Od zawsze poruszali ciężkie tematy i komentowali aktualne wydarzenia na świecie, jednak dopiero na piątym albumie spojrzeli w głąb siebie. Jak przyznają, to zupełnie nowe doświadczenie. Chris i Rory na dwie godziny przed koncertem w Proximie nie wyglądali na ani trochę zestresowanych. Ciężko im się dziwić. Niezależnie od tego, jak odebrana została ich ostatnia płyta, fani wciąż zgadzają się w jednym – Enter Shikari to prawdziwe bestie koncertowe.
[CLICK HERE FOR ENGLISH VERSION]
Rou swego czasu chętnie pokazywał na Instagramie, jak ćwiczy jogę w różnych dziwnych miejscach na trasie. Zaraził was swoją pasją?
Chris Batten (basista – przyp.red): Nie, ja go tylko obserwuję i myślę sobie – chyba powinienem to robić. I wtedy otwieram sobie piwo (śmiech).
Rory Clewlow (gitarzysta – przyp.red): Dokładnie. Możesz albo dbać o siebie – zdrowo się odżywiać i ćwiczyć, albo pić piwo. Chris i ja zawsze wybieramy tę drugą opcję.
To Wasz rytuał na trasie?
(śmiech) Tak! Piwo przed każdym koncertem.
Relacje z Waszej aktualnej trasy wyglądają świetnie. Jest za nie odpowiedzialny Tom Pullen, prawda?
Chris: Tak! Poznaliśmy go w Stanach, po naszym koncercie w House Of Blues w Los Angeles.
Rory: Tom pracuje jako freelancer dla jakiegoś magazynu. Po koncercie przyszedł do nas i spytał, czy nie zgodzilibyśmy się na sesję zdjęciową.
Chris: Potem napisał maila do Rou, że jest bardzo znudzony w swojej pracy i chciałby pojechać z nami w trasę. I jak widać, dobrze, że się zgodziliśmy. Koleś wymiata!
Cała oprawa Waszej nowej trasy robi ogromne wrażenie! Kto wpadł na ten pomysł?
Chris: Za wizualizacje odpowiedzialny jest Rou. Niestety dzisiaj ich nie będzie, ponieważ sala jest za mała (Proxima – przyp.red.) Ale tak, każda piosenka ma inny temat, co odzwierciedlają wizualizacje i wszystko, co dzieje się na scenie. Wszystko podczas naszego występu jest idealnie zsynchronizowane.
Rory: Całość ewoluowała z pomysłu Rou. Radar kontroluje ludzi, trzyma ich w szeregu. My chcieliśmy zrobić jego gigantyczną wersję na scenie. Udało się, ale sam radar szybko nam się znudził. Dlatego dodaliśmy wizualizacje, światła i dużo efektownych gadżetów.
The Spark to chyba najbardziej osobisty materiał, jaki do tej pory nagraliście. Jak się z tym czujecie?
Chris: W naszej muzyce wciąż jest sporo polityki, jednak mówimy o niej bardziej subtelnie. To prawda, ostatni album jest bardzo osobisty. Miało na to wpływ wszystko, przez co musiał przejść Rou – ataki paniki i i sporo prywatnych perturbacji. To nim bardzo wstrząsnęło, ale też dało kopa do pisania i tworzenia. Granie tak osobistych rzeczy to naprawdę intensywne doświadczenie, to łączy ludzi na zupełnie innym poziomie. Często widzieliśmy, jak ludzie po prostu szaleją na naszych koncertach, teraz widać, że niektórzy dogłębnie odbierają konkretne kawałki. To zupełnie nowe przeżycie… granie tego albumu sprawia mi ogromną przyjemność.
Rory: Kocham naszą muzykę. Rzeczywiście, wcześniej byliśmy bardzo wściekli, młodzi. Po wszystkich wydarzeniach, które przeszedł Rou a my razem z nim, zmieniliśmy się, sporo się nauczyliśmy. Zależy nam, żeby ludzie wiedzieli, że nie zawsze muszą czuć się dobrze, nie ma nic złego w tym, że nie jest się w formie. Bycie wrażliwym jest ok.
Macie bardzo oddanych fanów. Ludzie jeżdżą za Wami z miasta do miasta. Znacie ich osobiście? Rozpoznajecie ich twarze w tłumie?
Rory: Jest jedna dziewczyna, którą kojarzę… była dosłownie na każdym naszym koncercie w Europie. To naprawdę niesamowite, często o tym słyszymy. Dla nas to jest nieprawdopodobne, bycie tak zagorzałym fanem. Jesteśmy szczęściarzami.
Chris: Z drugiej strony to musi być niezła przygoda. Trochę urlop, trochę wycieczka.
Moglibyście tak spędzać swoje urlopy?
Chris: O Boże, nie miałbym siły.
A gdybyś miał znowu 19 lat?
Pojechałbym za Biffy Clyro! Stałbym na każdym koncercie pod sceną, na pewno.
Macie jeszcze siły chodzić na koncerty w wolnym czasie, odkrywać nowe zespoły?
Chris: Ja i Rory mamy dzieci, więc kiedy wracamy do domu, spędzamy w nim każdą wolną chwilę. Po dwóch miesiącach spędzonych poza domem rodzinnym raczej nie myślimy o wychodzeniu na koncerty (śmiech).
A pamiętacie ostatni koncert, na którym byliście?
Chris: (długa przerwa) wydaje mi się, że to był występ Bring Me The Horizon w Alexandra Palace.
Jaki jest najważniejszy album w waszym życiu?
Chris: Rage Against The Machine – Rage Against The Machine. Pamiętam, kiedy byłem dzieciakiem i mój nauczyciel muzyki pokazał mi ten album. Kiedy go usłyszałem, chciałem wiedzieć jedno – jak sprawić, żeby moja gitara tak brzmiała? (śmiech)
Rory: Oasis – Definitely Maybe. Pamiętam, że ten album był ogromnym hitem, kiedy dorastałem. Kiedy go w końcu usłyszałem, tylko utwierdziłem się w tym, że chcę być muzykiem.
Myśleliśmy, że nikt nie lubi Oasis.
Chris: My kochamy Oasis!
Liam Gallagher na pewno ma coś do powiedzenia na Wasz temat.
Chris: (śmiech) raczej nic miłego!
Rozmawiali: Agata Hudomięt i Krzysztof Sarosiek
Fot. Tom Pullen