Wow, co się w tym kwietniu wydarzyło!Przygotowaliśmy dla Was prawdziwą premierową kobyłę. Nie dziękujcie.
Fat White Family - Serfs Up! (19.04) // neo-psychedelia
Strasznie niesprawiedliwe cięgi dostają Fat Whites za swój poprzedni album – „Songs For Our Mothers”. Szczególnie w licznych recenzjach nowego „Serfs Up!”. Jasne, rozumiem – napisali go i nagrali podczas heroinowej jazdy, w której brała udział część zespołu, jest często niezrozumiały i być może naiwnie prowokujący. Ok, ale jednak (poza tym, że jest po prostu doskonały i zawiera kilka moich ulubionych piosenek ostatniej dekady) zbudował mit zespołu, który ma w dupie trendy i po prostu jedzie po swojemu. „Serfs Up!” zupełnie to odwraca.
Chłopaki wytrzeźwieli, przebudowali skład (według ich danych, przez zespół przewinęły się już 33 osoby) i postanowili nagrać popową płytę. Czy to źle? O człowieku – to bardzo dobrze! Jasne, można się przyczepić, że ich inspiracje są w każdym kawałku podane na talerzu – od „Feet”, które jest bardzo podobne do „Reflektor” Arcade Fire, przez „Vagina Dentata”, które brzmi jak mroczny Mac DeMarco (a ponoć go nienawidzą) po „Oh Sebastian”, które nawiązuje do twórczości Ariela Pinka. Trzeba natomiast przyznać, że nawet jeżeli te kawałki nie są jakoś bardzo oryginalne, to są po prostu świetne i dalej czuć w nich ducha FWF (szczególnie w tych chóralnych i mocno ironicznych momentach). I z pewnością wywindują ten zespół na półkę, na którą już od dawna zasługują. Teraz zamiast z niej pluć i rzygać, będą bawić też publiczność preferującą bardziej konwencjonalną rozrywkę. (k)
King Gizzard & The Lizard Wizard - Fishing For Fishies (26.04) // psychedelic rock
King Gizzard wracają po prawie półtorarocznej przerwie, co jak na ich standardy jest ekwiwalentem dwudziestoletniego zawieszenia każdego innego zespołu. Czy ta przerwa zrobiła im dobrze? I tak, i nie. Próżno na tej płycie szukać najlepszych kawałków w ich dorobku, ale jest kilka pozycji, które pewnie wejdą do bardzo szerokiego kanonu. Taki chociażby tytułowy – zabawna, choć jednocześnie zaangażowana lirycznie ballada, która nadaje ton dużej części albumu – mamy tu raczej do czynienia ze stonowanymi choć rozbudowanymi kawałkami w wolnych i średnich tempach, niż jazdą spod znaku paru wcześniejszych wydawnictw. Druga część albumu to kawałki z „boogie” w nazwie. I tutaj nie trzeba nic tłumaczyć – jest w nich boogie.
Czasami podane w tradycyjny, gitarowy, choć trochę „prymitywny” sposób („Boogieman Sam”), a czasami oparty na pastiszowej elektronice („Cyboogie”). Podsumowując – jest bardzo dobrze, choć pewnie za parę lat nie będzie to album pierwszego wyboru dla osób chcących sobie posłuchać King Gizz. Ja osobiście cenię sobie to, że jest to zespół, który nie zamyka się w jednym stylu, a raczej buduje swoje płyty na podstawie pewnych motywów przewodnich, z którymi stara się mierzyć. Tu wyszło nieźle, ale jeśli wydany w kwietniu singiel „Planet B” zapowiada już kolejną płytę TO DAWAJCIE MI TEN TRASH METALOWY ALBUM NATYCHMIAST. (k)
Fontaines DC - Dogrel (12.04) // post-punk
Nad oceną tej płyty musiałem zastanowić się nieco dłużej. Od razu zacznę od zarzutu – dzisiejszy rynek muzyczny nastawiony jest na streamy i nowe zespoły – szczególnie z Wysp – zmuszone są do zabiegu wypuszczania wielu singli, zanim po jakimś czasie skompilują je na debiutanckim albumie. Tak – połowę tej płyty znamy od dawna, a w dodatku została nagrana od początku. I zrobili to tak jak Shame w zeszłym roku – gorzej niż za pierwszym razem. Szkoda – bo kompozycyjnie to jest lepsza część płyty. Na szczęście to nie jest tak, że ta druga odstaje jakoś bardzo. “Dogrel” to wciąż bardzo dobry album. Tak sobie myślę, że ta modna dzisiaj fala post-punku, którą wielu ochrzciło mianem “brexitcore’u” to tak naprawdę kolejna fala nowej rockowej rewolucji. A Fontaines są jej najbardziej przebojowo-popowym przedstawicielem. I dobrze – trafią do szerszej publiczności, która dzięki temu usłyszy te smutne piosenki o dorastaniu i życiu w dzisiejszej Irlandii. Trzymam kciuki. A – “Big” to wielki numer. (k)
Pile - Green and Gray (03.05) // post-hardcore
