Fot. https://dischord.com/band/fire-party

Czasem wystarczy wyrazić sprzeciw. Odwrócić się od obowiązujących norm, powiedzieć: dość. Będący przejawem buntu prosty gest może stać się zapalnikiem szeroko zakrojonych zmian. Tak też stało się w przypadku Amy Pickering, wokalistki grupy Fire Party, młodej dziewczyny pracującej w niezależnej waszyngtońskiej wytwórni Dischord Records. To właśnie ona, podczas pierwszego dnia pracy w nowym miejscu, porwała na strzępy plakat o wymownej treści No skirts allowed. Potem zaś, w ramach sprzeciwu wobec wszechobecnej przemocy towarzyszącej punkowej scenie ze stolicy USA, stworzyła termin revolution summer. Co dalej? Cóż, później, latem 1985 roku, Amy rozpoczęła rewolucję, na fali której narodził się post-hardcore.

Dziesiąte wydanie Metrozine.

Wyczerpanie formuły 

Ewolucja to niestrudzona towarzyszka chyba każdej dziedziny sztuki – formuły mają to do siebie, że się wyczerpują, otwierając zarówno artystów, jak i odbiorców na nowe możliwości. Nie inaczej mogło być w przypadku hardcore punka. Zrodzony pod koniec lat siedemdziesiątych gatunek dość szybko doczekał się rozwinięcia. Zmęczona formuła ewoluowała – zespoły takie jak Rites of Spring, Beefeater czy Embrace przykładały większą wagę do struktur granych utworów, melodyjności i rytmiki, jednocześnie przesuwając ciężar warstwy tekstowej. I choć za kluczowe dla narodzin gatunku uznaje się właśnie lato 1985 roku, to elementy stylistyczne charakterystyczne dla niego pojawiały się już wcześniej, chociażby w muzyce Hüsker Dü czy Black Flag. Warto też wspomnieć o grupie Minuteman, którą także uważa się za jeden z pierwszych zespołów post-hardcore – to zespół o nowatorskim brzmieniu, które momentami pęka w szwach od funku.



Agresja na koncertach

Przenieśmy się do Waszyngtonu z 1985 roku. Zespoły takie jak Bad Brains czy Minor Threat zyskały ogromną (jak na standardy lokalnej sceny) popularność. Ich koncerty zaczęły ściągać osoby z innych miast i stanów, w tym rzeszę agresywnych, rywalizujących z miejscowymi punkami skinheadów. Koncerty zaczęły obfitować w akty przemocy, a po ich zakończeniu dochodziło do regularnych starć między przedstawicielami dwóch subkultur. Pogo, niegdyś względnie bezpieczne dla uczestników, stało się przesadnie brutalne. Społeczność waszyngtońskich punków, złożona z wrażliwych, politycznie świadomych ludzi, miała dość ociekających przemocą starć i postępującej chuliganki. Scena pękła i niemal umarła.



Potrzeba zmiany

Zmianę zapoczątkowała wspomniana już Amy Pickering, która, jak wiele innych osób ze środowiska, miała dość. Miała dość tego, że ludzie krzyczą do niej, gdy idzie ulicą – jedni dlatego, że jest młodą kobietą, inni z tego powodu, że ogolona na łyso i ubrana w glany dziewczyna odstawała od sztywnych norm obowiązujących w społeczeństwie. Ian MacKaye, wokalista zespołów takich jak Embrace, Minor Threat oraz Fugazi, wspomniał lata później o frustracji Amy w utworze Suggestion. 

“Why can’t I walk down a street free of suggestion?”

MacKaye i Pickering poznali się w Dischord Records – lokalnym labelu, którego założycielem był ten pierwszy. Oboje stali się istotnymi postaciami dla powoli rodzącej się rewolucji. On jako wokalista jednego z najważniejszych zespołów na scenie, ona jako ta, która odważyła się powiedzieć „dość”.



Punk zawsze był wyrazem sprzeciwu. Przeciwko normom społecznym, konformizmowi, rządom czy korporacjom. W przypadku post-hardcorce nie było inaczej. Zaczęło się od anonimowych karteczek rozsyłanych przez Amy Pickering do poszczególnych przedstawicieli lokalnej sceny. To prosty gest, który miał zainspirować społeczność do działania. Udało się. Skoncentrowana wokół Dischord Records wspólnota zdecydowała się stworzyć nową scenę – świadomą zżerającego punków seksizmu i postępującej agresji, kultywującą świadomość polityczną, walkę o prawa zwierząt i wegetarianizm. 

Aktywizm, feminizm, apartheid i punk 

Protestowano także przeciwko apartheidowi, który w 1985 roku szczególnie przybierał na sile. Wykorzystywano w tym celu m.in. perkusje, a tak właściwie to całe mnóstwo instrumentów perkusyjnych zebranych przed ambasadą RPA. Co by nie mówić, jeśli jest jedna rzecz, na której znały się osoby z protestującego środowiska waszyngtońskich punków, to było to robienie hałasu. To nie była jednorazowa akcja, tylko cykl regularnych protestów. Początkowo planowano, by zespół Beefeater zagrał  „Apartheid No” na dachu ustawionej przed ambasadą ciężarówki, jednak niestety pomysł ten okazał się niemożliwy do zrealizowania. Rozdano zatem zaimprowizowane ulotki o treśc:i PROSZĘ, weź W TYM UDZIAŁ, PRZYNIEŚ PERKUSJĘ, BĘBNY, PUszKI I  COKOLWIEK CO ROBI HAŁAS, JEBAĆ aPARTHEID. Protesty były też zapowiadane podczas koncertu Rites of Spring.



Mająca upaść scena zjednoczyła się jak nigdy wcześniej. W lokalnych zinach brano na warsztat szeroki zakres tematów – komentowano m.in. wdrożoną wówczas doktrynę Reagana, a także apartheid i feminizm. W podziemnych zinach dyskutowano także na temat postępującej agresji na lokalnych koncertach – jeden z przedstawicieli społeczności, John Stabb, zapytał na łamach Metrozine: chcecie koncertu czy meczu futbolu amerykańskiego? Sprzeciw przybierał coraz większy wymiar, czego wyrazem stały się narodziny punkowego aktywistycznego kolektywu o nazwie Positive Force. Powstało też kilka nowych zespołów, spośród których należy wymienić zwłaszcza Fire Party, w którym śpiewała wspominana wielokrotnie Amy Pickering, Soulside, Ignition, a także nowy projekt Iana Mackaye – Embrace.

Obrzędy wiosenne w hołdzie rewolucyjnemu latu 

Jednym z najważniejszych zespołów tamtego okresu i niejako symbolem rewolucyjnego lata była, a jakże, przywoływana już kilkukrotnie w tekście grupa o nazwie Rites of Spring. Ich wydana w 1985 roku debiutancka i jedyna w karierze płyta długogrająca, stała się wizytówką zmieniającej się sceny. Furorę w społeczności stołecznych punków zrobiła już wydana wcześniej epka o skromnym tytule Six Song Demo. Sformowany przez Guya Picciotto, Brendana Canty, Michaela Fellows i Eddie Janneya zespół zrywał z tradycyjnym brzmieniem grających hardcore grup z DC, oferując, niczym wiosna, powiew świeżości w gatunku. Wypuszczony podczas rewolucyjnego lata, nazwany tak samo jak zespół album stał się także protoplastą emocore. To wciąż agresywna i szybka muzyka, w której znalazło się miejsce na ogrom emocji — jest to jednak twórczość bardziej melodyjna od tradycyjnego hardcore punka, a warstwa liryczna nawiązuje do egzystencjalizmu i kruchości ludzkiej kondycji. Ducha surowego, niskobudżetowego brzmienia, charakterystycznego dla grupy, najlepiej oddaje cytat perkusisty, który po latach wyznał: „Zdecydowaliśmy, że wejdziemy do studia i nagramy te utwory, zanim nasze gitary się rozpadną, co w pewnym momencie nastąpiło”.



Brzmienie rewolucyjnego lata to jeszcze inne grupy, a wymienić należy zwłaszcza trzy – pierwsza z nich to Dag Nasty, założona przez Briana Bakera, gitarzystę z Minor Threat, a także perkusistę Colina Searsa, basistę Rogera Marbury oraz wokalistę Shawna Brown. Zespół był znany z dzikich wręcz koncertów, choć ich brzmienie było znacznie bardziej melodyjne i przystępne niż to, co prezentowali swoją muzyką Rites of Spring. Kolejna grupa, o której należy wspomnieć, to Beefeater – zespół stylistycznie przypominający nieco Minuteman czy Bad Brains. Ich twórczość to przede wszystkim charakterystyczny slapping basisty oraz gęsto wybrzmiewający funk. Grupa wydała dwie płyty długogrające – Plays for Lovers i House Burning Down. Wreszcie należy wspomnieć także Embrace, zespół założony przez jedną z głównych postaci letniej rewolucji – Iana MacKaye. Ten melodyjny hardcore, podobnie jak Rites of Spring, kładzie podwaliny pod emocore, choć muzyka Embrace jest nieco wolniejsza, mimo wszystko mniej agresywna od twórczości wymienionej przed chwilą grupy. 

W 1986 roku Rites of Spring przestali istnieć. Nie istniały już także najważniejsze zespoły grające klasyczny waszyngtoński hardcore – Minor Threat, The Faith, Void czy State of Alert. Rozwiązanie tego kultowego zespołu pozwoliło jednak zapoczątkować nowy, wyjątkowy projekt, który swoją popularnością miał przebić jakikolwiek inny punkowy zespół z Waszyngtonu. Ian MacKaye, po rozpadzie jego Embrace, zaczął szukać muzyków chętnych do założenia nowej grupy. Udało się zwerbować Joe Lally’ego oraz Collina Searsa z Dag Nasty. Ten ostatni wrócił jednak do dawnego zespołu, a zastąpił go właśnie były perkusista Rites of Spring. Jakiś czas później dołączył do nich także Guy Picciotto. Tak powstało Fugazi.

Preludium zmian 

Rewolucyjne lato doprowadziło do istotnych zmian na dwóch płaszczyznach. Jeśli chodzi o muzykę, to pomogło wyklarować brzmienie post-hardcore punka, równocześnie pomagając też zapoczątkować emocore. Co więcej, z fuzji muzyków najważniejszych grup stołecznej sceny powstał doskonale znany Fugazi, który, można śmiało użyć takich słów, wprowadził hardcore do mainstreamu. Revolution summer to jednak także, a może i przede wszystkim, wybuch aktywizmu. Przede wszystkim należy tutaj wyróżnić powstanie Positive Force – ruchu, który zorganizował niezliczone benefity i uzbierał kilkaset tysięcy dolarów, chociażby na rzecz organizacji walczących o prawa człowieka. Jego członkowie brali udział w niezliczonych protestach, a ponadto licznie zgłaszali się jako wolontariusze do pracy w szpitalach. Z ruchu zrodził się później także słynny feministyczny Riot Grrrl, również ściśle związany ze sceną stołecznego hardcore punka, reprezentowanego już wówczas przez Fugazi, Bikini Kill, a także Nation of Ulysses, Q and Not U i Girls Against Boys

Wykorzystane w artykule grafiki pochodzą z cyfrowych zbiorów Uniwersytetu Maryland.