Przepis na udane nagrania według Fertile Hump? Dużo wkurwu, nerwów i chaosu. Właśnie tak powstał ich najnowszy album Kiss Kiss Or Bang Bang. Już dawno wyszli z kuchni, gdzie powstawały ich pierwsze utwory; a ich pewność siebie została wystawiona na próbę, kiedy ruszyli w trasę z samozwańczym satanistycznym bardem. Wszystko muszą robić sami, ale nie narzekają. Tak to już jest, kiedy nikt nie zrobi czegoś lepiej od ciebie.

Widziałam Was przed Me And That Man. Nie wierzyłam, że jesteście polskim zespołem. Często spotykacie się z taką opinią?
Magda Kramer: Ludzie traktują to określenie jako komplement. A ja bym chciała, żeby komplementem było raczej to, że właśnie tak brzmią polskie zespoły.
Tomek Szkiela: Ja też miewam taką patriotyczną myśl. Lubię, jak coś z Poldonu jest dobre. Nie wiem, czy to się tyczy nas, ale gdyby ktoś robił, dajmy na to, dobre polskie gitary, to chciałbym mieć taką. Drażni mnie w ogóle, że pojęcie patriotyzmu zostało zawłaszczone przez skrajną prawicę. Niech oddają.

Magda: Za tym komentarzem zazwyczaj idzie pytanie – „a czemu nie śpiewacie po polsku?”
Tomek: Ostatnio znalazł się nawet taki jeden as, który powiedział, że moglibyśmy śpiewać jeden wers po polsku, jeden po angielsku.

Dosłownie kilka dni temu oglądałam dokument o zespole Bayer Full. Oni musieli się nauczyć swoich piętnastu piosenek po chińsku.
Tomek: WOW!
Magda: No, to jest determinacja.
Tomek: Ja to szanuję! “Wszyscy Chińczycy to jedna rodzina”… Kurdę, to byłaby naprawdę… spora rodzina.

Wracając… czy sama trasa z Me And That Men coś Wam dała?
Maciek Misiewicz: Osobiście bardzo dużo nam to dało, samemu zespołowi mniej.
Magda: Promocyjnie na pewno dostaliśmy trochę “łapek w górę” (śmiech), mieliśmy co wrzucać do internetów, ale przede wszystkim zaczęliśmy ze sobą inaczej grać. Zaczęliśmy czuć się pewniej na scenie. Trochę pewniej. Dobrze było też pogadać o światopoglądzie z innej sceny do innych ludzi. Mówienie o homofobii, nacjonaliźmie na pankowych koncertach to przekonywanie przekonanych.
Maciek: W większości jeździmy na weekendowe trasy. Tam ten rytm wyglądał podobnie – czwartek, piątek, sobota, niedziela. Ale jednak przez trzy tygodnie byliśmy z tymi samymi ludźmi. Wpadasz wtedy w ciąg i to jest zupełnie inne doświadczenie.
Magda: Graliśmy w miejscach, gdzie na pewno jeszcze długo nie będziemy mieli okazji zagrać. Złapaliśmy też trochę kontaktów i to się bardzo przydaje, bo wszystko ogarniamy sobie sami.
Maciek: Tak, dla mnie to było bardzo ciekawe doświadczenie – być w miejscach, gdzie na pewno bym nie zagrał.
Tomek: Na przykład w teatrze Szekspirowskim?
Maciek: Dokładnie! Bardzo ciekawy był też rozstrzał miejsc – raz ogromna hala, gdzie można by było pojeździć samochodem, raz teatr na 200 osób, gdzie wszyscy siedzą i słyszysz każdy szmer – na przykład, kiedy ktoś wstaje i wychodzi. Bardzo ciekawe doświadczenie, turystyczna przygoda.
Tomek: Nie da się też przecenić faktu, że panowie Nergal oraz Porter zezwolili nam lżyć ich ze sceny.



Czy materiał na Kiss Kiss Or Bang Bang powstawał też w trakcie tej trasy?
Maciek: Trochę materiału mieliśmy już wcześniej.
Tomek: Wiesz, jak jest. Nie będzie tak, że zamkniemy się w studiu na miesiąc, bo każdy z nas ma pracę. Więc po prostu robimy po jednej piosence, a jak uzbiera wystarczająco, zaczynamy myśleć o tym, żeby je nagrać i wydać. Idzie szybciej, jak coś Magdę strasznie wkurwi… No… Generalnie szybko idzie.
Magda: To prawda. Ale myślę, że zbieraliśmy ten materiał przynajmniej przez rok, w odcinkach. Na pewno nie jest to koncept album (śmiech). Jeden pan, który nas nie wydał, powiedział, że to brzmi jak składanka hitów, co nie powinno oznaczać nic złego. Chyba. Potem dodał, że mu się nie podoba.

Czyli sami wydajecie album?
Tomek: Mieliśmy taki strzał, żeby poszukać wydawcy. Ale jednocześnie zaczęliśmy go szukać i wydawać to sami (śmiech).
Magda: Ja się mega zapaliłam do tego, żebyśmy wydali się sami.
Tomek: W przeciwieństwie do labeli, które w ogóle się nie zapaliły do tego, żeby nas wydać…

Próbowaliście poza Polską?
Magda: Wiem, że wetransfera z naszymi kawałkami dostał pan z Sub Popu, ale nie wiem, czy je ściągnął (śmiech). Czekamy!
Tomek: Mierzyliśmy wysoko!

Rolling Blackouts Costal Fever się udało.
Tomek: Wow, jaka długa nazwa, wystarczyłoby jej dla trzech zespołów.
Magda: Dopiero się uczymy, żeby nie kisić tego, co lubimy robić. Udostępniać, pisać maile, szukać kontaktów. Na razie za bardzo się nie wychylamy. Za to lubimy grać. Miej wyjebane, a będzie ci dane.

Tomek: Jednocześnie bardzo nam zależy, żeby pozostać w tym… punkowym etosie.
Maciek: No i każdy z nas jest control freakiem, lubimy robić te rzeczy sami.

Czym różnił się proces nagrywania tego albumu od poprzednich wydawnictw?
Tomek: Więcej się kłóciliśmy, było bardziej chaotycznie.
Magda: Poprzednio zaczęliśmy myśleć o nagrywce, gdy okazało się, że mamy 10 piosenek. Tym razem, zabukowaliśmy studio z wyprzedzeniem, mając nadzieję, że zamkniemy temat do czasu nagrania. Potem wpadła trasa, praca, żyćko i nie mieliśmy tego czasu. Rzutem na taśmę zrobiliśmy 3 piosenki.
Tomek: Które są świetne, przysięgamy!
Magda: Warto było czuć tę presję! Rzeczywiście, było trochę chaotycznie, trochę nerwowo. Mało luzu – nagrywanie powinno być takim spijaniem śmietanki – wchodzisz do studia, świetnie się bawisz. A tu nerwowo. I zimno.



Słychać nerwy na tym albumie?
Magda: Nie, ale słychać, że przez ten rok było i smutno i wesoło. I w naszych małych życiach i jakoś tak ogólnie dookoła. Z nerwami jest tak, że pomagają na próbie, jak się ze sobą pożremy, to czuć wkurw w graniu, bardzo to lubię. Nie, że lubię się kłócić…
Tomek: Czyli jesteś taką zołzą, bo dobrze ci się wtedy gra?
Magda: Dokładnie tak (śmiech).

Kiss Kiss Or Bang Bang brzmi całkiem pozytywnie…
Maciek: Ktoś na koncercie się mnie pytał, dlaczego te nowe kawałki są takie wesołe. Szczerze mówiąc, ja tego nie czuję.
Magda: No ale w porównaniu do Dead Heart są naprawdę żwawe. Tam było więcej smutków, mielenia problemów, wyszła z tego płyta terapeutyczna. Na Kiss Kiss jest różnorodniej, moim zdaniem ciekawiej, chociaż znajdą się tacy, dla których wszystko będzie na jedno kopyto.

POSŁUCHAJ: FERTILE HUMP – KISS KISS OR BANG BANG

Trasa promująca album rozpocznie się 4.10 w warszawskim klubie Pogłos. Więcej dat znajdziecie tutaj.