Yard Act od razu wydają się zespołem, który na pewno ma mocne opinie na różne tematy, a przy okazji potrafią gadać i potwierdzi to każda osoba, która chociaż raz widziała ich koncert. A my lubimy takich ludzi. I lubimy zadawać im fatalne pytania. Jak zaraz zobaczycie, James Smith (wokal) oraz Sam Shjipstone (gitara) mają nawet opinię na temat posiadania opinii o utworach innych artystów. Oczywiście pogadaliśmy z nimi też o innych tradycyjnych sprawach – złym jedzeniu, byciu muzykiem, planach na następne pięć lat, a przy okazji pojawił się nawet… cosplay. Rozmowa pochodzi z OFF Festivalu 2022. Miłego czytania!
[YOU CAN ALSO READ IT IN ENGLISH]
Twój największy muzyczny bohater
James Smith (wokal): Neil Young. Kocham go. Kocham go, ponieważ on wciąż, wiesz… Nie słyszałem jeszcze pewnie z dwucyfrowej liczby jego albumów, więc ciągle dopiero się w nim zakochuję. Ale stworzył kilka moich ulubionych albumów wszechczasów, a poza tym kocham jego podejście do muzyki. Kocham jego entuzjazm, chęć do eksperymentowania i zmian kierunku, gdy poczuje się w czymś zbyt komfortowo. No i ze wszystkich gwiazd rocka, które są po siedemdziesiątce, jego postawa dotycząca ludzkości i polityki jest najpiękniejsza i najprawdziwsza. To naprawdę miłe. Tak, jest świetny.
Sam Shjipstone (guitar): Powiedziałbym, że moim ulubionym artystą muzycznym, jeśli takie byłoby pytanie, jest Fela Kuti, ale zastanawiam się, czy uwielbiam go też „prywatnie”. Myślę o nim, jako o pewnej osobie, która nie ma na mnie jakiegoś większego wpływu. Ale owszem, muzykę tworzył świetną. Długo nad tym nie myślałem i na pewno jest to trudna do oceny osoba pod niektórymi względami, ale tak – prawdopodobnie on.
Najlepsza rzecz w byciu muzykiem
James: Tworzenie muzyki! To znaczy, wiem, że to nudne.
Sam: Wydaje mi się, że fakt, że nie mam na to szybkiej odpowiedzi, wskazuje na to, że nie jestem wystarczająco wdzięczny. Powinienem mieć do powiedzenie wiele rzeczy, które są naprawdę fajne w tym stylu życia.
James: Myślę, że bycie muzykiem jest jak należenie do jakiegoś tajnego klubu, o którym innym ludziom wydaje się, że nie mogą do niego należeć. Ale ja w pełni należę do obozu mówienia wszystkim, że prawdziwym sekretem jest fakt, że jest to bardzo proste. Naprawdę łatwo wejść do klubu. Znacznie trudniej być w tym fenomenalnym. To ciągła podróż. Ale iluzja, że ciężko jest tworzyć muzykę lub grać na instrumencie to mit. I mam wrażenie, że muzycy stworzyli sobie ten klub, żeby zachować ten sekret dla siebie. Najlepsze w byciu muzykiem jest przekazywanie tej tajemnicy ludziom nie będącym muzykami i informowanie ich, że muzycy ich wkręcają. To proste. Zrób to. Weź jakikolwiek instrument i załóż zespół. Rób hałas.
Najgorsza rzecz w byciu muzykiem
Sam: Mógłbym o tym długo mówić. Ale co jest najgorsze? Nie wiem. Jest w tym rodzaj niepewności. Tak. To jedna z tych rzeczy, które robi wiele, wiele osób, ale niewiele może o sobie powiedzieć, że JEST muzykami. Niepewność. Co sądzisz? Ja nie wiem.
James: Posiadanie opinii na temat muzyki innych artystów, ponieważ sam ją tworzysz. Możesz wziąć gitarę i zrobić to samo. To co ekscytuje innych ludzi, może być dla ciebie obojętne, bo wiesz jak łatwo jest to zrobić. Ale jednocześnie może to być też najbardziej ekscytująca część bycia muzykiem. Kiedy coś cię jednak uderzy i nie wiesz czemu, a czekałeś na to. Zdarzają mi się długie okresy, kiedy nie podoba mi się zupełnie nic nowego i ciągle mówię: „Już to słyszałem. Wiem, jak oni to robią. Wiem, jakie są ich inspiracje i dokąd zmierzają.” Ale jak coś cię w końcu uderzy to myślisz sobie: „Bang! Dlaczego to znowu kocham?”. Bo ciągle daje to ten impuls w mózgu, to uczucie w całym ciele, te ciarki. To jest ekscytujące. Więc tak, najgorsza rzecz jest taka, że przez większość czasu jesteś na to nieczuły. Ale pozytyw jest taki, że jeśli to kochasz, to wciąż będzie przytrafiać ci się to dziwne uczucie i jest to najlepsze uczucie, gdy piosenka uderza cię w sposób, którego do końca nie rozumiesz. I nie możesz gonić za takimi momentami. Próbowałem to robić przez lata, ale teraz po prostu pozwalam im przychodzić, bo wciąż to robią. Nauczyłem się, że mogę przeżyć pół roku nudząc się każdą nową piosenką, czy płytą, którą kiedyś kochałem, ale któregoś dnia to znowu zaskakuje i jakiś kawałek jest najbardziej eksytującą rzeczą, jaką kiedykolwiek słyszałem i w sumie to nie wiem czemu.
Czy jest jakaś płyta, która szczególnie wyzwala w tobie takie uczucie?
James: Prawdopodobnie „Horses” Patti Smith.
Sam: Ostatni raz czułem to, jak byliśmy na rozdaniu nagród Mercury Prize w Wielkiej Brytanii. Była tam taka osoba, pianista jazzowy, którego nigdy nie słyszałem, ale posłuchałem w drodze powrotnej. I to był jeden z tych momentów, w których myślisz sobie: „Boże, muzyka jest taka dobra”. Byłem bardzo podekscytowany. Poczułem się odmieniony po przesłuchaniu tego. Ta osoba to Fergus McCreadie.
Gdyby nie muzyka, to co?
Sam: Kto wie, co by się działo? Ale zwolniłem się z pracy w listopadzie 2021 r. To było Citizens Advice. To taka charytatywna instytucja doradcza. Bardzo stara i bardzo unikalna dla Wielkiej Brytanii. Pewnie dalej bym tam siedział, gdybym nie był tutaj.
James: Ja pracowałem w domu opieki i byłem nauczycielem muzyki.
Jakie jest wasze niemuzyczne hobby?
Sam: Myślałem o tym ostatnio i zupełnie szczerze nie wiem, czy mam teraz jakieś hobby. Cóż, cokolwiek nie przychodziło mi do głowy, nie robiłem tego przez ponad rok, więc chyba nie jest już moim hobby, prawda?
James: Bieganie. Nazywam to hobby, ale to chyba coś, co pozwala mi się rozładować. Lubię naturę. Lubię być sam. Bycie samemu to moje hobby. Oddalanie się i wyłączanie telefonu.
Najdziwniejsza rzecz, jaka wydarzyła się na waszym koncercie
Sam: Było wiele dziwnych rzeczy. Wczoraj na scenę wszedł młody chłopak przebrany za Jamesa. To było dziwne.
James: Tak, ten cosplay to chyba najdziwniejsza rzecz. Raz też jakaś Hiszpanka weszła na scenę w Londynie, twierdząc, że zna naszą piosenkę, a potem zaczęła śpiewać Cherry Bomb The Runaways a capella.
Sam: Poważne awarie. Rzeczy, które się psują i naprawiają. To mi jeszcze przychodzi do głowy.
Pierwsza płyta, którą kupiłeś za własne pieniądze
Sam: O, tak, to było… Co to było? Pamiętasz swoją?
James: Gorillaz Gorillaz.
Sam: Wow. Ja pamiętam trzy swoje pierwsze płyty, ale żadnej z nich nie kupiłem. To była Kylie Minouge, Pet Shop Boys i Spice Girls, co wskazuje na bardzo gejowski gust muzyczny.
Wasza piosenka, którą lubicie najbardziej
Sam: 100% Endurance ma głębię.
James: Tak. 100% Endurance.
Sam: Lubię też grać Dead Horse i Land Of The Blind…
Gdzie widzicie się za 5 lat?
Sam: Nie wiem. Zupełnie o tym nie myślę.
James: Pracujemy nad różnymi rzeczami, które nie są trasami czy albumami. Widzę nas mających nasze własne studio, które w pełni funkcjonuje i daje nam finansową niezależność za pięć lat. Do tego aspiruję.
Sam: Racja. Tak. To jest spoko, stary. Totalnie to widzę.
Najgorsze jedzenie na trasie
Sam: Dzisiaj. Zamówiłem kapustę zasmażaną i był w niej, chyba, bekon. To było całkiem obrzydliwe, muszę przyznać. Kocham kapustę zasmażaną, ale ta była jakaś mokra. Nie powinienem tego mówić w Polsce (śmiech). To okropne z mojej strony. To wcale nie było najgorsze jedzenie. Po prostu było to dzisiaj i jest bardzo świeże w mojej pamięci. Nie była to najgorsza rzecz, bo wciąż mimo wszystko była jadalna. Muszę się zastanowić. Catering jest czasami naprawdę dobry na festiwalach. To cudowne.
James: Dzisiaj wygląda to nieźle. Jestem całkiem podekscytowany jedzeniem po dzisiejszym koncercie.
Sam: Na brytyjskich festiwalach, gdy byłem nastolatkiem, jedzenie było fatalne, a teraz jest bardzo wykwintne.
James: Tak. Graliśmy tydzień temu na festiwalu w Wielkiej Brytanii. Nie powiem na jakim konkretnie, bo kocham ten festiwal, ale ekipa cateringowa była bardzo markotna i niegrzeczna, a poza tym skończyło im się wszystko, co wygladało naprawdę spoko. Dostałem talerz brokułów, które były w sumie surowe. Niedogotowane brokuły i makaron bez smaku. Było ok, ale problem w tym, że wyprzedało im się prawie całe menu! Jak zobaczyliśmy menu, to były tam tacosy z kalafiorem z głębokiego tłuszczu czy wypasiony mac & cheese. Pomyślałem sobie: „Mam na to ochotę”. Podeszliśmy, a oni na to: „Mamy tylko brokuły i makaron”.
Sam: A nie było wcale późno. Nie zdążyły jeszcze zagrać 4 zespoły na 3 scenach!
James: Ale zły posiłek jest czasami dobry, bo przypomina ci o tych dobrych. Nawet złe jedzenie ma swoje miejsce we wszechświecie.
Sprawdź nasze pozostałe wywiady – tutaj!
Foto: James Brown