Gdyby ten tekst ukazał się jeszcze jakiś czas temu, zapewne zaczynałby się mniej więcej tak: Krenz to warszawski producent, który tworzy w nurcie szeroko pojętej elektroniki z Wysp Brytyjskich, a w szczególności gatunków takich jak jungle, dubstep czy drum’n’bass. Muzyka Krenza jednak, chociaż nieraz wciąż naznaczona tymi wpływami, zdążyła jakby rozprzęgnąć się od ciężkich basów na wszystkie strony, poza ramy nawet tak ogólnikowego terminu, jakim jest UK bass. Krenz odpowiedział na kilka moich pytań na temat tego, jak ewoluuje jego styl, w kontekście jego najnowszego albumu pod tytułem POLSKI SKLEP.



Jessica McComber: Poznaliśmy się kilka lat temu, przy okazji mojego tekstu dla Noise Magazine o twojej ekipie. Byłeś wtedy świeżo po wydaniu albumu KRENZ REBORN. Co zmieniło się w twoim podejściu do tworzenia muzyki od tego czasu?

Krenz: Na audycji dla Newonce u Filipa Kalinowskiego z okazji premiery albumu Ruleta 2k88 mówiłem, że poznałem porządniej te wszystkie gatunki rodowodu brytyjskiego, takie jak dubstep czy jungle, na dosyć krótko przed nagraniem KRENZ REBORN. Powiedziałem Filipowi, że nie zamierzam udawać, że to jest muzyka, na której się wychowywałem, a on podziękował mi za szczerość. REBORN to był projekt pod dużym wpływem tego, czego wtedy ciągle słuchałem i co odkrywałem na bieżąco. W kółko leciał u mnie na słuchawkach Loefah albo wykonawcy z labelu Deep Medi, a w przerwach robiłem tę muzę. Może zabrzmi to dziwnie, ale przy robieniu Polskiego sklepu prawie w ogóle nie słuchałem muzyki. Mam oczywiście styczność z nową muzyką za sprawą na przykład Karola [a.k.a. Karuzelkaaa, znany także jako połowa duetu TONFA] z którym mieszkam, a z jego pokoju zawsze dobiegają dźwięki jakichś nowych rzeczy, ale w ostatnim czasie spędzałem taką ilość godzin przy robieniu muzy, że jak skończę w danym dniu, potrzebuję ciszy. Mój dzień musiałby mieć chyba z 48 godzin, żeby mieć czas na to, żeby się najpierw wyciszyć, a dopiero potem diggować muzykę. POLSKI SKLEP to projekt, przy powstawaniu którego słuchałem tylko tego, co zrobiłem, a poza tym czerpałem inspirację z różnych, codziennych sytuacji. Wiadomo, że trzeba coś wsadzać w głowę, żeby potem coś z niej wyciągnąć, ale w tym przypadku to nie była muzyka. Myślę, że to jest największa różnica między tymi albumami.

Rzeczywiście, muzyka na POLSKIM SKLEPIE jest mniej “gatunkowa”, mniej naznaczona utartymi konwencjami.

Totalnie. Mi się to wyjątkowo podoba i wydaje mi się, że to może być dobrą drogą. Posłuchałem niedawno KRENZ REBORN po raz pierwszy od dłuższego czasu i pomyślałem sobie, że te utwory brzmią tak, że mogłyby imitować muzykę kogoś, kim się inspirowałem, a POLSKI SKLEP to taki mój ulep, coś wymyślonego przeze mnie. Kajtek z gdańskiego kolektywu HOLM-1 przed imprezą, na której grałem poprosił ChatGPT, żeby opowiedział o mnie w jamajskim patois, i było tam coś, co bardzo mi się spodobało: “no bloodclat copy paste UK bass ting – man build him own wave”.



Mieliśmy mały kłopot ze znalezieniem terminu na tę rozmowę, bo miałeś tyle zamówień na fizyki i koszulki po premierze POLSKIEGO SKLEPU, że nie wyrabiałeś się czasowo. To mi przypomniało, jak kiedyś powiedziałeś mi, że zalegają ci kartony z niesprzedanymi egzemplarzami KRENZ REBORN. Jak myślisz, skąd taka różnica w zainteresowaniu twoją twórczością?

Według mnie są dwa czynniki, które na to wpłynęły. Jak mówiłem, KRENZ REBORN był albumem, który powielał wiele moich inspiracji, ale jednak miał on swój specyficzny klimat. Ludzie powoli zaczęli się w to wgryzać, i trochę na zasadzie poczty pantoflowej, powoli, z płyty na płytę, zebrało się ich trochę więcej. Zdarzało mi się spotykać małolatów, którzy mi mówili, że wychowali się na REBORN, co swoją drogą jest strasznie mocne. Drugi czynnik jest dosyć prozaiczny: wygląda na to, że algorytmy faworyzują muzykę, w której są wokale, a jest ich na POLSKIM SKLEPIE dosyć dużo. Nie wiem zbyt wiele o przemyśle muzycznym i zasadach, którymi się on rządzi, bo mało mnie to interesuje, ale zwrócił na to uwagę Przemek, czyli 2k88, mówiąc, że mam dobry wynik odsłuchań jak na pierwszy tydzień od wydania albumu.

Mi się wydaje, że to może mieć coś wspólnego z tym, jak ludzie potrzebują przyzwyczaić się do danego rodzaju rytmu, na jakimś bardzo nieświadomym, bo też odczuwanym cieleśnie poziomie. Jeszcze parę lat temu niewiele osób reagowało dobrze na synkopowane rytmy UK bassu, bo byli bardziej zaznajomieni z równomierną rytmiką techno czy różnych odmian hardcore. Może na twoją korzyść zadziałała pewna praca u podstaw, którą wykonałeś ty czy chociażby inne osoby związane z twoją ekipą.

Absolutnie. Muza basowa się bardzo rozwinęła w Polsce w ostatnich latach. Kierat z TONFY powiedział kiedyś, że basówa to nowe techno, no i trochę tak jest, a ja się z tego bardzo cieszę. Ludzie chyba poczuli znudzenie niektórymi rzeczami i stwierdzili, że potrzebują czegoś nowego. Na pewno ma to wpływ na odbiór tej płyty.

A czy na jakimś etapie tego biegania do paczkomatu nie przeszło ci przez myśl, że następnym razem może byłoby lepiej, gdybyś nie musiał robić tego sam? Tylko na przykład mieć dystrybucję ogarniętą przez jakąś wytwórnię?

Była taka rozkmina z ludźmi od Magdy Angulskiej z MIH Agency, która mnie bookuje. Oni posłuchali POLSKIEGO SKLEPU i powiedzieli, że to jest fajny materiał i dobrze byłoby to puścić przez jakiś label. Finalnie nic z tego nie wyszło, bo pracowałem nad tym albumem dosyć długo i na tyle dawno nic nie wypuszczałem, że zacząłem się stresować, że ludzie zapomną o Krenzu. Jak usłyszałem, że mając gotowy materiał musiałbym czekać jeszcze kilka miesięcy na wydanie przez label, zdecydowałem, że wypuszczę to samemu, a z wytwórnią spróbujemy przy kolejnej rzeczy. Jestem zupełnie otwarty na taką możliwość, ale tym razem bardzo chciałem, żeby ludzie już mogli tego posłuchać.

Nieraz zdarza się, że na drodze undergroundowego producenta staje jakaś rozpoznawalna postać większego formatu i werbuje go do współpracy, po której producent już nie jest dalej taki undergroundowy. Wyobrażasz sobie siebie w takiej roli?

Nie mam nastawienia, że mainstream jest czymś, czego chcę unikać. Jak coś mi się spodoba, to mi się spodoba, niezależnie od tego, ile ma wyświetleń i gdzie się ukazało. Wiele rzeczy w mainstreamie jest według mnie po prostu słabych, ale gdyby ktoś mainstreamowy, kto zrobił coś, co mi się podoba i imponuje, chciał współpracować ze mną, ja bym na pewno był chętny.

Ekipa, wspólnotowość i relacje były ważnym wątkiem w tamtym moim tekście dla Noise. Czy dalej się trzymacie tak blisko jak wtedy, pomimo większej popularności i częstszego bycia w rozjazdach?

Jak najbardziej, dalej z TONFĄ, Zetenen, Perczyńskim, Belugą Rybą a.k.a. Dziadzią, tak samo jak kiedyś. Największa różnica jest taka, że teraz trzymamy się jeszcze z Cichoniem, każdym z Ziomców, Kajzerem i legendarnym Eemzetem. Ekipa jest bardzo wysoko.