Pile to już post-hardkorowi wyjadacze pełną gębą, ale myślę, że dopiero dzięki “Green and Gray” zostaną tak naprawdę docenieni. Szczególnie lider tego całego przedsięwzięcia – Rick Maguire. Czemu? To przede wszystkim świetny wokalista – opowiadacz historii, ale też kompozytor tych wszystkich porąbanych kawałków. Facet wywodzi się z bardziej folkowego grania i pierwsze wydawnictwa Pile były w zasadzie jego solowymi rzeczami z tego kręgu. Dzisiaj dalej słychać te wpływy i od razu wiadomo, że to on stoi za konkretnymi motywami czy pomysłami. Na przestrzeni lat – wraz z kolegami – jego styl mocno jednak ewoluował i dzisiaj dużo w tych kawałkach jest też np. z math rocka. A na “Green and Gray” nawet i z metalu. Tak – to chyba najciężej, najodważniej i najbardziej ambitnie brzmiąca płyta tego zespołu. Jej nastrój zmienia się nawet kilka razy w ramach jednego kawałka, co zupełnie nie zaburza faktu, że to dalej są dobre piosenki. I dobre opowieści – bo jak już wspominałem – Rick to też bardzo dobry wokalista i tekściarz. Jeśli jeszcze nie poznaliście tego składu – to najlepszy moment i świetna płyta na start. (k)
Drahla - Useless Coordinates (03.05) // post-punk, noise rock
Niesamowity moment. Pisałem o nich rok temu w “Nie Znasz” i już wtedy wróżyłem im sukcesy, a i tak zdołali mnie zaskoczyć swoim pierwszym longplayem. I to już w zasadzie od pierwszej minuty. To co się dzieje w “Gilded Cloud”… Wow. Tak brzmi idealny post-punkowy otwieracz płyty. Kolejne 29 minut nie jest gorsze. Drahla gra post-punk, któremu czasami bardzo blisko do podręcznikowego grania spod znaku Joy Division, ale zdecydowanie częściej wjeżdża w to na pełnym noise rocku – a to za sprawą przeszywających gitar, a to napieprzającego saksofonu, a to pomysłowego basu. Jest wszystko, czego trzeba. Polecam. Macie ostatnie chwile, żeby zapoznać się i móc się za jakiś czas chwalić, że poznaliście ich zanim byli wielcy. (k)
Parampampam Trio - PPPT EP 23 (11.04) // rock psychodeliczny
Mam dużo szacunku do grup, które grają przede wszystkim dla siebie. Celuję, że tak właśnie może być w przypadku Parampampam Trio. Trudno o inne wnioski, kiedy ktoś wypuszcza tyle jakościowo dobrej muzyki, co oni i jeszcze wydaje ją własnym sumptem już przeszło dziesięć lat. Epka numer 23 przynosi muzykę, która może spodobać się miłośnikom Ścianki (na basie gra Andrzej Koczan współtworzący najsłynniejsze płyty grupy), Lonker See (kapitalny transowy “Nacisk”), The Dead C czy niedawno opisywanego przez nas Próchna. Jest tu dużo transowej, bardzo swobodnej gry sekcji, przestrzennych, ale hałaśliwych gitar. W niczym nie ustępuje “dużym rzeczom” z podobnych klimatów, o których jest dużo głośniej. (Mateusz)
Blindead - Niewiosna (05.04) // post-metal
Muzyka Blindead nigdy nie była specjalnie “moją” bajką. W swoich poszukiwaniach wydawali mi się w równym stopniu profesjonalni co przewidywalni. Nagrana po przetasowaniach personalnych i z udziałem Nihila (między innymi Furia) “Niewiosna” była dla mnie bardzo pozytywnym zaskoczeniem. Tych sludge’owo-post-metalowych walcy (z wyjątkiem pod postacią wściekle meshuggah’owego “Ani lekkomyślnie, ani bezboleśnie”) doprawionych nawiedzonymi recytacjami słucha się z dużą ciekawością. Jeśli przymkniemy oko na pewną patetyczność materiału może się okazać bardzo angażujący. Jeśli będzie jeszcze jakakolwiek możliwość zobaczenia grupy w obecnej konfiguracji na żywo, naprawdę warto. W Małej Warszawie zabrzmieli imponująco. (Mateusz)
Katie Caulfield - Tańce Ludowe (01.04) // post-hardcore
“Tańce Ludowe” uświadomiły mi, dlaczego nie do końca przekonał mnie szeroko komplementowany “Mutual Dreaming”, poprzedni materiał krakowskiego tria. Rozjazd na bardzo swobodne, pół-improwizowane molochy i piosenki nie działał na korzyść materiału. Był jak historia, w którą ktoś w pewnym momencie wprowadził tyle postaci, że odechciewało się jej śledzić. Na “Tańcach Ludowych” udała się grupie paradoksalna sztuka. Trzymając się rozbudowanych struktur (najkrótszy numer ma 6 i pół minuty) są zwyczajnie o wiele bardziej zdyscyplinowani. Nawet kiedy grupa atakuje nas pozornie chaotyczną, trzeszczącą, dysonansową pracą gitar (jak pod koniec otwierającego całość “Bujaka”) trzymająca całość w ryzach perkusja i melodramatyczny buckley’owski śpiew sprawia, że nie chce mi się zmieniać utworu. Więcej też różnorodności, wprowadzanej zarówno przez gościnny udział SKY w senno-monumentalnym “P y r r i c h a”, ale też będącej efektem po prostu lepszej roboty kompozytorskiej. (Mateusz)
