Równe dziewięć miesięcy temu (w lipcu 2021) rozmawiałam z Borem (Lonker See) o jego nowym projekcie, zespole Why Bother?. Wywiad miał się ukazać kilka tygodni później w medium innym niż UNDERTONE, jednak ostatecznie do tego nie doszło. Zespół w tym czasie zadebiutował live na Soundrive Festival, zdążył już zagrać w całej Polsce i wydać drugi album, którego możecie posłuchać poniżej. Było mi bardzo szkoda tej rozmowy, ponieważ poruszyliśmy kilka ciekawych i zawsze aktualnych wątków – wkurwu na kraj czy życia z muzyki (w tym wkurwiającym kraju), ale też emocjonalnego drenażu, który nie zawsze pomaga. Po wielu perturbacjach tekst wrócił do statku-matki i oto jest. Miłej lektury!

Środek pandemii, ogólnopolskie strajki kobiet, agresja policji, kryzys gospodarki – czy to dobry czas na zakładanie zespołu? A czy może być lepszy? Trójmiejscy muzycy nie zastanawiali się nad tym specjalnie. Im, podobnie jak połowie osób w tym kraju, po prostu się ulało. Trzeba było znaleźć ujście dla frustracji i bezsilności. Tak właśnie powstał projekt Why Bother? w składzie Bartosz „Boro” Borowski (Lonker See, B3-33) Maciej Szkudlarek (Lastryko, Logophonic) oraz Łukasz Kumański (Me and That Man, Mulk).


Why Bother? zadebiutowało 9 kwietnia. Minęło już trochę czasu od premiery płyty. Czy jesteś zadowolony z tego, jak została odebrana?
Boro: Biorąc pod uwagę fakt, że płyta wyszła praktycznie bez promocji, czuję się bardzo spoko. Wiadomo, że wolałbym już pograć koncerty, bo wtedy to ma zupełnie inne przełożenie. Ale nie będę też płakał, bo recenzje są praktycznie wszędzie. Reakcja ludzi jest spoko. Gdzieś tam to na pewno zaistniało w ich świadomości. Wszyscy jesteśmy bardzo zniecierpliwieni, bo chcemy już grać. Na Soundrive zagram dwa koncerty a nasz perkusista trzy. Robimy, co się da! To jest po prostu taka muzyka, która wybrzmiewa najlepiej na koncertach. Myślę o tym, jak wyjdę na scenę i rozpieprzę gitarę [śmiech].

Płyta urodziła się z frustracji związanej z naszym krajem, polityką. Dlaczego stwierdziłeś, że to zasługuje na nowy projekt? Tematyka nie nadawała się na nowy album Lonker See?
No to jest jak zwykle pure accident tak zwany. Pojechałem z Maćkiem we wrześniu do Warszawy poogarniać pewne sprawy. Wieczorem poszliśmy na imprezę i w pijackiej gadce umówiliśmy się, że zakładamy kapelę. Miałem silną potrzebę pogrania czegoś mocniejszego, chciałem się wyżyć po prostu. Lonker to Lonker, ale gdzieś tam zawsze chciałem mieć taki skład, że po prostu wyjdę i rozkurwię gitarę. Spytałem Maćka, czy zna jakiegoś perkusistę w trójmieście, który potrafi napierdalać i on mi polecił Kumańskiego. Znaliśmy się wcześniej, ale nie pomyślałem o nim, bo on się raczej obraca w metalowej muzyce. W ogóle go nie widziałem w tej koncepcji.

Zrobiliśmy jedną próbę, potem wciąż nie mogliśmy się ustawić przez pandemię. Jakoś równolegle wybuchły protesty Strajku Kobiet. Miałem już wszystkiego dość, sytuacji w kraju, Covidu, braku zarobku. Wyszedłem taki nabuzowany na spacer i zadzwoniłem do chłopaków, że nie chcę prób, chcę po prostu wejść do studia i to wszystko wyrzygać.

Jak to jest wylać cała tę frustrację na muzykę? Po wszystkim zrobiło ci się lepiej?
To jest bardzo dobre pytanie… Większość ludzi mówi, że po wszystkim przychodzi jakieś ukojenie, że jak się pozbędziesz tej energii, to się uspokoisz i tak dalej. Ja się zorientowałem, że u mnie nastąpiła kompletna pustka. Po tym nie było nic. Wyczyściłem się do tego stopnia, że byłem emocjonalnym zombie, co jest chyba jeszcze gorsze niż bycie wkurwionym. Nie masz doła, snujesz się. Trochę to trwało, ale musiałem zająć się wokalami, pisaniem do wszystkich, więc trzeba było się z tego stanu w końcu wygrzebać. Teraz nagraliśmy płytę z Lonker See i ona jest inna zupełnie. Jest bardzo spokojna, ale dla mnie jest tak samo emocjonalna.

W taki razie jak sobie radzisz z tym emocjonalnym drenażem?
Wymyśliłem sobie formę ratunku. Przyjechałem tutaj, do Kuźnicy. Byłem już wykończony trójmiejskim trybem, płyta za płytą, wszyscy są wkurwieni i się kotłują. Oczywiście powstają z tego piękne rzeczy, ale jest to męczące. Także przyjechałem tutaj, pracuję u kolegi w knajpie. W tym samym miejscu pracowałem 15 lat temu. To jest mój drugi dom, do którego zawsze wracam, jak jest mi źle. W końcu zarabiam kasę, zyskałem tu stabilizację, której tak bardzo mi brakowało, bo ostatni rok to była walka o przetrwanie. Po prostu chciałem wejść w normalne życie, chociaż na chwilę odciąć się od tego całego szaleństwa, bo siedząc tam [w trójmieście – przyp. red] robiłem cały czas to samo.

