1999 roku Anahata, zespół odciął się nieco od zagłębionych w post-hardcore i math rocku korzeni, by skręcić w kierunku nasyconego elektroniką indie rocka. Chwilę po wydaniu krążka zespół przestał istnieć, a każdy z muzyków udał się w swoją stronę. Co ciekawe, rok temu nastąpił reunion grupy, a June of 44 ruszyli w trasę po Stanach i Europie, by rok później wystąpić też w Australii, Nowej Zelandii czy Japonii.



Shipping News

Ostatni zespół z pochodzącej z Louisville, grającej post-hardcore wielkiej trójcy. Założony w 1996 roku przez Jasona Noble i Jeffa Muellera kwartet przetrwał aż do 2012 roku, gdy jego działalność została przerwana przez śmierć zmagającego się z nowotworem Jasona. Najmłodszy z trójki zespołów z Louisville, Shipping News odpływa najdalej od post-hardcore punka, by przejść w kierunku post-rocka. Wydali cztery długogrające krążki, z czego ostatni to koncertówka, która trafiła na rynek nie tak dawno temu, bo w 2010 roku. Czy muzyka nagrana pod szyldem Shipping News jest lepsza niż ta zaprezentowana przez Rodan oraz June of 44? Nie mnie to oceniać. Na pewno mogę bez wahania stwierdzić, że ciężar gatunkowy został przeniesiony na post-rocka. Brzmienie, choć wciąż zanurzone w niepokojącym mroku inspirowanym twórczością Slint, nieco się rozrzedziło. Twórczość Shipping News z pewnością przypadnie do gustu fanom czystego gitarowego brzmienia, repetytywnych math rockowych riffów i wokalu, który raz jest słowem mówionym, raz śpiewem. Ja słyszę w tym wszystkim także odrobinę grunge’u.



Metroschifter

Nie wszystkie grupy próbowały uciec od trzęsącego Louisville post-hardcorowego rodowodu. Metroschifter zdecydowanie trzyma się tego dziedzictwa i przez cały okres swojego istnienia (który trwa do dziś, bo zespół nie został dotąd rozwiązany) dostarcza słuchaczom post-hardcore punk w solidnej formie. Choć Metroschifter również okazjonalnie romansuje z post-rockiem, a utwory potrafią być przyozdobione brzmieniem skrzypiec czy akustycznej gitary, to bez wątpienia jest to grupa, której charakter właściwie nie zmienił się przez lata. I to pomimo faktu, że tworzący grupę artyści stwierdzili jednogłośnie, że nigdy nie nagrają dwóch takich samych płyt. Przez zespół przewinęli się byli muzycy Rodan czy Shipping News, ale jego ostoją niezmiennie pozostaje założyciel, Scott Ritcher, który swoją drogą wydał też solowy, folkowy album i kilka ciekawych EP. Ostatnia płyta nagrana przez Metroschifter to wypuszczony w 2009 roku Carbonistas – całkiem niezłe wydawnictwo z całą dobrocią post-hardcore’owego inwentarza, w skład którego wchodzą m.in. niecodzienne sygnatury, zmiany tempa, efektywne pauzy, a także soczyste gitarowe riffy. Wartą docenienia perełką w twórczości grupy z Louisville jest wydany w 2000 roku Encapsulated, czyli album napisany przez skład Metroschifter, lecz zagrany w całości przez muzyków… z zaprzyjaźnionych zespołów. W jego powstaniu mieli swój udział artyści z takich grup, jak np. Refused, Elliot, The Get Up Kids czy The Promise Ring



Amerykańskie media w latach dziewięćdziesiątych intensywnie szukały drugiego, nowego Seattle. I być może byłbym w stanie stwierdzić, że Louisville było dla post-hardcore katalizatorem, tak jak słynne miasto znad zatoki dla grunge’u, gdyby nie solidna konkurencja ze strony stolicy USA, Waszyngtonu. Mogę za to śmiało napisać, że Louisville odegrało swoją rolę w historii narodzin post-rocka. A przecież to jeszcze nie wszystko – zostało jeszcze kilku pochodzących z tej miejscowości artystów, których należy koniecznie wymienić. Ale to już w następnej części.