Pavement Pizza - SKUXX (01.05) // garage
Jezusie. Nie wiem, czy w tym roku na jakiejkolwiek gitarowej płycie był lepszy opener od “Off The Peg”. Od 11 lat czekacie na polskie Wavves? No to wreszcie macie. W podobnej lidze gra jeszcze slackerski “Dicks On The Books” i “Do Birds Fly?”. Reszta materiału z bezpretensjonalnym szwedzkim rock’n’rollem fajnie wypełnia lukę po bandach spod znaku Obsessions czy the Black Tapes. (Mateusz)
GOLD - Why aren’t you laughing? (05.04) // post-punk
Lata temu, kiedy GOLD było dużo mniej rozpoznawalnym składem, ktoś zajawił mi ich jako “post-metal z Beth Gibbons na wokalu”. I chociaż pierwiastek metalowy w dużej mierze wyparował z ich muzyki (czasem na jakimś dalekim planie popałęta się jakaś cięższa, przestrzenna gitara), to głos Mileny Evy pozostaje charakterystycznym aspektem muzyki grupy. Soundtrack do długo tłumionej złości i poczucia alienacji. Natężenie negatywnych emocji na tej płycie jest tak duże, że mogłaby być odpowiedzią na sto pytań, o to, dlaczego się nie uśmiecham. (Mateusz)
Cocaine Piss - Passionate and Tragic (05.04) // noise-rock
Co gra Cocaine Piss? Penerski punk serdecznie tulący się do dzikiego noise-rocka, z tekstami o czuciu się ok we własnej skórze, socjopatycznych znajomych, emocjonalnych manipulantach i seksie. Bardzo intensywny 20-minutowy przelot dodający odwagi na pokonywanie codziennych przeciwności losu. Grupa stosunkowo często wpada do Polski i jest to koncertowe must see. Aha, no i produkował ich Steve Albini, co dla niektórych jest znakiem jakości samym w sobie. (Mateusz)
KONERA - Palmy (05.04) // rap
“Palmy” to materiał, który prosto było przegapić. To pierwszy materiał tego rapera i producenta. Na tyle charakterystyczny i obiecujący, że grzechem by było o nim nie napisać. Wyróżnikiem Konera, jako producenta, co czyni “Palmy” rzeczą stosunkowo niezal-friendly, jest zanurzenie beatów w wielu przestrzennych brzmieniach budzących skojarzenia dream-pop’owe i chillwave’owe. Dobrze korespondują z tym auto-refleksyjne, zanurzone w dymie i wódzie, przeżarte melancholią teksty, sprawnie łączące storytellerskie zapędy z bardzo obrazowymi flashbackami życiowych rozczarowań. (Mateusz)
D A V I C I I - 2009 (26.04) // chillwave
D A V I C I I solo na tle swojego kolegi z zespołu – Adonisa i macierzystych Panów eksploatował zawsze najbardziej melancholijne, ciemne rejony hipnagogic popu, chillwave’u czy noworomantyzmu z dużą dawką delayu i reverbu. Nie inaczej jest w przypadku nowego materiału. Jeśli załapaliście się na poprzednie “W sercu zostaje tylko to, co wypalone ogniem”, tegoroczny materiał nie powinien rozczarować. (Mateusz)
Filmmaker - The Love Market (7.04) // experimental, raw techno
Naprawdę jestem pod wrażeniem muzyki, którą od czasu do czasu wypluwa dla mnie YouTube. Jakiś czas temu załapałam się na zmasowany atak algorytmu, który wszystkim polecał Molchat Doma, tym razem w proponowanych wyskoczyła mi różowa miniaturka z nagą kobietą i jakimś szatanem. Jak w to nie kliknąć? O scenie muzycznej Medelin w Kolumbii nie wiem nic, ale jeżeli działa chociaż w połowie tak prężnie, jak przemysł narkotykowy, nie ma co narzekać HEHE. Sory, musiałam. W każdym razie wracając do meritum – ciężko po pierwszym słuchaniu jednoznacznie powiedzieć, jakim tworem jest Filmmaker. Zaczyna się jak typowy zimnofalowy album. W połowie płyty muzyka odpływa w meandry elektroniki spod znaku Carpentera, z czasem przekształcając się w coraz bardziej niepokojącego i nieznanego stwora. Alegoria okładki? Możliwe, w końcu artysta jest jej autorem. Ciężko było mi znaleźć więcej na temat płyty, więc postanowiłam napisać do jego autora. O The Love Market powiedział:
Główną inspiracją były dystopiczne rzeczy, z którymi mam do czynienia. Brzoskwiniowy kolor albumu jest zwodniczy. Pokazuje, że nawet najciemniejsze rzeczy mogą przybrać przyjazną formę. Innym pomysłem było to, że ciemne rzeczy mogą być zarówno lustrem, jak i drzwiami.
Nie byłabym sobą, gdybym nie zapytała też o scenę niezależną w Medelin, ale to temat na osobny artykuł. (Agata)
Odonis Odonis - Reaction (12.04) // industrial
Odonis Odonis to zespół bardzo niedoceniany. Jeżeli wierzyć lajkom na Facebooku, lubi ich jakieś kilkaset tysięcy ludzi za mało. Jedyne, co może się nie podobać w ich najnowszym wydawnictwie, to fakt, że jest takie krótkie. Jak zwykle świetne połączenie świdrujących, wręcz hipnotycznych motywów z przeciągającymi się wokalami na granicy zgrzytania syntezatorów, przeplatane z bangerami gotyckich dyskotek (Insect). Chłopaki czerpią garściami od najlepszych, da się wyczuć inspiracje NIN czy Bjork. (Agata)
All Your Sisters - Trust Ruins (12.04) // post-punk
Niestety, nie jest to najlepszy album All Your Sisters. Single były bardzo obiecujące i dalej uważam, że Self-Medicating to jeden z lepszych kawałków w tym roku, jednak całość Trust Ruins jest bardzo wymęczona. (Agata)
Control Top (5.04) - Covert Contracts // dance-punk
Gatunek dance-punk pasuje do nich idealnie. Taneczne połączenie noise rocka i punkowej energii zamknięte w 11 kompozycjach to jeden z lepszych debiutów tego roku! (Agata)
Johnny Hollow - The Old Gods of New Berlin (21.04) // steampunk, darkwave
Eksploracja motywów folklorystycznych z całego świata. Każda z pięciu piosenek jest inspirowana inną postacią mityczną. Umówmy się – okładka odstrasza. Szczerze mówiąc nie miałam zielonego pojęcia o muzyce utrzymanej w estetyce steampunkowej. Kompozycję odzwierciedlają charakterystyczne dla niej zderzenie świata epoki wiktoriańskiej i tego współczesnego, tworząc naprawdę niecodzienną hybrydę. Dziwne, ale ciekawe. (Agata)
Pozostałe premiery kwietnia:
Janusz Jurga - Hypnowald (11.04) // ambient
Dub Trio - The Shape of Dub to Come (26.04) // experimental, metal
Amon Tobin - Fear in a Handful of Dust (26.04) // IDM
IZANASZ - PSYKEDELAR Vol. 2 (17.04) // electronic, experimental
Normal Echo (23.04) - W Pół EP // alternative
Sun O))) - Live Metal (26.04) // metal, doom
Julinko - Nektar (15.04) // dark, experimental
Priests - The Seduction of Kansas (5.04) // rock
Single / teledyski / inne
Whispering Sons – Hollow // post-punk
Ifriqiyya Electrique – Mashee Kooka
Second Still ~ Double Negative // post punk
Drab Majesty – Ellipsis // new wave
VR SEX „Sacred Limousine” // new wave
3TEETH – AMERICAN LANDFILL // nu industrial
HEALTH x GHOSTEMANE :: JUDGEMENT NIGHT // electronic
Cudowne Lata – Zapach i ty // dream pop
xDZVØNx – Simulation // rap
Miles Olivier – Synth Mary // indie folk
Jesteśmy na Spotify:
Jeżeli podobają się Wam treści, jakie prezentujemy i chcecie nas wesprzeć, możecie odwiedzić nasz profil na Patronite: