Ruiner powrócił po kilku latach przerwy, żeby zniszczyć głowy zgromadzonym w Pogłosie fanom. Na chwilę przed koncertem Jasza porozmawiał z wokalistą zespołu.
Przestałeś grać w Ruiner, ponieważ skupiłeś się na karierze w MMA.
Rob Sullivan: To był tylko jeden z powodów. Jeden z nas wziął ślub, więc poczuliśmy wszyscy, że najwyższa pora zrobić sobie przerwę od koncertowania. To był dobry moment na opuszczenie zespołu.
Czyli jesteś teraz profesjonalnym sportowcem?
Tak. Oprócz walk zajmuje się także trenowaniem innych. Zazwyczaj robię też jakieś walki pokazowe, kiedy odwiedzają mnie znajomi.
Nie brakowało Ci muzyki, koncertowania?
Sztuki walki to swego rodzaju artyzm, więc zastąpiłem jedną sztukę drugą. Jasne, że brakowało mi tras, ale przez to po prostu skupiłem się jeszcze bardziej na walkach. Wyznaczyłem sobie nowe cele. Dalej kocham muzykę, ale przyznaję, że fajnie było sobie od niej zrobić małą przerwę. Chyba większość ludzi się ze mną zgodzi. Zresztą reszta chłopaków ma swoje zespoły, każdy skupił się na swoim życiu.
Opowiedz o innych projektach członków zespołu.
Trzech chłopaków założyło Holy Tongues zaraz po zawieszeniu Ruinera. Grają muzykę w stylu Young Widow, z naleciałościami Kentucky czy Louisville. Danny ma swój industrialno-elektroniczny projekt At The Heart Of The World i udziela się też w death metalowym zespole. Wszyscy członkowie zespołu są całkiem aktywni muzycznie, tylko ja wybrałem inną drogę.
Myślicie o nowej płycie?
Nie, nie mieliśmy na ten temat żadnej rozmowy. Ale to jest raczej niemożliwe do zrobienia. Nie wszyscy mieszkają już w Baltimore, jeden mieszka 12 godzin od tego miasta, a drugi 40. Z kolei ci, którzy zostali w mieście, też mają napięty grafik.
Twoje teksty zawsze były bardzo osobiste i pełne frustracji. Jakie zespoły i autorzy tekstów mieli na Ciebie największy wpływ?
Wychowałem się na Bane. Oni ukształtowali mój sposób postrzegania świata i wyrazu. Nauczyli mnie, że trzeba być szczerym na każdy temat.
Gdybyś teraz miał coś napisać, wciąż byłoby to tak agresywne?
W pewnym sensie na pewno. Oczywiście frustracja zmienia się z wiekiem, teraz czuję się bardziej spełniony i oczyszczony. Muzyka przez te lata podziałała na mnie jak terapia. Jestem na pewno spokojniejszy, niektóre wydarzenia mam już za sobą. Teraz inaczej patrzę na pewne rzeczy.
Jak się czujecie wracając do Europy?
Widzimy dużo znanych nam twarzy na koncertach, to bardzo miłe uczucie. Szczerze mówiąc, to nie mam poczucia, że wiele się zmieniło. Może poza wiekiem naszym i naszych fanów.
Czy trasy w USA różnią się od tych w Europie?
W sumie nie mieliśmy jeszcze regularnej trasy w stanach, więc ciężko powiedzieć. Ale od znajomych, którzy aktywnie koncertują wiem, że można teraz więcej na tym zarobić. Jesteśmy starzy i nudni. Nie mamy jakichś ciekawych historii z tras, po prostu chcemy zagrać kilka koncertów i wypić trochę alkoholu.
Rozmawiał Jasza Strongin, fot. Jasza Strongin