Miał być nowy projekt, a wyszła nowa płyta.  Lastryko powracają z instrumentalnym, improwizowanym albumem. Oficjalna premiera 25 marca, jednak już dziś możecie posłuchać całości na Undertone! O powstaniu „Tętno Pulsu” opowiedział Wojtek Lacki.

Lastryko to…
W tej chwili Lastryko to Artur Bieszke na gitarze i śpiewaniu, Jacek Rezner na perkusji, Wojtek Lacki na basie a od kilku miesięcy gra z nami Maciej Szkudlarek. Maciek, pomimo że z reguły jego instrumentem była gitara, bas lub wokal, u nas obsługuje w tej chwili syntezatory i perkusjonalia.

Kiedy narodziło się Tętno Pulsu?
Zimą zeszłego roku w przypływie fantazji postanowiliśmy stworzyć zespół o nazwie Tętno Pulsu. Z tego co pamiętam, naszym pomysłem było granie improwizowanej muzyki tanecznej, która łączyłaby to co robimy z techno, trochę w duchu Nisennenmondai i krautrockiem. Zagraliśmy w takim klimacie dwa improwizowane koncerty, które wyszły nie do końca w takim kierunku, jak zakładaliśmy, ale były ciekawe i dobrze się bawiliśmy. Chyba głównym problemem było to, że oczywiście nikt nie tańczył.

Jak przygotowywaliście się do sesji nagraniowej?
Przygotowaniem były te dwa koncerty, które zagraliśmy. Dzięki nim mogliśmy oswoić się lepiej taką koncepcją grania. Połączenie improwizacji i motoryczności jest dość specyficzne.

Nagrywanie improwizacji bardzo się różni od nagrywania „regularnego” materiału?
Dziwnie nagrywa się improwizacje. Nagrywając płytę, cały czas jest syndrom czerwonej lampki i strach o to, że taśma się zmarnuje. Taśmy nie było, ale ja cały czas miałem z tyłu głowy, że nie wykorzystuje dostatecznie jakiegoś zasobu. Muzyka, która jest skomponowana i przećwiczona, brzmi inaczej na nagraniu niż improwizacja i to też jest specyficzne uczucie. To, co teraz słyszę jako żywe i surowe w studiu słyszałem jako średnie i mało profesjonalne. Myślę, że to ciekawe doświadczenie, dzięki któremu nauczyłem się lepiej słuchać muzyki i doceniać różne walory.

Z drugiej strony nie mieliśmy oczekiwań w stosunku do tej sesji. Po prostu spędziliśmy dwa popołudnia w studiu. Jeżeli okazałoby się, że nie wyszło nam nic wartego pokazania, to uznałbym to za cenną lekcję. Od strony organizacyjnej zrezygnowaliśmy z tworzenia osobnego projektu. Ze względu na to, że wyszło nam coś mocno wpisanego w to, co robiliśmy jako trio, postanowiliśmy rozszerzyć skład do kwartetu i kontynuować jako Lastryko.

Materiał ma prawie rok. Dlaczego płyta tyle czekała na wydanie?
Po odsianiu ewidentnych kartofli, zostało nam ponad 3 godziny muzyki. Niektóre fragmenty ciągnęły się zbyt długo, w środku innych pojawiały się fatalne mielizny, a jeszcze inne były takie, że pomiędzy dwoma fajnymi motywami pojawiało się jakieś nieporozumienie. Nie chcieliśmy edytować tego, co trafi na płytę, więc trzeba było znaleźć fragmenty, które w jakiejś całości będą miały sens. Przy tego typu muzyce to dość żmudny proces i zajął kilka miesięcy. W międzyczasie pracowaliśmy też nad innymi rzeczami, między innymi nad naszą następną płytą.

Potem był czas na miks. Płyta ostatecznie została skończona na początku października i wtedy postanowiliśmy dać sobie czas na zebranie sił, zaplanowanie koncertów i wymyślenie co dalej zrobimy z tą płytką.

Opowiedzcie o studiu, w którym nagrywaliście.
Nagrywaliśmy w studiu Highwave, które niestety już nie istnieje. Miejsce prowadził Jan Galbas i Matteo Bassoli. Stworzyli fajną przestrzeń, która pozwalała na rejestrację na dobrym poziomie, a jednocześnie panował tam luźny klimat, co sprzyjało pracy w takim stylu, jaki sobie wybraliśmy. Studio mieściło się w okolicach Hutniczej w Gdyni. To takie specyficzne miejsce, gdzie są tylko kontenery, hurtownie i bardzo mało ludzi.

Dlaczego na „Tętno Pulsu” postanowiliście pójść w instrumentalnym kierunku?
Chcieliśmy zrobić materiał, który będzie improwizowany, więc wokale jakoś nam do tego nie pasowały. Nikt z nas nie jest wokalistą improwizatorem i nie widzieliśmy tego w tej konwencji.

Musicie mieć jakieś ciekawostki związane z nagrywaniem.
Jedyną ciekawostką, która przychodzi mi na myśl, jest sytuacja, w której pierwszy raz pojawił się pomysł na ten materiał. Graliśmy krótką trasę, na której na 2 koncertach supportowaliśmy Made in Poland, a jeden koncert graliśmy sami w Kalamburze we Wrocławiu. Jak ktoś nie był, to polecam. Świetne miejsce, gdzie można palić szlugi w środku i ogólnie jest głośno i tak pubowo w stylu, który chyba zanika a za którym trochę tęsknie. Zagraliśmy tam dość krótkiego seta i zaczęliśmy się zwijać. Michał, który zajmuje się Kalamburem, przyszedł i powiedział, że jest spoko i żebyśmy grali dalej, bo jest ok i ludzie się dobrze bawią. Po krótkiej naradzie zagraliśmy kolejne 20 minut, w trakcie których jedynym założeniem było to, żeby było pulsująco i motorycznie. Ludzie najlepiej odebrali tę część koncertu i następnego dnia postanowiliśmy znaleźć sposób jak kontynuować ten proceder.

Ile czasu zajęły Wam nagrania?
Sesja trwała dwa popołudnia. Spotykaliśmy się o 15 i kończyliśmy koło 20 z poczuciem, że nie damy rady nic więcej zagrać. To była fajna odmiana po sesjach, na których nagrywaliśmy skomponowane rzeczy, gdzie jednak jest presja czasu i poczucie, że czas w studiu trzeba wykorzystać najbardziej jak się da. Gdybyśmy mogli sobie pozwolić na więcej czasu w studiu, na pewno płyta byłaby zupełnie inna, ale chyba nie lepsza. Po nagraniu dostaliśmy plik z ponad trzema godzinami muzyki. Nagrywaliśmy dość rozrzutnie i bez planu więc były tam przeróżne rzeczy.

Z sesji pamiętam raczej ekscytacje w sobotę oraz zmęczenie i bardzo dużo mieszanych uczuć w niedzielę. Nie pamiętałem melodii czy rytmów, które zagraliśmy. Było ich na tyle dużo, że raczej pamiętałem sytuacje niż nutki. Odsłuchiwanie było dość męczące i trwało długo, ale finalnie udało nam się wyciągnąć około 40 minut dość spójnego seta. Mamy też w zanadrzu trzy improwizacje, które są dobre, ale nie weszły na płytę, bo nie do końca pasowały do całości. Przy dobrych wiatrach wydamy je jako epkę w drugiej połowie roku.

Utwory nie mają konkretnych tytułów…
Zdecydowaliśmy się nie tytułować kawałków. Robiliśmy je z czystą głową bez jakiejś specyficznej koncepcji estetycznej czy pomysłu dookoła. Myślę, że tym, co łączy i spaja te numery, jest sytuacja i czas, w którym zostały nagrane więc będą częścią sesji „Tętno Pulsu”. Postawiliśmy mocno na szczerość i bezpośredniość, więc wymyślanie czegoś dookoła chyba by nie pasowało.

 

Posłuchaj „Tętno Pulsu”

Posted in OdsłuchTagged ,