Skórzane buty, wściekłe teksty odnoszące się do polityki i gnijącego świata, teledyski sklejone z ujęć cierpiących ludzi przeplatających się z uśmiechniętymi twarzami z porannych wiadomości. Brzmi znajomo? Powiem więcej – na scenie bucha ogień, a industrialne dźwięki gitar podbijają elektroniczne bity. 3TEETH, w przeciwieństwie do Youth Code, wytaczają ciężkie działa – czyli to, co wszyscy fani industrialu lubią najbardziej. Do pełni szczęścia brakuje tylko sztucznej krwi. Ale, jak przyznaje wokalista Alexis Mincolla, najlepsze jeszcze przed nimi.

Udało mi się porozmawiać z Lexem o ich trasie z Toolem, planach dotyczących zespołu i kondycji sceny w LA. Jeżeli jeszcze nie znacie 3TEETH, nadrabiajcie koniecznie – to naprawdę znaczący gracz!

[YOU CAN ALSO READ IT IN ENGLISH]


 


Niedawno wróciliście z europejskiej trasy. Jak wrażenia?

Otworzyliśmy trasę wyprzedanym koncertem w Londynie, co wzmogło nasze oczekiwania co do reszty występów. Odbiór fanów był niesamowity. To była dosyć krótka, dwutygodniowa wycieczka, która zakończyła się na Wave Gotik Treffen w Lipsku, które było istnym zniszczeniem.

Supportowaliście Toola i Rammsteina. O ile połączenie z R+ jest całkiem zrozumiałe, to z Toolem trochę mniej… jak fani zespołu na Was reagowali?

Fani Toola to interesująca rasa. Są tak spragnieni tego zespołu, że wszystko inne jest dla nich przeszkodą. Dlatego grając codziennie przed 20 tysiącami ludzi, miałem po prostu nadzieję, że spodobaliśmy się chociaż garstce. Zagraliśmy z Toolem i Primusem 30 koncertów. Zobaczyli nas ludzie, do których normalnie nigdy nie bylibyśmy w stanie dotrzeć ze swoją muzyką. Zresztą wiedziałem, że codziennie mamy przynajmniej jednego fana wśród publiki – Adama (Jonesa – przyp.red.), który osobiście wybrał nas na support. Podczas jednego z naszych koncertów cały Tool wyszedł na scenę przebrany za wielkie pluszaki, to dodało naszemu show zabawy i dziwności i myślę, że pomogło też przeciągnąć kilka osób na naszą stronę.

Generalnie rola supportów jest dosyć trudna. Pamiętam, kiedy przed R+ grał Combichrist – myślałam, że te zespoły pasują do siebie idealnie, ale okazało się, że fani nie byli zachwyceni. Apropos Combichrist… pewnie jesteś świadom krytyki tego zespołu (link). Jakie jest Twoje zdanie na ten temat? Czy ludzie mają prawo czuć się urażeni, skoro to wszystko – jak tłumaczą muzycy – tylko sceniczny image? 

Joe jest jedną z najsłodszych osób, jakie znam! Jego kontrowersyjny image nigdy nie był w obrębie moich zainteresowań, ale mogę przyjąć to jako część sztuki, którą robią. Niestety swoim przebraniem wszedł na grząski grunt rasistowskich żartów. Trzeba się po nim poruszać bardzo ostrożnie z uwagi na internetowy ostracyzm. Joe po prostu wybiegł stamtąd sprintem – owszem, było trochę eksplozji i potknięć, ale wydaje mi się, że koniec końców nikomu nic się nie stało.

Naprawdę, w Ameryce są o wiele większe problemy na których powinniśmy się skupić niż jakieś rock’n’rollowe kontrowersje. Myślę że świat, w którym żyjemy, jest bardzo egoistyczny, jednak maskuje tę negatywną energię pod fałszywą wrażliwością czy oburzeniem. Wszyscy mają silną potrzebę formułowania kontrowersyjnych opinii na swój temat, wygłaszają gorączkowo osądy. Era „przed Internetem” była zdecydowanie lepszym środowiskiem do szokowania publiczności, ponieważ była to de facto droga jednokierunkowa.



Bardzo podoba mi się fakt, że 3TEETH otrzymujemy w całym pakiecie, Wasz wizerunek, koncerty czy teledyski są częścią większej wizji. Czemu jest to dla Was tak istotne?

Lubię patrzeć na 3TEETH jak na projekt artystyczny. Pozwala mi to na myślenie o zespole w konceptualny sposób, dostosowania intencji do tego, co chcę osiągnąć. To nadaje 3TEETH pewnej gęstości, pozwala fanom na odkrywaniu kolejnych warstw, łączeniu kropek które doprowadzają ich do króliczej nory. Wydaje mi się, że może być w tym coś inspirującego – samodzielne odkrywanie i próba zbudowania własnej przestrzeni. Wizja tego jest bardzo ekscytująca.


 


Pochodzisz z LA. Media nadały tamtejszej scenie łatkę nowej fali industrialu. Sarah z Youth Code (link do wywiadu) powiedziała mi jednak, że to spora przesada. Jak Ty to widzisz?

Poniekąd się z nią zgodzę. Podejrzewam, że ludzie odbierają tę scenę, jako coś większego niż jest w rzeczywistości. Z drugiej jednak strony nie mogę zaprzeczyć, że rzeczywiście jest nowa fala muzyki w LA, która – z braku lepszego nazewnictwa – została okrzyknięta industrialem.

W takim razie poleć mi proszę jeszcze jakieś zespoły z LA. 

Ho99o9! Dopiero co wróciliśmy z nimi z trasy. Wydaliśmy wspólnie 7” z dwoma wspólnymi kawałkami. To hybryda afro punku z industrialem. Niesamowicie utalentowani kolesie ze świetną energią. Jestem ogromnym fanem.

Warto też sprawdzić  Author & Punisher. Jednoosobowy zespół – koleś sam buduje swoje instrumenty, tworząc ścianę doomindustrialnych dźwięków.


 


Opowiedz o Lil Death Parties. Z tego, co wiem, tam wszyscy się poznaliście.

LIL DEATH była imprezą, którą zapoczątkowałem w 2011 roku i na której można było posłuchać industrialu, gotyku, hip hopu, techno, witch house i metalu. Odbywała się co niedzielę – w klubie mieliśmy ołtarz zbudowany z neonów, a na imprezy zapraszałem znanych artystów. Cały cykl wyglądał jak żywcem wyjęta z książek William Gibsona. Piękne czasy. Z czasem Lil Death zaczęła gromadzić ludzi podobnie myślących i posłużyła do zebrania czarnego szlamu, z którego ulepiliśmy 3TEETH.

Co miesiąć wypuszczaliśmy też mixtape’y innego artysty goszczącego na naszych imprezach. To z pewnością da jakiś zarys dźwiękowej mapy Lil Death:

Pomiędzy pierwszym a drugim albumem 3TEETH są 3 lata przerwy. Czego nauczyliście się w tym czasie?

Myślę, że nauczyliśmy się być zespołem przez te trzy lata. Pisząc pierwszy album nie mieliśmy żadnych oczekiwań. Po prostu chcieliśmy stworzyć coś, czego sami chętnie byśmy słuchali. Fakt, że spodobało się to innym ludziom, dla nas było tylko bonusem. Nawet w najśmielszych snach nie spodziewalibyśmy się, że pojedziemy w trasy z tak wielkimi zespołami.

Te trzy lata to głównie trasa koncertowa i rozwój zespołu, poszukiwanie kierunku, jaki chcielibyśmy obrać. Kiedy zaczęliśmy pracę nad drugim albumem, dokładnie wiedzieliśmy, jak chcemy, żeby brzmiał. Miało być jeszcze ciężej i głośniej – ten rodzaj dźwięku, który jest w stanie wypełnić stadion. Dużo czasu spędziliśmy na poszukiwaniu tych konkretnych tonów, które nadałyby nam pewien rodzaj dźwiękowej przestrzeni. Tego zdecydowanie brakowało pierwszym albumie.

Gdzieś czytałam, że drugim albumem zespół udowadnia, że sukces pierwszej płyty nie był przypadkiem. Czym w takim razie będzie dla Was album numer trzy?

Ciesze się, że drugi album został pozytywnie przyjęty, ale szczerze mówiąc, staram się nie zawracać sobie tym specjalnie głowy. Aktualnie jestem naprawdę skupiony nad kolejną płytą, zależy nam, żeby to był nasz najlepszy materiał. Mieliśmy wielkie szczęście i zakontraktowało nas Sony, co pozwala nam teraz całkowicie skupić się na muzyce. W przypadku poprzednich albumów wszyscy mieliśmy regularne prace, więc to naprawdę ogromny luksus. Dodatkowo świadomość, że fizyczne wydanie krążka wesprze duża wytwórnia sprawia, że czujemy się bardzo podekscytowani.

Która piosenka 3TEETH jest dla Ciebie najważniejsza?

To całkiem trudne pytanie. Wydaje mi się, że „Insubstantia”. Mam bardzo osobisty stosunek do tego utworu, przypomina mi o bardzo konkretnym czasie w moim życiu.

Jaka była najdziwniejsza recenzja, jaką przeczytałeś o 3TEETH?

Koleś o imieniu Kalias zrecenzował nasz debiut na łamach Trebuchet Magazine. Napisał bardzo ostrą recenzję, która uświadomiła mi bardzo dużo rzeczy na temat nie tylko płyty, ale też samego siebie. Później dowiedziałem się, że Kalias jest absolwentem London School of Economics. To wiele mi wyjaśniło.


3 Teeth [Album Review]


Dzięki za wywiad!

Posted in WywiadTagged ,