Bardzo mi przykro. Niezwykle starałem się nie lubić tej płyty. Chciałem w końcu tryumfalnie ogłosić, że IDLES się skończyli, bo przecież jak można jarać się zespołem, który wydał już 5 płyt?! Chciałem napisać, że tym razem zrobili znowu to samo, tylko gorzej. Albo wręcz przeciwnie – że tym razem przesadzili z eksperymentami. I akurat w tej ostatniej myśli byłbym najbliżej prawdy, ale i tak – nie tym razem. Nie udało się. IDLES znowu nagrali bardzo dobrą płytę.
Kid A
Szybki przegląd recenzji, które ukazały się przed moją, wywiadów opatrzonych komentarzami dziennikarzy i legendarnej już fanowskiej grupki AF Gang, sprawia, że bardzo często stawiany jestem przed tezą, że TANGK jest takim idlesowym Kid A. Tezą z jednej strony bardzo odważną – Radiohead w 2000 r. wywrócili swoją płytą świat muzyki rockowej do góry nogami, stworzyli podwaliny pod kilka gatunków muzycznych i zainspirowali gust całego pokolenia, mając niewątpliwy udział przy narodzinach muzycznej odnogi ruchu, który dzisiaj znamy jako indie sleaze. Pod tym względem TANGK oczywiście nie dorasta płycie Radiohead do pięt. Nie ma tutaj bowiem nic świeżego względem całego rynku muzycznego. I wcale nie musi być. Co więcej, w 2024 r. stworzenie płyty o takim statusie jest po prostu niemożliwe. Ale TANGK z pewnością będzie dla IDLES tym, czym dla Radiohead było Kid A, jeśli pod uwagę weźmiemy tylko osi czasu tych poszczególnych zespołów. Bristolczycy – niejako śladem ich poprzedniej, już całkiem eksperymentalnej płyty – wchodzą na obszary, których nikt się po nich nie spodziewał.
A Moon Shaped Pool
Nawiązań do Radiohead trudno uniknąć przy tej płycie, bo przecież jednym z jej głównych producentów (oprócz odpowiedzialnego za Crawler Kenny’ego Beatsa i naczelnego producenta IDLES, a jednocześnie jej głównego kompozytora – multi-instrumentalisty Marka Bowena) jest Nigel Godrich – szósty członek Radiohead i absolutny kreator brzmienia i legendy tego zespołu. Muzycznie ta współpraca podkreślona jest od pierwszych sekund TANGK. IDEA 01 – swoją drogą jeden z najlepszych kawałków na płycie – z mrówczą pracą syntezatora i pianinem brzmi jak hołd oddany A Moon Shaped Pool. Warto przy tym podkreślić rozwój, jaki w ostatnich latach przeszedł właśnie Bowen, który z fajnie noise’ującego gitarzysty stał się naprawdę świetnym kompozytorem, mającym w swoim arsenale cały szereg syntezatorów i instrumentów klawiszowych, a przy tym potrafiącym za ich pomocą doskonale angażować słuchacza i tworzyć po prostu dobre piosenki. Brzmi znajomo?
Tranquility Base Hotel & Casino
Najbardziej zaskakujące dla dotychczasowych fanów jest to, że TANGK wykorzystuje ten klawiszowy arsenał, a także bardziej melancholijny, spokojny charakter kawałków przez znaczną, jeśli nie dominującą część płyty. Czym co bardziej złośliwym fanom kojarzy się z najbardziej kontrowersyjnym i nielubianym albumem w dorobku Arctic Monkeys. Roy ma w sobie np. coś z soulu (i przy okazji z The Beachland Ballroom z poprzedniej płyty IDLES), wzruszający A Gospel to chyba najbardziej minimalistyczny i spokojny utwór w historii tego zespołu. Do tej kategorii zalicza się też wieńczący całość Monolith, wspomniany IDEA 01 czy singlowy Grace. Joe Talbot zresztą więcej na tej płycie śpiewa niż krzyczy, czy melodeklamuje, z czym był kojarzony do tej pory. Często efekt tej zmiany w podejściu do wokalu jest zaskakująco dobry, choć są momenty, w których daje o sobie znać pewna kanciastość, która jest charakterystyczną cechą jego głosu. Do tych spokojniejszych należy też moim zdaniem najlepszy kawałek na całej płycie. POP POP POP to utwór wręcz z gatunku UK hip-hop (mi kojarzy się nieco z The Streets), a na pewno wręcz ocieka pewnymi producenckimi zagrywkami (np. efektami na wokalu), których nie słuchamy na co dzień na rockowych płytach. Co ciekawe, w tym kawałku Mark Bowen łapie za drugi bas, dzięki czemu pod względem podkładu robi się tu całkiem „tłusto”.
Joy as an Act of Resistance
Ale to nie jest tak, że absolutnie nie ma na tej płycie kawałków do jakich IDLES nas przyzwyczaili. Najlepszym przykładem jest np. singlowy Gift Horse z charakterystycznym dla nich potężnym refrenem. Również pierwszy singiel – nagrany z udziałem LCD Soundsystem Dancer – wyróżnia się pod tym względem, choć akurat tutaj mam wrażenie, że Talbot mógł wykonać trochę lepszą robotę. Najlepsze z tych dynamicznych, hałaśliwych kawałków to jednak te, w których zespół nie brzmi jak dotychczas. Moim ulubionym jest np. wręcz garażowy Hall & Oates, bardzo ciekawie brzmi też niepokojąca końcówka Gratitude – jedynego kawałka, w którym IDLES łapią wszystkie obecne na tej płycie sroki za ogon.
Pinkerton
TANGK to na ten moment kontrowersyjna płyta wśród fanów. Czytałem lamenty nad „sprzedaniem się” (który mamy rok? 1991?) i tym, że nie tego oczekiwali po tym zespole. Kochani / Kochane – cztery płyty z wkurwionym Brytolem krzyczącym na temat Brexitu nam w zupełności wystarczą. Chcecie więcej? Sleaford Mods nam z pewnością dostarczą jeszcze dziesięć takich (i chwała im za to). Tymczasem cieszę się, że IDLES poszukują, bo po prostu mają do tego umiejętności i talent. A koncertowych bangerów naprodukowali już tyle, że nie mieszczą im się w żadnej setliście. Wierzę, że z czasem ta płyta zostanie bardzo doceniona. Bo to po prostu zestaw bardzo ambitnych i fajnie wyprodukowanych piosenek o miłości. Do którego – co ważne – chce się wracać i odkrywać nowe, niesłyszane przy poprzednich odsłuchach rzeczy. Życzyłbym sobie, żeby więcej fajnych zespołów się tak „sprzedawało”.
IDLES zobaczycie w tym roku w Polsce na festiwalu Inside Seaside! Więcej dowiecie się tutaj.