A nie masz wrażenia, że muzyka twoja i twoich kolegów stała się od jakiegoś czasu mniej eksperymentalna? Na przykład nowy album Karuzelki to w zasadzie alternatywny hip-hop w stylu nowojorskiej sceny z lat 90. i rzeczy w rodzaju Cannibal Ox czy Company Flow, nieporównywalnie bardziej przystępny od chociażby jego produkcji na KLĄTWIE TONFY.

Chyba po prostu chodzi o to, że po latach słuchania głównie wydiggowanego undergroundu, nagle u nas na chacie zaczął lecieć Młody West albo Fagata. Jest w tym coś takiego, że znaleźliśmy tam dużo genialności i dobrej energii. Może z tego zrodziła się potrzeba redefiniowania tego, czym jest mainstream? Chyba bez sensu czerpać inspiracje tylko z wyszukanych i ambitnych rzeczy, trzeba się otwierać, co nie? No i za tym pewnie idzie też czystsze, łatwiej przyswajalne dla słuchaczy brzmienie tego wszystkiego.

POLSKI SKLEP od twoich poprzednich albumów różni się także obecnością twojego głosu, który jest mniej przetworzony i wyraźniej obecny w miksie. Jak znalazłeś w sobie więcej odwagi za mikrofonem?

Robię muzykę już kilkanaście lat. Od tego czasu ta muzyka znalazła swoich odbiorców, mam dużo strasznie fajnych interakcji z ludźmi, którzy do mnie podchodzą i mówią, ile ona dla nich znaczy i co dla nich zrobiła. Uznałem, że jeżeli chcę w to włożyć całego siebie, to najlepszym pomysłem jest użycie głosu – inne instrumenty odpadają, bo nie mam tego w rękach. Stanęło na rapowaniu, bo nie potrafię śpiewać, ale dzięki temu zacząłem bardzo doceniać rapowanie po polsku. Moje nawijanie w ogóle zaczęło się od tego, że kiedyś jakiś mój stary track polajkował mi na soundcloudzie profil, który nazywa się 6ravedi66a. Kliknąłem z ciekawości i okazało się, że to są jakieś chłopy, nie mam pojęcia skąd, bo niczego się o nich nie dowiesz, i znalazłem u nich kawałek pod tytułem BIT WYJEBAŁO. Posłuchałem tego i jakoś mnie to uderzyło, chociaż wcześniej słuchałem bardzo mało polskiego rapu.



Potem też odkryłem Vkiego, jeszcze przed jego blowupem, i strasznie mi się spodobało brzmienie języka polskiego u niego, jak używa głosek sz, cz i tak dalej. A jak Przemek [czyli 1988 lub 2k88 znany z duetu Syny] pokazał mi Lemika Golemika, porwał mnie on swoimi grami słownymi, tym, jak bawi się językiem, na przykład w takim wersie: “ona jest u mnie, ale we mnie widzi gościa”. Dzięki niemu poczułem potrzebę, aby wykorzystać moc, jaką daje nawijanie po polsku, podobno jednym z najtrudniejszych języków na świecie. Dochodziłem do tego stopniowo, aż kupiłem sobie dobry mikrofon, który był świetną inwestycją chociażby dlatego, że używa go Karuzelkaaa, a taki człowiek jak on powinien mieć dostęp do najlepszych mikrofonów na świecie.

A w jaki sposób podejmujesz decyzję o tym, na której produkcji nawiniesz sam, a gdzie zaprosisz gościnnych wokalistów?

Teraz to się zaczęło zmieniać. Na Polskim sklepie brałem innych ludzi na najmocniejsze bity, a sam nawijałem jakby na boku, pod rzeczy, na które trochę głupio było mi zapraszać raperów. Od tego czasu powstało już parę nowych rzeczy, których jeszcze nie wydałem, ale jak chłopaki posłuchali tych moich nawijek, powiedzieli, że jest dobrze i mogliby się do tego dograć.



Czy na ten moment czujesz się jakkolwiek raperem albo wokalistą?

Nie, absolutnie. Ja raperem nigdy nie będę się czuł, traktuję mój wokal bardziej jako sampel. Wątpię też w to, że kiedykolwiek zdecyduję się nawijać na żywo.

Dr. Dre powiedział kiedyś, że nie czuje się raperem, tylko producentem, który potrafi powiedzieć parę słów do bitu.

No to wspaniale to ujął, bo ja bym się całkowicie podpisał pod takim zdaniem.

2k88 na swoim albumie SHAME przedstawia wizję PL SOUND, lokalnej wersji UK bassu, która uwzględnia polską wrażliwość i historię kultury muzycznej. Czy tobie też tak zależy na zaznaczaniu tego polskiego kontekstu?

Mieszkałem trochę zagranicą i wróciłem do Polski w momencie, w którym polska scena zaczęła się na nowo rozwijać – mówię oczywiście o rapowej i klubowej, bo między tymi scenami oscyluję. Nagle zorientowałem się, że scena w Londynie i to, co gra się tam na imprezach wydaje mi się w porównaniu do Polski dosyć mało interesujące. Dodam, że to było przed pojawieniem się producentów takich jak Wraith9 albo Lancer, których swoją drogą znam i miałem przyjemność robić muzę u nich, w studiu Virus w Londynie. W każdym razie zacząłem wtedy rozumieć, że robiąc taką muzykę, jaką robię, nie chciałbym żyć nigdzie indziej niż w Polsce. Zawsze byłem fanem Polski i podobało mi się jeżdżenie po tym kraju i wszystkich jego miastach, ale od jakiegoś czasu zacząłem ją wręcz trochę gloryfikować.

Jara mnie Oshee sygnowane nazwiskiem Igi Świątek, która zajebiście reprezentuje Polskę na scenie sportowej. A najbardziej podoba mi się coś takiego, jak na premierze albumu Karuzelki po koszulkę i zdjęcie podbił do nas chłop, który przyjechał z ekipą z Białegostoku i mieli nocny pociąg powrotny niedługo potem. Albo że wysyłam Inpostem paczki do miejscowości, których nazw wcześniej nie znałem. Mam takie poczucie, że tutaj powstaje teraz bardzo dużo dobrych rzeczy, a Polska jest strasznie pięknym krajem. To jest taki mój prywatny patriotyzm, związany ze sceną muzyczną i wydobywaniu pozytywów w kraju, który potrafi też przytłoczyć. Nie ma już tego kompleksu Zachodu, bo tu powstają rzeczy tak mocne, że bronią się same. Znam gościa z Londynu, którego zabookowali we Wrocławiu i powiedział mi, że nigdy nie był tak wdzięczny za żaden booking, a w Londynie miał ich setki. Mam ochotę o tej Polsce myśleć i z nią żyć. Słucham Ziomców, którzy są z Torunia (a jeden z Chrzanowa), mieszkają teraz w Poznaniu, i oni tam siedzą i to wymyślają. Wiadomo że mają swoje inspiracje, ale to co robią ma swój własny, unikatowy charakter. Chce mi się tego słuchać, pracować z tymi ludźmi i gdzieś ten nasz kraj w tym zaznaczać.

Jak pewnie wiesz, często rozmawiam z artystami jakoś związanymi z szeroko pojętym queerem, więc siłą rzeczy często pojawiają się tam tematy związane z płcią czy tożsamością. Twoja muzyka z kolei wydaje mi się dosyć… chłopacka. Co o płci i byciu chłopakiem mówi twoja twórczość?

Nie wiem, na ile mówię o tym w tekstach, ale mam ostatnio ciężką lotę z byciem facetem. Przez to, jak wyglądam, że pakuję na siłce, jestem czasami odbierany jako ktoś niebezpieczny albo jak jakiś cham. Niedziwne to, bo w końcu każdy bazuje na swoich doświadczeniach, ale dla mnie też smutne, bo w rzeczywistości jestem raczej wrażliwym chłopem. No i też na pewno to, że moja ekipa składa się w większości z chłopaków, to bardziej zbieg okoliczności, a nie żaden wybór. Na przykład w ekipie jest Maja, dziewczyna Igora z Ziomców, i ona ma wszędzie taki sam dostęp jak każdy inny. Mój rap jest prokobiecy, nawet, jeżeli czasem chamski, bo ja zawsze szukam intensywności w przekazie. Moja linijka z ZEST SONG o tym, że nigdy nie nazwałem dziewczyny dziwką, bo nigdy takiej nie poznałem, dotyczy właśnie tego.



Szczerze mówiąc wydawało mi się, że ten wers to jakaś przeciwwaga albo lustrzane odbicie względem utworu poprzedzającego ZEST SONG na albumie, tego, w którym Cool P z ĆPAJ STAJL używa tam tego słowa dosyć sporo.

