Fot. Piotr Królikiewicz
Poprzedni raz siadając do pisania tego tekstu „zaciąłem się” na zdaniu, „O Siksie trudno jest pisać bez…”, na miejscu trój kropka oczywiście miały zostać wymienione czynniki składające się na tę trudność. Skończyło się na długim dumaniu, bez czego i wpatrywaniu się w zdanie „o Siksie trudno jest pisać”. I uświadomiłem sobie, że przed wymienieniem tych wszystkich czynników „bez których” trudno pisać o Siksie, zacznę o samej trudności z rozpoczęciem pisania w ogóle.
Zamów najnowszy album Siksy „Szmery w Sercu” (premiera 17 września)
Śledzę twórczość Alex i Buriego od 2016 roku i od tamtego czasu natknąłem się zaledwie na dwa teksty (Oli Juchacz i Kultury Staroci), zdradzające ambicję poważnego potraktowania zjawiska, jakim jest ten projekt jako pewna całość. Nic w tym dziwnego, w życiu trudno znać się porządnie na jednej rzeczy, a Siksa to muzyka, teatr, poezja, sztuki performatywne, działania warsztatowe i pewnie inne, o których w momencie pisania tekstu nie pamiętam. To wszystko w galeriach, teatrach, przestrzeniach koncertowych, skłotach i na festiwalach muzycznych. Najczęściej jako duet, czasami jako Alex solo, czasami we współpracy z innymi muzykami_czkami. Dużo różnych dziedzin i dużo różnych przestrzeni, w których za normę uchodzą inne działania.
Kiedy wymieniłem już wszystkie rzeczy, na których dobrze by się było się znać, żeby pisać o Siksie, uświadomiłem sobie, że trudno pisać o Siksie bez komponentu etycznego. Lubienie bądź nielubienie tego składu związane będzie ze skalą zrozumienia i oceny skuteczności danej konwencji; kierunkiem, który wskazuje nasz kompas społecznego zaangażowania, a co za tym idzie oceny skuteczności taktyk artystycznych wobec wyzwań politycznych i uznanie ich za służące / niesłużące sprawie.
Peak widoczności Siksy (głośny występ na OFF Festiwalu, okładka „Wysokich Obcasów”) to rok 2017, kiedy poprzez ruch #metoo na nowo zostały podjęte kwestie przemocy (głównie wobec kobiet, choć nie tylko) takie, jak wiara osobom doświadczającym przemocy, brak wystarczających narzędzi prawnych do egzekwowania sprawiedliwości (czasem również podważenie jakichkolwiek narzędzi prawnych, jako pożądanych) i konieczność otwarcia debaty publicznej na doświadczenie przemocy. Twórczość Siksy jest podzielona na „sezony”: przez konkretny czas skład gra konkretny materiał opowiadający spójną historię, który następnie nagrywa, żeby potem już do niego nie wrócić. W 2017 roku Siksa grała materiały później wydane, jako „Stabat Mater Dolorosa” i „Zemsta Na Wroga”. Pierwszy za cel obierający sobie nacjonalizm i anty-feministyczne resentymenty. Drugi był rozliczeniem z byłym partnerem Alex i doświadczeniem przemocy seksualnej.
Nie mam wątpliwości co do szczerości tych artystycznych wypowiedzi, ale myślę też, że miłość / nienawiść do Siksy potęgował panujący Zeitgeist. Poza samą Siksą inne osoby ewidentnie potrzebowały takiego materiału, a podważanie tych emocji / potrzeb przynajmniej w części środowisk na płaszczyźnie deklaratywnej było po prostu w złym guście. Siksa była bohaterką, której część osób zwyczajnie wyczekiwała. Ciekawy w tym kontekście jest moment ukazania się „Poskromienia Złośnicy”, sezonu granego przez duet w latach 2018-2019. Kilka miesięcy wstecz jednym z najgorętszych wydarzeń medialnych był proces Heard – Deep. Wiele osób miało okazję usłyszeć wówczas słowa „nikt ci nie uwierzy, ponieważ jesteś białym mężczyzną”, pokazujące, jak dyskursy emancypacyjne (walka z przywilejami), mogą zostać użyte w przemocowy, krzywdzący sposób. Dlaczego o tym piszę? Bo „Poskromienie złośnicy” to nie tylko zapis zmagania z samą sobą, percepcją samej siebie przez środowisko, ale też sprawdzanie granic dyskursów emancypacyjnych.
„Poskromienie złośnicy” to obraz stanu zmęczenia, spod którego wybijają różne emocje: rozczarowanie, smutek, złość, gorycz czy bezsilność. To zmęczenie jest zrozumiałe. Siksa wyrosła ze sceny hc-punkowej, na której udała jej się rzecz niezwykła. Była składem, o którym chciało się ludziom mówić. Na scenie, której integralną częścią jest powtarzanie w nieskończoność tych samych komunałów, jej reprezentanci zarzucali Siksie przekonywanie przekonanych. Na scenie, której integralną częścią jest nagrywanie płyt na kartofel na sali prób znajomego, jej reprezentanci zarzucali Siksie brak zadowalających walorów artystycznych.
Trudno mi wymienić najbardziej kochany obecnie zespół na scenie hc-punkowej, ale gdyby kiedykolwiek był przyznawany medal ze złotego kartofla (może być ten, na który nagrywa się płyty w sali prób znajomego) za skład najbardziej kontrowersyjny / dyskutowany, Siksa nawet nie miałaby specjalnej konkurencji. Sformułowanie z początku akapitu, że „Siksa wyrosła ze sceny hc-punk” można rozpatrywać zarówno pod względem ideowych korzeni, jak i ambicji wychodzących daleko poza jej horyzonty. I nie da się ukryć, że Siksie udało się zdenerwować nie tylko punków, ale też niezalowców, czy część odbiorców_czyń kompletnie mainstreamowych, bo „Wysokie Obcasy” czy „Gazeta Wyborcza” to nie nazwy niszowego muzycznego forum, ani puszczanego w obieg w małych nakładach zina.
