W dniach od 23 do 26 października w Bydgoszczy odbędzie się kolejna edycja festiwalu Fonomo, skoncentrowanego na nowych brzmieniach i synergii muzyki z innymi dyscyplinami, ze szczególnym naciskiem na film. Tak się złożyło, że i ja odwiedzę Bydgoszcz w tym czasie, chociaż przyznam szczerze, że jako mieszkaniec południa Polski wcale nie mam tam za bardzo po drodze. Oto kilka argumentów, które przeważyły nawet nad perspektywą od 6 do 7 godzin jazdy pociągiem z co najmniej jedną przesiadką.

(Więcej o festiwalu, programie i biletach znajdziecie na oficjalnej stronie Fonomo Music & Film Festival)

Amnesia Scanner & Freeka Tet

Dla fanów: Arca, SD Laika, Lotic i permanentnego uszkodzenia mózgu od wielogodzinnego scrollowania

Kto kiedykolwiek rozmawiał ze mną o muzyce w jakimkolwiek kontekście, z pewnością usłyszał z moich ust słowa “Amnesia Scanner” co najmniej kilka razy. Jeśli dobrze liczę teraz na palcach, bydgoski koncert będzie dla mnie ósmym kontaktem z muzyką Finów na żywo. Przypuszczam, że chodzenie na AS przy każdej jakkolwiek dostępnej okazji jest dla mnie najbliższym odpowiednikiem kibicowania ulubionej drużynie sportowej, czymś dotyczącym już nie tylko dźwięków czy świateł, ale też jakiejś części mojej tożsamości. Z drugiej jednak strony pewnie łatwiej byłoby mi odpuścić już dawno temu, gdyby nazwa Amnesia Scanner nie była gwarancją nieporównywalnego z niczym, skrajnie intensywnego, a także wciąż zaskakującego doświadczenia audiowizualnego. Od momentu nawiązania współpracy z francusko-amerykańskim artystą cyfrowym o pseudonimie Freeka Tet, który pomógł im przebudować zaplecze sprzętowe do występów (więcej o tym na przykład w wywiadzie, którego twórcy udzielili mi dla Noise Magazine), Amnesia Scanner na żywo jest stale ewoluującym, modularnym tworem, który fluktuuje pomiędzy dotychczasowym dorobkiem projektu, a jego przyszłością, gdyż występy często obejmują niepublikowane dotychczas kompozycje. Zdaję sobie sprawę, że Amnesia Scanner dla wielu osób jest fenomenem z nieco już minionej ery ekscytacji dźwiękowym akceleracjonizmem, tektonicznymi kickami i pociętymi samplami tłuczonego szkła, lecz świadomość ta nie umyka również samym artystom, którzy odnoszą się do swojej pozycji weteranów sceny pędzącej z prędkością światła z charakterystyczną dla siebie swadą, autoironią, ale i melancholią.

Hüma Utku

Dla fanów: Sote, Tima Heckera, Tangerine Dream i labelu Editions Mego

Tegoroczny album Dracones tureckiej artystki dźwiękowej Hümy Utku pokazuje, że kultowa wytwórnia eksperymentalnej elektroniki Editions Mego nadal jest instytucją kulturotwórczą i wartą śledzenia, nawet po ponad 3 dekadach działalności i przedwczesnej śmierci jej szefa, Petera Rehberga. Na poziomie konceptualnym Dracones jest osobistą eksploracją problematyki przemiany, cielesności i kontaktu z nieznanym, bowiem główną inspiracją dla Utku podczas pracy nad albumem było nowe dla niej doświadczenie ciąży i macierzyństwa. Jeżeli zaś chodzi o samą materię dźwiękową, narracja Dracones upleciona została z wielowarstwowych, przeważnie dronujących struktur, które z jednej strony nasuwają przynajmniej mi skojarzenia z klasykami sceny kosmische w rodzaju Tangerine Dream czy Cluster (zapewne przez transową repetytywność czy wykorzystanie modularnego syntezatora Buchla 100), a z drugiej wyróżniają się egzotyczną dla polskiego słuchacza ornamentyką, wynikającą zapewne z pochodzenia artystki. Po występie Hümy Utku spodziewam się doświadczenia introspektywnego i medytacyjnego, zapewne też poniekąd akademickiego. Ten ostatni przymiotnik może być dla niektórych odstraszający, ale myślę, że może być warto trochę bardziej się skupić, skoro i tak później tego samego dnia gra…

Krenz

Dla fanów: TONFY, The Bug, Burial i tego uczucia jak basy przenikają nawet do powietrza, które ma się w płucach

Jeżeli chodzi o rodzimą reprezentację na Fonomo, na pewno chętnie zweryfikuję wzmożone zainteresowanie, jakim w niektórych kręgach cieszy się ostatnio zespół Ciśnienie z moich rodzinnych Katowic, sprawdzę, co słychać u Piernikowskiego, którego nie udało mi się ostatnio zobaczyć w Poznaniu na festiwalu Opera przez chorobę artysty, ale najbliżej mojego serca zdecydowanie pozostaje Krenz. Nie ukrywam, że chociaż w muzyce Krenza jest sporo świeżości i indywidualnej wrażliwości, na jego występy przychodzę z nieco innych pobudek. Przede wszystkim chodzi o mój stały i bezgraniczny głód połamanych bitów, subbassu i dubstepowych wobbli, który nie opuszcza mnie od czasu pierwszego kontaktu z twórczością postaci takich jak Mick Harris czy Kevin Martin. O ile w muzyce na ogół poszukuję zaskoczeń i poczucia pewnego, nazwijmy to, poszerzenia domeny możliwości, potrzebuję przynajmniej od czasu do czasu doświadczyć znowu tego powolnego, miażdżącego basu, który w nieznanym mi mechanizmie przywraca wszystko w moim wnętrzu na swoje miejsce. Krenz jest jednym z tych, którzy niezawodnie potrafią mi to zapewnić, równocześnie będąc artystą, który stale rozwija swój styl i okrawa go z tego, co zbędne dla jego wizji, o czym zresztą niedawno ze mną rozmawiał. Ostatnio występy Krenza wydają mi się bardziej skoncentrowane i wiedzione świadomą intencją, nieco mniej chaotyczne niż na przykład rozprężony od kolektywnej energii koncert na release party albumu BOŻE DAJ MI BREAK w roku 2023. Krenz także bezustannie produkuje nowe utwory, więc możliwe, że w Bydgoszczy będzie można usłyszeć coś jeszcze niewydanego, bo powstałego już po najnowszym albumie POLSKI SKLEP z tego roku.

Stop Making Sense, reż. Jonathan Demme

Dla fanów: uwaga… Talking Heads, jak i wszelkich oszałamiających produkcji koncertowych

Muszę przyznać, że jakoś nigdy nie przydarzyła mi się relacja z muzyką Talking Heads głębsza niż ogólna świadomość gigantycznego wpływu, jaki grupa wywarła i wciąż wywiera na najróżniejsze sceny. Wiedzieliście na przykład, że Daniel Lopatin czyli Oneohtrix Point Never dogrywał się do albumu American Utopia Davida Byrne’a? Albo słyszeliście perkusję na płycie 45 Pounds YHWH Nailgun? W każdym razie nie oglądam Stop Making Sense z perspektywy fana, dla którego ten koncertowy film Talking Heads musi być prawdopodobnie najfajniejszą rzeczą na świecie, lecz raczej z przedmiotowym zainteresowaniem wytworem kultury, który robi na mnie wrażenie przede wszystkim rozmachem i konsekwencją w realizacji niezwykle idiosynkratycznej wizji. Stop Making Sense jest dla mnie czymś z podobnej kategorii co na przykład kinematografia Alejandro Jodorowskiego, w takim sensie, że tak niekonwencjonalnym pomysłom rzadko towarzyszy taka doza sprzyjających okoliczności i/lub samozaparcia, by w ogóle doszły one do skutku z logistycznego punktu widzenia. Szczęśliwie tak się jednak stało, a Stop Making Sense jest porywającym widowiskiem bez względu na wcześniejsze zainteresowanie twórczością Talking Heads, i tym samym moim osobistym highlightem filmowej oferty tegorocznej edycji Fonomo.

 

Aha, i jeszcze jedno! W ramach współpracy Undertone z Festiwalem będę też robić reportaż z wydarzenia, więc planuję was zagadywać o wasze wrażenia i refleksje. Mam nadzieję, że będziecie mieli ochotę ze mną porozmawiać. Do zobaczenia w Bydgoszczy!