Jeden z (dosłownie) najgłośniejszych punktów tegorocznego Soundrive, zespół Brutus, spotkał się z nami na kilka godzin przed ich koncertem. Jeszcze do końca nie wierzą w to, jak potoczyła się ich kariera, chociaż mogliby być już całkiem zarozumiali – ich pierwszym albumem zainteresowało się wydawnictwo Sargent House, mające pod swoimi skrzydłami między innymi takie gwiazdy jak Chelsea Wolfe czy Boris. Na tyłach kultowego klubu B90 porozmawialiśmy ze Stefanie, Stjnem i Peterem o belgijskiej scenie muzycznej kolejnym albumie Brutusa i presji związanej z jego nagrywaniem.

[CLICK HERE FOR ENGLISH VERSION]

Wasz debiutancki album uzyskał naprawdę dobre recenzje, wiecie o tym?

Stefanie: Tak, to prawda! Nie wiem, jakie były oczekiwania wobec nas, ale my na pewno mieliśmy oczekiwania wobec siebie samych. Początkowo chcieliśmy zrobić po prostu dobry album — po tym, pomyśleliśmy, że jeśli się komuś spodoba, a my zagramy kilka koncertów, to już w ogóle będzie super. Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że się udało. Jednak nie myśleliśmy o recenzjach, kiedy tworzyliśmy nasz materiał — nie sądzę, abyśmy mogli nagrywać płytę, zwłaszcza nie pierwszą, tylko po to, aby została doceniona przez publiczność — to nie był nasz cel. Dla nas celem było zrobienie płyty, która przede wszystkim nam się spodoba.

Stijn: Taki był plan. Nagraliśmy ten album będąc miesiąc z dala od domu i znaleźliśmy się w świetnej sytuacji, bo mogliśmy sami zdecydować, czy lubimy nasze kawałki i to, jak zostały nagrane. Po miesiącu, kiedy efekty pracy nam odpowiadały, byliśmy gotowi, aby je wydać.

Peter: Wtedy zaczęły pojawiać się pozytywne recenzje i całe to szaleństwo. Sam fakt, że właśnie tutaj siedzimy jest niesamowity, nigdy nie myśleliśmy, że tak to się potoczy. Rok temu supportowaliśmy lokalne zespoły z Belgii, a teraz gramy na festiwalach i w większych lokalach.

Jak w waszej opinii wypadają mniejsze kluby w porównaniu z dużymi festiwalami? Czy któreś uważacie za lepsze do grania?

Stefanie: Żadne miejsce nie jest lepsze ani gorsze, jest zwyczajnie inne. Na przykład, granie w barze dla dwudziestu osób może być onieśmielające, ponieważ wszyscy widzą, co dzieje się na scenie. Jeśli jednak występujemy w większym miejscu i jesteśmy dalej od widowni, zmienia się nastrój na scenie. Gramy z tą samą energią w mniejszych i większych miejscach, ale czasami trudniej jest przekuć tę samą energię dla większej ilości ludzi w dużej hali.
Stijn: Ja wciąż muszę nauczyć się grać na festiwalach, bo nie jestem przyzwyczajony. Zawsze powtarzam, że lubię małe miejsca, ale no tak… Pracuję nad tym (śmiech).

W każdej recenzji waszej płyty, jaką czytaliśmy, ludzie określają waszą muzykę inaczej: math rock, post-rock, post-hardcore… pojawił się nawet power metal. Jak wy nazwalibyście to, co gracie?

Stefanie: Myślę, że nazwałabym to rockiem – tak ogólnie. Bycie w zespole z gitarami to rock (śmiech). Ludzie lubią szufladkować. Gdybym jednak miała powiedzieć, jakim gatunkiem nie jesteśmy, to chyba powiedziałabym metal. Są cięższe motywy, które lubię grać, ale dla mnie to nie jest metal. Więc tak, jeśli pyta mnie mój dziadek, jestem w rockowym składzie (śmiech). Rock jest po prostu większym słowem, nie zamyka tak bardzo i łatwiej jest mówić, że jesteśmy w rockowym zespole.


 


Skoro już przy gatunkach jesteśmy — czy w Belgii znajdziemy dużo dobrej muzyki?

Peter: Oczywiście! Belgia jest jak jedno wielkie miasto — wiele świetnych zespołów. I co jest ważne, istnieje wiele sposobów zaprezentowania swojej muzyki. Sami przecież zaczynaliśmy.
Stijn: Wiele zespołów w Belgii nagrywa swoją muzykę, a potem umieszcza swoje kawałki gdzieś w sieci, na przykład na Facebooku. Odzew jest niemal natychmiastowy – muzycy i managerowie klubów piszą z pytaniami o współpracę czy wspólne granie. Nie trzeba robić wiele, aby się przebić.

Moglibyście polecić nam jakieś belgijskie zespoły?

Stefanie: Dla każdego może być inaczej. Przede wszystkim mogę polecić zespół Kaboom. No i oczywiście Steak Number Eight  – to zespół mojego chłopaka (śmiech). Takie granie bardzo mi odpowiada.



Stijn: Lubimy też GURU GURU, To nasi znajomi. Świetny zespół.

Stefanie: To dziwny rock. Brzmią trochę jak Pulled Apart by Horses. Nietypowe i mroczne, ze świetnymi wokalami.

Wygląda na to, że sporo wiecie o swojej scenie. Czy wciąż macie czas na odkrywanie nowej muzyki?

Stijn: Nie chodzę na koncerty zbyt często… Ale za to spotykamy wiele fajnych zespołów podczas koncertów, które gramy — na przykład na festiwalach. Gramy dość sporo, więc czasem niestety nie jest nam łatwo znaleźć czas, aby chodzić na czyjeś koncerty.

Stefanie: Ja wciąż lubię to robić.

Peter: Tak, ale ile razy w miesiącu chodzisz na koncerty?

Stefanie: Nie za wiele. Niemniej, jeśli mam szansę zobaczyć swój ulubiony zespół, zawsze kupię bilet na ich koncert.

Czy planujecie zobaczyć jakichś artystów dziś, podczas 1. dnia Soundrive’a?

Stijn: Bardzo chciałbym zobaczyć Beach Fossils. Lubię też sprawdzać zespoły, których nie znam i nigdy nie widziałem na żywo.

Sprawdźcie Then Comes Silence!

Stijn: Och tak, słyszeliśmy ich na soundchecku! Grają przed nami.

Peter: Oni są chyba ze Szwecji…

Dokładnie, ze Szwecji

Peter: Odrobiłem pracę domową (śmiech)

Stefanie, czy trudno być kobietą w zespole rockowym? Niedawno przeczytałam artykuł DJk-ach, z którego wynika, że kobiety muszą pracować dwa razy ciężej niż mężczyźni, aby zaistnieć i utrzymać się w przemyśle muzycznym. Zauważasz to?

Stefanie: Nie widzę tego, ale szczerze mówiąc kompletnie o tym nie myślę i może dlatego tego nie zauważam. Uważam, że to działa w dwie strony – faceci też powinni pracować ciężej (śmiech). Dla mnie to jest to samo. Jedyne, z czym mogę mieć problem to moje długie włosy, ponieważ wszędzie je zostawiam i potem toczą się z nich kule (śmiech). Tak zupełnie szczerze – jeśli komuś przeszkadza moja praca lub opinia, może spadać.

Jak bardzo wymagający fizycznie jest obecnie wasz styl życia? Minęło prawie siedem miesięcy od wydania albumu, dużo koncertujecie, latacie po świecie…

Stefanie: Myślę, że dla naszej trójki podróże i koncerty to najmniejszy problem. Głównie obawiamy się o wszystko, co się dzieje w naszych domach; martwimy się o nasze rodziny i partnerów. Wiemy, że koncertowanie jest czymś, co chcemy robić, ale myślimy głównie o tym, co się dzieje w domu.

Peter: Kiedy wracamy do domu i mamy trochę czasu dla siebie, musimy wszystko zgrywać. Najczęściej przyjeżdżasz do domu późno i jesteś zmęczony, a mimo to, musisz pamiętać o swojej pracy, mailach, terminach…

Co ludzie w pracy myślą o waszej muzyce? Czy traktują to poważnie?

Stijn: Odpowiem za Stefanie i siebie — myślę, że w naszej pracy muszą nas brać na poważnie, ponieważ oboje pracujemy w szkole muzycznej. Jesteśmy na co dzień otoczeni muzykami, a właściciele tej szkoły to rodzina Stefanie.

Teraz ważne pytanie, bo o plany na przyszłość. Planujecie kolejny album?

Stefanie: Nadal potrzebujemy trochę czasu; drugi album to prawdziwy test. Zazwyczaj, kiedy robisz swój pierwszy album, masz już jakiś materiał jako punkt wyjścia. Teraz musimy zacząć od podstaw. Zaczęliśmy pisać; to może być bardzo trudne, ale miejmy nadzieję, że efekty okażą się warte pracy.

Czujecie presję?

Peter: Kiedy nie nagrywamy, faktycznie, czuję presję. W momencie, w którym wchodzimy do studia i zaczynamy pracę nad muzyką — nie czuję jej kompletnie. W żadnym wypadku nie zadajemy sobie pytań w stylu „och, zagrałem ten riff, ale czy ludziom się spodoba?”. Nie, obchodzi mnie wyłącznie to, czy Stefanie się podoba i czy podoba się Stijnowi. No, i czy możemy to grać na żywo. (laugh)

Stefanie: Peter jest zawsze wyluzowany, to ja się bardziej stresuję. Myślę, że pierwszy album trochę nam utrudnia pracę, ponieważ możemy pomyśleć, że coś jest zbyt ciężkie lub nie jest to nasz styl, ponieważ nasz pierwszy album brzmiał w określony sposób. Myślę, że praca nad drugim albumem to będzie zupełnie inne doświadczenie.

Peter: Oczywiście, że będzie inne! To prawda, co powiedziała Stefanie — ja stresuję się najmniej, ale to dlatego, że wiem, z jak dobrymi muzykami pracuję.

Och, jak słodko!

Stijn: Rzecz polega na tym, że nie chcę nagrać nowej płyty ot tak, fartem. Nie chciałbym nagrywać byle czego i potem grać w barach w Belgii. A jeśli nasza druga płyta nam się nie spodoba, trudno, nagramy kolejną.

Stefanie: Twój album jest zawsze dla Ciebie. To trochę samolubne co mówię, ale myślę, że chłopaki się ze mną zgodzą. Album ma się podobać przede wszystkim mnie samej.

Peter: To prawda. Nie można robić muzyki po to, aby podobała się innym. Skąd możesz wiedzieć, co się podoba innym ludziom?

Skoro mówimy o nowej płycie — czy będzie to w całości nowy materiał, czy macie może kompozycje z przeszłości, które nie ujrzały światła dziennego i macie zamiar je teraz wykorzystać?

Peter: Mamy takie motywy, które zaczęliśmy grać jakieś trzy lata temu. Próbowaliśmy raz, drugi, trzeci i próbujemy ponownie. Może za pięć lat w końcu powiemy: no w końcu, to jest to! (śmiech)

Stijn: Czasem zdarza się, że gram coś, nad czym pracowałem 10 lat temu z innym zespołem i o tym zapomniałem…

Stefanie: Ale to nie zawsze działa, prawda? Często oznacza to powtarzanie czegoś, co wiemy, że nie będzie działało. Musimy sobie wtedy zadać pytanie, czy naprawdę wiemy, co robimy (śmiech)

Peter: Znacznie łatwiej jest wrócić do tego, co znasz. Na początku to było bardzo trudne.

Stijn: Czasem bywa też tak, że masz jakiś pomysł, grasz to dla reszty zespołu, a oni po prostu mówią nie. Na początku ciężko było być szczerym, ale teraz możemy otwarcie powiedzieć, że coś jest gówniane i to jest w porządku. To jest dobra metoda pracy. Kiedyś grałem w zespołach z ludźmi, którzy sprawiali, że krytykowanie czyjejś pracy było trudne, szczególnie jeśli ktoś siedział nad czymś w domu 2 tygodnie i ma nadzieję, że to zadziała.

Stefanie: Przecież ja też pracowałam nad czymś przez 2 tygodnie, a potem powiedzieliście „spoko, looping jest fajny, ale nie dla naszego zespołu…” (śmiech)

Stijn: Koniec końców wszystko wychodzi dobrze, bo skoro ja coś lubię, ale to nie podoba się reszcie zespołu, to nie ma przyjemności z grania. Najlepiej, jeśli nasza muzyka podoba się całej trójce. Musimy pracować razem, aby to zagrało.

Rozmawiały: Małgorzata Ostoja Domaradzka i Agata Hudomięt