Są wakacje i są rozjazdy. A jak rozjazdy to mało czasu. Redakcja Undertone już dawno się nie widziała, więc odliczamy dni do OFF Festivalu, gdzie w końcu pogadamy o muzyce trochę więcej. Jakoś wyjątkowo w tym roku ten mało produktywny dla nas czas, obfituje w wiele bardzo dobrych płyt. Poniżej opisaliśmy tylko kilka dla nas najważniejszych, ale to nie wszystko – jest jeszcze Wear Your Wounds, Jefre Cantu-Ledesma, Merzbow, Prurient, Torche… i wiele więcej. Jak macie przed sobą jakąś długą trasę w pociągu to nie zapomnijcie słuchawek!


Drab Majesty – Modern Mirror (12.07) // synth wave


Nie miałam zbyt wielkich oczekiwań co do najnowszej płyty Drab Majesty. Pomimo tego, że ich ostatni album jest świetny, ich występy na żywo pozostawiają wiele do życzenia i tą pokrętną logiką doszłam do wniosku, że raczej niczym mnie nie zaskoczą, a na Modern Mirror pójdą raczej w kierunku odgrzewanych zimnych (hehe) kotletów. Tym sposobem, po raz pierwszy od dobrej dekady nie miałam racji. Single typowo nie oddały pełnego nastroju panującego na longplayu. A już sam utwór otwierający w piękny sposób to obrazuje. Poza bardziej tanecznymi kompozycjami dostajemy przestrzenne, atmosferyczne i bardzo liryczne kompozycje, z Noise Of The Void na czele. Ten utwór jest chyba najlepszym kawałkiem Drabów, czyste złoto. Modern Mirror to zupełnie inne podejście Deba do cold/dark/synth wave. Wybrał idealną drogę. W październiku chłopcy przyjeżdżają do Polski, może tym razem też mnie zaskoczą? (Agata)


METZ – Automat (12.07) // noise rock


Chciałoby się rzec, że METZ otworzyli skrzynię z jakimiś rarytasami i wydali je jako „Automat”, ale to byłaby tylko część prawdy – dobre pół albumu zajmują rzeczy z demówek, które od dawna są dostępne na Spotify. Kanadyjczycy nawet nie silili się na promowanie płyty czymś relatywnie nieznanym – „Pure Auto” to absolutnie jeden z ich klasyków. No ale nic w tym dziwnego – rzeczy faktycznie wyciągnięte z piwnicy, brzmią właśnie jak z piwnicy. Mowa o pierwszych czterech kawałkach, które w tym zestawie są najmniej znane, najmniej dopracowane i chyba najatrakcyjniejsze dla fanów pierwszej płyty METZ (a ku mojemu zdziwieniu ludzi, dla których chłopaki skończyli się zaraz po debiucie nie brakuje). To chyba najbardziej noise rockowe rzeczy w całej ich karierze. Ciekawie w tym zestawieniu wypada też demo kultowego „Wet Blanket” i „Negative Space” w wersji z siedmiocalówki. Jeśli myśleliście, że pierwsza płyta tych ziomków była surowa, to dopiero słuchając tych wczesnych wersji, zobaczycie, że wcale nie była. Dla takiego fanatyka METZ jak ja, ta płyta to doskonały prezent od zespołu. Mam wrażenie, że zamknęli nią jakiś etap w swojej karierze i teraz z niecierpliwością, ale i pewnym niepokojem czekam na to, co przyniesie przyszłość. A jak mi się nie spodoba to tym bardziej będę wracał do tych piwnicznych rzeczy z „Automat”. (k)


BANKS – III // Alternative R&B


Bardzo lubię pierwszą płytę BANKS. W ogóle taki hipsterski pop/R&B totalnie do mnie trafia. Wobec tego postanowiłem sprawdzić, czy jak się ma do tego jej trzeci album. Pierwsze, co mnie uderzyło to znacznie mniej brzmieniowego przepychu. I choć dotychczas była to moja ulubiona cecha twórczości BANKS, to stanowczo jest to krok w dobrą stronę. Tym bardziej, że tak się dzisiaj po prostu gra taką muzykę. Artystka w ogóle bardzo dobrze odnajduje się w trendach – np. w takim „Gimme” całkiem fajnie implementuje trapowe patenty. Czy trafia to do mnie tak jak debiut? Jeszcze nie wiem, ale jest to całkiem możliwe. A to już dobrze. (k)


K.Flay – Solutions (12.07) // electropop


W współczesnym popie od dłuższego czasu można zauważyć trend na optymizm. Zwłaszcza w tej części zdominowanej przez kobiety. Przykładem może być choćby ostatni album Lizzo, na którym wokalistka śpiewa o akceptacji swojego wyglądu, czy przełamywaniu stereotypów związanych z płcią. Podobny przekaz płynie również od bardziej mainstreamowych wokalistek jak Beyoncé czy Ariana Grande. Nowy album K. Flay wyróżnia się jednak większą dawką szczerości w tym względzie.