I Siksa w recenzowanym materiale robi z powodzeniem to, co często z niepowodzeniem robią raperzy. Przywołuje roszczenia innych wobec spraw, za którymi powinna stanąć, recenzje jej twórczości czy prymitywne teksty rzucane przez bywalców koncertów wobec basisty. Poza tymi momentami konfrontacji autorka jest też zmęczona własnymi wątpliwościami, koniecznością tłumaczenia się ze swojej sztuki i wspomnianą w drugim akapicie oceną skuteczności taktyk artystycznych wobec wyzwań politycznych i uznanie ich za służące / niesłużące sprawie. Zmęczona koniecznością myślenia o obrazach nadużyć, z którymi dzieliły się osoby chodzące na ich koncerty, ale też zmęczona dyskursami emancypacyjnymi niespełniającymi swojej funkcji. W jednym z fragmentów nagrania bohaterka dzieli się swoim pomysłem napisania sztuki o osobach z niepełnosprawnościami, ale momentalnie karci się za niego, bo obawia się oceny i tego, czy byłaby w stanie napisać to dostatecznie poprawny sposób. Do pewnego stopnia jest to tekst o tym, jak walka o dyskurs rozumiana, jako wnoszenie nowych perspektyw do dyskursu hegemonicznego, stała się walką o dyskurs rozumiany, jako narzędzie wykluczenia w części środowisk lewicowych. Dobrze w tym kontekście odnajduje się użyty w innym fragmencie nagrania cytat z Szekspira: „Widzę dziś słabość naszą w tym, że chcemy / Być tym najbardziej czym najmniej umiemy”. Ten wątek jest też z resztą obecny w granym teraz przez Siksę sezonie „Cudowne i pożyteczne”.
Alex wraca też do tematów z poprzednich płyt: wspomnień z dzieciństwa i przemocowej relacji. I na tych polach też jest więcej, niż miało to miejsce wcześniej, mówienia „nie wiem”. Jeśli spotkałem się gdzieś z ilustracją meta-wściekłości to właśnie tutaj. „Poskromienie złośnicy” to miejsce, w którym wściekłość skierowana jest nie tylko ku własnym doświadczeniom / zjawiskom społecznym, ale też samej wściekłości na własne doświadczenia / zjawiska społeczne. Miejsce, w którym emocje nie mogą być przeżywane przez opresje ze strony społeczeństwa / środowiska / nas samych.
Co dalej imponuje w tekstach Alex to swoboda w przechwytywaniu różnych narracji, w celu zmiany ich pierwotnego znaczenia, czyli to, co akademicy mają w zwyczaju nazywać subwersją. Świetnie podany jest fragment, w którym używa ona hip-hopowych kalek w celu odwrócenia roli obiektu i patrzącego. Podobne zabiegi działały wcześniej w „Beksie” ze „Stabat Mater Dolorosa”
Siksa to projekt tak gęsty od tekstu, że walory muzyczne są odsuwane na bok. „Poskromienie złośnicy” w przeciwieństwie do dwóch poprzednich „regularnych” albumów zarejestrowanego przez staje współpracującego z grupą Konstantego Usenko, zostało nagrane przez Nihila, człowieka instytucję polskiego black metalu, znanego między innymi z Furii czy Morowe. Nie wiem, czy decyduje tutaj brzmieniowa odmienność od reszty katalogu, czy materiał wyjściowy, ale omawiana pozycja obok „palemosty nielegal” (nagranej na samplach z CSSABA, za którym również stał Nihil) zaangażowała mnie w największym stopniu. Zamierzona surowość materiału działa na korzyść Alex. „Niewyczyszczone” szeleszczące głoski i płaski „megafonowy” mix, sprawiają, że brzmi ona, jakby chciała użyć wszystkich możliwych środków, żeby się przez tą „płaskość” przebić: growlu, całego spektrum krzyków, przyspieszonych recytacji czy płaczliwych szeptów z kluchą tkwiącą w gardle.
Kiedy głośną premierą ostatnich lat było „Im Traum” Paysage D’Hiver, bez problemu byłbym w stanie wyobrazić sobie same ścieżki Buriego wydane po stosownej obróbce, jako osobny album. Jego partie to zaproszenie do zerknięcia na katalog ścian dźwięku, od nieśmiało skrzeczących piecy, poprzez leiste i senne, po pulsujące tak, że mogłyby trafić na jakiś album z industrialnym techno. Z drugiej strony, chaotyczne, gęste zakorzenione w prymitywnym punku / black metalu partie, które ze względu na lo-fi otoczkę, brzmią jeszcze efektowniej niż wcześniej. Chwilę oddechu od tych ciosów serwuje tylko „Piosenka O” z gościnnym udziałem Wacława Zimpela.
Siksa tworzy materiały o takim ciężarze gatunkowym, że trudno do nich wracać regularnie. Wymagają uwagi i wejścia w historię, ale odwdzięczają się zawsze możliwością konfrontacją z czymś, czego na dłuższą metę trudno unikać. Wcześniej była to niesprawiedliwość społeczna, homofobia, nacjonalizm czy przemoc seksualna, tym razem gdzieś obok poczucie bezpieczeństwa, sprawczości i autonomii w kontekście jakiegokolwiek działania społecznego. Posłuchajcie, zanim powiecie komuś, że szkodzi sprawie.