Trwa wojna, jeśli jeszcze tego nie zauważyliście. To niezaprzeczalny fakt. Wojna, o istnieniu której dotąd nie mieliśmy pojęcia. Z przyczyn, których nie jesteśmy w stanie zrozumieć. O przebiegu wydarzeń, o których nie wspomną nigdy żadne książki do historii. W końcu o tak destrukcyjnym wymiarze, że na samą myśl o niej drętwiejemy z przerażenia, nasze ciała przestają nas słuchać i czujemy, jak tracimy czucie w kończynach do momentu, w którym zaczynamy się zastanawiać czy tak naprawdę kiedykolwiek je posiadaliśmy. Trwa wojna, której nie możemy przegrać, gdyż zdajemy sobie doskonale sprawę z faktu, iż stawka jest zbyt wysoka. Przegraną będzie wszystko, w co wierzymy, a my spanikowani i nieprzytomni ze strachu, bierzemy nieświadomie w niej udział, dając się wciągnąć w tę nieubłaganą, wojenną machinę, która przemieli nas, przeżuje i wyrzyga z powrotem, jakbyśmy byli dosłownie niczym. I jesteśmy tylko mięsem armatnim. Powołani tylko w tym jednym celu. I jesteśmy tylko pokarmem dla kul. Nasze istnienie nie ma większego znaczenia. Jeden wystrzał i już nas nie ma. Jeden przycisk i kończą się nasze wszystkie cierpienia. Wyłączamy się dosłownie na chwilę i tak, jakby nas tu nigdy nie było. Niezmierzone światy w nas umierają w ciszy, a ukryte w naszych wnętrzach oceany wykrwawiają się na ziemię, wtapiając swą niemą skargę w pył, który w niedługim czasie przykryje nas w całości.
Mamy jednak słowa, którymi przekazujemy nasze myśli. A słowa nie są tylko słowami w tej wojnie. Słowa są naszym orężem, naszą jedyną bronią i wybawieniem. I nasze głosy muszą być usłyszane. Myślimy, więc czujemy. Czujemy, więc myślimy. Słowa dodają nam otuchy, kiedy nocne niebo rozświetla się momentalnymi błyskami, a powietrze zaczyna przybierać elektryczny posmak. Sama noc wydaje się spadać na nas niczym jakaś monstrualna zasłona, a wtedy w popłochu szukamy jakiegokolwiek miejsca, żeby się przed nią ukryć. Mimo to wciąż obawiamy się, że nawet gdy odnajdziemy bezpieczną przystań, to kiedy tylko zamkniemy oczy, tylko na jeden krótki moment chociażby, po ich otwarciu ujrzymy cały świat w płomieniach. I karmazynowe światło łuny będzie tańczyć na nieboskłonie, wgryzając się coraz wyżej w kurtynę nocy a my zmęczeni bezsensem ucieczki, będziemy czekać cierpliwie, aż ogień dosięgnie w końcu nas samych.
I kiedy o poranku szał bitewny w końcu opadnie i po ostatecznej rozgrywce nagle zapadnie zatrważająca cisza, czas sprzed tego czasu stanie się tylko mglistym wspomnieniem a przestrzeń, którą znamy, ulegnie nieodwracalnemu zniekształceniu, zauważymy przerażeni, że wszystko co znaliśmy, już nie istnieje i będziemy w stanie odkryć jak, praktycznie na naszych oczach, rzeczywistość powoli rozpływa się w martwej OTCHŁANI ciemności.
W głębi duszy znamy odpowiedź na nurtujące nas pytanie, ale nie chcemy się sami przed sobą do tego przyznać. Co będzie teraz? Czy zostanie coś po nas? Czy mrok pochłonie wszystko, co znamy, czym jesteśmy, czym kiedykolwiek byliśmy? Jak mamy mieć nadzieję, że cokolwiek może przetrwać, gdy spoglądamy wprost w nieubłaganą, bezwzględną, nieugiętą i nieprzejednaną CZARNĄ DZIURĘ, z której nie ma ucieczki, uwięzione światło nie jest w stanie się wydostać, w której czasoprzestrzeń nie istnieje, a prawa fizyki nie mają racji bytu.
BEZMIAR, który hipnotyzuje swym przyciąganiem, jest w stanie przenieść byt ludzki do alternatywnych rzeczywistości, krańców wszechświata bądź nawet na sam skraj szaleństwa. BEZKRES, który może sprawić, że zapomnimy o wszystkim i o wszystkich, i który pozwoli nam dryfować w nieskończoność w swojej zimnej i dławiącej przestrzeni, zupełnie jakbyśmy byli zwykłym odpadkiem, śmieciem, o którego nikt się nigdy więcej nie upomni.
Jesteśmy tu na razie, ale BEZDEŃ tylko czeka na jedno nasze potknięcie, gotowa przyjąć nas niczym dawno niewidzianego najlepszego przyjaciela, który tylko przez jakiś dziwny splot wydarzeń oddalił się od niej na jakiś czas, a który nagle będzie miał ochotę spędzić w niej całą wieczność. OTCHŁAŃ ta, wciąż mylnie wierzy, że jej własna ciemność będzie dla nas prawdziwym wyzwoleniem. Pozwalamy jej w swej arogancji w to wierzyć, bo może dzięki temu zapomni o nas chociażby na krótką chwilę, co może sprawić, że fale grawitacyjne przestaną poprawnie działać na ten jeden właściwy moment, który pozwoli nam na triumfalne wydostanie się z obrębu jej mrocznej orbity.
Niestety, prawie natychmiast zdajemy sobie sprawę, iż jest to praktycznie niemożliwe i to dokładnie w tym momencie, w którym zaczynamy czuć delikatne głaskanie naszych atomów, które zaczynają być przyciągane przez jej zniewalającą NIEZGŁĘBIONOŚĆ.
I wiemy, że nie ma już drogi ucieczki. Zamykamy oczy i udajemy, że nas nie ma. I czasami nawet nam się to udaje.
Uważajcie, bo trwa wojna, o istnieniu której nigdy się nie dowiemy.
A my wszyscy jesteśmy na przegranej pozycji…
Jeżeli podobają się Wam treści, jakie prezentujemy i chcecie nas wesprzeć, możecie odwiedzić nasz profil na Patronite: