W ostatni piątek olsztyńscy post black metalowcy z zespołu Gorycz wydali swój drugi album, Kamienie. Z tej okazji oddajemy głos Tomaszowi Kuklińskiemu – wokaliście i autorowi tekstów. Tomek, na naszą prośbę, rozłożył płytę na czynniki pierwsze.

Kamienie to druga płyta nagrana przez olsztyńską Gorycz. Zespół debiutował w 2018 roku albumem Piach, Wówczas Gorycz tworzyli: Wojtek Błaszkowski, Krzysiek Górski, Tomek Kukliński i Przemek Grabowski. Czas jednak płynął, życie szkicowało różne scenariusze, wspólne dotąd ścieżki się rozeszły i Gorycz pożegnali Wojtek i Krzysiek. Sekcja rytmiczna dla Goryczy była jak tętno, dlatego trzeba było znaleźć kogoś na ich miejsce. Do zespołu dołączył najpierw Tomek Semeniuk, drummer olsztyńskiego Defying, a następnie swój „kamień basowy” dorzucił Michał Piłat (ex. Cerber). Gorycz odzyskała oddech, tętno wróciło. Kamienie to 9 kompozycji, za których rdzeń odpowiada Przemek Grabowski, gitarzysta i autor większości muzycznych pomysłów i aranżacji, ale prawdziwego posmaku goryczy znowu dodaje sekcja rytmiczna. Tomek i Michał skonstruowali w krótkim czasie Gorycz na nowo. Płyta została nagrana w składzie: Przemek Grabowski (gitara), Michał Piłat (bas),  Tomek Semeniuk (perkusja), Tomek Kukliński (głos, teksty). Materiał został zarejestrowany w czerwcu 2022 przez Tomka Stołowskiego w Nebula studio. Za miks i mastering odpowiada Maciek Karbowski (Nebula studio). Fotografie do okładki wykonał i okładkę zaprojektował Przemek Grabowski. Album ukazał się dzięki Tomaszowi Krajewskiemu i jego wytwórni Pagan Records.

Zabieram skórze Twoją twarz

Długo zastanawialiśmy się, która piosenka najlepiej otworzy Kamienie. Ostatecznie wybór padł na Zabieram... Chcieliśmy rozpocząć subtelnie i mocno zarazem. Odsłonić się, niczego nie ukrywać. Zarówno w muzyce jak i słowach. Riffami przetoczyć się po słuchaczach, ale też pokazać różnorodność muzycznego pomysłu. Wydźwięk tego utworu miał przypominać rzuconą w przestrzeń skargę na sprawy, na które nie mamy wpływu, ale jednak decydujące o naszym życiu. Żal i pretensja do tych, których geny zapisują w nas swój ślad i ujawniają się nieproszone i niechciane w najmniej oczekiwanym momencie. Muzyczny zapis dręczącego nas pytania: kogo trzeba zabić w sobie, aby być sobą naprawdę. 

Matka  

Pierwszy numer, jaki powstał w całości po nagraniu Piachu. Po wielu modyfikacjach, po próbach różnych aranżacji, zmianie długości riffów, kółek, itp. wróciliśmy do niemal pierwotnej jego wersji, zgodnie ze starą zasadą, że “lepsze jest wrogiem dobrego”. Ostatecznie skończył jako drugi w kolejności ustępując miejsca Zabieram…

Na dno

Ciężar pierwszych dźwięków to wkład Michała i jego druzgocącego basu. Mam wrażenie, że ta piosenka nie istniałaby w tym kształcie, gdyby nie sekcja rytmiczna. Gitara Przemka jest tu subtelnym tłem. Tak realizuje się jedno z estetycznych założeń zespołu: Każdy ma swoją rolę i musi mieć miejsce, by ją właściwie odegrać.

Chcę inne oczy

Utwór powstał jako ostatni. Kiedy zostaliśmy z Przemkiem w zespole sami, spędzaliśmy długie godziny w sali prób, rozważając sytuację, w jakiej się znaleźliśmy. Były chwile załamania, braku perspektyw, ale i nadziei. Miałem czasami wrażenie, że to samo życie szarpało za struny Jego gitary, bo pomysły do tego numeru wypluł z siebie niemal za pierwszym razem, improwizując z rytmem i brzmieniem. Jest dynamicznie, zaskakująco, momentami chaotycznie, by po wszystkim przejść w finezyjny, złagodzony smutek.

Gitarowe solo w końcowej części utworu powstało już w studiu, improwizowane i nagrane w całości chyba za drugim czy trzecim podejściem. Kiedy Przemek chciał coś jeszcze poprawiać, dogrywać, wszyscy wiedzieliśmy, że nic tu już nie wolno zmieniać, że musi tak zostać i koniec…i zostało.