Kiedy napisałeś na Facebooku, że szukasz pracy poza trójmiastem, widziałam dużo przerażonych głosów, że miasto bez ciebie sobie nie poradzi. Mam poczucie, że trójmiasto ma bardzo silne community.
No może nie jest tak, że wszyscy się kochają, bo chyba nigdzie tak nie ma, ale to prawda. Pamiętam, jak kiedyś robiłem koncert. Przyjechała kapela, jakoś nie dogadałem się z managerką i chłopaki przyjechali z samymi gitarami… Nie miałem nic. I ustawiłem całą salę w 38 minut. Skołowałem perkusję, pakę basową z kolumną i tak dalej. To wszystko przyjechało do mnie za friko. Chłopaki sami mi to przywieźli. To dla mnie idealnie obrazuje scenę trójmiejską.

Z tego, co rozumiem, wytrzymałeś prawie rok, utrzymując się jako muzyk.
No wiesz, dało się z muzyką coś tam kombinować. Na dzień dobry w Gdyni program Falochron Kultury, z którego dostaliśmy kasę na koncert, grałem też dużo solowych koncertów. Jak jesteś w pojedynkę, możesz się wbić do byle ogródka, jedyne co potrzebujesz to gniazdko z prądem i wio. Nagrałem też w domu video, za które można było płacić, ile się chce… Pandemia zaczęła się akurat wtedy, jak wróciliśmy z trasy z Lonker See, więc na szczęście mieliśmy trochę kasy. Ale gdyby nie przyjaciele, rodzina, masa sprzedanych płyt i merchu to nie dalibyśmy rady. Wszyscy liczą na to, że po wakacjach wszystko wróci do normy, ale ja szczerze w to wątpię.

A jak w tym wszystkim widzisz przyszłość Why Bother? Planujecie jakieś koncerty czy to bardziej jako jednorazowy projekt?
Nie. Dla mnie to projekt równorzędny z Lonker See, a po pandemii to on w ogóle będzie w pierwszej kolejności. Nie możemy się doczekać, żeby zagrać ten materiał na żywo. Wiem na pewno, że będziemy grali w trójkę z dwójką wokalistów – kobietą i mężczyzną, którzy będą śpiewać wszystkie gościnne partie. Nie będę mówił kogo, ale mamy już wybrane osoby.

Wiem, że dopiero co wydaliście pierwszą płytę, ale cała jej tożsamość opiera się na konkretnym kontekście, wściekłości na nasz kraj. Chciałam zapytać, czy w przyszłości będzie się na co denerwować, ale chyba już sama sobie odpowiedziałam na to pytanie….
Dokładnie tak! (śmiech) Jestem przekonany, że coś się znajdzie. A tak zupełnie serio, to nie chodzi tylko o to. Pierwsza płyta była bardzo ukierunkowana, chociaż pierwotnie miała mieć jeszcze węższą tematykę, dotyczącą strajku kobiet. Chciałem się skupić tylko na tym i tylko dziewczyny miały śpiewać, ale gdzieś tam w trakcie tematyka ewoluowała. Ostatecznie będzie to pewnie zespół, który będzie zaangażowany politycznie i społecznie. Będzie kurwa miał dużo do powiedzenia i będzie dużo protestował.

Jak zawodowy muzyk może sobie poradzić w tym kraju? Naprawdę ciężko mi uwierzyć w to, że się da.
Ja sam korzystam bardzo rzadko z dofinansowań. Jedynym wyjątkiem jest instytut Adama Mickiewicza, bo jest on dużym wsparciem dla kapel, które grają trasy za granicą. Prowadzą trzy programy, my korzystamy z jednego, który dotyczy promocji polskiej kultury za granicą. Jeździmy z Lonker See już od kilku lat w trasy za granicę i zawsze to była dla nas duża pomoc w kwestii finansowania tych tras. Uważam, że nie ma się co obrażać na rządowe wsparcie. Po to są te instytuty, żeby móc z tego wsparcia korzystać. Miejskie rzeczy omijam szerokim łukiem, bo mam złe wspomnienia, ale wiem, że też da się z tego coś wyciągnąć. Świetną opcją są też domy kultury w Polsce, coraz więcej niezależnych miejsc, które stawiają na alternatywną muzykę.

A inicjatywy typu Bandcamp Friday?
Realnie to Lonker. Mamy szczęście, że ten zespół jest już na tyle rozpoznawalny. Oczywiście robimy co jakiś czas promocje, ale Bandcamp to jest super opcja i bardzo trzymam za nich kciuki. Jesteśmy na Spotify, bo każdy tam jest i każdy z tego korzysta, ale wiadomo, że od nich nie można liczyć na żadne pieniądze. W ogóle z Bandcampa da się „żyć”. To są rzeczy, które naprawdę pomagają. Czasami brakuje 300 zł, żeby cię z chaty nie wywalili i wtedy z pomocą przychodzi rozliczenie z Bandcampa [śmiech].