Ostatni wywiad, jaki udało nam się zrobić na Off Festiwalu. Przez chwilę baliśmy się, że się nie odbędzie, ponieważ manager zespołu nie mógł zlokalizować chłopaków… na szczęście udało się i trochę spóźniony, ale niezwykle uroczy Matt Flegel pojawił się w press roomie. Na kilka godzin przed występem Preoccupations na Scenie Trójki opowiedział nam o początkach zespołu, swoich wspomnieniach związanych z naszym krajem i pracą nad kolejnym albumem.
To Wasz drugi raz w Polsce.
Matt Flegel: Tak!
Wcześniej byliście tu jako Viet Cong.
To było w Krakowie. Pamiętam dobrze ten koncert, bo graliśmy ok. godz. 13, więc jeszcze wtedy byliśmy trzeźwi [śmiech]. Jednak reszty nocy nie pamiętam już tak dobrze… Piliśmy dużo wódki, zjedliśmy mnóstwo ciężkostrawnego jedzenia, poznaliśmy fajnych ludzi. Tyle mogę powiedzieć.
A jak podoba się Wam na Offie?
Przylecieliśmy tu wczoraj, prosto z Kanady. Pokręciliśmy się trochę po Katowicach, wypiliśmy kilka piw. Miasto jak każde inne, natomiast sam teren Offa naprawdę zachwyca.
Słyszeliście wcześniej o Off Festivalu?
Pewnie! Wielu moich znajomych grało tutaj i opowiadało o Offie w samych superlatywach. Bardzo podoba mi się fakt, że line-up jest tak zróżnicowany.
Teraz gra Circuit des Yeux, prawda? Widziałem ją kilka miesięcy temu, z innym zespołem – Jackie Lynn. W sumie to zaprzyjaźniliśmy się tamtej nocy, wszyscy spali u mnie w domu. Bardzo się cieszę, że zobaczę też This Is Not This Heat – jestem ich fanem!
A kojarzysz Shame? Zespół z Londynu. Rozmawialiśmy z nimi wczoraj i prosili, żeby zadać Ci pytanie.
Pewnie! Co to za pytanie?
„Czy możemy Was supportować?”
Hm… nie! [śmiech] A tak serio – czy są w porządku?
Są jak najbardziej w porządku!
Póki są fajnymi ludźmi, mogą nas supportować. Zależy mi na tym, żeby być w trasie z ludźmi, z którymi się dogaduję. Muzyka jest drugorzędną sprawą.
Jako zespół musieliście się ze sobą dogadywać w szczególności, kiedy wszyscy praktycznie mieszkaliście w jednym samochodzie.
Tak, był taki czas. Na szczęście rozwinęliśmy się od tamtego czasu. Mam dom, kupiłem meble, półki na książki… teraz tylko trzeba je zapełnić. Jestem dużym chłopcem!
Kiedy znajdziesz na to czas? Jesteście w trasie prawie od dwóch lat.
Niby tak, ale nie bez przerwy. Ten rok nie był tak intensywny, jak poprzednie dwa. Teraz robimy sobie większe przerwy pomiędzy trasami, odpoczywamy. Staramy się także nagrać nowy album.
Macie już jakieś utwory?
Szczerze mówiąc, tak! W sumie to już kończymy.
Czyli nowego albumu możemy się spodziewać w…
Nie wiem… może wiosną przyszłego roku? To zależy. Ciężko nagrywa się w trasie. Ale zostały same wokale, więc jak tylko je nagram, będziemy gotowi.
W ten piątek (4.08) wyszła reedycja Waszego debiutu.
Tak?
Na pewno.
No cóż, jesteście poinformowani lepiej ode mnie! [śmiech]
Czy odczuwałeś presję związaną z wydaniem tej EP-ki? Dużo ludzi chciało ją wreszcie usłyszeć.
Tak, jej pierwsza edycja miała jakieś 2 tys. kopii… wielu ludzi o nią pytało, więc postanowiliśmy wydać ją jeszcze raz. Nie jest to moje ulubione wydawnictwo. Mam wrażenie, że nie byliśmy wtedy prawdziwym zespołem, byliśmy w dziwnym miejscu. Słychać zdecydowaną różnicę pomiędzy tym i następnym albumem. Na pewno jest tam dobre flow, ale to głównie Monty [gitarzysta – przyp. red] i ja kręcący się w jego piwnicy. To EP jak każde inne, nic więcej.
Wróćmy na chwilę do Off Festiwalu. Masz jakieś sprawdzone rady dla festiwalowiczów?
Pewnie! Pijcie dużo wody, nie zapominajcie o jedzeniu…
Wow, jesteś naprawdę dużym chłopcem!
Haha, ja tak nie robię! Ja tylko żłopię piwo. To rady dla innych.
Normalnych ludzi?
[śmiech] Tak, normalnych ludzi!Graliście na ogromnych festiwalach i w małych klubach – które koncerty wolisz?
Zawsze wybiorę te małe, intymne koncerty w klubach. Na festiwalach ludzie niekoniecznie przychodzą dla muzyki. Czasem potrafią spędzić cały dzień na festiwalu, nie widząc ani jednego koncertu. Chcą się po prostu nawalić i potańczyć.
Na koncertach klubowych to właśnie twój zespół jest na plakatach, to dla ciebie ludzie kupili bilety. Fani są podekscytowani, energia się udziela. Szczerze mówiąc, dźwięk też jest lepszy w klubach. Jeżeli grasz na otwartym powietrzu, dźwięk nie ma się od czego odbić, po prostu ginie. Zawsze słychać zespoły grające na innych scenach, muzyka się zlewa. W tym roku graliśmy na Coachelli. To był prawdziwy koszmar.
Mimo to lubię festiwale – to zawsze dobry czas, żeby poznać nowych ludzi i spędzić fajnie weekend, ale jeżeli chodzi o koncerty – wybieram kluby!
Masz jakiś rytuał przed wyjściem na scenę?
Raczej nie. Zazwyczaj po prostu kręcę się gdzieś z tyłu i palę papierosy – to rozgrzewka dla moich strun głosowych [śmiech]
Musimy już kończyć. Dzięki za rozmowę!
Dzięki i pamiętajcie – pijcie dużo wody!
Rozmawiali: Agata Hudomięt + Krzysztof Sarosiek