Ten wers powstał dużo wcześniej i nie ma żadnego związku z tamtym utworem. Ja chcę robić muzę z ludźmi mówiącymi o rzeczach, które mnie kompletnie nie dotyczą i według mnie to jest tylko ciekawsze. Nie zamykam się w jakimś jednym gronie, które musi patrzeć na świat tak jak ja. Łatwo łapię kontakt z różnymi osobami, na przykład pracowałem przy montażu mebli i bardzo dobrze dogadywałem się z pracującymi tam ludźmi. Po prostu nie poruszaliśmy kwestii w których się nie zgadzamy, bo jest bardzo dużo innych, ciekawych tematów do rozmowy. Chcę rozmawiać i robić z każdym, kto tylko ma otwartą banię. I dlatego właśnie mam pytanie do ciebie.

No pewnie, dawaj.

Wydaje mi się, że masz więcej takich znajomych, więc jak sądzisz: na ile moja muzyka może być odstraszająca dla na przykład queerowych ludzi?

Można na to spojrzeć na przykład pod kątem tego stereotypu, że transpłciowe dziewczyny lubią intensywną, eksperymentalną muzykę elektroniczną. Jeżeli ktoś tak ma, to na pewno znajdzie w twoich brzmieniach coś dla siebie. Pewnie byłoby trudniej z niektórymi co bardziej ulicznymi klimatami, jeśli chodzi o gości, ale wiesz, że mnie też w twojej muzyce interesuje głównie produkcja. Zresztą to też nie jest do końca tak, że na przykład queerowe osoby DJskie nie lubią wrzucić jakiegoś Gucci Mane’a w połowie seta.

Chciałbym, żeby każdy czuł się zaproszony do tego, co robię, nawet, jeżeli biorę na feata kogoś, kto nawija chamskie rzeczy. Jeżeli ktoś by miał potrzebę skipowania takich utworów, żeby słuchać reszty, to też mnie to jara. Dla mnie to jest takie jednoczenie świata. To nie jest objaw niezdecydowania, tylko właśnie moja decyzja, żeby to tak było, wszystko ze wszystkim.

To teraz może trochę luźniejszy temat. Opowiedz mi o obiekcie, który można było oglądać na release party POLSKIEGO SKLEPU w sklepie Serwis w Warszawie.

Zamysł był taki, żeby stworzyć coś jak podziękowania z książeczki do płyty CD, ale w trójwymiarowej formie. To są postaci z animowanego klipu do utworu LOVE STORKA, które siedzą w mieszkaniu podobnym do tego, w którym teraz mieszkam z TONFĄ. Dlatego też w centralnym miejscu wisi tam obraz Marcjanny, który jest okładką KLĄTWY, tak jak u nas na chacie, czyli tak zwanym Hasioku. No i zamiast wypisać podziękowania to powiesiłem miniaturowe plakaty w tym mieszkaniu. Są tam okładki różnych ludzi z mojej ekipy, ale też niektóre moje inspiracje, na przykład Scorn. Myślę, że wynika to z mojej potrzeby działania w różnych mediach i robienia fizycznych rzeczy, tak jak ostatnio zabrałem się za tworzenie animacji odręcznie, klasyczną metodą poklatkową, bo bardzo mi się to podoba i uważam, że dobrze łączy się z innymi rzeczami, które robię.



Nagrałeś trzy świetnie odebrane płyty, zjeździłeś większość najlepszych polskich festiwali i kilka europejskich, dzieliłeś dwukrotnie scenę z Kevinem Martinem (The Bug). Jakie jeszcze masz marzenia, które czekają na spełnienie, jeśli chodzi o muzykę?

Ja po prostu chciałbym dalej wciągać ludzi w ten mój klimat, budować go poprzez muzykę, ale też właśnie inne media, jak rysunki, obrazy czy animacje. Chcę tworzyć swój własny świat dookoła tego wszystkiego. Moje przyszłe płyty na pewno będą się zmieniać, ale chcę dalej funkcjonować równocześnie na scenie muzyki klubowej i rapu, bo nie znam drugiego producenta, który by łączył te światy w taki sposób. Mam nadzieję na coraz większy odbiór, bo słuchacze zawsze pchają to dalej, dzięki nim są możliwości i finanse na właśnie budowanie tego świata.