Widać to przede wszystkim na pierwszym i ostatnim utworze. Otwierające “I Like Myself (Most of The Time)” rozprawia się z popularnością negatywnego podejścia do życia, ale jednocześnie obnaża sztuczność bezkrytycznego optymizmu (“No, I don’t like myself some of the time/’Cause I fuck up a lot and fall behind”). Ostatni numer – “DNA” – to pogodzenie się wokalistki z faktem, że jest córką swojego ojca i dostrzega tego zarówno dobre jak i złe strony. Obecnie kładąc nacisk na te pierwsze.

Pomiędzy tymi numerami znajdziemy więcej szczerej radości – tak prawdziwej, że czasem aż bolesnej. “Bad Vibes”, to jak przyznała sama artystka, piosenka o poświęceniu większej uwagi pozytywnym myślom, ale też rozliczeniu się ze wszystkimi toksycznymi relacjami. W “Good News” K. Flay czepia się nadziei i upartemu dążeniu do szczęścia, które przecież w końcu kiedyś przychodzi. “Sister” to, wbrew sugestii w tytule, nie kolejny familijny utwór, lecz opowieść o poszukiwaniu przyjaźni, relacji tak silnej, jak ta między siostrami. “Ice Cream” wyróżnia się na tle pozytywnych wibracji, poruszając tematykę nieszczęśliwej miłości. Numer zaaranżowany jest jednak w tak urokliwy, cukierkowo-popowy sposób, że łatwo mu to wybaczyć. “Not In California” i “Only In Dark” natomiast nie są ani optymistyczne ani pesymistyczne, ale realistyczne. Pierwszy jest refleksją na temat przerażenia jakie nas ogarnia, kiedy czasem wydaje nam się, że świat, w którym żyjemy czeka wkrótce nieubłagany, bolesny koniec. Drugi to próba spojrzenia na czyjeś odejście jako początek czegoś nowego (“The end is just a start”).

Muzycznie K. Flay bawi się konwencją popu. Przypomina w tym trochę Robyn. Taneczne beaty i kołyszące syntezatory są tu obecne na każdym kroku. Jest w tym trochę stereotypowej, słodkiej dziewczyńskości, z którą kojarzyliśmy kiedyś Britney Spears. Nie ona stanowi jednak trzon kompozycji, lecz jej schemat. Flay wykorzystuje go w celu wyrażenia siebie, a jego energią wzmacnia swój przekaz.

“Solutions” nie stanowi jednak zbieraniny przypadkowych hitów, które mają na celu zarazić odbiorców pozytywną energią. Mocą tej płyty jest wspomniana szczerość. Jest zwyczajnie słodko-gorzka. Tak jak i życie. (Marcin Kornacki)


Single / Teledyski / Inne:


Rites Of Fall – Void Instinct // ambient

Pharmakon – Self-Regulating System // experimental

Orville Peck – Hope To Die // country

Puce Mary, Francesco Leali, Heith, Alessandro Branca – An Exploitative Version of Surrogacy // experimental, drone

SPIRIT IN THE ROOM – NOW THAT YOU’RE DEAD // alternative rock

HTRK – You Know How to Make Me Happy //electronic, indie

Body of Light – Don’t Pretend // electronic, punk

Jenny Hval – Ashes to Ashes // art pop, indie

Pumarosa – Fall Apart // indie rock

IDLES – Never Fight a Man With a Perm // post-punk

Ty Segall – Radio // garage rock

Amyl and the Sniffers – Some Mutts (Can’t Be Muzzled) // punk rock

SWAIN – But Then What? // alternative rock

Some Ember – Towed // darkwave

SAMURAI (Refused) – Chippin’ In // alternative metal

peaer – Don’t // indie rock

Bat For Lashes – Kids In The Dark // art pop

Ride – Repetition // shoegaze

Lingua Nada – Habiba // indie rock

duster – interstellar tunnel // slowcore

Maneka – My Queen // garage rock, indie rock

Belle and Sebastian – Sister Buddha // indie pop

Paper Buoys – Time Won’t Wait // indie punk

Purling Hiss – Interstellar Blue // indie rock

El Shirota – Tarde / Temprano // noise rock, post-hardcore

Lower Dens – I Drive // dream pop

Chastity Belt – Ann’s Jam // indie rock

CHERUBS – Full Regalia // noise rock

Wreck and Reference – What Goes In And Comes Out // experimental rock

AveCaesar – Among Denials // alternative rock

Bon Iver – Faith // indie folk

Jay Som – Tenderness // dream pop

Medium Love – Light Gets In // indie rock

(Sandy) Alex G – Hope // lo-fi indie

Ezra Furman – I Wanna Be Your Girlfriend // indie rock

SPIKE FUCK – Body by Crystal // new wave

Working Men’s Club – Teeth // post-punk


Jesteśmy na Spotify:



Jeżeli podobają się Wam treści, jakie prezentujemy i chcecie nas wesprzeć, możecie odwiedzić nasz profil na Patronite: