Jeśli jesteście skrupulatnymi bywalcami koncertów w Warszawie, to z pewnością macie w swoim „portfolio” koncert Woolen Men w legendarnej Eufemii w 2014 roku. Jeśli nie – nie martw się. Trio wraca do nas we wrześniu. Czasy się zmieniły, Warszawa już nie ta (Eufemii już nie ma, ale koncert odbędzie się w jej reinkarnacji – Młodszej Siostrze), ale czy Woolen Men są teraz inni? Przekonajcie się sami, jako że chłopaki dali nam do premiery swój nowy singiel, zapowiedzieli kolejną płytę i uraczyli krótkim wywiadem. Ekskluzywnie dla Undertone.
Porozmawiajmy o „Weatherman for sale”. Czy to piosenka o zmianie klimatu? Pisaliście już o tym. Jako Amerykanie macie prawdopodobnie sporo do powiedzenia o tym, jak polityce pogarszają sytuację w tej dziedzinie.
Alex: To bardziej emocjonalna metafora dawania sobie wymówek, żeby nie doprowadzać różnych rzeczy do końca, ponieważ nie możesz znaleźć odpowiedniego „synoptyka”, który powie Ci jak te rzeczy wyjdą. A jeśli chodzi o „sprzedaż” to wyobraziłem sobie przyszłość, w której synoptycy staną się kimś na wzór mistyków, których będziemy szukać w ogłoszeniach. W sumie to teraz myślę sobie, że faktycznie jest to związane ze smutną wizją przyszłości, w której ludzie stracą wszelką wiarę w meteorologię.
Chociaż wciąż utrzymujecie swój flagowy lo-fi, retro styl, ta piosenka ma w sobie trochę więcej dobrego, popowego klimatu niż wasze poprzednie albumy. Opowiedzcie coś o procesie tworzenia i nagrywania albumu. Było inaczej niż poprzednio?
Raf: Było inaczej, bo staliśmy się lepsi w nagrywaniu siebie, ale jednocześnie tak samo, bo znów skupiliśmy się na uchwyceniu energii i „chemii” naszych występów na żywo. Myślę, że w „lo-fi” bardziej chodzi o docenienie ludzkiego, nieprecyzyjnego aspektu grania muzyki, aniżeli o instrumenty czy inny sprzęt. Było też trochę inaczej, bo nad miksami pracowaliśmy z Evanem Merskym i on wyklarował i skupił nasze brzmienie bez usuwania z niego tego całego „żwiru”.
Zwykle balansowaliście pomiędzy bardziej personalnymi a politycznymi piosenkami. Jak będzie na nowej płycie?
Lawton: Czuję, że ten album jest bardziej „dojrzały”. Dotarliśmy do naszego dźwięku i własnych pomysłów ze zdecydowanie większą wolnością niż ostatnio. Jak dla mnie to kwestie osobiste i polityczne coraz bardziej się łączą. Mam takie poczucie, że w dzisiejszym USA nie masz wyboru i musisz konfrontować się z koszmarem, w jakim się wszyscy znaleźliśmy, ale jednocześnie każdy z nas ma wielką ochotę włożyć głowę w piasek i wszystko zignorować. Dlatego tym razem moja intuicja kazała nam opowiedzieć o odpowiedzialności przed samym sobą i innymi, którzy cierpią.
Raf: Świat zmienił się niewyobrażalnie, od kiedy nagraliśmy „Temporary Monument”. Jeśli chodzi o zabieranie głosu w kwestiach politycznych w 2018 to myślę, że prawo do tego mają osoby mierzące się na co dzień z prawdziwym niebezpieczeństwem i opresją.
Jesteście znaczącą częścią sceny Portland. Opowiedzcie trochę o niej. Do jakich zespołów Wam najbliżej?
Raf: Alex gra też w Scorch i Landlines. Z kolei ja gram też w zespole L.O.X. z członkami Honey Bucket, Mope Grooves i Scorch. Nagrałem także nową płytę Honey Bucket i wiele z nowych nagrań Mope Grooves, na których także wystąpiłem. Alex zrealizował za to nowe nagranie Landlines. Naszymi dobrymi przyjaciółmi są Lithics, którzy grają próby po drugiej stronie korytarza. Mamy też całkiem sporo projektów, w których się wszyscy krzyżujemy, ale nie mają jeszcze nawet nazw… A to tylko nasz malutki kącik na całej scenie! Jest bardzo dużo innych rzeczy. Na przykład Jacyn z Conditionera gra w jakimś milionie zespołów i wszystkie są dobre. Jest młodsza scena skupiona wokół naszego ziomka – Nika Normala… Mógłbym tak w nieskończoność…
Zdajecie się dużo podróżować. Czy wciąż jesteście w stanie czerpać z tego satysfakcję? Czy to dobry sposób na życie?
Lawton: Mam stałą pracę, ale spędzam większość czasu, obsesyjnie myśląc na temat zespołu. Mamy szczęście, że mamy pełną wolność w planowaniu sobie weekendów i osobiście grałbym tylko koncerty, zamiast robić coś innego. No może poza spędzaniem czasu z żoną.
Raf: Granie tras jest ciężkie. Ostatnio wyskakujemy tylko od czasu do czasu na jakiś weekend, ale fajnie jest mieć ciągły kontakt z innymi scenami wzdłuż zachodniego wybrzeża USA.
Skoro przy tym jesteśmy – a to zawsze zabawne – co najbardziej dziwnego przytrafiło się Wam na trasie?
Raf: To akurat miało miejsce w Polsce. Zostaliśmy zatrzymani przez policję na trasie i mogliśmy na własnej skórze przekonać się jak działa wschodnioeuropejski system sprawiedliwości. Ostatecznie policjant zdecydował, że nie jesteśmy jednak złymi ludźmi i puścił nas dalej… lżejszych o kilka złotych, oczywiście.
Woolen Men grają z Honey Bucket 12 września w Klubojadalni Młodsza Siostra w Warszawie. Be there or be square.