Chcę inne oczy to muzyczna wariacja na temat naszego życia. Tytuł utworu wypowiedziała moja 5-letnia córka tuż przed operacją poważnej wady wzroku, ponieważ wiedziała, że będzie ją bolało, jak je znowu otworzy. Wydało mi się to bardzo głębokie. Musiałem to zapisać. Jak często boli nas to, co widzimy, ilekroć spojrzymy szerzej, głębiej?

Szczurom niebieskim

Dzisiaj zastanawiam się, czy nie obraziłem szczurów, porównując do nich księży pedofilów? Gdybym mógł się jakoś szczurom wytłumaczyć, na pewno bym to zrobił. Jeden z tych utworów, które towarzyszyły nam przez całe 4 lata od 2018 roku. Od początku wtłaczający w żyły przygnębienie niczym szpryca z frustracji i bezradności.

Wybija czas

Dopiero w studiu postanowiliśmy ostatecznie wyrzucić z tego utworu resztki blackmetalowych przyzwyczajeń czy naleciałości. Do tej pory ciężko było sobie uświadomić ten oczywisty fakt, że black metal w naszej muzyce to przeszłość. Zostało 1,5 minuty czystej esencji. Zgodnie stwierdziliśmy,  że nie można nic w sztuce robić pod dyktando nawyków lub oczekiwań, bo to strata czasu, który wybija życie w twarz aż sina.

Znoszone dłonie

Jedna z najbardziej osobistych piosenek doskonale zaaranżowana muzycznie przez Przemka. Melodia jest tu jak poezja – wiąże życie ze sztuką i już nie puszcza do samego końca. Ostatecznie oblicze utworu zmienia się diametralnie, tak samo jak smutek ostatecznie zawsze zmienia się w gniew.

Na czerwono odpłyną łzy

Utwór nazwany roboczo ósemką i tak też został uszeregowany w kolejności na płycie. Początek wydawać się może punkowy. Prosty, szczery rytm perkusji, druzgocący bas, ale subtelne dźwięki gitary wywracają na drugą stronę wszelkie odruchowe skojarzenia i przyporządkowania. Od 0:56 sek. zaczyna się rytm, do którego Przemek długo nie był przekonany, ale uległ namowom nas wszystkich. (Chyba nie żałuje), piosenka zaskakuje zmianą rytmu, zwalnia, zmienia się, by zakończyć się jedną z moich ulubionych melodii, jakie kiedykolwiek ułożył Przemek. Przyznam, że bardzo długo nie mogłem znaleźć odpowiedniego tytułu do słów, które napisałem. Ostatecznie została cała fraza, mówiąca o tym, co się dzieje, gdy pięścią rozbijasz lustro, bo nie możesz dłużej znieść w nim swojego odbicia.

Kamienie milczą

Nigdy nie piszę słów pod skomponowaną już muzykę. Nie umiem pisać, pod dyktando czegoś, co istnieje poza mną i poza mną się materializuje. Podobnie Przemek, nigdy nie komponuje muzyki do już powstałych słów. Te dwie materie zawsze powstają niezależnie, ale tylko w tym utworze zgrały się ze sobą niemal od samego początku. Od pierwszych dźwięków powstałych w naszej zatęchłej, starej piwnicy w olsztyńskim CEiK-u do momentu, kiedy Michał i Tomek dogrywali swoje partie w Nebula Studio w Warszawie wiedziałem, jak będzie wyglądał aranż partii wokalu do tych wyrafinowanych melodii.

Utwór oddaje wszystko to, co przeszliśmy jako zespół i jako dorośli mężczyźni. Czuć tu zwątpienie i łamiącą wolę melancholię, czuć przekonanie o tym, że jednak nie wszystko jest, jak powinno, że mamy mało czasu, i że nikt ostatecznie nie odpowie nam na pytania, które, niekiedy ze wstydem, zadajemy sami sobie.

 

P.S. Dwa ważne słowa o sekcji rytmicznej.

Michał Piłat i Tomek Semeniuk znaleźli Gorycz z podciętymi skrzydłami, niewydarzoną, niedokończoną, wątpiącą. Większość nowych numerów miała już swój kształt, miała rdzeń, miała wymyślone przez poprzedniego perkusistę (Wojtka Błaszkowskiego) aranże bębnów. Kiedy pożegnaliśmy Wojtka i Krzyśka, zostaliśmy we dwóch z bardzo nikłą nadzieją na dokończenie zaczętej roboty, której poświęciliśmy z Przemkiem ostatnie 4 lata życia.

Michał i Tomek uwierzyli w ten zespół i w ten materiał. W niesamowicie szybkim tempie opanowali piosenki, choć nie było im łatwo „wejść” w utwory, które w 80% już wcześniej istniały i były ogrywane. Jednak zrobili to kosztem swojego wolnego czasu, kosztem nerwów, wyrzeczeń i pieniędzy. Można z całą pewnością stwierdzić, że Kamienie nie powstałyby, gdyby nie oni. Dziękuję bardzo.

Tomek Kukliński