Po ponad czterech latach przerwy, Zwidy wracają z drugim albumem – Nigdy nie będę taki, jak bym chciał. Oczekiwania były ogromne, a zespołowi – po wspólnych koncertach z zespołem LoveJoy – udało się wypłynąć na szerokie morze i dotrzeć do nowej fanbazy. Poprosiłam chłopaków z zespołu, w tym kolegę z redakcji, o rozebranie na części pierwsze ich najnoweszego albumu.


Nigdy nie będę taki, jak bym chciał

Artur: Zawsze podobały mi się piosenki, które narastają w trakcie trwania, zapętlone motywy, które nabudowują się przez całą długość utworu, dążąc do wielkiego “uwolnienia”. Jedną z takich piosenek jest Spanish Sahara zespołu Foals. Bardzo chciałem zrobić piosenkę, która miałaby podobny klimat. Subtelne, delikatnie wypuszczane dźwięki, motywy, który się powtarzają. Tak powstały główny motyw tego kawałka, który finalnie, w całości ma bardzo niewiele wspólnego ze Spanish Sahara, bo naturalnie zrobiliśmy go “po zwidowemu”. Pauzy, zabawa dynamiką, głośne outro, chórki. Wydaje mi się, że to była jedna z pierwszych na płytę piosenek, po Zapomnieć, którą udało nam się skończyć. Tekst udało mi się napisać bardzo sprawnie, powstało nawet kilka dodatkowych zwrotek, które ostatecznie nie znalazły się na płycie. 

Tekst opowiada o tym, że nigdy nie sprostamy wymaganiom, które sami sobie stawiamy. Granica poczucia spełnienia ciągle się przesuwa. Dlatego właśnie tak ważne jest, żeby być bliżej siebie. Dla mnie ten tekst, ani tytuł płyty zupełnie nie są pesymistyczne, wręcz odwrotnie. Nigdy nie będę taki, jak bym chciał i co z tego? Taki, czyli jaki? 

Wydawało mi się też, że przez ten cytat Nigdy nie będę taki, jak bym chciał piosenka miała potencjał, żeby być dobrym openerem albumu. Pierwsza linijka, którą słyszy odbiorca nadaje klimat całej płycie. Skojarzyło mi się to z legendarnym albumem naszego zaprzyjaźnionego zespołu Crywank tomorrow is nearly yesterday and everyday is stupid, który zaczyna się od słów Everyone I love is gonna die. It hits you hard. 


Składamy się z żalu

Krzysiek: Ta piosenka to trochę obserwacja, a trochę satyra na słowa “niczego nie żałuję”, które stały się mottem dla wielu osób. Gadanie w ten sposób to coachingowe brednie, bo nie da się przeżyć życia tak, aby niczego nie żałować. Co gorsza, często te słowa padają w kontekście relacji z innymi ludźmi, gloryfikują egocentryzm i stanowią podstawę do dążenia do swoich celów po trupach. Myślę, że – również dzięki terapii – dojrzałem do wniosku, że żal jest nieodłączną częścią życia i odpowiednie przepracowanie go może być bardzo konstruktywne. I od kiedy nie odrzucam tej emocji z założenia, żyje mi się nieco łatwiej, a na pewno w większej zgodzie z samym sobą i innymi ludźmi. To pierwszy singiel z tej płyty, choć zupełnie nie planowaliśmy go do tej roli, ale feedback jaki dostaliśmy po tym jak zagraliśmy go kilka razy na koncertach sprawił, że zmieniliśmy zdanie. Na etapie tworzenia jego dynamika kojarzyła nam się z King Gizzard & The Lizard Wizard, stąd jego roboczy tytuł to “Gizzardowy”, ale już na etapie produkcji naturalnym wydało nam się wykorzystanie kilku patentów z Go With The Flow Queens of the Stone Age. W pewien sposób nawiązaliśmy do tego kawałka też w teledysku.

Artur: To chyba moja ulubiona piosenka do grania na żywo. Muzycznie zawarliśmy w niej całą esencję Zwidów – jest energicznie, łamiemy rytmy, sprawnie zmieniamy motywy, jest też melancholijnie, outro z kolei brzmi potężnie. Wszystko co najlepsze! 


Zapomnieć

Krzysiek: Najstarszy utwór na płycie. Zasadniczo zaczęliśmy go grać na koncertach tuż po premierze naszej poprzedniej płyty. Początkowo miał inny tekst, nawiązujący do “Nobody Really Cares If You Don’t Go To The Party” Courtney Barnett, ale w pandemii postanowiłem go zmienić, bo śpiewanie o nie wychodzeniu z domu straciło swój sens i zbliżało nas niebezpiecznie do “piosenki pandemicznej”, a tego zdecydowanie nie chciałem. Nowy tekst dotyczy chęci zapomnienia o starzeniu się i śmierci. Pierwszy rok pandemii przypadł na moje 30. urodziny i był to moment, w którym na chwilę poczułem, że nigdy nie będę już młody, a ostatnie chwile tego “beztroskiego” czasu odebrał mi właśnie COVID. Miesiącami zmagałem się przez to z atakami paniki i stanami depresyjnymi, ale spisanie tego tekstu na papierze zadziałało autoterapeutycznie. Dzisiaj znowu czuję się niczym 23-latek, choć z dużo lepszym zapleczem życiowym i doświadczeniem. Udało mi się też przechwycić do tego utworu cytat z 18L, co uważam za życiowy sukces.


Czas start!

Artur: Piosenka opowiada o fomo, ale takim w prawdziwym życiu. Każdy wybór wiąże się z jakąś stratą. Znowu przewija się motyw pogodzenia się z rzeczywistością. Dorosłe życie to ciągła sztuka dokonywania wyborów i podejmowania decyzji. 


Niech będzie jak jest

Artur: To piosenka, która miała dla mnie bardzo dużą terapeutyczną wartość. Nie ma sensu opowiadanie, o konkretnej sytuacji, którą opisuje ta piosenka. Zależało mi na to, żeby tekst był uniwersalny i każdy mógł go odnieść do tego co obecnie przeżywa. Pamiętam, że roboczy tytuł tego kawałka to “Ballada”, co chyba dobrze oddaje ogólny klimat. 


Wszystko jedno

Krzysiek: To kawałek o godzeniu się z tym, że nic od nas nie zależy. Do tego typu przemyśleń zmusił mnie rozpad grupy najbliższych znajomych, będący wynikiem rozstań, konfliktów czy różnych nieciekawych działań wśród innych członków tej grupy. Zdałem sobie sprawę, że choćbym starał się najmocniej na świecie i tak bym tego nie powstrzymał, a przecież – co w tym wszystkim jest bardzo smutne – ma to bardzo realne przełożenie na moje relacje i moje życie. Nauczyłem się, że nic nie trwa wiecznie, a im bardziej staramy się z tym walczyć, tym bardziej to boli. Zdrowa obojętność jest dobrym rozwiązaniem. Muzycznie to mój ulubiony kawałek na płycie. Inspirowaliśmy się Blankenship DIIV oraz utworami Sonic Youth. 


Nie ma mnie

Krzysiek: Odczuwam dużą nostalgię do czasów swojego dzieciństwa. Choć jestem mocno związany z nowoczesnymi technologiami, to tęsknię też za czasami, gdy po powrocie ze szkoły jedyną rozrywką było wyjście na dwór z kolegami. Co więcej – mam wrażenie, że pewne bodźce odbierałem wtedy inaczej – kolory, zapachy, itd. Swoją drogą ostatnio uświadomiłem sobie, że na moim podwórku rosło bardzo dużo ostu – rośliny, której nie widziałem już chyba 15 lat na oczy. Ta nostalgia ma jednak dobrą stronę. Od czasu do czasu zdarza mi się poczuć coś tak samo, jak w dzieciństwie – zobaczyć zachód słońca oświetlający moje rodzinne blokowisko w taki sam sposób, jak wtedy, poczuć jakiś smak lub zapach, spotkać znajomego, którego nie widziałem 20 lat. Takie momenty – choć zwykle trwa to kilka sekund – sprawiają, że czuję się jakbym znowu był dzieckiem. I przeżywam je bardzo euforycznie. Ta piosenka jest o jednym z takich przeżyć, które jakiś czas temu dopadło mnie na wyjątkowo długą chwilę.

Artur: Powstanie tej piosenki ma stosunkowo śmieszną historię. Główny motyw, który został użyty na zwrotki miał być wyłącznie przejściem w jakiejś innej piosence. Krzysiek zaproponował, żeby zbudować całą piosenkę na motywie, który w zamyśle miał być grany przez dosłownie 2 takty. Strukturę całej piosenki ułożyliśmy na próbach jammując. 


Kto?

Artur: Główny motyw na gitarę wymyśliłem słuchając płyty Radiohead. Jeśli dobrze pamiętam słuchałem akurat Weird Fishes / Arpeggi. Siedziałem z gitarą akustyczną w ręku i motyw powstał bardzo naturalnie. Pamiętam, że od samego początku wiedzieliśmy, że to piosenka, która po prostu musi brzmieć tak, jakbyśmy nasłuchali się Radiohead. I tak też się stało. Jeśli chodzi o budowę kawałka to gitara gra dosłownie 3 motywy, co jest mocno “niezwidowe” – piosenka ma strukturę zwrotka/refren/zwrotka/refren/outro. Myślę, że na etapie EPki takie “proste” rozwiązanie byłoby dla nas nie do pomyślenia.

Kuba: Lirycznie Kto? to zlepek chaotycznych wyrażeń, które formuje w duszy osoba, która dysocjuje, traci poczucie sprawczości nad swoimi działaniami i koniec końców kwestionuje związek swojego wewnętrznego ja z zewnętrznym. Chciałbym żeby ostatnie, powielane, wyrzucane w eter pytania “no kto?” interpretować jako moment, w którym podmiot liryczny przestaje zakłamywać rzeczywistość, że ten “ktoś” to ktoś inny niż on sam. Muzycznie to nie da się ukryć, In Rainbows. To zawsze bardzo świeża rzecz kiedy ktoś w zespole zainspiruje się czymś czego wcześniej nie słuchał, a reszta zna dobrze. Wydaje mi się, że to jeden z najszybciej zrobionych przez nas utworów.


Kot w pudełku

Krzysiek: Oczywiście, że jestem kociarzem. I choć moje koty wyjątkowo tego nie robią, fascynuje mnie kocia potrzeba wciskania się do jak najmniejszych pudełek, kartonów, pojemników, itd. Podobno wynika to z tego, że w ciasnych przestrzeniach czują się bardzo bezpiecznie. Mam taką fantazję, która powraca w wyjątkowo stresujących momentach mojego życia, żeby zebrać potrzebny prowiant i zamknąć się na tydzień lub dwa w hostelu kapsułowym – praktycznie bez możliwości ruchu i w pełni odcinając się od świata zewnętrznego. Z jakiegoś powodu wydaje mi się to relaksujące. Oczywiście z braku możliwości wykonania takiego planu, zadowalam się zamykaniem się i odłączaniem od świata w swoim mieszkaniu. Kot w pudełku to oda do czasu spędzanego w swoich bezpiecznych czterech ścianach. Co ciekawe, świadomie przemyciłem do tego kawałka pewne elementy reggae, nie mówiąc o tym chłopakom. Nie jest to gatunek, którego słucham w jakimkolwiek stopniu, ale chciałem zobaczyć jak to się połączy ze zwidową stylistyką. 

Artur: Totalnie nie słyszałem tych elementów reggae, o których mówi Krzysiek. Dla mnie ta piosenka brzmi jak mieszanka Foals, Kiss i Biffy Clyro. Czyli super. 


Po co ten lęk?

Artur: Piosenka, z której jestem najbardziej dumny, zarówno muzycznie jak i tekstowo. Jestem wielkim fanem midwest emo i wszelkich “twingkly” gitar, więc piosenka w takim klimacie obowiązkowo musiała się znaleźć na płycie. Pamiętam, że puszczałem chłopakom różne piosenki Tiny Moving Parts, i miałem nadzieję, że zbliżymy się muzycznie do twórczości tego zespołu. Myślę, że zbliżyliśmy się bardziej do Zwidów, niż Tiny Moving Parts. 

Tekst opowiada o terapii i poczuciu sprawczości. Samo posiadanie wiedzy niczego nie zmieni jeśli nie wdrożymy jej w życie. Skąd wiedzieć czy jesteśmy gotowi na zmianę, czy wiemy już wystarczająco dużo, czy sobie poradzimy, czy warto ryzykować? Piosenka opowiada o radzeniu sobie z tymi pytaniami. 

Na etapie nagrań gitary odłożyliśmy ją na sam koniec, bo miałem przeczucie, że nagranie będzie szło najbardziej opornie. To wymagająca technicznie piosenka, ale ku zdziwieniu naszej trójki nagranie gitary udało się zamknąć dosłownie w 2 czy 3 podejściach. 


Kolejny dzień

Kuba: Melodia i słowa do motywu przewodniego pojawiły się w mojej głowie jeszcze przed powstaniem Zwidów, datuję to na połowę 2016, byłem wtedy pod dużym wrażeniem płyty Jeleń zespołu Jesień i ta płyta jest bezpośrednią inspiracją. Planowałem go kiedyś skończyć i nagrać, ale nie było ku temu okazji, aż do czasu kiedy uznałem, że będzie on pasować do nowej płyty Zwidów. Kiedy przedstawiłem chłopakom wersję demo wszyscy zgodnie uznaliśmy, że numer ten powinien zamykać płytę. Jest to jedyny kawałek Zwidów, którego forma została w opracowana w domu przez jedną osobę a nie na próbach, a przez fakt, że Arturowi trudno było zagrać wymyślone przeze mnie partie to w tym utworze na gitarze gram ja. Żeby nie było, że Artura nie ma tu wcale, tworzy jedną z warstw gitar w końcowej części utworu.

Muzycznie i tekstowo w utworze tym panuje dobitny podział na fragmenty zwrotkowe i refrenowe. Zwrotki są delikatne, a podmiot liryczny wątpi, zadaje sobie pytania (tutaj moje przewrotne nawiązanie do tego jak nie potrafiłem rozwiązywać zadań z fizyki w szkole),a refreny to wykrzyczenie (wypłakanie) tego poczucia bezsensu, życia w zawieszeniu. Pozostając w kręgu inspiracji zespołem Radiohead utwór ten czerpie nieco z The Tourist, który zamyka OK Computer. Analogia przyszła do mnie już na etapie produkcji tego utworu, natomiast sięgnięcie po mellotronowe chóry na refrenach jest już bardziej jak mrugnięcie okiem dla tych co znają ten klasyk z 1997 roku.

Posted in OdsłuchTagged ,