Beach Slang mają za sobą naprawdę trudny rok. Zespół zdążył się na chwilę rozpaść – i to podczas koncertu, rozstał się z gitarzystą podejrzanym o gwałt, a na domiar złego – kiedy już zaczął się odbudowywać, został okradziony z całego swojego sprzętu. Nie przeszkadza to jego liderowi – Alexowi Jamesowi – w byciu jednym z najbardziej pozytywnych bohaterów współczesnego punku – zarówno na Facebooku, jak i na żywo.
Właśnie dlatego tak bardzo mi przykro, że na drugim polskim koncercie Beach Slang w ciągu kilku miesięcy, publiczność nie była zbyt liczna. No dobrze, w Hydrozagadce nie wyglądało to aż tak smutno, jak na katowickim Offie, ale ten zespół i tak zasługuje na więcej. Docenić można za to różnorodność widzów, których James i spółka przyciągnęli do klubu – od rozkręcających pogo punków z irokezami po wystrojone, przytulające się pary (w końcu wszystko odbywało się w piątek). Świetnie rezonowało to z muzyką i postawą Beach Slang – to przecież muzyka dla każdego.
Trzeba też przyznać, że publiczność zachwyciła Jamesa, który nie szczędził jej pochwał pomiędzy kawałkami: „Macie szansę być najlepszą publicznością tej trasy. W ogóle Polska to świetne miejsce. Jadłem tu dzisiaj najlepsze ziemniaki w swoim życiu”. Ed McNulty – basista, a zarazem jedyny obok lidera muzyk, który jest w składzie od samego początku, dodał: „Polska to dla nas szczególne miejsce. Nasz perkusista grał tu z nami pierwszy koncert”. W takiej atmosferze przebiegł cały, ponadgodzinny występ – zespół upodobał sobie szczególnie żart z graniem „Smooth” Carlosa Santany i Roba Thomasa, czym uraczył nas kilkukrotnie.
Oczywiście między wszystkimi żartami znalazło się miejsce na muzykę. Beach Slang promuje na tej trasie wydaną w zeszłym roku płytę „A Loud Bash of Teenage Feelings”, ale znaczną większość setlisty zajęły utwory z poprzedniego albumu – „The Things We Do to Find People Who Feel Like Us”. Ich przebojowy potencjał doskonale współgrał z postawą samego Jamesa, który na scenie zachowuje się jak archetypiczna gwiazda rocka. I o ile smutno mi, że Beach Slang nie grają w Polsce w większych klubach, o tyle bardzo ciekawie ogląda się takich artystów na malutkiej scenie Hydrozagadki. Nie mogło oczywiście zabraknąć największych hitów grupy – „Dirty Cigarettes” i „Bad Art And Weirdo Ideas”. James przerwał ten drugi utwór chwilę po starcie, aby pochwalić supportujących grupę chłopaków z The Heavy Clouds – „Jesteście świetni. Nie mogłem Was znaleźć w internecie, ale jak już coś wydacie to koniecznie wyślijcie mi maila!”. Trzeba przyznać, że warszawska kapela zabrzmiała naprawdę dobrze, a jej wypełniony groovem stoner zaskakująco dobrze wpasował się w klimat imprezy. Widziałem ich drugi raz i nie wiem, czy to magia Hydrozagadki, czy sprzęt pożyczony od Beach Slang, czy po prostu chłopaki stają się lepsi z dnia na dzień, ale piątkowy koncert był dużo lepszy od poprzedniego.
Chciałbym, aby każdy piątkowy wieczór zaczynał się od takich pozytywnych koncertów. Chciałbym też, aby Beach Slang osiągnął w końcu sławę, na którą zasługuje. Niech ich następny koncert również odbędzie się w Hydrozagadce, lecz tym razem wypełnionej po brzegi. Oni naprawdę są tego warci!
Krzysztof Sarosiek